sobota, 30 czerwca 2012

Więc chodź, pomaluj mój świat...

Dzisiejszy cieplutki wieczór postanowiliśmy wykorzystać niezwykle kreatywnie i twórczo. Zaopatrzeni w różnokolorowe kredy, dekorowaliśmy nasze szare osiedlowe chodniki :) Oczywiście Czekoladka był w 7 niebie, zresztą jak zawsze, gdy robimy coś nowego :) Z radością biegał z kolorowymi kredami, pisząc i rysując a to po chodniku, a to po koszulce Babci, a to po samym sobie :) Umorusany i szczęśliwy tworzył swoje pierwsze w życiu chodnikowe graffiti :) Efekty naszej zabawy możecie podziwiać poniżej :)))


Hihihi i od razu lepszy się robi świat :) Ach... Dzieciństwo minęło stanowczo zbyt szybko! :}

***


Podsłuchane na placu zabaw...

Jak to bywa na spacerkach, a w szczególności na placach zabaw, człowiek chcąc nie chcąc, jest uczestnikiem rozmów o dzieciach. W naszym przypadku z reguły zaczyna się od pytań o imię Czekoladki oraz o język w jakim mówimy do Bartusia. Aaaa... równie często padają pytania o wiek Synka, bo trzeba przyznać, że jak na niecałe 16 miesięcy jest dosyć duży i wygadany. I tak od słowa do słowa, człowiek przechodzi do mniej lub bardziej ciekawych tematów i porad. A oto kilka z nich, zasłyszanych w dniu dzisiejszym od Pana, który jest Tatą (a może Dziadkiem?) 22 miesięcznego Robercika :)

"O uszy trzeba dbać, bo inaczej będą odstające. Ja dbam o mojego Robercika, widzi Pani, cały czas chodzi tak z tą czapką na uszach" - powiedział Dziadzio-Tata przy temperaturze prawie 30 st. C. 

Ok, ja rozumiem, że ludzie mają różne kompleksy i różnie na nie reagują, ale żeby tak męczyć dziecko w 30 stopniowym upale? Tego nie rozumiem. Wiadomo, czapa przy takim słońcu być musi, tym bardziej u małego dziecka, ale żeby na siłę przyciskać (bo tego zasłanianiem się nazwać nie da) to już przesada. Na początku myślałam, że może ma jakiś problem zdrowotny z uszkami, że każdorazowo, gdy go widzę, ma czapkę tak szczelnie na uszach, a tu proszę, rozwiązanie jest zupełnie inne. Dziwne. Na moje oko, z uszami tego dziecka nic złego i krępującego nie było, no ale nie mnie oceniać oO.

Kolejna perełka:

"Jak dziecku idą krzywe zęby to należy je wyrwać, bo potem przyjdzie i zapyta: A dlaczego ja mam krzywe zęby?". - tego nie skomentuję, bo nie umiem, a poza tym to nas nie dotyczy, bo Czekoladka ma piękne bielutkie równiutkie ząbki :)))) i z tego co widziałam Robercik też ma zęby "normalne"... oO.

I coś jeszcze:

"Niech Pani naciska mu tak nosek, żeby był węższy. Ja mojemu Robercikowi tak robię i muszę przyznać, że nosek się zmniejszył"  - yyy... nie wiem, czy Dziadzio-Tata wie, ale dzieci ciemnoskóre i mieszane z natury mają "inne" noski ;) To nie jest defekt, to po prostu taka uroda. Ja tam kocham nosek mojego Synka i nie mam zamiaru go ściskać, bo idealnie pasuje do jego twarzy :)))

A to może jeszcze coś fajnego:

"Ja tak biegam z nim za rączkę. Wie Pani, że on nadąża? A teraz sam tak szybko biega, bo to ja go tak nauczyłem". - A ja nie uczyłam Bartusia, a i też biega jak mały motorek ;p

"A mówi? - zapytał mnie Pan
No mówi sporo, mama, tata, dziadzia, kot, hau, hau itp. - i tak wymieniam słowniczek Bartka.
A mój zacznie za 2 miesiące, bo chłopcy zaczynają dopiero mówić w wieku 2 lat.
Ale Bartek to też chłopiec..." - i tutaj zapanowała cisza ;p

I na koniec sposób na przekonanie do jedzenia:

