środa, 29 lutego 2012

Garść ciekawostek rodem z Tanzanii :)

Po tych kilku ciężkich dniach (a właściwie nocach), powracam do Was  z nową dawką tanzańskich ciekawostek. Dzisiaj w głównej mierze skupię się na instytucji małżeństwa, na jego zawieraniu oraz rozwiązywaniu, a także znajdzie się kilka innych mniej lub bardziej ważnych spraw. Skąd taka tematyka? Wieczorami, gdy już Bartunia oddaje się w objęcia Morfeusza, lubię prowokować pewne rozmowy i wyciągać z Dużej Czekoladki różne tanzańskie kwestie. Tak też było tym razem. Dzięki mojemu sprytowi, zupełnie przez przypadek udało mi się zdobyć kilka prawnych i kulturowych ciekawostek rodem z Tanzanii. 
  • MAŁŻEŃSTWO OKIEM PRAWA TANZAŃSKIEGO 
- żeby tak od razu nie zaczynać rozwodem, to zdecydowałam się na pewną chronologię, najpierw małżeństwo, potem dzieci, a na końcu rozwód  ;)) (chociaż jakby tak spojrzeć na naszą rodzinę, to u nas było troszkę na odwrót, najpierw Czekoladka, a potem małżeństwo, o rozwodzie na razie cicho, no aaaale nie chwalmy dnia przed zachodem tanzańskiego słońca, c'nie? ;)). Hihihi, ale do rzeczy. Według prawa tanzańskiego związek małżeński może zawrzeć wolna kobieta w momencie osiągnięcia 15 lat i wolny 18-letni mężczyzna (nie skupiam się tutaj na religii muzułmańskiej, u której jest troszkę inaczej, gdyż dopuszczalna jest poligamia). Sąd w uzasadnionych przypadkach może obniżyć wiek kobiety do 14stu lat. Na moje pytanie, po co w ogóle brać ślub w tak młodym wieku, usłyszałam od Męża odpowiedź: "Bo jak się ludzie kochają, to na co mają czekać?". No, ok nie wnikam. Osoby poniżej 18 r.ż. chcące wstąpić w związek małżeński muszą mieć zgodę swoich opiekunów prawnych, pełnoletnie osoby, tej zgody mieć nie muszą ;)))

  • MACIERZYŃSTWO
- w okolicach terminu porodu, kobieta będąca w zaawansowanej ciąży (8-9 miesiąc ciąży), tymczasowo wyprowadza się od Męża do rodzinnego domu (tj. miejsca, gdzie mieszka Mama) i tam w jej towarzystwie oczekuje pierwszych symptomów zbliżającego się porodu. Tuż po porodzie, Matka wraz z córką,  po opuszczeniu szpitala (Mama także pomaga córce w szpitalu) ponownie wprowadzają się do mieszkania Męża i razem zajmują się wychowywaniem i opieką nad nowonarodzonym dzieckiem. W sytuacji, gdy Mama córki nie żyje, jej rolę przejmuje teściowa, z tym jednak wyjątkiem, że teściowa wprowadza się do mieszkania Syna, już w ostatnich miesiącach ciąży Synowej (hihihi, co Wy na to? Skorzystałybyście z takiej pomocy :)?). Kiedy młoda Mama gotowa jest samodzielnie zająć się opieką nad dzieckiem, Mama/Teściowa wraca do swoich obowiązków (co nie znaczy, że już nie opiekuje się wnuczkami ;)). Teraz widzę, jak bardzo moja rodzina podobna jest do wzorca tanzańskiego :) U nas, podobnie jak w Tanzanii, od pierwszych chwil życia Bartusia, mogę liczyć na pomoc i wsparcie Mamy. Hihihi... I pomyśleć, że to już roook oO. Dziękuję Ci, Mamooo :*

