czwartek, 28 marca 2013

Pożegnania nadszedł czas.

Dwa lata razem - dla jednym to dużo, dla drugich w sam raz. Dla mnie jako matki za długo. Dla Czekoladki jako dziecka w sam raz. Do pożegnania podchodziłam nie raz, nie dwa. Zawsze kończyło się na tym samym. Troszkę z wygody, troszkę z żalu wciąż kontynuowaliśmy to, co zaczęliśmy ponad 2 lata temu. Aż do pamiętnej choroby. Wtedy to, Czekoladka sam zadecydował, że dorósł i pożegnał się ze swoim przyjacielem - SMOCZKIEM.  Obyło się bez płaczu, obyło się bez krzyku. Po prostu naturalna kolej rzeczy. Teraz na widok smoczka krzywi się i mówi: Blee. Dla bezpieczeństwa pochowałam wszystkie smoczki, co by Czekoladka na nowo za nim nie zatęsknił. Nie chciałam o tym pisać od razu, ale teraz po ponad tygodniu mogę oficjalnie ogłosić, że POŻEGNALIŚMY SIĘ Z PANEM SMOCZKIEM. Ulga! Naprawdę. Nie mogłam przeżyć, że dwuletnie dziecko wciąż zasypia z 'cycusiem' - bo w ciągu dnia raczej Bartuś nie domagał się smoka od dłuższego czasu.
Pamiętam, gdy jeszcze nie byłam mamą, nie mogłam patrzeć na 'duże dzieci' ze smoczkiem. Zawsze byłam przekonana, że moje dziecko pożegna się z cumelkiem po pierwszych urodzinach. Yhy. Życie i charakter Czekoladki zweryfikował moje postanowienie ;) No, ale... Grunt, że się udało. Niepotrzebne były podchody z odcinaniem kawałka smoczka, czy tłumaczenie, że ukradł go sąsiad ;) Samo przyszło, samo poszło. Jestem dumna z Czekoladki, że sam zrozumiał, że już nie jest dzidziusiem, tylko dużym chłopcem :) Brawo :*


***
 

czwartek, 21 marca 2013

1/2 Tanzanii w domu.

Czekoladka jest 'biednym dzieckiem'. Non stop ktoś mu znika, non stop ktoś wyjeżdża na dłużej - jedynie Mama jest przy nim 24h na dobę. Ledwo zdąży się przyzwyczaić, że kogoś nie ma, a ten ktoś już powraca. Podobnie działa to w drugą stronę - ledwo przyzwyczai się, że ktoś jest, a ten ktoś już pakuje swoją walizkę i wyjeżdża. Tak jak Wujek Marcinek {Czekoladka właśnie tak mówi o swoim chrzestnym - Marcinek}, który dzisiaj w nocy wrócił z Tanzanii. O tym, że powróci Bartuś wiedział od dnia wczorajszego. Na każde moje: A wiesz, że jutro wraca Marcinek?, Czekoladka krzyczał: Marcinek? Stttttąąąąd! Co oznaczało mniej więcej tyle, że Bartuś nie chce widzieć wujka z powrotem w domu. Dlaczego? Ano sprawa jest naprawdę łatwa do wyjaśnienia. Marcinek, pomimo swoje dorosłego wieku, lubi dokuczać swojemu Czekoladowemu Chrześniakowi. A to zabierze mu zabawkę, a to przytuli Czekoladkę, gdy ten nie ma na to ochoty, a to nie pozwoli mu posiedzieć na komputerze... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Oczywiście Wujek mówi, że on się w ten sposób bawi z Bartusiem, ale Bartuś ma na ten temat inne zdanie. Pewnie pomyślicie sobie, że Czekoladka nie lubi wujka. Nic bardziej mylnego. Gdy Wujek za długo nie przychodzi do Bartusia, ten go woła i chowa się za Mamę. Mało przekonujące? No to wyobraźcie sobie tylko, że w praktycznie każdej bajce, Bartuś dziwnym trafem odnajduje Marcinka - a to w chłopczyku tańczącym w rytm muzyki, a to w innym stworku. Marcinek jest wszędzie. I o dziwo jest lubiany przez Czekoladkę.


