Niesamowite jak pozornie błahe rzeczy potrafią analizować, opisywać i zapisywać rodzice. Przed pojawieniem się Czekoladki na tym świecie, w życiu nie podejrzewałabym, że będę dzielić się z kimś informacjami o swoim życiu osobistym, a już na pewno nie pomyślałabym, że będę pisać o takich "głupich" rzeczach jak pokazywanie języka przez dziecko, czy pierwsza wizyta na huśtawce. Jak widać, zasada "nigdy nie mów nigdy" jest bardzo życiowa i idealnie odnosi się do tego pamiętnika. Bo dzisiaj znowu będzie o "głupotach", tak szczegółowo przeze mnie opisywanych, które kocham i chcę zachować w pamięci. Bo będzie o zakupach... z Czekoladką.
Zawsze, gdy chodziłam na zakupy z Bartusiem, starałam się zrobić je jak najszybciej, z powodów czysto prozaicznych - po pierwsze supermarkety to skupisko bakterii i zarazków, a po drugie dziecię moje jest bardzo niecierpliwe i nienawidzi siedzieć w jednym miejscu dłużej niż 4 minuty (a że jeszcze wtedy nie umiało chodzić, zmuszone było wędrować na moich rękach tam, gdzie ja tego chciałam, a on niekoniecznie ;))), dlatego wspólne zakupy z reguły sobie odpuszczałam. Natomiast dzisiaj, zachęcona wczorajszym grzecznym restaurowaniem, zdecydowałam się zrobić mały eksperyment i postanowiłam spróbować przekonać Bartusia do małego spożywczego szopingowania. I muszę się Wam pochwalić, że próba zakończyła się (prawie) sukcesem - Czekoladka grzecznie siedział w wózkowym koszyku, rozglądając się i zaczepiając innych kupujących, rozczulając Mamę swoim widokiem. Nie wiem czemu, ale widok mojego (jeszcze do niedawna małego) Bobaska w Carrefour'owym koszyku totalnie mnie wzruszył. Jak inne dzieci, w tych samych koszykach w ogóle na mnie nie działają, tak Czekoladka momentalnie chwyta mnie za serce. I tak spacerując sobie pomiędzy tymi wszystkimi regałami, wkładając poszczególne produkty do koszyka (i jednocześnie analizując kiedy ten Mój Skarb tak urósł), nagle usłyszałam dobrze mi znany jęk mojej znudzonej Czekoladki :)))
Hihihi, i tak w sekundzie Czekoladka znalazł się na rękach Dziadka, który z dumą paradował z Wnuczkiem po sklepie, raz po raz słysząc, jakie to ma ładne dziecko na rękach :))))
***
chyba tylko druga mama jest to w stanie zrozumieć:)
OdpowiedzUsuńnie wiem, ja chyba jestem dziwna, zawsze wchodząc na bloga spoglądam w blogroll czy czasem na mtoto-wangu nie ma nowego posta. Nie mam dzieci i póki co nie chce mieć, ale uwielbiam tu zaglądać, czytać Twoje wpisy i oglądać Wasze zdjęcia. Patrzeć jak Czekoladka z małego Bartusia zmienia się w "dorosłego" Człowieka :D. To takie urocze :). I czekam na Waszą wyprawę do Tanzanii :), bo wiem, że nie omieszkasz zdać nam ciekawych relacji z odległego zakątka :).
OdpowiedzUsuńojej, niezmiernie mi miło :) możesz być pewna, że gdy tylko uda nam się odwiedzić Tanzanię, znajdziesz tutaj mnóstwo zdjęć i informacji z naszej wyprawy:)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Już sobie go wyobraziłam :))) wybacz ale chyba bym go wyrwała z tego koszyka i zacałowała ;))))
OdpowiedzUsuń;) spacer z maluszkiem w wózku, czy tym bardziej na rękach to jest to :) zwłaszcza, gdy maluch nie jest już wyjącym w niebo głosy noworodkiem :D
OdpowiedzUsuń