  • ROZWÓD A DZIECKO
- nooo i w końcu doszliśmy do tej kwestii, która mnie zainspirowała do wpisu ;)). Otóż wszystko zaczęło się od naszej wieczornej rozmowy nt. czy w momencie rozwodu rodziców, dziecko pochodzące z małżeństwa powinno zostać przy Mamie, czy może przy Tacie. Nie raz, w żartach przekonuję Dużą Czekoladkę, że w prawie polskim jest zapisane, że dziecko powinno zostać z Mamą i Tata nie ma nic do gadania (hehe jak wiemy, nie do końca tak jest i decyzja zależy od wielu ważnych czynników ;)). Oczywiście Duża Czekoladka, nie do końca mi wierzy, ale też nie doszukuje prawdy, gdyż przekonany jest, że nawet jeśli Synek zostałby ze mną, to w przyszłości poszukiwałby swoich korzeniu, a tym samym Taty. Sama nigdy do tego nie chciałabym doprowadzić, moim marzeniem jest stworzenie dla Czekoladki pełnego miłości domu, w którym dostanie wzorce szacunku i obraz kochających się rodziców (co, nie znaczy, że uważam, że uparcie trzeba być z osobą, z którą takich wzorców nie da się stworzyć. Nie raz tak bywa, że dwoje ludzi nie są sobie pisani i czasami oddzielne życie jest o wiele korzystniejsze dla nich samych, a przede wszystkim dla zdrowia i komfortu psychicznego dziecka). Jak wygląda sytuacja w Tanzanii? To, co mnie naprawdę zaskoczyło w prawie tanzańskim to zapis, na mocy którego to kobiecie, do osiągnięcia 7 roku życia dziecka, przyznawana jest pełna władza rodzicielska. I nie ma tu znaczenia, czy kobieta ma do tego warunki, czy też nie. Ten problem rozwiązany jest poprzez sądownie narzucone alimenty płacone przez ojca dziecka. Do 7 roku życia, ex mąż ma obowiązek płacenia ex żonie odpowiedniej sumy zapewniającej dostateczne warunki życia oraz stałą opiekę medyczną dla swojego dziecka.  Sytuacja może ulec zmianie, dopiero w chwili osiągnięcia przez dziecko wieku powyżej 7 r.ż, wtedy to, sądownie przyznawana jest decyzja, co do dalszej opieki nad dzieckiem. Wyjątkiem od tej zasady, są oczywiście sytuacje patologiczne typu: alkoholizm lub zażywanie narkotyków przez matkę, w takim przypadku decyzja  reguły jest na korzyść ojca nawet przed wyznaczonym wiekiem dziecka. Nie powiem... Kontrowersyjna sprawa. Ile razy bywa tak, że to ojciec traktuje lepiej dziecko, od rodzonej matki... Myślę, że takie kwestie powinny być rozpatrywane indywidualnie. No, ale niestety to nie ja ustalam prawo i moje zdanie nic nie zmieni. 
Wniosek? Lepiej, tuż przed podjęciem decyzji o ciąży, dobrze zastanowić się, czy dana osoba, jest tą, z którą chcielibyśmy być do końca naszego życia i wychowywać przyszłe dzieci. (Haha, reakcja mojego Męża na te słowa - A ile będziemy mieć dzieci? Moja odpowiedź: Jedno. Mąż - To trzeba tam zmienić "wychowywać dziecko, a nie dzieci" Ja - A skąd mogę wiedzieć, czy w przyszłości nie będzie jeszcze jednego? ;))
My z Dużą Czekoladką, pomimo wielu różnic kulturowych i różnych spojrzeń na świat, jesteśmy o tym przekonani :))):* 


Nooo... To by było na tyle, tych małżeńskich ciekawostek rodem z Tanzanii. W tajemnicy powiem Wam, że pisałam ten wpis ponad 5h, z przerwą na drzemkę z Czekoladką :)))) Tak jak pisałam na wstępie, mamy za sobą ciężkie noce, które najprawdopodobniej zwiastują kolejne ząbki... Aaaa...

***
Przypominam o giveaway, w którym do zgarnięcia są buciki Stonz oraz torba ekologiczna. Po więcej szczegółów odsyłam TUTAJ.


***

poniedziałek, 27 lutego 2012

Nie chwal dnia przed zachodem słońca...

A ja niestety to uczyniłam we wczorajszym wpisie. Niestety, ta noc do najprzyjemniejszych nie należała i dużo w tym mojej winy. Tak się rozkręciłam z tym tanzańskim jedzeniem, że poprosiłam Męża o chipsi mayai na kolację, co było przykre w skutkach. Moje łakomstwo zostało ukarane i to w najgorszy z możliwych sposobów, bo odbiło się ono na Malutkiej Czekoladce, która całą noc skręcała się z bólu brzucha :( Niestety, znowu nadszedł czas na powrót do dietki eliminacyjnej i spożywania pokarmów tolerowanych przez Czekoladowy brzuszek. I pomyśleć, że większość kobiet karmiących nie ma takich problemów i bez nieprzyjemnych skutków może zajadać się nawet kapustą z grochem. Sic! Chociaż jakby się tak przyjrzeć temu wszystkiego, to znajduję plusy takiej sytuacji :D W końcu idzie wiosna i sama powinnam zacząć dbać o to, co jem, dla swojego zdrowia psychicznego i fizycznego. A, że teraz mam powód, to już inna bajka :) Szkoda tylko, że w tak niemiły i bolesny sposób musiałam się o tym przekonać. Bartusiu, mam nadzieję, że wybaczysz Mamie to wieczorne pazerstwo. Obiecuję poprawę. Na szczęście, teraz Czekoladka odsypia nockę przy boku Babci :) Nie wspomnę, że i Tata sobie leniuchuje ;))))) A ja dla odmiany pomalowałam pazurki na niebieski kolorek (wybaczcie, mam manię lakierów do paznokci, obecnie czaję się na neonową żółć i pomarańcz :P) i  przeglądając oferty sklepów w poszukiwaniu wiosennych modowych inspiracji (po przeglądnięciu samej oferty H&M dochodzę do wniosku, że przydałoby się zagrać w lotto ;)), pedałuję sobie na rowerku (trzeba w końcu spalić "wyrzuty sumienia" ;)).


***
Przypominam o giveaway, w którym do zgarnięcia są buciki Stonz oraz torba ekologiczna. Po więcej szczegółów odsyłam TUTAJ.

***

niedziela, 26 lutego 2012

Pielucha za burtą!