Pewnie ciekawi Was, jak wyglądała reakcja Czekoladki na powrót Wujka? Na początku był wieeeeeelki płacz {Mama! Widziałem Marcinka. A potem ryyyk}, potem lekkie zaciekawienie, a na końcu wspólna zabawa. Można? Ano można. Jak widać, nie taki Wujek straszny, jak go Czekoladka maluje :D

Tym bardziej, że Wujek przywiózł mnóstwo smakołyków z Tanzanii, które zagościły w naszych brzuszkach. Oczywiście owe smakołyki znalazły się u Wujka w torbie, dzięki Dużej Czekoladce, no ale nie będziemy już w to wnikać. I tak Bartuś miał okazję skosztować smażonych bananów, soku z mango, ryby prosto z Oceanu Indyjskiego i słodkich ziemniaków :) Czy smakowało? Odpowiedzią niech będzie Czekoladowe: "Mniam, mniam, mniamyyyyy" :)

Teraz tylko czekamy na powrót Czekoladowego Taty i masy kolejnych smakowitych podarunków :D

***

środa, 20 marca 2013

Czekoladka we własnej osobie :)

Zabawne - jeszcze dziś rano nosiłam się z zamiarem zamknięcia bloga i pożegnania się z wszystkimi czytelnikami Naszego Czekoladowego Szczęścia - by tuż po południu na nowo odnaleźć sens dzielenia się z Wami naszymi losami. Blog ten, to część mojego życia - tego obecnego, bo dawniej nie wyobrażałabym sobie pisać o swoim życiu w tak publicznym miejscu. Prawdą jest, że nie piszę tutaj o wszystkim - dużo spraw zachowuję dla siebie i swojej rodziny - nie lubię narzekać, wypłakiwać się i prać publicznie brudów. Moje życie to nie bajka, ale życie Czekoladki - jak każdego dziecka, niech chociaż przez tych paręnaście lat bajką będzie. Wielu osobom to nie odpowiada, ale przecież w sieci jest cała masa blogów - do koloru i wyboru - więc nigdy nikogo nie zmuszałam i nie zmuszam do czytania moich wypocin.

Wiem jednak, że część z Was wciąż ze mną jest. Dostaję masę pięknych maili, z wieloma osobami naprawdę się wirtualnie 'zaprzyjaźniłam'. Doceniam to i dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście, nawet jak czasami mnie tutaj nie ma.

wtorek, 12 marca 2013

{Niestety} kolekcjonujemy naklejki.

Za nami kolejna wizyta u lekarza. Nie u naszego pediatry, a u przemiłego pana doktora, który z każdą wizytą nieświadomie 'pcha' mnie do zmiany lekarza prowadzącego Czekoladkę. Nie wiem dlaczego, ale darzę go dużym zaufaniem. No, ale to temat do przemyślenia, nie będę nic robić pochopnie. Na tą chwilę i tak pan doktor prowadzi 'sprawę' Bartusia. Jak tym razem przebiegła wizyta? Czekoladka od momentu ujrzenia budynku przychodni płakał i nie chciał wejść do środka - doskonale wiedział, po co tam idziemy. Na szczęście po parunastu minutach płaczu, zdecydował się wejść na Babcinych rękach, a po kolejnych minutach, dał zdjąć sobie kurtkę, czapkę i rękawiczki, i nawet bawił się z dziećmi, które także czekały na swoją wizytę lekarską {!!!!}. Jestem pozytywnie zaskoczona, tym bardziej, że do tej pory Czekoladka nie bardzo lubił towarzystwo innych dzieci. Teraz to się zmieniło - znakiem tego niech będzie fakt, że Bartuś dał swój samochodzik dziewczynce do zabawy :D Wiem, dla niektórych rodziców to norma, ale dla mnie to nowość. Sama wizyta u lekarza też przebiegła w mniejszym krzyku niż ostatnio. Bartunia dał zbadać sobie plecki, brzuszek no i gardziołek. Dostaliśmy nowe recepty i nowe lekarstwa. Ech. Normalnie serce mnie boli, jak widzę, ile tego wszystkiego jest :( Doktor powiedział, że naprawdę nie lubi dawać tyle lekarstw dzieciom, no ale w tym przypadku musimy tak postąpić. Ja się z nim zgadzam, tym bardziej, że wczoraj przewertowałam fora w poszukiwaniu informacji o chorobie Bartusia i tam też wyczytałam, że lepiej dodać kilka leków niż coś zaniedbać. No i tak robimy. Poza nową receptą, Czekoladka dostał drugą naklejkę 'dzielnego pacjenta' - mam nadzieję, że nasza kolekcja nie powiększy się o kolejne naklejki {no ok, nie wliczam naklejki na kontroli u pana doktora ;)}.

poniedziałek, 11 marca 2013

Wszystko się komplikuje.

