poniedziałek, 28 stycznia 2013

Afryka ma czas, a Europa zegarki... czyli SOMO LA TISA.

Maaaambo! :) Habari ya leo?  
Na wstępie przepraszam Was za tą dwutygodniową przerwę w lekcjach suahili. Tak się złożyło, że w tym okresie mieliśmy ferie, więc także i tutaj postanowiłam zrobić sobie troszkę wolnego. Niestety wszystko co dobre mija zbyt szybko, dlatego teraz czas powrócić do nauki. Mam nadzieję, że i Wy wykorzystaliście ten czas na zebranie myśli i powtórzenie całego materiału ;) Jeśli tak, to zapraszam do nowej, już dziewiątej lekcji suahili.



 SOMO LA TISA - UCZYMY SIĘ GODZIN PO SUAHILI.
A uwierzcie mi, że nie jest to wcale proste. Dlaczego? Wszystko zaczyna się od innego systemu czasowego. Jako, że Afryka leży w strefie równikowej dzień i noc trwają tyle samo, czyli 12h. Ma to bardzo ważne znaczenie przy określaniu godziny. To, co istotne, to uświadomienie sobie faktu, że w Tanzanii dzień zaczyna się o godzinie 6 {czyli 'naszej' polskiej północy - 00.00}. Najprostszym sposobem, żeby to zrozumieć, jest rozpisanie sobie 'polskich' i 'tanzańskich' godzin {UWAGA, PRZYDA SIĘ LEKCJA O LICZBACH}

niedziela, 27 stycznia 2013

Any news?

Codziennie to pytanie słyszę od Męża. No właśnie. Co u nas nowego? Niestety w dalszym ciągu zmagamy się z przeziębieniem - Bartuś z katarem i kaszlem, ja z katarem, bólem gardła i ogólnym osłabieniem. Na szczęście humor nam dopisuje {jedyne nad czym ubolewamy, to brak śnieżnych spacerków :(}. Gdyby nie pokasływanie i cieknący katar, w ogóle nie powiedziałabym, że Czekoladka choruje. Biega zadowolony, gra w piłkę, rządzi, rozkazuje, płacze na przemian ze śmianiem się, rysuje balony, gwiazdki i literki z alfabetu {nic, że połowę znaczeń trzeba sobie dopowiedzieć, a właściwie wierzyć Czekoladce na słowo ;)}. Dodatkowo na niebo z powrotem powrócił Moon, więc wieczory spędzamy na obserwowaniu nieba :) Z tym całym Moon'em to są niezłe przeboje - wczorajszy widok Księżyca na niebie wywołał w Bartusiu taki wybuch radości, że nie zważając na późną porę, śmiejąc się i podskakując pobiegł do Babci i Dziadka i krzyczał: Szybko, szybko. Mooon, mooon. Gwazdka {gwiazdka}. Jak widać, Czekoladka pomału zaczyna tworzyć całe zdania. Nie są one, co prawda, do końca poprawne, ale zawsze to dla nas duży sukces <3





***

czwartek, 24 stycznia 2013

W.

Czekoladka kocha alfabet. Powtarza go dzień w dzień i dopomina się o rysowanie poszczególnych literek na swoim 'zmazywalnym rysowniku', który dostał od Mikołaja. Doskonale wie, jak należy wymawiać poszczególne literki, nie sposób go 'oszukać'. Z całego alfabetu szczególnie ukochał sobie literkę W, którą zna pod angielskim 'dablju'. Dokładnie tak ją nazywa. Ostatnio odkrył, że jego ukochane 'dablju' po odwróceniu w drugą stronę daje 'em'. Teraz jest to jedna z głównych zabaw Bartusia. Wszystko wydawać by się mogło zupełnie bezproblemowe, gdyby nie fakt, że większość zabawek, które mamy w domu są w j.polskim. Tak jak np. laptop, który Czekoladka otrzymał pod choinkę. Codziennie z radością i głośnym 'dablju' podbiega do swojego pomarańczowo - żółtego laptopa, naciska W i czeka na głos z mikrofonu. Jak wspominałam, laptop ma wgraną wersję polską, dlatego po naciśnięciu W, kobieta wypowiada polskie 'wu'. Bartuś z całych sił próbuję ją przekrzyczeć, jakby chciał wytłumaczyć, że W, to nie wu, ale dablju. No, ale niestety kobieta jest nieugięta i po każdym naciśnięciu W, wymawia swoją polską wersję. Wkurza to Bartusia niesamowicie, ale co zrobić ;) Chyba czas zainwestować w angielskojęzyczną wersję zabawek ;)