Wieczorna kąpiel. Roześmiany Bartunek gotowy jest do cowieczornej wyprawy w wodny świat. Z lekkim grymasem i niecierpliwością poddaje się rutynowej higienie, by po chwili zostać sam na sam ze swoimi podwodnymi szaleństwami: wodospadami tworzonymi przez Tatę za pomocą miski, "łapaniem spadającej wody", czy też... wyrzucaniem pieluchy tetrowej za wannę. Ta ostatnia czynność stała się główną atrakcją wieczornej kąpieli. Koniecznym okazało się zakupienie nieprzemakalnej ceraty ochraniającej podłogę przed rozbawionym Simbą (napuchnięte panele chyba nie prezentowały by się za uroczo? ;)) . Co prawda, zakup ten powinien być dokonany już spory czas temu, ale dopiero zabawa "pieluchy za burtą" skutecznie nas do tego zmotywowała. W ogóle po dzisiejszej kąpieli naszły mnie pewne spostrzeżenia: 

Tym razem Tata okazał się sprytniejszy i uratował fruwającą pieluchę :)

-koniec z podkładaniem tetrowej pieluchy pod Czekoladową pupkę, wszak jest na tyle dorosły i stabilny, że jest to całkiem zbyteczne (nie wiem co Bartulek sądzi na ten temat, ale myślę, że kolejny podpunkt go skutecznie przekona),
-czas wyszperać wodnych przyjaciół Czekoladki, którzy idealnie zastąpią pieluchę i wpłyną na jakość wodnych zabaw (zrezygnowaliśmy z nich wcześniej, bo Bartunek brał je do buziaczka, a nie chciałam, żeby pił surową wodę, ale teraz jest na tyle rozumny, że myślę, że śmiało można się z nimi na nowo zaprzyjaźnić :))


A jeśli już o wodnych zabawach mowa... Nie mogę się doczekać lata i Czekoladki w dmuchanym basenie! I to nie z kocykiem i zabawkami, a ciepłą wodą i powyższymi wodnymi przyjaciółmi :) Aaaaa.... Sama z radością wskoczę w bikini i popluskam się z moim Simbą :)))))


***
A jeśli już robię ten post, to nie sposób nie wspomnieć o nowym ulubionym słówku Bartulka. Jako zapowiedź tego wyrazu niech będą słowa - Asertywność poszła w kąt i teraz zamiast "Nie", króluje "Tak" :)))) W ogóle ostatnio (pomijając etap ząbkowania) Czekoladka ma nad wyraz dobry humor :) Śmieje się non stop, przytula, ładnie śpi w nocy, a nawet SAM SIĘ BAWI :) Mój kochany Król :* Jest już taki rozumny :))))

***
Przypominam o giveaway, w którym do zgarnięcia są buciki Stonz oraz torba ekologiczna. Po więcej szczegółów odsyłam TUTAJ.


***

Chipsi mayai :)

Raaanyyyy. Doczekałam się :) Mój Mąż w końcu zlitował się nad moimi kubkami smakowymi i zrobił mi moje ukochane śniadanko :) Już myślałam, że to nigdy nie nastąpi, ale jednak wczoraj udało mi się uprosić Dużą Czekoladkę o moje ukochane chipsi mayai :) Co prawda, sama obierałam do niego ziemniaki, no, ale czego się nie robi dla takiej pychotki :) Niestety z ugali nie będzie tak łatwo, z racji niepodważalnego argumentu mego Męża odnośnie mojego karmienia piersią... ale i tego kiedyś się doczekam :) Pewnie myślicie, że jestem jakąś wariatką, ale ja naprawdę kocham jedzenie zrobione przez Dużą Czekoladkę. Nie wiem jak On to robi, ale nawet pozornie zwykłe ziemniaki z jajkiem stają się podniebiennym arcydziełem :] Mniaaaam. To danie niesamowicie mocno kojarzy mi się z okresem ciążowym i naszymi wspólnymi śniadankami mmmm :))))

fot. by me - część chipsi mayai mojego Męża, dlatego z ketchupem hehe.
Ok. Po tym bardzo smacznym wstępie przechodzę do czegoś równie miłego, bo Czekoladowego :) A właściwie Babcino-Czekoladowego. Otóż mój sprytny Syneczek i jego równie pomysłowa Babcia wymyślili sobie jakiś czas temu bardzo ciekawą zabawę, która polega na rozwijaniu zmysłu zręcznościowego Małej Czekoladki. Bartunek znajdujący się po ciepłej stronie okna podąża paluszkiem za palcem Babci, która znajduje się po stronie zimnej (no, cóż... ktoś musiał, a że padło na Babcię ;))) i zaczepia Bartulka przytkniętym palcem do szyby. Oczywiście Bartusia nie trzeba długo zachęcać do tej zabawy. Z ciekawością dotyka zimnej szyby z nadzieję, że w końcu uda mu się dotknąć ciepłego palca Babci... Być może dla wielu osób to jest nic, ale dla mnie - Matki - to duże Czekoladowe osiągnięcie. Do niedawna Bartunek dotykał okna całą dłonią, a od jakiegoś miesiąca robi to za pomocą paluszka :))))) Dziwnym trafem celowanie do mojego nosa opanował duuuużo wcześniej ;)))) Ała ;)


***
Przypominam o giveaway, w którym do zgarnięcia są buciki Stonz Wear oraz torba ekologiczna. Po więcej szczegółów odsyłam TUTAJ.