Wiem, że ostatnio jestem monotematyczna - jak nie karmienie {a właściwie jego brak}, to choroba Czekoladki, ale uwierzcie mi, że te dwa tematy totalnie zawładnęły moją głową. Denerwuje mnie to, że lekarstwa, które przepisał lekarz nie działają {przynajmniej ja nie widzę znaczącej poprawy}. Pewnie potrzeba czasu, bo stan zapalny jest naprawdę zaawansowany, ale ja już naprawdę nie mogę patrzeć na płaczącą z bólu Czekoladkę. Widzę, jak świecą mu się oczy do 'zabronionych' produktów, jak prosi, żeby móc spróbować pomarańcza, chociaż doskonale wie, że słodkie i kwaśne jeszcze bardziej sprawiają mu ból. Biedactwo moje. Wczoraj przepłakał całe popołudnie, dopiero po podaniu syropu przeciwbólowego troszkę się uspokoił. No, ale jutro idziemy znowu do lekarza, może coś zaradzi. Ale i tak najgorsze jest to, że Czekoladka przypomniał sobie o cycusiu. Dlaczego piszę, że to jest najgorsze? Ano dlatego, że ja już prawie całkowicie straciłam pokarm! Podjęłam decyzję, że odstawiam Bartusia, więc codziennie piłam szałwię i do tego odciągałam pokarm. Dzisiaj spróbowałam odciągnąć mleko, a tam prawie nic nie leciało. Wczoraj podczas wielkiego płaczu, Bartuś wręcz błagał o cycusia, a ja musiałam zachować spokój i wytłumaczyć mu, że w cycusiach nie ma już mleczka i że teraz pijemy z kubeczka wodę lub mleko, ale nie mamine :( Serce mi krwawiło, naprawdę, ale wiem, że teraz nie ma odwrotu. Poza tym ja wiem, że on nie dałby rady ssać, tylko by się wkurzył, że go boli, a ja bym na nowo zatęskniła za karmieniem. Gaaaasz. W życiu nie sądziłam, że odstawianie od piersi to taki koszmar. Niestety jeszcze bardziej bolesny, gdy Czekoladka prosi o mleczko. Dzisiaj podczas odkurzania położył się na łóżku {zawsze tak robi, gdy odkurzam} i wołał: "Mama, cycy :)" - kolejny raz ze łzami w oczach tłumaczyłam mu, że już nie ma mleka, a on podciągnął mi koszulę, pokazał na cyca i powiedział: "Mama, mleko :)". Rannny. Muszę być twarda, muszę. Dla naszego dobra...

A tak w ogóle to marzę o wyjeździe, gdzieś daleko... daleko... daleko...


***

niedziela, 10 marca 2013

Happy Birthday Bartuniu :)

Jak już wiecie, w czwartek Czekoladka miał 2 urodziny. Z racji choroby oraz nieobecności Taty i Chrzestnego, w tym roku nie było większego świętowania. Ograniczyliśmy się do urodzinowego tortu, dmuchania świeczki i śpiewania 'Happy Birthday' w nielicznym gronie. 


Nie oznacza to jednak, że inni zapomnieli o Czekoladce. Co to, to nie :) Zarówno Babcia - Pra, jak i Czekoladowa Chrzestna pamiętali o tym ważnym dla nas dniu i złożyli życzenia Bartusiowi na piśmie :) Karteczki urodzinowe przypadły Bartusiowi niesamowicie do gustu - jedna z racji samochodów, a druga ukochanych gwiazdek :D Serdecznie dziękujemy za pamięć :*

sobota, 9 marca 2013

Jestem dziwna?

Dzisiaj powtórka z rozrywki - Czekoladka próbował ssać cyca, ale za chwilę był płacz, że go 'parzy' i 'boli'. Niestety dziąsła wciąż go bolą, to i cycusiać biedak nie może. Momentami widzę, że chce, ale zwyczajnie się boi bólu. To chyba początek końca naszej mlecznej przygody.

A ja? Siedzę, analizuję i w głowie tworzę sobie listę plusów 'cycusiowej wolności':
-będę mogła ćwiczyć bez obawy, że lada chwila Czekoladka zapragnie cyca,
-będę mogła wyjść pobiegać, bez myślenia, że Bartuś czeka na mleczko,
-będę mogła skosztować Reddsa ;) i napić się porannej kawy z mlekiem,
-być może po ponad 2 latach w końcu uda mi się przespać całą noc,
-będę mogła jeść wszystko {chociaż raczej tutaj nie było ograniczeń ;p} i przyjmować wszystkie leki...

