czwartek, 31 maja 2012

Powrót do dzieciństwa.

Wiecie jaka jest różnica pomiędzy posiadaniem własnego dziecka, a opieką nad wnukiem? Otóż własne dziecko się wychowuje, a wnuczka ROZPIESZCZA. Takie prawo Babci i Dziadka. Jeśli nie wierzycie, to zapytajcie o to swoich rodziców i teściów ;)))) Moja Mama jest tego doskonałym przykładem. Tuż po narodzinach Czekoladki już w szpitalu za punkt honoru przyjęła sobie rozpieszczenie wnuczka do granic możliwości (podobno tak mieli zapisane we wspólnym kontrakcie podpisanym w niebie przed pojawieniem się Bartusia na świecie ;)) Powiem Wam w tajemnicy, że udaje jej się to doskonale. I tak oto można ich ujrzeć razem biegających po schodach, piszących kredkami gdzie popadnie, a ostatnio "namydlających" całe mieszkanie bańkowym płynem. Reakcja moja i mojego brata na fruwające wszędzie bańki mydlane była jednogłośna: Gdybyśmy tylko tak zrobili za naszych czasów, to byłby krzyk nie z tej ziemi... ;)))) 


No cóż. Dobrze, że chociaż teraz mogę skorzystać z tej taryfy ulgowej i robić "zakazane rzeczy" wraz z Synkiem (jednak ja wybrałam "wychowawczą" opcję brudzenia balkonowego podłoża. Wszak to ja mam wychowywać, c'nie? ;)). Muszę przyznać, że taki powrót do dzieciństwa niezwykle mi się spodobał. Jako, że sama mam w sobie dużo z dziecka, to z radością dmuchałam i produkowałam miliony tęczowych piłeczek :) Czekoladka miał mnóstwo frajdy z biegania i rozklaskiwania baniek z głośnym "baaa" :)))) Doszło nawet do tego, że z radości pokładał się na podłogę chichocząc jak mała żaba :)))))





Łiii... Jutro Dzień Dziecka :)))) Trzymajcie kciuki za ładną pogodę :)))) Mama ma prawie całą sesję za sobą (dzisiaj wpadła kolejna 5 i 4,5 :))), więc z wolnym umysłem może świętować z Synkiem, a gdzie? O tym dowiecie się wkrótce :))))

***

środa, 30 maja 2012

Spotkanie Czekoladki z Madonną...

oraz Kingą, ale o szczegółach za chwileczkę :)))

A wszystko zaczęło się od pozornie zwykłego spacerku, który przerodził się w wypad na przepyszne lody :))) Babcia Czekoladki standardowo wybrała sobie sorbeciki, ja z kolei skusiłam się na jagódkę, smerfika oraz bakalię mmm...



Czekoladka natomiast delektował się swoim smacznym biszkopcikiem w swojej miętowej karecie :))) Na jego głowie można zaobserwować motyw piłkarski, który ostatnio jest nam niezmiernie bliski :) Czapeczka ta zawołała nas ze sklepowej wystawy i od razu zagościła na Czekoladowej główce. Muszę przyznać, że nasze barwy narodowe idealnie komponują się z karmelkowym odcieniem skóry Bartunia <3 Jestem przekonana, że z tanzańskimi też będzie cudnie :)))


Po tej słodkiej przekąsce zahaczyliśmy o okoliczny park, w którym to najpierw Czekoladka "napadł" na cycorka, by następnie oddać się przyjemnemu kołysaniu na parkowej huśtawce :)


Reszta spacerku odbyła się w ślimaczym tempie, gdyż Mały Simiyu zadecydował, że teraz czas na chodzenie ;) I tak krok za krokiem zmierzaliśmy w kierunku osiedla, gdy tu nagle zza wysokich traw wyłoniły się... KOZY oO. Taka niespodzianka w środku miasta. Oczywiście nie omieszkaliśmy przywitać się z Panią Pasterką oraz jej podopiecznymi: 
-Madonną z przepiękną białą brodą (była to dzika kózka, która bała się mniejszego od siebie Simby, ale to całkiem zrozumiałe, wszak Małe Lwy bywają nieprzewidywalne ;))


-Kingą, która była przyjacielsko nastawiona i nawet podstawiała grzbiet do głaskania hehe ;)))


I tak oto w samym centrum miasta mieliśmy okazję poznać Madonnę troszkę od innej strony i razem z nią radośnie zameczeć: Me, me Euro spoko ;))) To taki mały przedsmak przed piątkową niespodzianką na Dzień Dziecka <3

To tyle, tymczasem mykam się pouczyć, póki Czekoladka śpi ;)))

***

Dobra Mama i MY.