***

sobota, 25 lutego 2012

Alienowe butki STONZ i... coś dla Was :)

O zakupach butkowych w przypadku Czekoladki można by pisać i pisać. Wybór odpowiedniego obuwia na Czekoladowe stópki to nie lada wyzwanie. Do tej pory każda wizyta w sklepie kończyła się albo zakupem za dużych (ale pasujących) butów, albo (co przykre) powrotem do domy w skarpetach otulonych kocem. Niestety, stopa Bartusia, z racji wysokiego podbicia, jest dość trudną częścią ciała do ubioru.


Wszystkie buty, tak pięknie prezentujące się na wystawach, okazywały się zupełnie nietrafione w chwili ich przymiarki. Na szczęście, jest na tym świecie cudowna kanadyjska firma Stonz, która wpadła na genialny pomysł miękkich, ciepłych i jednocześnie wygodnych bucików, które dzięki samodzielnej regulacji, idealnie wpasowują się na każdą stopę. Na nasze szczęście, Nasz Czekoladowy Blog zyskał uznanie tej właśnie firmy, która zaoferowała nam do przetestowania ciekawie wyglądające buciki Stonz :) Chyba nie muszę pisać, że ta cudowna informacja wywołała na mojej twarzy olbrzyyyyymi uśmiech. Po przeglądnięciu oferty sklepu online, pomyślałam tylko: "To jest to! Nie dość, że ładne i kolorowe, to jeszcze regulowane! Bingo!". Z trudem zadecydowałam, które kapcioszki zagoszczą na Czekoladowych stópkach, no, ale w końcu wybrałam słodkie Alienki rozmiar L (na razie są lekko za duże, ale dzięki regulacji ładnie dopasowują się do Czekoladowej stopy :)).


Jak prezentują się z zewnątrz to widać - są kolorowe, słodkie i przyjemne dla oka. W pierwszej chwili skojarzyły mi się ze stopami słonika haha xD Ciekawa jestem, czy macie podobne odczucia?
Natomiast to, co niewidoczne na pierwszy rzut oka, a bardzo ważne, jeśli mowa o użytkowaniu:
  • Butki wykonane są z nieprzemakalnego i wiatroodpornego, pokrytego nylonem materiału,
  • Miękkie podeszwy odporne są na ślizganie, a także mają znaczący wpływ na prawidłowy rozwój malutkich stóp,
  • Regulowane gumki zapewniają dokładne dostosowanie się do każdego rodzaju stopy,
  • Wewnątrz butków znajduje się ciepły polar, który utrzymuje temperaturę i zapobiega poceniu się stóp.


Najlepsze w butkach Stonz jest to, że są one przystosowane do każdej pory roku - na siarczyste mrozy, wiosenne roztopy, czy też jesienną pluchę. Idealnie wpisują się tutaj słowa pomysłodawczyni Stonz - "Nie ma czegoś takiego jak zła pogoda, są tylko nieodpowiednie ubrania". Dodatkowo, w zależności od pogody i upodobań można je nosić zarówno na skarpety, buciki, kapcie czy bose stopy.

Buciki dostępne są w 4 rozmiarach (S,M,L i XL - info na stronie STONZ) i niezliczonej (przeze mnie) opcji kolorystycznej i rysunkowej. Poniżej przedstawiam tylko część z oferowanych przez Stonz bucików:

http://www.stonzwear.com/default.aspx?
Jak Czekoladka zareagowała na nowe buciki? Na początku niepewnie i z duuuużą rezerwą. Był nawet moment wielkiej złości i zrzucania butków na podłogę (akurat to nie jest wyznacznik, bo z większością tak robi, wszak to Simba - kocha naturę hehe), ale z każdym dniem używania bucików przekonywał się do nich i z czasem coraz chętniej próbował pierwszych kroków.


Powiem Wam szczerze, że tak jak w przypadku kapcioszków PreShoes, tak i tym razem obawiałam się tej miękkiej podeszwy, na szczęście, jak się okazało bezpodstawnie. Bartuś, dzięki temu, że czuje podłoże czuje się pewniej i chętniej podejmuje się chodzenia. My, co prawda na razie stosujemy buciki wraz z kapcioszkami, ale podyktowane jest to w głównej mierze panującą na zewnątrz aurą, ale jestem przekonana, że już na wiosnę, gdy Bartunek na dobre opanuje chodzenie, będziemy śmiało maszerować w tych uroczych Stonz'owych bucikach :)))) Co bardzo ważne, po spacerkach w bucikach Stonz, stópki Bartulka były przyjemnie cieplutkie i suchutkie :))))

Zainteresowanych kupnem odsyłam na stronę kanadyjskiego Stonz, gdzie online możecie dokonać zakupu bezpośrednio z Kanady, bądź też wybrać opcję polską - 

Na ziarnku grochu
ul. Geodetów 7a
Józefosław
Poland
PIELUSZKARNIA
ul. Nowy Świat 22
Warszawa
00-373
Poland
SKLEP BARTEK
- Centrum Handlowe-Janki
ul. Mszczonowska 3
Janki
05-090
Poland
ZAJO
Jutrzenki 28/9
Poland

Na koniec mam dla Was bardzo, ale to bardzo miłą wiadomość. Otóż firma Stonz z Kanady, przesłała nam jeszcze jedną, dodatkową parę bucików (rozmiar (L - od roku do 2,5 r.) i kolor wybrany przeze mnie), która przeznaczona jest, jako giveaway dla Was, czyli moich czytelników :))))) Czyż to nie super informacja? Dokładnie takie buciki jak na zdjęciu trafią w ręce, a właściwie na nogi jednego Czekoladowego kolegi/koleżanki.