***
A z rzeczy nowszych i dziwnych. Wczoraj w nocy, gdy Bartuś poszedł spać, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam... SOWĘ. No mówię Wam, jak bum cyk cyk sowa... Tylko czy to możliwie? Gdy poszłam obudzić Tatę, by sprawdził co to za ptak, on zdążył już odlecieć. Oczywiście Tata stwierdził, że mam zwidy i poszedł dalej spać, ale ja wiem swoje ;)

Normalnie Harry Potter na całego oO. Hogward rekrutuje mi Czekoladkę ;p

http://www.kino.krakow.pl/film/2288.html
***
A jeśli już o ptakach mowa:

Bartuś ogląda z Dziadziem ptaki na komputerze, pokazuje gila. Dziadzia mówi do wnuczka: To jest gil.
Bartuś powtarza: Gil.
Dziadek mówi: Gil ma czerwony brzuszek.
Bartuś na to: Bęben.

No i cóż miał zrobić Dziadek? Przytaknął i powiedział: Tak, czerwony bęben ;)

***

wtorek, 22 stycznia 2013

Z wizytą u SiostryAni - nasz pierwszy wywiad :)

Uff. W końcu mogę się pochwalić. O wywiadzie wiedziałam dużo wcześniej, ale nie chciałam nic zdradzać, żeby na zapeszyć. Na szczęście dzisiaj, mogę już oficjalnie pochwalić się, że na niezwykle interesującym internetowym serwisie dla rodziców - Siostra Ania - pojawił się dosyć obszerny wywiad, w którym opowiadałam o początkach blogowania, o Tanzanii, o Czekoladce, o języku suahili... i o Was :)




niedziela, 20 stycznia 2013

Czekoladowo - balonowy zawrót głowy, czyli że...

Król Bartłomiej na jurajskie szlaki zawędrował, tym razem zimą. {Dla przypomnienia: jesienno - letnia wyprawa Simby na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej}. 

Niesamowite jak zmiana pory roku wpływa na wygląd pozornie tych samych miejsc. Latem ostańce skalne i skały jurajskie oplecione są soczysto czerwono - zieloną winoroślą, z kolei zimą delikatnie przyprószone są białym puchem i oszronione siarczystym mrozem. Nie wiem jak Wy, ale ja kocham górskie i jurajskie krajobrazy. Niestety w góry na tą chwilę się nie wybieramy, dlatego postanowiliśmy poszukać czegoś równie pięknego i troszkę bliższego. 


Wybór padł na Ojcowski Park Narodowy, w którym w dniu wczorajszym obchodzona była 150 rocznica wybuchu Powstania Styczniowego - co się z tym wiąże było patriotycznie i przejmująco. Jak widać, staramy się od najmłodszych lat wychowywać Czekoladkę na patriotę - zdaję sobie sprawę, że Czekoladka jest obywatelem obu krajów - Polski i Tanzanii, ale mam nadzieję, że dzięki takim 'zabawo - lekcjom' jeszcze bardziej poczuje, że jest Polakiem z krwi i kości {nawet jak niektórzy będą uważać inaczej}. 


Pomimo tego, iż pogoda w dniu wczorajszym nie zachęcała do spacerków, my jednak, przyodziani w kilka warstw ciepłych ubrań oraz wyposażeni w ciepłą herbatę, postanowiliśmy ruszyć się z domu, by świętować z innymi osobami to ważne wydarzenie. Hihihi...To nasze świętowanie miało jeszcze jeden, bardzo istotny ukryty powód, ale o tym za sekundę.

czwartek, 17 stycznia 2013

Bye bye Bronek! :)

No i po krzyku. Oficjalnie zakończyłam życiową przygodę zwaną studiami. Wczoraj razem z Czekoladką i Babcią Czekoladki odebrałam dyplom magisterski. Oczywiście nie obyło się bez małych komplikacji, ale jak zwykle mogłam liczyć na dobre serce Pani z Dziekanatu. Co jak co, ale tej kobiecie zawdzięczam naprawdę dużo :) Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.