Dumni i bladzi (no może Czekoladka nie tak bardzo blada ;)) spieszymy zakomunikować, że w najnowszym wydaniu Dobra Mama możecie przeczytać parę słów o ząbkowaniu Bartusia oraz naszych sposobach na bolesne ząbkowanie. 


Komentarz opatrzony został naszymi skromnymi postaciami - osobą Mamy w koronkowej sukience, która niektórych może błędnie sygnalizować o powtórnym stanie błogosławionym hahaha oraz Małego Czekoladowego Simby, który dumnie kroczy u boku Mamy ;)))


Serdecznie zapraszamy do lektury :) My już mamy swoją Dobrą Mamę i biegniemy do ksero powielić ją dla Babci-Pra, która zbiera wszystkie wycinki z gazet, w których się pojawiliśmy (a było ich aż TRZY hahaha).


***
Przy okazji przypominam o konkursie organizowanym wspólnie  z Wydawnictwem Pesta. Więcej szczegółów po kliknięciu w foto:


***

wtorek, 29 maja 2012

Nie na temat.

Dzisiaj zupełnie nie Czekoladowo i nie na temat. Potrzebuję inspiracji, wspominałam o tym na facebooku, ale stwierdziłam, że warto zapytać też tutaj. Moi drodzy, szukam fajnego pomysłu na prezent - pamiątkę na lata z okazji Naszej Pierwszej Rocznicy Ślubu, która zbliża się wielkimi krokami. Chciałabym, żeby było to coś, co przypominałoby nam o tym cudownym dniu. Niestety w tym roku nie spędzimy tego dnia razem, ale z pewnością nadrobimy to po powrocie :))) Hehe, grunt, że w dniu ślubu byliśmy razem (nic to, że o mało się nie spóźniłam na własny ślub ;)). Co do prezentu to myślałam m.in. o wygrawerowaniu na naszych obrączkach daty ślubu (obecnie mamy tylko nasze imiona), ale to tylko dodatek do głównego prezentu, nad którym intensywnie myślę ;p


Liczę na Waszą pomoc, tą "anonimową" także :)))


***
Pomalutku zbliża się koniec moich studiów. Dzisiejszy egzamin z angielskiego zdany na 5, z czego jestem dumna i przeszczęśliwa (tym bardziej, że nawet nie zajrzałam do książki, gdyż wybrałam sen u boku Czekoladki :P), jeszcze zostało mi jedno zaliczenie i obrona pracy mgr :) Z jednej strony cieszę się, że to już koniec (przez ostatnie 2 lata jestem bogatsza o nowe, czasami niechciane doświadczenia), a z drugiej z sentymentem wspominam niektóre spędzone tam chwile. Jakby na to nie patrzeć, 5 lat związana byłam z tym miejscem. Ech, ech ;))) Dobrze, że mam Czekoladkę i Męża, jakoś łatwiej patrzeć w nową przyszłość, która kreśli się niezwykle ciekawie i kolorowo :))))

***

niedziela, 27 maja 2012

Mamo, nie mam czasu na jedzenie!