Co należy zrobić, żeby wziąć udział w rozdaniu?
-osoby posiadające bloga, proszę o umieszczenie w widocznym miejscu, podlinkowej do tego posta, poniższej fotki (osoby, które nie posiadają bloga mogą to uczynić np. na fb :))
- proszę umieścić komentarz pod tym postem wraz ze swoim imieniem oraz adresem mailowym,
- co istotne - nie ma ograniczenia miejsca zamieszkania :) Każdy może wziąć udział w rozdaniu :)

Rozdanie będzie swego rodzaju prezentem urodzinowym Czekoladki. Jako, że Bartunek już 7 marca będzie obchodzić swoje pierwsze urodzinki, to dokładnie w tym dniu wybierze on kolegę lub koleżankę, do której powędruje ta oto nagroda :))))


Podsumujmy - zapisy trwają od dnia dzisiejszego tj. 25 lutego 2012 roku do 7 marca 2012 r. :) Osoba, która zostanie szczęśliwym posiadaczem powyższego zestawiku zostanie poinformowana mailowo w przeciągu dwóch dni od zakończenia rozdania :)))

http://www.stonzwear.com/images/stonz-logo.jpg

Na zakończenie chciałam serdecznie podziękować kanadyjskiej firmie Stonz (a w szczególności pani Lindzie) za przesympatyczną i profesjonalną współpracę oraz za dwa, darmowe zestawy (jeden testowy, drugi na giveaway).

To by było na tyle. Mam nadzieję, że osoba, która zgarnie nagrodę będzie zadowolona zarówno z koloru, jak i rozmiaru (starałam się wybrać neutralny fason ;)). Wszystkim, którzy zechcą się z nami pobawić życzymy powodzenia! :)))) Buziaki! :)))



PS. Dodatkowo pragnę nadmienić, że ta recenzja jest moją własną, subiektywną opinią :))) Opinie, w żadnym stopniu nie były narzucone.

***

piątek, 24 lutego 2012

Krowa ma dłuższy i się nie chwali :)

A Czekoladka tak :) Na każdym kroku. Języczek wychodzi w tą i powrotem. Mama usilnie próbowała uchwycić tą, jakże znaczącą umiejętność, ale z marnym skutkiem. Dopiero pomysł nakręcenia filmiku i zrobienia printscreena, pozwala, w minimalnym stopniu, cieszyć oko tym ciekawym widokiem. Oczywiście ma się to nijak do rzeczywistości, bo tutaj tak naprawdę wyciągnięty jest dopiero do połowy :P Niestety na razie muszę się zadowolić takim uwiecznieniem nasze słodkiego Czekoladowego języczka.


Najfajniejszy jest moment, gdy Czekoladowy Dziadek pokazuje język do Bartulka, a ten z uśmiechem i radością wyciąga swój malutki jęzorek :) Taki oto sprytny jest Bartunek. Niby takie nic, a jednak cieszy :) Tylko patrzeć, aż Czekoladka będzie zadziornie pokazywać języczek i znikać popsocić w drugim pokoju ;] Mój kochany urwis :))))


***

Żarłoczek :)

Odkąd Czekoladka odkrył magiczną moc swoich ostrych bielutkich ząbków, nikt w okolicy nie może czuć się bezpiecznie. I nie mam tu na myśli tylko obślinionych i pogryzionych kolan, ramion, czy też policzków, bo to jest naprawdę mały pikuś. Każdy, kto tylko wejdzie na terytorium Simby, musi się liczyć z tym, że będzie musiał się podzielić swoim posiłkiem. I tak Babcia jedząc swoje śniadanie, chcąc nie chcąc, musi oderwać kawałek chlebka z masełkiem i podać Bartunkowi, czy też Mama jedząca obiadek musi jeść go wspólnie z Synem. Tylko patrzeć, jak będzie chciał też jeść ugali razem z Tatą :) Prawdziwy problem pojawia się w momencie chęci zjedzenia czegoś niedozwolonego dla małego Bartunkowego brzuszka. Bo jak wytłumaczyć Małemu Żarłoczkowi, że śledzie, czy też jajecznica z cebulą to nie danie dla niemowlaka? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Bartulek z trudem przyjmuje odmowę, rzuca się, płacze i krzyczy na całe gardło. Tak mi się dziecię rozszalało z "ludzkim jedzeniem". O ile kasza, czy niemowlęca zupka nie robi na nim takiego wrażenia, o tyle kromka chleba, tudzież jabłko w Czekoladowych oczach maluje się baaardzo smakowicie i kusząco. Tym sposobem, mój Syn zamiast kilku standardowych posiłków, rusza gębulką 24h na dobę. No, ale niech je i nadrabia "bezjedzeniowy" okres ząbkowania.  Na zdrowie, Synku :) Jak to Babcia mówi "Dobrze, że nie jesteś taki jedzeniowy cudak jak Mama :D"