"Zawsze kupuję mu drożdżówkę z rodzynkami. Potem mówię mu, że jak będzie gryzł, to znajdzie rodzynkę i on tak gryzie i gryzie i szuka tych rodzynek, a bułka sama znika. Gdybym tak nie robił, to nie wyglądał by tak, jak wygląda" - nie no... to jest ciekawy sposób :) W sumie nawet interesujący i sprytny :)

Hihihihi, dlatego lubię rozmawiać z różnymi ludźmi na różne tematy. Przynajmniej mogę poznać inne niż moje podejścia do dziecka. :))) A tak swoją drogą, dobrze, że każdy ma prawo wychowywać dziecko tak jak chce, bo gdyby była jakaś odgórna zasada, to mogłoby być ciężko :)))

A oto kilka fotek z naszego porannego spacerowania ekhm... siedzenia na trawie i podawania Mamie wszystkich skarbów z głośnym "Maaaamaaaaaaa" :)


Hehehe i po co brać dziecku zabawki, skoro ono i tak woli "brudną zabawę" ;p? Nawet piłka była mniej atrakcyjna oO.

***

piątek, 29 czerwca 2012

Pozdrawiamy z TROPIKÓW! :)

Hehe niestety nie z Tanzanii ale z równie ciepłego miejsca, bo z naszego balkonikowego baseniku!!! :D:D:D


Na maxa korzystamy z uroków pięknej pogody ! :) Czekoladka na swój sposób, a Mama na swój. Poniżej chwalę się moimi nowymi odblaskowymi, neonowymi lakierami do paznokci, który wprost k-o-c-h-a-m! :)))))


A tymczasem uciekamy dalej się pluskać i chłodzić :))) Miłego słonecznego dnia! :)))

***

wtorek, 26 czerwca 2012

Czekoladowy WueFista.

Moje dziecko codziennie mnie zaskakuje. Prędkość z jaką zdobywa nowe umiejętności  przeraża mnie i jednocześnie napawa dumą. Dlaczego? Nie mogę uwierzyć, że Czekoladka z każdym dniem staje się coraz bardziej samodzielny i coraz mniej zależny ode mnie. Ok, ok... Taka kolej rzeczy i trzeba się cieszyć, no ale jednak myśl, że wkrótce totalnie będę mu niepotrzebna troszkę mnie smuci. Hehe. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zrobić ze swojego dziecka maminego synka, czy analfabety funkcjonalnego, ale wizja Małego Niezależnego Człowieka przyprawia mnie o drżenie wrażliwego Matczynego serca. Jest to taka dziwna wewnętrzna walka uczuć, z jednej strony chcę dać mu niezależność, chcę żeby był samodzielnym, mądrym chłopcem, a z drugiej mam ochotę mieć go cały czas obok siebie i kontrolować każdy jego krok. Ech, ot taka niezrozumiałość uczuć. No, ale tak jak już wspominałam każdy, nawet najbardziej prozaiczny postęp w jego życiu napawa mnie dumą. Tak jak chociażby dzisiejsze odkrywanie dmuchania w gwizdek. Niby takie nic, a ile sprawia radości. Do tej pory nie zarejestrowałam, by Bartunek umiał wydmuchiwać  ustami powietrze. Być może miał tą umiejętność wcześniej, ale dopiero dzisiejsza zabawa z gwizdkiem dała tego 100% pewność. W końcu gwizd samoistnie się nie wytworzył w gwizdku, to moje Małe Czekoladowe Płucka sprawiły, że był on słyszalny. Ach. No i właśnie w takich chwilach pękam z dumy. Mój Syn umie gwizdać :D I kto go tego nauczył? Ano Babcia WueFistka. Teraz tylko czekać aż razem będą sędziować na stadionie i zdmuchiwać świeczki z urodzinowego tortu. Niah, niah. 


Również z rzeczy nowych - mamy nowe zęby. Ile dokładnie? Nie wiem. Czekoladka jest uparciuchem i nie chce pokazać swojej buziuńki. Na szczęście ostatnio zupełnie przypadkowo udało mi się wylookać nowego ząbka podczas głośnego śmiania się Czekoladki na huśtawce (Bartek śmieje się całą "gębą" tak, że można dokładnie pooglądać nie tylko zęby, ale nawet migdały). Na bank mamy lewego trzonowca, ale coś czuję, że i u góry coś tam błyska :) No, ale trzonowa biała perełka jest ładnie widoczna :))) Jestem pod wrażeniem jej wychodzenia - po raz pierwszy bez gorączki oO. Oby tak dalej :)

PS. Wybaczcie, ale teraz mogę być mniej aktywna - robię coś baaaardzo ważnego ;))) Hihihihi i to nie jest tylko czekanie na Męża ;))) Buzi! :)

EDIT. Są kolejne dwa trzonowce :)

***
Zapraszam serdecznie do konkursu z okazji Dnia Taty. Szczegóły po kliknięciu w foteczkę.



***

niedziela, 24 czerwca 2012

Zakręcona niedziela.