Czekoladka ogłosił bunt na pokładzie. Jak do tej pory nie mieliśmy problemu z apetytem Bartunka (co można zaobserwować spoglądając na część "brzuszka" Czekoladki na poniższej fotce hahaha), tak ostatnio poza chrupkami, biszkoptami, cycem i wodą mógłby całymi dniami nic nie jeść. Oczywiście staram się jak mogę nie dawać mu wyżej wspomnianych przekąsek przed zjedzeniem treściwego posiłku, ale niestety nie zawsze udaje mi się przełamać Czekoladowy opór. Na szczęście znaleźliśmy w miarę łagodne rozwiązanie: samodzielne jedzenie przez Bartusia pokrojonych kawałków chlebka z masełkiem oraz Babcinych specjałów mięsnych specjalnie pieczonych dla Wnuczka. Dodatkowo od kilkunastu już dni, na Czekoladowym stole królują domowe zupy tak chętnie pałaszowane przez Czekoladkę. Co istotne, zupy muszą być jedzone dorosłą łyżką, bo inaczej Bartuś nie otworzy dzióbka ;))) Pewnie część z Was chwyciła się właśnie za głowę nie mogąc pojąć, dlaczego dopiero teraz gotujemy dla Bartka. Otóż już wyjaśniam - do tej pory Bartek niechętnie podchodził do domowych zupek, zaciskał wargi i nie chciał przełknąć nawet odrobinki takiego posiłku ( inaczej było z drugim daniem, które wsuwał aż uszy mu się trzęsły ;p), dlatego nie chcąc doprowadzić do zagłodzenia Czekoladki podsuwaliśmy mu słoiczkowe zupy. Wszystko się zmieniło stosunkowo niedawno, gdy to Bartek nagle odmówił spożywania gotowych posiłków i zapragnął jeść razem z nami. Od tamtej pory wszystkie dania przygotowywane są pod Bartka, z jak najmniejszą ilością przypraw i dodatków (ku niezadowoleniu Dziadka Czekoladki, który sam dosala, dopieprza i doprawia sobie potrawy ;)). Śniadanie także uległo modyfikacji, kaszki pomalutku odchodzą do lamusa, a na salony wkraczają pokrojone w kawałeczki szyneczki indycze, chlebuś, żółtko z jajeczka i inne przysmaki, które łatwo wziąć w rękę podczas zabawy i wsunąć do Czekoladowego buziaczka. Oczywiście wszystko szamane jest samodzielnie przez Czekoladkę, bo inaczej niechętnie otwiera buzię, a tak to sam kontroluje co, kiedy i ile je, ułatwiając życie swoim opiekunom :))))) Ten sposób stał się kluczem do sukcesu, Bartuś ma pełny brzuszek, nie walczy podczas jedzenia, tylko z radością bawi się, biega, rzuca zabawkami jednocześnie przekąszając kanapeczkę swoją Czekoladową (dodatkowo opaloną przez słoneczko :D) rączką :) A ja już wyobrażam sobie Bartusia jedzącego tanzańskie ugali mmm! :)



***
Przypominam o konkursie z książkową nagrodą na Dzień Mamy :) Serdecznie zapraszam :) A tymczasem spadam pouczyć się na wtorkowy egzamin (jeden z czwartkowych zaliczony :D a na wyniki drugiego wciąż czekam, ale jestem dobrej myśli :) Wish me luck! (edit - a jednak mam odwołany egzam, więc poodpoczywam przy Czekoladce hahaha :))


***

sobota, 26 maja 2012

W Dniu Mamy konkursik ogłaszamy :)

Bycie matką to jedna z piękniejszych ról, której mam zaszczyt doświadczać i wykonywać. Wiadomo, że nie zawsze jest łatwo, pięknie i kolorowo, ale ma się to nijak do radości codziennie dostarczanych przez Czekoladkę. Macierzyństwo zmieniło mnie i zaskoczyło totalnie. Już sama ciąża była dla mnie wielką niespodzianką i miała na mnie niesamowity wpływ. Okres ten był cudownym doświadczeniem, który sprawił, że zupełnie inaczej zaczęłam postrzegać świat. W każdej napotkanej matce widziałam bohaterkę, która tak wiele uczyniła dla swojego potomka. Potrafiła znaleźć w sobie wewnętrzną siłę i przetrwała niesamowity ból porodowy, by później  z uśmiechem na ustach dźwigać, podnosić i biegać za dzieckiem. Normalnie chylę czoła.