***

środa, 22 lutego 2012

Ja cem sam pić - czyli testy Doidy :)

Kilka postów temu, wspominałam Wam, że rozpoczęliśmy współpracę z firmą Doidy, która zaoferowała nam  do testowania ciekawie wyglądający kubeczek. Jako, że decyzję o zaakceptowaniu propozycji, zawsze zaczynam od zapoznania się z ofertą danej firmy, to też od razu otworzyłam stronę Doidy Cup i zagłębiłam się w temat. To, co już na samym początku rzuciło mi się w oczy (oczywiście poza niespotykanym kształtem ;)), to niezwykle szeroka gama barw oraz intensywność kolorów kubeczków. Bez wahania odpowiedziałam firmie, że z przyjemnością wypróbujemy Doidy Cup. Problem pojawił się dopiero w momencie wybierania koloru ;) Doszłam do wniosku, że skoro teraz za oknem mamy zimowy, szarobury krajobraz, to pasowałoby go troszkę ożywić i ocieplić (tym samym powiedzieć 'żegnaj zimo!'), dlatego po konsultacjach z Dużą Czekoladką oraz Babcią Czekoladki, stwierdziłam, że kolor słoneczny będzie jak znalazł :) Z czystym sercem mogę Was zapewnić, że w rzeczywistości barwa kubeczka jest identyczna, jak przedstawiona na stronie internetowej. Co interesujące, z tymi kolorami wiąże się fajna promocja. Otóż, każdy miesiąc ma przypisanego swojego Doidowego patrona - jeden z tęczowych kolorów kubeczków. W tym miesiącu jest to kolor czerwony :) Każda osoba, która przy zamówieniu poda nazwę warzywa lub owocu w tym kolorze i zaznaczy "odbiór osobisty" otrzyma kubeczek z darmową wysyłką :)

http://www.doidycup.pl/11-doidy-sloneczny.html
Nawet samo opakowanie kubeczka utrzymane jest w optymistycznych i energetycznych kolorach, które powodują, że nie chce się go wyrzucać do kosza (opakowania hihihi, kubeczka do kosza bym nigdy nie wyrzuciła :D). 


Po rozpakowaniu i dokładnym obfotografowaniu, udałam się do kuchni by przemyć nasz nowy słoneczny nabytek przegotowaną wodą i z ciekawością oddałam go w ręce głównego testera - Czekoladki. Bartunek, jak to Bartunek, od razu wpakował żółtego plastikowego kolegę do buziaczka w celu sprawdzenia jego smaku. Następnie potrząsnął nim radośnie i zrzucił na ziemię, co było jak najbardziej do przewidzenia. Tak w skrócie wyglądały pierwsze chwile kubeczka Doidy i Czekoladki. To, co mnie osobiście zaskoczyło w wyglądzie kubka, to jego wielkość. Nie wiem dlaczego wydawało mi się, że jest on o wiele większy. Teraz z perspektywy czasu rozumiem, że taki rozmiar jest idealny dla małych rączek ;)


Kolejne podejście, tym razem już do samodzielnego picia, odbyło się tuż przed kąpaniem. Była to z góry zamierzona pora, wszak znając Czekoladkę i jego zamiłowanie do rzucania przedmiotami, wolałam zabezpieczyć się na ewentualne wodne atrakcje. Rozłożyłam ręczniki na łóżku, posadziłam Bartunka, nalałam troszkę wody źródlanej do Doidy, wcześniej na oczach Bartka napiłam się łyczek, następnie podałam kubek Synkowi do rączki. O dziwo, Czekoladka od razu załapał, co należy robić z kubeczkiem i (na początku przy pomocy Taty) pił śmiało wodę ze środka. 


Cmokanie (podczas picia wykorzystywane są te same ruchy szczęki, co podczas ssania piersi, stąd to cmokanie ;)) i piski radości rozbrzmiewały w całym domu. Zauważyłam, że samodzielne wykonywanie czynności przez Bartka (a to picie, a to jedzenie chlebka) sprawia mu mnóstwo radości (w sekrecie powiem Wam, że z samego testowania kubeczka, aż nakręciłam sobie filmik, normalnie radość nie z tej ziemi). Co prawda, nie obyło się bez rozlewania wody, ale w końcu na tym polega samodzielna nauka picia ;)))


Szczerze Wam powiem, że podchodziłam z olbrzymią rezerwą do kubka Doidy. Przede wszystkim nie byłam przekonana, czy Bartek będzie umiał i chciał z niego pić, a jeśli już będzie chciał, to czy nie będzie się krztusił. Jak z pierwszym nie było problemu, tak z drugim wciąż są małe kłopoty (ale pracujemy nad tym ;)). Muszę przyznać, że po testach jestem pozytywnie zaskoczona radością, jaką wzbudza w Czekoladce picie z własnego kubeczka. Jestem pewna, że Doidy na dobre zagości w Bartulkowych rączkach, tym bardziej, że jest to wygodniejsze i ciekawsze niż picie z butelki (w końcu mamy prawie rok, c'nie :D).