Dyplom odebrany, Czekoladka zadowolona z możliwości obserwowania nadjeżdżających i odjeżdżających tramwajów. Dodatkowym udogodnieniem podczas podróży samochodem były roboty drogowe, a co za tym idzie mnóstwo koparek, traktorów, spychaczy, dźwigów i innych dużych, warczących samochodów. Udało nam się nie spać w samochodzie, dzięki czemu dzień nie uległ zaburzeniu.

Pod uczelnią pamiątkowe zdjęcie pod biednym Bronkiem, który po obronach zawsze dostaje po nosie korkami od szampana :) U nas szampana nie było, ale foteczka musiała być. Pomyśleć, że na studia magisterskie dostałam się z Czekoladką w brzuszku, a skończyłam je z Czekoladką pod Bronkiem. Ach ;)



Bye bye AWFie. Bye bye Bronku :) Fajnie było, ale się skończyło. Czas na nowy rozdział w życiu - tanzańsko - polski :)

***

wtorek, 15 stycznia 2013

Ferie 2013! :)

Zimo, proszę Cię, nie odchodź :) Dajesz nam tyle radości, że szok. W życiu nie pomyślałabym, że moja Czekoladka tak pokocha jeżdżenie na sankach. Do tej pory żaden pojazd nie interesował go na tyle długo, by odbyć cały spacerek w środku. A teraz? Musimy go prosić, żeby zechciał wyjść z sanek rozprostować kości :) Zważając na to, że Czekoladka większość czasu siedzi, odkopaliśmy nasze Stonzowe butki, co by Czekoladowe stópki nie zamarzły :)


sobota, 12 stycznia 2013

Dashing through the snow :)

Szaleństwo saneczkowe oficjalnie uważam za rozpoczęte. Czekoladka, podczas wczorajszego spacerku, w końcu zdecydował się na wypróbowanie saneczkowego sprintu Mamy, wzbudzając tym samym nieokiełznaną radość Rodzicielki. Nie raz pisałam, że marzy mi się mały zimowy jogging i teraz go mam! :) Mogę biegać do woli zaprzęgnięta w sanie niczym renifer ;) Łączę przyjemne z pożytecznym - ja się mogę wyszaleć do woli i Czekoladka także :) Jednym {no kilkoma} słowem - fajnie, super i cool! :) Te słowa powtarzamy z Synkiem od rana.


czwartek, 10 stycznia 2013

I love Teddy! :)

O miłość do misiów miało być już dawno temu. Cieszę się, że nie było, bo teraz mam zdecydowanie więcej do napisania. Czekoladka kocha misie miłością wielką i dba o nie jak mało kto. Podaje im smoczka {nawet wyręcza je w głosie ciumciania}, każe Mamie karmić je piersią, przytula, całuje, głaszcze, usypia, robi z nimi noski noski - jednym słowem przykładny z niego Czekoladowy Tata. Na początku misie nazywane były przez Czekoladkę 'mimami' {tj. 'mimi'}, obecnie nazwa ewoluowała na poprawne 'misiu'. Jednak nie wszystkie miśki to miśki - jeden z nich ma swoje własne imię, a jest nim Teddy. Wszystko wzięło się {jak to zwykle u nas} z bajki o Teddy Bear. Jako, że nasz misiu, jest toczka w toczkę podobny do bajkowego Teddiego, Bartuś postanowił ochrzcić go tak na stałe. 