I właśnie dziś, w Dniu Naszego Święta wszystkim czytelniczkom-Mamom chciałam życzyć dużo radości i wytrwałości w opiece i wychowywaniu Szkrabów. Pamiętajcie, jesteście najlepsze! :) I troszkę prywaty - MAMO KOCHAM CIĘ! DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO :*


Dodatkowo wraz z Wydawnictwem Pestka pragniemy nagrodzić jedną z bohaterek dnia codziennego, która  zwycięży w konkursie z okazji Dnia Mamy. Co należy zrobić, żeby zwyciężyć? Wystarczy w komentarzu pod tym wpisem ciekawie rozwinąć i udzielić odpowiedzi na pytanie:

Jakie pozytywne chwile spotkały Was w okresie macierzyństwa? Co Was zaskoczyło, co rozśmieszyło? Czym jest dla Was macierzyństwo?

Na komentarze czekam od chwili opublikowania wpisu, do 2 czerwca 2012 roku godz. 23:59:59 :) W dniu następnym ogłoszę zwycięzcę, który zostanie wybrany spośród wszystkich wypowiedzi.



Nagrodą w konkursie jest egzemplarz poradnika "Mamo Dasz radę! Macierzyństwo od A do Z" autorstwa Doroty Smoleń ufundowanego przez Wydawnictwo Pestka. Recenzję tej książki możecie przeczytać TUTAJ.

Serdecznie zapraszam i życzę powodzenia! :)))

***

piątek, 25 maja 2012

Jedziemy na wycieczkę, bierzemy pojemnik z ciepłym jedzonkiem w teczkę :))))

Uwielbiam podróże, te dalekie i te bliskie. Z rozrzewnieniem serca wspominam naszą pierwszą podróż pociągiem do Warszawy, Czekoladka był wtedy taki malutki. Szkoda, bo nie będzie pamiętał tylu fajnych miejsc, ludzi... Ale znając nasze zamiłowanie do podróżowania, pewnie jeszcze nie raz będzie miał okazję podziwiać Pałac Kultury, a nawet tanzańskie Kilimandżaro ;) 


Niestety na tą chwilę musi zadowolić się bliższymi, ale wcale nie gorszymi widokami. Mieszkamy na pięknych terenach Jury Krakowsko - Częstochowskiej, która obfituje w przeróżne atrakcyjne miejsca.




Co prawda, taka wyprawa z dzieckiem to nie lada wyzwanie, ale z każdym takim wypadem nabieramy coraz to większej wprawy organizacyjnej, jednak nie da się ukryć, że w dalszym ciągu połowa ekwipunku to rzeczy Czekoladki. Zaczynając od rowerka, wózka, kocyków, a kończąc na najważniejszym - ciepłym jedzonku i piciu. No właśnie ciepłe jedzonko... Dopóki karmiłam Czekoladkę tylko piersią, nie zamartwiałam się o to wcale. W końcu w każdym miejscu i o każdym czasie miałam ze sobą świeżutkie, smaczne i cieplutkie jedzonko. Pamiętam jak Bartuś miał ok. 5 miesięcy i był "tylko na cycu", ze współczuciem spoglądałam na koleżankę, która męczyła się z podgrzewaniem jedzenia dla swojej 10 miesięcznej córeczki. Z kolei ona zazdrościła mi, że ja w każdej chwili mam gotowe jedzenie dla Bartusia. Teraz, gdy sama jestem na etapie podawania stałych pokarmów, wiem jak takie "polowe karmienie" potrafi dać w kość rodzicowi. Na szczęście nie długo musiałam się o to zamartwiać. Wszystko stało się o wiele prostsze, po otrzymaniu od MamaGama pojemnika termoizolacyjnego, który potrafi utrzymać temperaturę posiłku do 4 godzin.