Na koniec jeszcze kilka faktów o Doidy Cup:
-kubeczki wykonane są z bezpiecznego tworzywa, pozbawionego toksycznego BPA,
-dzięki ściętemu kształtowi kubeczka, dziecko nie musi odchylać głowy do tyłu i widzi zawartość kubka,
-dziecko podczas picia trenuje mięśnie szczęki oraz języka, co wpływa korzystnie na rozwój mowy i umiejętność żucia,
-dziecko samo decyduje ile i jak szybko chce pić :)

O kubeczkach i promocjach możecie dowiedzieć się z fanpage'u Doidy, strony internetowej oraz bloga Doidy.

Serdecznie polecam :)

***

wtorek, 21 lutego 2012

Baby blues z opóźnionym zapłonem?

Wracamy z pola bitwy - Bartunek zwycięsko, z 4 nowymi wyczuwalnymi górnymi zębami, z normalną temperaturą ciała i dobrym humorem, a Mama? Ekhm... Mama wraca z nowymi, niekoniecznie miłymi doświadczeniami wczorajszej nocy, spędzonej w rogu łóżka, z milionem wylanych łez, z uczuciem totalnego rozbicia. Na szczęście, jak to w życiu bywa, po nocy przychodzi dzień, który przynosi nowe nadzieje na lepsze jutro. Co prawda, wciąż pluję sobie w twarz za bezsensowne i głupie myśli, które napływały do mojej głowy nocną porą, ale staram się tego nie analizować. Wiem, że wszystko to, spowodowane było totalnym wyczerpaniem i nieumiejętnością ulżenia Czekoladce w cierpieniu. Po tej nocy, jestem bogatsza o nowe doświadczenia, nowe przemyślenia i nowe postanowienia. Pokazałam psychiczną słabość, za którą nie przepadam. Trudno. Było minęło. Jakby nie było - kocham Cię Bartusiu. Uwielbiam Twój uśmiech, śmiejące się oczka i rozbiegane nóżki. Jesteś sensem mojego życia i nikt, ani nic tego nie zmieni :* Myślę, że wbrew pozorom o tym wiesz.

***
Tak jak wspominałam, mam kolejną noc w plecy. O 5 rano musiałam wstać na zajęcia, które się nie odbyły! Można się wkurzyć, c'nie? Na szczęście, dzięki tej "przejażdżce" miałam okazję pobyć sam na sam z własnym ja i "odbyć konstruktywną rozmowę". Ech - Nigdy więcej takich chwil.

http://vitalia.pl/
Przez te zachwiania emocjonalne zaniedbałam troszkę bloga, ale obiecuję Wam, że od jutra sukcesywnie będę umieszczać zaległe recenzje i niespodzianki ;))) 

***

sobota, 18 lutego 2012

Ciężka noc.

Normalnie przypomniały mi się noworodkowe, kolkowe czasy. Cała noc w plecy. Cała noc z Bartunkiem na rękach. Cała noc z Czekoladowymi łzami i gorącym ciałem. Masakra. Niech te zęby się w końcu przebiją i dadzą spokój mojemu kochanemu Simbie. Słyszycie mnie zębiska? Raz dwa, wychodzić na zewnątrz! To jest rozkaaaaz! Mam dość - widoku smutnego, zapłakanego Bartunka, uczucia gorących rączek oraz stópek, morza śliny i 24 godzinnego marudzenia z bólu. Aaaa... Chcę z powrotem takiego uśmiechu, no może nie do końca takiego, bo bogatszego o kolejne perełki :))) Padam...


I teraz jeszcze bardziej się cieszę, że dalej karmię piersią, bo gdyby nie mleczko z cycusia to Bartunek by nic nie jadł oO. Biedactwo... 

***

piątek, 17 lutego 2012

Welcome on board.

Wyobraźcie sobie, jesteście na pokładzie kosmolotu, unosicie się w zerowej grawitacji i przez port widzenia obserwujecie naszą majestatyczną Ziemię. Możecie swobodnie latać po wnętrzu kabiny, spać w powietrzu, słowem doświadczać wszystkiego tego, co do tej pory zarezerwowane było tylko dla astronautów.

fotka z filmu promującego Space Experience Economy Seminar

Tak w dużym uproszczeniu maluje się wizja naszych przyszłych kosmicznych wakacji. Czy w niedługim czasie porzucimy wypoczynek w Egipcie, czy Tunezji, na rzecz Kosmosu? Pewnie nie wszyscy. Obecnie niewiele osób może pozwolić sobie na taki luksus (bilety na lot z firmą Virgin Galactic to koszt rzędu 200 tys. $), a także spora część wciąż boi się takiej formy podróżowania. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Tym krótkim wstępem chciałam nawiązać, do tego, czym chciałam się z Wami podzielić już jakiś czas temu (a jako, że ten blog to mój swego rodzaju utrwalacz wspomnień, to chciałam to także tutaj zapisać. Oczywiście dodatkowo liczę, że dzięki temu postowi w jakimś tam stopniu nagłośnię temat i znajdę zwolenników takiej formy turystyki).