Tak jak wspominała, Czekoladka dba o swoje 'pociechy' - usypia je, głaszcze po brzuszku, po główce, następnie daje im całusa, potem robi z nimi noski noski, przytula i głośno mówi: "Lulu!". Gdy Mama karmi Bartusia cycusiem, Bartuś także nie zapomina o misiach - podstawia ich dzióbki i mówi: "Mama! Cycy". No i Mama, chcąc nie chcąc, musi udawać, że karmi misie. Podobnie jest ze smoczkiem. Bartuś już go prawie w ogóle nie potrzebuje, więc postanowił znaleźć mu innego użytkownika - Teddiego. Wczoraj na siłę wpychał smoczek w jego pluszową mordkę i naśladował odgłosy ciumciania :))))) Oczywiście śmiał się przy tym niemiłosiernie. 
Na znak miłości Czekoladki do misiaków, w jego Czekoladowym królestwie jakiś czas temu zawisnął misiak naścienny, który Babcia otrzymała od znajomej {oczywiście podarunek był adresowany do Czekoladki, a jakże}:


I tak oto, nasze mieszkanie zamienia się w królestwo pluszaków. Z każdym dniem jest ich coraz więcej - a gdy tylko zdobędę aparat nie omieszkam pochwalić się nimi na blogu :) 

PS. Żeby nie było niedomówień - misie to misie, nie inne pluszaki ;) na tą chwilę inne zwierzaki, czekają na 'lepsze czasy' pochowane w pudełkach ;)))

***
Wczoraj, oglądając program informacyjny, usłyszałam ciekawą informację - podobno dzieci, których Mamy będąc w ciąży uczyły się języków obcych, szybciej się ich uczą. Naprawdę interesujące, zważając na to, że w ciąży zdawałam sesję i mnóstwo innych kolokwiów :) To pewnie dlatego, Bartunia ma taką lekką mowę - zarówno w języku angielskim, jak i polskim {ludzie nie mogą wyjść z podziwu, jak on dużo mówi! Sama jestem w szoku.}. 
No, no, no. Dziewczyny, warto o tym pomyśleć przy kolejnych albo obecnych ciążach :)))

***

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Dwa miesiące...

i razem z Czekoladką będziemy świętować 2 lata! Rany, ale ten czas zasuwa. Jeszcze niedawno szykowałam się do ostatniej sesji z brzuszkiem, a tu nie dość, że jestem panią magister, to dodatkowo mam prawie 'dorosłego' Syna :) Niesamowita sprawa. Dwa lata to nie przelewki ;) 
Dzisiaj, z okazji Czekoladowej 22 miesięcznicy, postanowiłam wykorzystać biały puch za oknem i zabrałam Czekoladkę na SANKI :) Pierwszy raz w jego życiu :) Jak było? Komicznie. Zapowiadało się dobrze, Synek z zaciekawieniem usadowił swoją pupkę na wysłanych kocykiem sankach, by po niespełna 10 metrach stwierdzić, że on jednak woli chodzić na nogach. Okeeey - myślę sobie. Pewnie zaraz znudzi mu się chodzenie i znowu wsiądzie do swojego śnieżnego powozu. Gdzie tam! Przez całe osiedle przewiozłam puste sanki, a Czekoladkę wydźwigałam na rękach. Normalnie śmiech na sali. Ludzie, którzy mnie mijali uśmiechali się pod nosem, jakby chcieli powiedzieć: Kobieto, przecież masz sanki. Czemu nie włożysz tam dziecka? Ech. Na szczęście jeden starszy pan zlitował się nade mną i zaproponował pomoc. Przejął ode mnie sznurek od sanek i odprowadził mnie i Czekoladkę pod same drzwi. W międzyczasie opowiedział mi o swojej rocznej wnuczce, a także uzyskał informacje o egzotycznej Czekoladce. Ach. Panie, dziękuję Ci za dobrych i życzliwych ludzi na tym świecie :))))) Ja to jednak mam szczęście do dobrych przechodniów {a może to Czekoladka tak działa na ludzi?}

Byłam pewna, że ten wpis wzbogacę fotką Czekoladki na sankach, jednak nasza saneczkowa przygoda trwała tak krótko, że nawet nie zdążyłam wyciągnąć kamery. No cóż. Następnym razem będzie lepiej :) W końcu lada chwila mamy DWA latka ;)


PS. Buziaczki w Czekoladowe pyzaczki z okazji 22 miesięcy! Kocham Cię Synku! :*

***

Kobiet o wiek nie pytamy... SOMO LA NANE.