Po takich myślach, zaraz pojawia się opamiętanie i szereg wspomnień:
-uśmiech cycusiowy tj. podczas karmienia widać język, który próbuje utrzymać cyca i jednocześnie się śmiać, 
-zmienianie strony podczas karmienia z Czekoladową komendą: 'stronę' i moim pytaniem: 'prawą czy lewą', chociaż dobrze wiedziałam, że Bartuś chce drugiego cyca.
-szczypanie cycusia i odwracanie Maminej głowy, gdy ta chciała przerwać tą ciekawą zabawę,
-karmienie najpierw Czekoladki, a potem wszystkich miśków i samochodów,
-wołanie: "Mama cycyyyy" i szybkie kładzenie się na poduszkę i czekanie na Mamę,
-milion fotek w przeróżnych miejscach podczas karmienia piersią, zaczynając na AWFie, a kończąc na sejmie :)


Mogłabym tak wspominać i wspominać, ale czuję jak łzy napływają mi do oczu. Wiem, że Czekoladka dorasta, to nieuniknione i muszę mu na to pozwolić, nie zmienia to jednak faktu, że w głębi duszy przeżywam swoją małą żałobę. Czas się pogodzić z końcem karmienia, a w myślach pielęgnować te wszystkie cycusiowe chwile i cieszyć się, że było mi dane karmić tak długo...

Heh, i pomyśleć, że sama 'śmiałam się' z mojej Babci, która mówiła, że nie może patrzeć jak karmię, bo tęskni do tych chwili...

***

piątek, 8 marca 2013

Niespodziewany obrót zdarzeń.

Dzisiaj mijałoby 2 lata, jak karmię Czekoladkę piersią. Niestety nie mija. Od wczoraj Bartuś zwyczajnie odrzucił cyca. Wiem, że ma to związek z jego chorobą {byliśmy dzisiaj u lekarza i okazało się, że Czekoladka ma zapalenie ślinianek i mocno zaczerwienione dziąsła}, ale sama nie bardzo wiem, jak mam się zachować w tej sytuacji. Do niedawna zastanawiałam się, jak w bezbolesny i bezstresowy sposób zrezygnować z karmienia piersią, a teraz, gdy Bartunia sam zadecydował, że to koniec, ja nie umiem się w tym wszystkim odnaleźć. Nie wiem, czy mam iść do lekarza po tabletkę na zatrzymanie laktacji, czy mam przeczekać okres choroby, bo być może jeszcze mu się odmyśli i zapragnie na nowo cyca. Z jednej strony jestem zadowolona, że to byłaby jego decyzja, a z drugiej serce mi pęka na myśl, że to ma być koniec naszej mlecznej przygody. Wiem, wiem - Czekoladka ma już dwa lata, więc wg większości to już najwyższy czas, żeby przestać się karmić, ale z drugiej strony, ja wcale nie jestem gotowa na to rozstanie. Na tą chwilę odciągam mleko wszystkimi możliwymi sposobami, walczę z bólem piersi i piję szałwię, która ma mi pomóc w zmniejszeniu wytwarzania mleka. Co będzie potem? Sama nie wiem, ale coś czuję, że wraz z 2 rokiem, Czekoladka wkroczył na inny poziom - nie jest już małym dzidziusiem, tylko dużym chłopcem, który musi się uniezależnić od Mamy...


Jeśli mogę prosić w komentarzach o rady na temat domowego zatrzymania laktacji albo jej zmniejszenie - będę wdzięczna, bo moje piersi naprawdę wołają o Czekoladową Buźkę! Aaaaa.... :(

***

czwartek, 7 marca 2013

Czekoladka ma DWA LATKA :)

Niestety urodzinek nie spędzamy w uroczystych nastrojach - od wczoraj Bartuś gorączkuje. Całą noc spał niespokojnie, budził się praktycznie co godzinę, a o 4 wstał na dobre. Ech. Coś czuję, że tym razem bez lekarza ani rusz - to już prawie 3 tygodnie jak chorujemy. Masakra jakaś.
Jedynym plusem tej całej sytuacji było to, że mogłam zaśpiewać mu "Happy Birthday" dokładnie o 5:45 - czyli o tej samej godzinie, o której się urodził. Chociaż to poprawiło mu troszkę humor. Wygłupiałam się z pacynkami na rękach i tańczyłam dla mojego Czekoladowego Solenizanta w rytm urodzinowej piosenki :)