Uf. Dzisiejsze niedzielne popołudnie minęło nam pod znakiem wieeeelkiej Rozrywki i Zabawy. Nie, nie popełniłam błędu pisząc oba wyrazy z dużych liter, uwierzcie mi, radości było co niemiara. W sumie nic nie zapowiadało takiego ciekawego dnia, a tu proszę, Czekoladka na 100% długo będzie go wspominać z uśmiechem na ustach. No, ale do rzeczy. Tuż po obiadku, Bartunek wskoczył do swojego tropikalnego baseniku, gdzie pluskał się dobrych paręnaście minut. Oczywiście trwałoby to o wiele dłużej, ale niestety niedobra Mama i Babcia postanowiły wyciągnąć Małą Żabkę z wody. 

To nie Simba, ani jego basenik, ale ma to powiązanie z tematem przewodnik wpisu ;)

Ale, żeby nie było tak dramatycznie, to na swoją obronę powiem Wam, że miałyśmy w tym swój ukryty cel. Jaki? O tym za chwilkę. 
Po krótkiej walce podczas osuszania i ubierania Bartunka, Czekoladka w końcu znalazł się w swoim foteliku, co już skutecznie go zaciekawiło i zaintrygowało. Po krótkiej przejażdżce znaleźliśmy się w innym świecie - w mini parku rozrywki :)


Nasze nogi od razu pognały w kierunku karuzeli, którą oboje oczywiście musieliśmy zaliczyć (Babcia w tym czasie robiła za naszego osobistego fotografa).


Ok, ok. Już uspokajam. Nie tą karuzelę zaliczyliśmy (chlip, chlip), ale równie ciekawą i zakręconą...


bo super szybką i super kolorową, pełną przeróżnych pojazdów. My na swoją przejażdżkę podwędziliśmy samochód Barbie (tylko nic jej nie mówicie, bo mogłaby się złościć ;)). 


Z zawrotną prędkością przemierzaliśmy okolicę, machając i pozując do zdjęć. Czekoladka zadowolony  i skupiony kierował swoim pojazdem, koncentrując się by nie spowodować stłuczki. Niestety po kilku minutach, zabrakło nam paliwa w samochodzie, więc postanowiliśmy dalszą trasę przemierzyć pieszo (Barbie, zainwestuj w gaz, taniej Cię wyjdzie ;)).


Była to pierwsza w Czekoladowym życiu przejażdżka na karuzeli oraz pierwsza wizyta w takim miejscu. Ku naszemu zdziwieniu, Bartuś nie narzekał, baaa... cały czas chodził zadowolony i podekscytowany. Z każdej strony atakowały go całkiem nowe atrakcje, co wzbudzało w nim coraz to większe zainteresowanie. Niestety powyższa karuzela była jedyną, na którą wpuszczano takie Małe Ludziki (i to pod asystą dorosłego), a szkoda, bo mieliśmy chrapkę na karuzelowy pociąg. No, ale jak to się mówi, co się odwlecze, to nie uciecze. Jestem pod wrażeniem odwagi mojego Króliczka, który dzielnie kierował samochodzikiem i zadowolony podróżował wśród innych kolorowych pojazdów :) Szczerze? Obawiałam się, że w ogóle nie zgodzi się na tą przejażdżkę, a tu po zakończeniu nie chciał opuścić swojego siedziska hehe :) Na szczęście nie robił z tego tytułu żadnych afer i z zaciekawieniem oglądał finał biegu na 10 km, który skutecznie wydłużył nasz pobyt (bieg odbywał się ulicą, przez co nie można było wyjechać z parkingu do domku ;p). No, ale nie ma tego złego, co by na dobre i wyszło. Na zakończenie tego miłego dnia, Bartunia otrzymał naklejkę, w zamian za wsparcie charytatywnej zbiórki :)


***

Basiu, Basiu, Basiu...

Basiu, Basiu, Basiu... - Babcia nawołuje rudziutkie wiewiórki.

Ba-cha, Ba-cha, Ba-ka - powtarza za Babcią Czekoladowy Simba.