Mambo vipi? Habari ya leo? Gotowi na kolejną lekcję suahili? Jeśli tak to zapraszam. Zanim jednak przejdziemy do dzisiejszej lekcji, proszę Was o przypomnienie sobie TEJ oraz TEJ lekcji. Konkretnie mam na myśli liczby oraz tabelkę z odmianą czasownika 'mieć'. Powtórzone? No to zaczynamy :)


Witam serdecznie na ósmej lekcji suahili - SOMO LA NANE. Dzisiaj kolejna lekcja z serii pytań o nasze życie prywatne. Już wiemy jak mamy na imię, skąd pochodzimy, to teraz przyszedł czas na nasz wiek. Wiem, wiem... Podobno kobiet o wiek się nie pyta, ale Tanzańczycy niekoniecznie muszą o tym wiedzieć, dlatego warto znać odpowiedź {wiadomo, że każda z nas jest wieczną 18stką ;) to tylko dzieci nam rosną} na to, jakże interesujące pytanie.

niedziela, 6 stycznia 2013

Rolnik {nie}sam w dolinie :D

Ciężko opisać, jak dużo miłości potrafi pomieścić Czekoladowe Serce. Znajduje się tam miejsce dla Mamy, Taty, Babci, Dziadzia, Wujka {nie wymieniam dalej, bo by mi miejsca zabrakło ;)}, autek, zwierzątek, misiów, smakołyków, laptopów {i innych zabawek}, a nawet dla... traktorów, balonów i samolotów. 
Te trzy, ostatnimi czasy zdecydowanie wysunęły się na prowadzenie w kochaniu {nie liczymy miłości do rodziny}. A wszystko zaczęło się od edukacyjnej bajki o ulubionych pojazdach Ludwiczka, którą Czekoladka wprost ukochał - pojawiają się tam wszystkie interesujące naszego Czekoladowego Bohatera wehikuły, a w szczególności ukochany balon i traktor.


sobota, 5 stycznia 2013

Druga wizyta...

duszpasterska księdza w naszym domu podczas życia Czekoladki. Podobnie jak rok temu, także i dzisiaj Czekoladka wytrwał do wizyty duszpasterskiej. Byłam pewna, że spędzi ją w łóżku na popołudniowej drzemce w otoczeniu swoich pluszaków, a tu proszę - Bartunia przestawił sobie dzień i usnął dopiero po kolędzie. Może to i lepiej. W głowie miałam dwa scenariusze - ksiądz wchodząc do mieszkania obudzi Czekoladką {a to wiązałoby się z płaczem i mega złym humorem Synka} albo Bartunia obudzi się tuż przed kolędą. Czekoladka jak to Czekoladka, postanowił wprowadzić w życie swoją trzecią opcję i zwyczajnie nie iść spać {co by mu nie przeszkadzano podczas snu}. Tym sposobem Bartuś po raz drugi uczestniczył w modlitwie, święceniu domu i domowników {Czekoladowe 'kap, kap, kap'} oraz rozmowie z Duchownym. Jak było? Szybko, sprawnie i bez płaczu. Czekoladka za dobre zachowanie dostał maciupeńki obrazek specjalnie przygotowany dla Małego Domownika, a reszta rodziny otrzymała tradycyjny większy obrazek z modlitwą. Nie obyło się bez pytań o Dużą Czekoladką, ale to już 'standardowy standard'. I tak w skrócie wyglądała druga kolęda Bartłomieja :) Teraz pokropiony wodą święconą śpi w swoim łóżeczku jak ekhm... powiedzmy aniołek ;)))

***
Nowy Rok, nowe możliwości? TO JA NA TEN NOWY ROK POPROSZĘ NOWY SPRAWNY APARAT FOTOGRAFICZNY ;) Aaaa... Tak mi łyso bez zdjęć :(

***



czwartek, 3 stycznia 2013

Podglądamy ziubry.