fotki pochodzą z filmu "Space Tourists"
Moje drogie i moi drodzy, pragnę Wam zakomunikować, że kilka tygodni temu, została powierzona mi zaszczytna i bardzo odpowiedzialna rola - prezydenta i tym samym pioniera turystyki kosmicznej w Polsce. Dacie wiarę? mtotowangu prezydentem? Hihihi, ano tak. Jednym z obowiązków prezydenta jest informowanie obywateli swojego kraju i promowanie szeroko rozumianej turystyki kosmicznej. Odbywa się to m.in. poprzez działalność Międzynarodowego Oddziału Stowarzyszenia Turystyki Kosmicznej w Polsce (Space Tourism Society Oddział Polska). Osoby będące w temacie, pewnie znają główny Amerykański Oddział STS, który został powołany i założony przez wybitnego architekta kosmicznego NASA, Johna Spencera. Hihihi i to właśnie z rąk samego J.Spencera dostałam oficjalny list nominacyjny :)))) Nooo... To jest właśnie ta nowinka, która swego czasu wywołała szeroki uśmiech na mojej twarzy (a pewnie teraz spowodowała smutek w sercach osób, które spodziewały się drugiej Malutkiej Czekoladki w brzuszku ;)). 

fragment listu nominacyjnego ;)))
Tym samym, z góry przepraszam za prawdopodobne przyszłe kosmiczne wtrącenia. Obiecuję robić to jak najrzadziej. Wszak od tego będzie strona oficjalna STS w Polsce, a także oficjalny fanpage STS Oddział Polska, na który zapraszam wszystkie osoby zainteresowane tematem (także przyszłych, potencjalnych turystów kosmicznych). Na pocieszenie powiem Wam, że jeśli Waszą jedyną barierą uczestnictwa w wycieczkach kosmicznych jest cena, to komunikuję, iż wkrótce to się zmieni. Niby jak? Otóż firmie Virgin Galactic konkurencja depcze po piętach i w wyniku praw rynku, ceny zaczną spadać na łeb i szyję. Także jeszcze nic straconego. Wszyscy jeszcze spotkamy się w kosmosie, a jeśli nie my, to nasze dzieci ;)))

Po więcej informacji odsyłam na oficjalną stronę STS (po angielsku) oraz na fanpage Polskiego Oddziału (strona internetowa w budowie)






Na koniec mała prośba, jeśli ktoś miałby ochotę, dobre chęci i czas, na podrasowanie graficzne loga STS Oddział Polska, to proszę o kontakt: mtotowangu@wp.pl :)


Na dziś to by było na tyle ;))) 

***
Umęczony gorączką Synek śpi. Dzisiejszy dzień nieźle nas wymęczył, wysoka temperatura dała nam się wszystkim we znaki. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Za radą Karoliny zakupiliśmy DENTINOX i smarujemy dziąsła Czekoladki. Muszę przyznać, że efekty są zadowalające. Dziękuję serdecznie za pomoc :)) A teraz wykorzystując chwilę dla siebie, w końcu mogłam spokojnie usiąść w rogu łóżka i napisać tego posta :)

***

:(

Ten post miał być zupełnie o czymś innym, ale dzisiaj nie umiem się z niczego cieszyć. Chciałam, w końcu napisać, co mnie tak uszczęśliwiło kilkanaście dni temu, ale i na to przyjdzie pora. Niestety dzisiejszy dzień nie przyniósł dobrych nowin. Bartunek, po bardzo niespokojnej nocy, obudził się rozgrzany i mokry jak szczurek. Od razu wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego. Wystarczyło dotknąć jego malutkiej stópki, bądź rączki, by mieć pewność, że ma wysoką temperaturę. Pomalutku wszystko zaczyna układać się w jedną całość - niechęć do prawego cycusia, marudzenie i chwytanie się za uszka oraz główkę. Najprawdopodobniej mamy powtórkę ze Świąt Bożego Narodzenia i ząbkujemy. Już kilka dni wcześniej, odkryłam wyraźnie zarysowaną, białą "bułeczkę" na lewym, górnym dziąśle. Nie byłam do końca pewna, czy to ząbek czy nie, ale teraz nabieram pewności. Niestety moje prośby o bezbolesne i bezobjawowe ząbkowanie kolejny raz się nie powiodły. Ech. No cóż. Nie pozostaje nam nic innego, jak wspierać Syneczka w tym trudnym okresie i walczyć z tą okropną gorączką. Grrr... Nienawidzę złych newsów :( W ruch standardowo poszedł IBUM oraz czopki. Mam nadzieję, że chociaż one przyniosą ulgę mojemu kochanemu Simbie. Nie mogę patrzeć, na jego rozpalone oczka i ciałko :( Buuu... Już wolę jak jest taki nadpobudliwy i ucieka mi z gołą pupką, podczas zakładania pampocha. Bartunku! Zdrowiej nam :(


Na koniec pytanie do Was - czy stosowała, któraś z Was plasterki IBUM ICE? Od którego są miesiąca i czy faktycznie przynoszą ulgę :(?

***