Z okazji 2 urodzin postanowiłam uwiecznić Czekoladową rączkę na papierze - nie zmuszałam go do pomalowania dłoni {po lewej stronie rączka 9miesięcznego Bartusia} - ale tym razem odrysowałam ją na kartce papieru. O dziwo Czekoladka współpracował i z dumą oglądał swoją odrysowaną dłoń. Teraz mam pamiątkę, że hoho. Za rok zrobię porównanie i także odrysuję, wtedy już 3 letnią Czekoladową rączkę :)


Synku, kochany mój - w tym wyjątkowym dniu życzę Ci przede wszystkim ZDROWIA - bo jestem pewna, że miłości i szczęścia w życiu Ci nie braknie, gdy będziesz zdrowy. Sto lat Czekoladko :*

***


piątek, 1 marca 2013

Mama karmiąca ma zapalenie zatok.

Tak jak w tytule. Od prawie 2 tygodni zmagam się z przeziębieniem - na początku był to intensywny ból gardła, który przeszedł w ból migdała, a następnie pojawił się katar. Nie było by w tym nic nowego, gdyby nie fakt, że po wyzdrowieniu {tak mi się wydawało}, nagle w nocy obudziłam się ze straszliwym bólem gardła/nosa/szczęki i dziąseł. Do tego doszedł przeraźliwy katar {kolor i inne szczegóły Wam oszczędzę}. Wczoraj nie mogłam normalnie schylić głowy w dół - kąpanie Bartka było dla mnie olbrzymim wyzwaniem. Po krótkiej analizie objawów doszłam do wniosku, że mam zapalenie zatok przyszczękowych - naprawdę nie pamiętam, żebym kiedykolwiek podobnie cierpiała. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chciałam dzisiaj iść z Czekoladką na bilans dwulatka, no ale nie będę ryzykować zdrowia malutkich dzieci - nie chcę nikomu dziecka zarazić, więc wybierzemy się do pediatry, jak tylko dojdę do siebie.

Mama od razu chciała mnie wysłać do lekarza, co by mnie obejrzał, ale stwierdziłam, że zanim podejmę tak radykalne kroki, postaram się doleczyć domowymi sposobami. Pewnie większość z Was powie, że lepiej od razu wziąć antybiotyk, ale jest jeden myk - jestem uczulona na penicylinę i każdy antybiotyk to dla mnie niepotrzebny stres i wypatrywanie objawów wstrząsu anafilaktycznego {niestety przechodziłam przez to w wieku 18 lat}, a po drugie nie chcę przyjmować antybiotyków karmiąc piersią {zresztą ja w ogóle nie lubię leków i naprawdę mało ich brałam w życiu}.

Jak się leczę karmiąc piersią?
-na kaszel piję okropny wywar z imbiru {o fuuuuuj, ale naprawdę pomaga},
-na zatoki stosuję maść kamforową i amol, dodatkowo robię sobie inhalacje z gorącej słonej wody,
-na ból gardła 'cyckam' plasterek imbiru {ostrzegam - piecze jak jasna cholera ;)}

Muszę stwierdzić, że od wczoraj widzę wielką poprawę - przede wszystkim po inhalacji z gorącej słonej wody. Na początku próbowałam inhalacji wody z azulanem, ale mało mi pomogła. Sól w moim przypadku okazała się zbawienna. 

Wczoraj na fanpage'u dostałam kilka fajnych propozycji na domową walkę z zapaleniem zatok m.in. "ugotowane i potłuczone ziemniaki położone na ściereczce na miejsca, gdzie znajdują się zatoki. Przykryć ręcznikiem i trzymać aż czuć chłód; liście kapusty działają antyzapalnie - przykładać lekko rozgniecione, bez nerwu środkowego miejsca ze stanami zapalnymi; ograniczyć węglowodany w diecie, przynajmniej podczas leczenia;" - jest to rada od koleżanki mojej Mamy, za którą baaaardzo dziękuję :) Dzisiaj muszę spróbować także tych sposobów, chociaż muszę przyznać, że po wczorajszych inhalacjach czuję się o niebo lepiej :)

Jeśli znacie jakieś skuteczne metody dla kobiet karmiących na przeziębienie to poproszę o nie w komentarzach. Buziaki :)

***