Jest! W końcu nam się udało. Od wczoraj wypatrywaliśmy mieszkańców Białowieskich lasów i dzisiaj w końcu udało nam się ich zobaczyć. Najpierw pojawiły się sójki i sikorki, a później... żubry! :)


Czekoladka od razu wpadł w zachwyt, głośno zawołał wujka i ze zdziwieniem w oczach pokazywał na dziwne stwory, które Mama nazwała żubrami, a Synek ziubrami :) Coś czuję, że teraz będzie to jeden z głównych punktów naszego dnia - obserwowanie Białowieskiej polany :) Gdy tylko Czekoladka zobaczył, że żubr je sianko zaczął krzyczeć: Mama, mniam mniam mniamy! :)


Super urozmaicenie dnia, naprawdę polecam, w szczególności rodzicom, którzy, tak ja my, mieszkają daleko od Białowieskich Lasów.


Zainteresowanych zapraszamy na http://www.lasy.gov.pl/zubr. Podobno powyższa trójka żubrów pojawia się zawsze pomiędzy 14, a 15 godziną :) Niestety Czekoladka w tych godzinach śpi, ale ja nie, więc zrobiłam fotkę dla Bartusia, żeby znowu miał co pokazać Wujkowi, Babci i Dziadkowi :)


I są 4 żubry!!! :))))

***

wtorek, 1 stycznia 2013

Bum, bum! Patrz! :)

Witamy serdecznie w 2013 roku :) Bez kaca, bolącej głowy i brzucha :) Ach, cudowne uczucie :) W tym roku {zresztą podobnie było i rok, i dwa lata temu} przywitałam Nowy Rok z Czekoladką u boku. Pozornie wydawać by się mogło, że było tak samo, jak rok, czy dwa lata temu, ale zapewniam Was, że ten Sylwester był wyjątkowy. Dlaczego? Już wyjaśniam. Otóż w tym roku, Czekoladka był w pełni świadomy powagi sytuacji - tańczył, śpiewał, pił 'soczko-szampana' i wypatrywał na niebie tęczowych barw fajerwerków. Z tymi fajerwerkami to jest w ogóle osobna historia. Od kilku dni {niemogący się doczekać Nowego Roku} ludzie wypróbowywali sztuczne ognie. Czekoladka słysząc odgłos wybuchającej fajerwerki z zaciekawieniem podbiegał do okna i wytężał wzrok w poszukiwaniu źródła dźwięku. Każdorazowo, Mama lub Babcia tłumaczyły Bartusiowi, że wielkie strzelanie dopiero przed nami {sądzę, że te słowa jeszcze bardziej rozbudzały Czekoladkową ciekawość}.  I w końcu się doczekaliśmy - wszyscy, łącznie z Czekoladką, który nawet nie myślał, by iść spać. Tak jak wspominałam na początku, rytmicznie podskakiwał i wyginał się w rytm sylwestrowych hitów Polsatu i TVP2, popijał soczek ananasowo - brzoskwiniowy - jednym słowem impreza na całego. Tuż przed północą usadowiliśmy się w naszym punkcie dowodzenia tj. przy oknie i wypatrywaliśmy światełek na niebie. Na każdy huk Czekoladka wołał: "Bum, bum! Patrz! Ściela!" {hehe, co najmniej jakby Mama i Babcia po raz pierwszy widziały sztuczne ognie :D}. To jego 'patrz' było naprawdę urocze. Uwielbiam, jak Bartunia chce pokazać najbliższym to, co wg niego jest warte zobaczenia :).
Chwilę po północy, gdy wszyscy złożyliśmy sobie życzenia {z Tatą złożyliśmy sobie życzenia 2h wcześniej, gdyż w Tanzanii Nowy Rok przyszedł wcześniej ;)}, Bartunia przyłożył głowę do Maminego ramienia i przy świetlistych promieniach fajerwerków usnął jak niemowlak! Wow. Czyżby Nowy Rok był zapowiedzią bezproblemowego zasypiania? I hope so :) 

Tak w skrócie wyglądał nasz trzeci wspólny Sylwester :)

Kochani, z okazji Nowego Roku życzę Wam samych radosnych chwil, sukcesów w życiu prywatnym i zawodowym oraz dużo, dużo zdrówka dla Was i Waszych rodzin. Niech ten 2013 rok będzie rokiem pozytywnych wydarzeń :)




***