Chyba nie muszę nikogo przekonywać jaka to jest wygoda. Wystarczy tylko w domu przepłukać wrzątkiem wnętrze pojemnika, a następnie wlać ciepły posiłek i szczelnie zakręcić pokrywę, by następnie delektować się cieplutkim, gotowym posiłkiem. Podobnie ma się sprawa z zimnymi produktami, tylko zamiast wrzątku używamy zimnej wody. Jak dla mnie bomba. Tym bardziej, że głodna Czekoladka jest bardzo niecierpliwa i nie ma czasu na bawienie się w podgrzewanie jedzenia ;))))  My uwielbiamy wykorzystywać go na naszych wypadach na działeczkę lub nad jezioro. Wystarczy sekunda, by wywołać uśmiech na twarzy Czekoladki., przy pomocy cieplutkiej Babcinej zupki :))) Co ciekawe i ważne, pojemnik można stosować w mikrofali, co także ułatwia życie (należy pamiętać o zdjęciu pokrywki ! :))


Pojemnik można zakupić na stronie http://www.mamagama.pl/, jest dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych, niebieski dla chłopczyka i różowy dla dziewczynki. My zdecydowaliśmy się na wersję niebieską, która idealnie pasuje do innych Czekoladkowych produktów :))) O pojemniku mogę napisać tylko same pochlebne opinie, gdyż naprawdę super sprawdza się przy wyjściach na zewnątrz. Śmiało można w nim przewozić jedzenie, bez obawy, że pobrudzimy sobie samochód czy wózek. Pojemnik jest szczelnie zakręcany, higieniczny, ładnie wykonany (no cooo :P) no i dosyć pojemny (0,35 l). Łatwo się go myje i suszy. Dodatkowym plusem jest rączka, która ułatwia przenoszenie "jedzeniowego termosiku". Jak widać same zalety.




Jedynym malutkim minusem może być cena (mam dobrą wiadomość, obecnie trwa promocja pojemników, więc spieszcie się ;)), ale dla takiej wygody warto poświęcić tych kilkadziesiąt złotych. Bez dwóch zdań mogę śmiało napisać - gdybym nie dostała tego pojemnika to i tak bym go kupiła, bo przy naszej miłości do podróży i przy niecierpliwej Czekoladce ten zakup i tak okazałby się niezbędny :) No to pojemniki w dłoń i  na wycieczkę marsz marsz marsz :)

POLECAMY WSZYSTKIM PODRÓŻUJĄCYM I SPACERUJĄCYM RODZICOM! :))))


Z naszej strony serdecznie dziękujemy firmie MamaGama za pojemniczek, który tak idealnie wpisał się w nasze potrzeby :)

***

Family.

Przed zajściem w ciążę, miałam w głowie wizję swojej przyszłej czteroosobowej rodziny składającej się z: Mamy (v), Taty (v), Synka (v) i Córeczki (obowiązkowo synek starszy od siostry, podobnie jak to jest w moim domu). Wbrew pozorom nigdy nie marzyłam o Czekoladowej rodzinie, to wszystko stało się nagle. Poznałam cudownego Tanzańczyka, który dzięki swojemu podejściu i traktowaniu, skradł moje serce (no ok, duży wpływ na to miało przepyszne afrykańskie jedzonko, które ugotował dla mnie na pierwszej randce mmmm). Dużo rozmawialiśmy o naszym wspólnym życiu, o dzieciach, o tym ile ich planujemy. Duża Czekoladka od początku był pewny, że chce mieć kilkoro dzieci i koniecznie ze mną. Hehe, ja traktowałam to pół żartem pół serio, chociaż w duszy marzyłam o Małej Czekoladce, a nawet dwóch (Mąż planował trójkę). Po około 3 latach naszej znajomości  niespodziewanie na teście ciążowym ujrzałam 2 kreski, Mała Czekoladka rozgościła się w moim brzuszku. Ciąża  była magicznym czasem, wtedy byłam pewna, że będę mieć więcej Czekoladek. Jednakże ciężki poród sprawił, że cała moja idealna wizja rodziny legła w gruzach, żałowałam wtedy, że nie urodziłam bliźniaków, tym samym za jednym bólem mieć dwójkę dzieci. Nie wyobrażałam sobie kolejnego porodu. Jak ciąża była przepięknym stanem, który napawał mnie radością i optymizmem, tak sam poród wspominam nieciekawie. Jak było dalej, można poczytać na blogu. Wszystko zmieniło się kilka dni temu, gdy to na  spacerku z Czekoladką spotkałam Małą prześliczną Mulatkę. No wprost przepiękną. I uwierzcie mi na słowo, że była przesłodka (nie jestem jedną z tych matek, które uważają, że wszystkie dzieci są piękne, ale też nie mówię tego nikomu, nie chcąc sprawić przykrości. Wszak są gusta i guściki, komuś może się nie podobać moja Czekoladka ;)). Dziewczynka na głowie miała urocze loczki (inne od Bartusiowych, wyglądały na twardsze) związane w dwa kucyki i ubrana była w białą sukieneczkę. Wyglądała jak Afrykańska Księżniczka. W moim sercu momentalnie pojawiła się wizja siostrzyczki dla Czekoladki. Od razu powiedziałam o tym Mamie i Mężowi. Hehe oczywiście nie spodziewali się takiej nowiny z mojej strony i potraktowali ją z przymrużeniem oka, ale ja mogę Wam napisać jedno - CZEKOLADKA NIE BĘDZIE JEDYNAKIEM, TO PEWNE <3