Babcia wciąż nawołuje wiewiórek, podczas gdy Czekoladka patrzy a to na Mamę, a to na Babcię  i bezradnie rozkłada dłonie na znak, że nigdzie nie ma Basiek...
 
Basiu, Basiu, Basiu... - wtóruje Babci Mama.

Nagle pisk, krzyk, głośne Ba-cha i Czekoladka już jest w miejscu, w którym pokazała się mała ruda wiewiórka.


Są Baśki, są... :))) I to jakie cudowne :) W takich momentach żałuję, że nie mam profesjonalnego sprzętu fotograficznego, takiego jak pewni Panowie, którzy czaili się na "Baśki" niczym na Paris Hilton :)


To taki skrót z naszej codziennej wyprawy w okoliczny osiedlowy lasek, który słynie z wielu wiewiórek. Codziennie jest on oblegany przez rodziców/dziadków z dziećmi, którzy nawołują "Baśki" z każdej strony i dokarmiają rude stworki. My nie dokarmiamy, bo po pierwsze boimy się (Mama, nie Babcia haha), a po drugie zawsze zapominamy czegoś smakowitego. Hihi, przez to, że się boję bliskości wiewiórek, fotki nie są tak wspaniałe jak mogłyby być ;) Wybaczcie to tchórzostwo ;)


Jak można się dowiedzieć z powyższej krótkiej historyjki, Bartulek nauczył się nowego słowa (Bacha, pomieszane z Baka), którym  radośnie nawołuje razem z Babcią okoliczne wiewióreczki. Dodatkowo Czekoladka opanował nową umiejętność sygnalizowania, że czegoś nie ma. Zabawnie rozkłada swoje Małe Czekoladowe ręce, pokazując bielutkie wnętrze dłoni i oświadcza światu, że NIE MA nigdzie "Basiek" :) Moja Mała Mądralinka :)))) A tymczasem, gdy tylko Król wstanie, uciekamy na naszą rajską wyspę :) Niah, niah.

***
Zapraszam serdecznie do konkursu z okazji Dnia Taty. Szczegóły po kliknięciu w foteczkę.


***

sobota, 23 czerwca 2012

Testujemy zabawki edukacyjne WADERA.

Nie raz powtarzałam, że to co cenię sobie w zabawkach, to przede wszystkim ich funkcja edukacyjna. Uwielbiam łączyć naukę z zabawą, przez co dziecko, robiąc to co kocha, jednocześnie wynosi z tego coś pożytecznego. Tak się składa, że firma WADER ma w swoim asortymencie masę takich "edukatorów" i właśnie dziś chciałam Wam przybliżyć trzy takie zabawki z limitowanej serii Friends On The Move.

Na pierwszy rzut idzie pastelowe (kolory na zdjęciach są przekłamane) domino edukacyjne, które prezentuje się tak:


Zabawka składa się z czterech elementów, które posiadają wycięte różne kształty - koniczynkę, kółko, kwadrat oraz krzyżyk. Po dokładnym dopasowaniu wszystkich elementów, domino przyjmuje kształt kwadratu (jeśli wyszło Wam inaczej tzn. że coś tutaj nie gra ;)))


Teraz kilka słów o naszym testowaniu. Domino od razu przypasowało Naszej Czekoladce, a w szczególności jego opakowanie, które zanim zdążyłam sfotografować już leżało w dwóch kawałkach na podłodze. Jak widać, zabawa zaczęła się ciekawie...


Oczywiście na samym opakowaniu się nie skończyło i tuż po fascynacji pudełkiem przyszła kolej na samą zabawkę. Pierwszą reakcją Czekoladki było standardowe rzucanie elementami po pokoju. Na szczęście po dłuższej chwili udało mi się przekonać Bartusia do innej formy testowania domina.


Uzbrojona w cierpliwość i pogodę ducha na początku bawiłam się w nauczyciela i tłumaczyłam Synkowi na czym polega cała zabawa z klocuszkami, pokazywałam w jaki sposób należy umieszczać poszczególne elementy itp. Następnie zostawiłam Czekoladkę z dominem i czekałam na wynik tej nauki. Jak mu poszło? Nie do końca sprawnie, ale co ważne próby zostały podjęte, a tym samym synapsy nam się troszkę rozruszały. Czasami mieszały mu się poszczególne kształty, ale po kilkunastu próbach udało się  Czekoladowym łapkom dopasować więcej niż dwa klocuszki. No, ale jak to się mówi, nie od razu Kraków zbudowano... więc znowu uzbroimy się w cierpliwość i będziemy próbowali ułożyć całe domino.


