Kocham owoce i kocham słodycze. O ile tą pierwszą miłość staram się przekazać Czekoladce, o tyle drugą próbuję ograniczyć do minimum. Oczywiście zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku zachowuję zdrowy rozsądek i staram się wszystko jakoś wyważyć. Do tej pory Bartuś, poza biszkoptami, kilkoma wafelkami śmietankowymi (tak... uległam dziecku), herbatnikami, liźnięciem bitej śmietany (wymuszonymi wielkim płaczem ;)) i kaszkami na śniadanie nie zaznał smaku słodkich przekąsek. Wiadomo, że wolałabym, żeby w ogóle ich nie poznał, no ale jak to się mówi, wszystko jest dla ludzi, tylko w zdrowych ilościach. Jak z wafelków i herbatników momentalnie zrezygnowaliśmy po incydencie z zakrztuszeniem, tak biszkopty dalej królują w "słodkich przekąskach", ale myślę, że to i tak "pikuś" przy szamanej czekoladzie przez niektóre dzieci (żeby nie było, nic do tego nie mam, ale ja na razie wolę uczyć Bartka innych smaków). Do picia dostaje tylko przegotowaną wodę źródlaną niegazowaną i cieszy mnie jego niechęć do wszelkich słodkich napojów. W zamian za te zmiany, by osłodzić troszkę życia naszemu słodkiemu Karmelkowi, do Czekoladowego menu wprowadziliśmy smaczne owoce - malinki, truskaweczki oraz banany (niekoniecznie słodkie hehe). Z tej całej trójcy najbardziej przypasowały mu banany (akurat to żadna nowość, bo ma z nimi do czynienia już od dłuższego czasu, ale też staram się kontrolować ich ilość w menu), w drugiej kolejności malinki, a na końcu truskawki. I tak nasza Czekoladka osładza sobie swoje już słodkie życie :))) Ech, żeby jeszcze Mama tak rzuciła słodycze, to już byłoby idealnie :P
***
Przy okazji wczorajszego zakupowego wpisu zapomniałam opisać śmieszny incydent z udziałem Małej Czekoladki, ekhm... chyba powinnam napisać z udziałem Małego Czekoladowego Podrywacza, który to flirtował z ekspedientką w Top Secret! Tuż po wejściu do sklepu, najpierw niewinnie uśmiechał się spod smoczka do sprzedawczyni, by po chwili przejść krok dalej i delikatnie zacząć machać rączką na wzór "papa" i puszczać oba oczka, by już na końcu podać rękę Pani i uśmiechać się do niej "całą gębą". Oczywiście Pani nie została obojętna na Czekoladowe amory i zaczarowana Czekoladką szybciutko pobiegła umyć smoczek Czekoladki, który upadł na ziemię :D Ach i jak tu nie wierzyć w słowa pewnej pani spotkanej na spacerku, która krzyczała za Bartkiem: "To będzie pies na baby, mówię Wam, to będzie pies na baby".
A jeśli już jestem przy temacie zakupów - kolejna sprawa, o której wczoraj zapomniałam napisać. To, że dziecko mi dorasta to nic, ale że robi się z niego prawdziwy pomocnik, to coś! Muszę się pochwalić i przekazać Wam, że wczoraj wszystkie lżejsze zakupy Bartuś własnoręcznie wyciągał z toreb i podawał Babci do schowania. Jest postęp? Jest :) Mój Duży Mądry Chłopiec <3 Ależ jestem duuuumna :)))) To kolejny, po składaniu Babcinego łóżka, objaw niesienia pomocy innym przez Czekoladkę haha.
***
mmmmmmmmm owocow nie zastapi nic :)
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam z tego "psa na baby" :D
OdpowiedzUsuńOj tak lepiej gdy dziecko je zdrowe owoe niz slodycze, my Ameli dali "poliza" gorzka czekolade i troszecze miodziuku babcia jej przemycila pod moja nieobecnosc ale sprobowac moze w przyszlosc mam zamiar zrobic slodyczowy weekend jak u znajomych ze tylko w weekend veda slodycze oczywiscie w malych ilosciach np w postaci deseru czy jakiegos wafelka i wiem ze zdaje to egzamin bo dziecko zna co to slodycze ale wie ze sa one tylko w wyznaczony dzien :)))
OdpowiedzUsuńhmmm ale to chyba część owoców które Karmelek pałaszuje .... ?
OdpowiedzUsuń