Moje spostrzeżenia odnośnie edukacyjnego domina?
-kolor: będę to powtarzać w nieskończoność ;) pastelowe barwy nie odciągają wzroku od samej zabawki, przez co dziecko może skupić się na samej wykonywanej czynności, a nie na intensywnych kolorach,
-budowa: elementy wykonane są z dobrego materiału, skąd ta pewność? Tak jak pisałam na początku, pierwszym etapem testowania było rozrzucanie domina po całym pokoju, także na twarde przedpokojowe płytki. Efekt? Nienaruszone elementy, baaa... nawet zarysowań nie widzę ;)
-bezpieczeństwo: krawędzie zabawki mają zaokrąglone kształty, co eliminuje ryzyko rozcięcia lub uszkodzenia ciała, brak możliwości połknięcia któregokolwiek elementu - plus za duże kształty.
-element edukacyjny: zabawka rozwija kreatywność, zdolności manualne oraz logiczne myślenie. Przeznaczona jest dla dziecka powyżej 12 miesiąca, jednakże według mnie dopiero starsze dziecko jest w stanie w 100% "rozgryźć" domino. Ostatni element układanki jest bardziej wymagający od trzech pozostałych, co może sprawiać trudność rocznemu dziecku.


Drugą propozycją są edukacyjne puzzle - statek oraz motylek, które także pochodzą z pastelowej serii Friends On The Move. W ofercie Wadera dostępne są także inne puzzlowe obrazki.


Puzzle umieszczone są na fioletowej podstawce, w której wycięty jest odpowiedni kształt. Jest to o tyle wygodne, że ułatwia to ułożenie wszystkich elementów i zapobiega ich przemieszczeniu się.


Po dokładnym dopasowaniu danych elementów puzzlowych, podstawka zamienia się w kolorowy obrazek.


Powyższy motylek składa się z 9 pastelowych elementów, które wyposażone są w poręczną rączkę, która ułatwia wyciąganie i wkładanie części. Jest to fajne rozwiązanie, które dodatkowo uczy chwytania małych wystających rączek :)


Z kolei kolorowy puzzlowy stateczek, składa się z 6 elementów i jest zdecydowanie łatwiejszą wersją układanki, niż wcześniej wspomniany motylek.


Tutaj, podobnie jak w przypadku motylka, także znajdziemy poręczne uchwyty na poszczególnych puzzlach. 


Co ciekawe, elementy układanki możemy wykorzystać także w innych ciekawy sposób - mogą służyć jako wzory do odrysowywania na papierze tworząc tym samym rysowanki. 



Ta forma zdecydowanie przypadła do gustu Małej Czekoladce, która radośnie i twórczo kolorowała wytworzone przez Mamę kształty.


Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tych puzzlowych układanek. Są pomysłowe i ciekawie wymyślone. Naprawdę bardzo przypadły mi do gustu. A jak było z Czekoladką? Tylko spójrzcie. Jemu też się bardzo spodobały i jeśli mam być szczera, o wiele więcej uwagi poświęcił puzzlom niż wcześniej omawianemu dominu.


A teraz czas na krótkie podsumowanie edukacyjnej układanki:
-kolor: pastele nie odciągają uwagi od zabawki, co jest niewątpliwym plusem,
-budowa/bezpieczeństwo: z racji, że występują mniejsze elementy proponuję zabawę pod okiem dorosłego, tym bardziej jeśli dziecko ma tendencję do "ustnego" testowania (tak jak to ma miejsce przy naszym ząbkującym Simbie ;)). Puzzle wykonane są z plastiku, który odporny jest na złamania, przynajmniej do tej pory nic takiego nie miało miejsca,
-funkcja edukacyjna: oj, oj, oj. Nie będę obiektywna, gdyż jestem zakochana w tej zabawce. Po pierwsze rozwija wyobraźnie, po drugie zachęca do logicznego myślenia, po trzecie można ją wykorzystać na kilka sposobów (patrz rysowanka), po czwarte kształtuje pamięć i zdolności manualne. No po prostu CUDO! :) Polecam! :)

No i po kolejnych testach zabawek WADERA, jak do tej pory jestem pod wielkim wrażeniem ich asortymentu (tym razem nie ma się do czego przyczepić ;p), ciekawa jestem jakie są Wasze doświadczenia z WADER'owskimi zabawkami :)

***