www.pudelek.pl
***
W dniu dzisiejszym w końcu wybrałam się do lekarza po wyniki. Jestem zdrowa jak rydz ;) Jedynie mam nieznacznie podwyższony cholesterol (dieta w ruch i powrót do aktywności fizycznej :)). Skonsultowałam też szczepienie Bartusia na ospę oraz wybór mleka dla Czekoladki. Pomalutku muszę go przyzwyczaić do innego mleczka niż moje - chcę wprowadzić kakao na mleku modyfikowanym do diety Bartusia :) Co do szczepienia, dostałam receptę na szczepionkę, ale przed jej wykupieniem muszę poczytać o plusach i minusach. Także będę niezwykle wdzięczna za Wasze porady - jakie macie doświadczenia ze szczepionką na ospę? Warto szczepić? Teraz, później, wcale? Ja mam na uwadze naszą przyszłą wizytę w Tanzanii, a wiadomo, że to inny klimat i inne zagrożenia.
Proszę o rady :)))


***

czwartek, 24 maja 2012

Dzień z życia studiującej Mamy.

Godzina 24. Czekoladka budzi się z płaczem i wskakuje na śpiącą Mamę. Mama masuje Czekoladowy brzuszek, bo widzi, że to on jest przyczyną nagłej pobudki. Nosi, tuli, buja i na wpółprzytomnie usypia Synka. Oboje kładą się do łóżka, by za 5 minut powtórzyć uprzednio opisywane czynności. W końcu Bartek wybudza się na dobre, biegając i rozrabiając w kuchni. Przychodzi czas na nocną kolację i po około 3 godzinach Czekoladka zapada w sen. Mamie zostają 2 godziny snu. Korzysta z nich jak może. Nie traci czasu na zbędną fazę przed REM'ową, tylko od razu oddaje się marzeniom sennym. Tam spędza czas z Mężem w Tanzanii. Rozmawia po suahili z wszystkimi, ku wielkiemu zaskoczeniu, że potrafi coś więcej niż "Mambo vipi?". Sen ten jest przeżywaniem wcześniejszej rozmowy z kolegą Męża w ich rodzimym języku (o dziwo na żywo też dawałam radę <dumna>). Nagle coś wyrywa ją ze snu. Szybki rzut oka na zegarek - 5:20. Od 20 minut powinna być na nogach. Wstaje, budzi Babcię do przejęcia warty nad Synkiem, bierze szybką kąpiel, czyta notatki na dzisiejsze zaliczenie i w między czasie myje zęby. Po około godzinie jest już w Krakowie. W ramach rozruszania mózgu żwawym spacerkiem przemieszcza się z Dworca do Ronda Mogilskiego, jednocześnie próbując ogarnąć materiał na kolokwium zaliczeniowe. Przychodzi na pierwszy wykład - niezapowiedziane zaliczenie, jakoś daje radę. Z kolejnych ćwiczeń rezygnuje na rzecz nauki w pobliskim parku. Spacerując alejkami, próbuje pojąć o co właściwie chodzi w negocjacjach międzyludzkich, jednocześnie obserwując bawiące się dzieci. W każdym z nich widzi Czekoladkę. Tęskni. Po szybkiej nauce przychodzi czas na egzamin, idzie dobrze. Szybki bieg na autobus i powrót do domu, do czekającej na Maminego cyca Bartunki. Tak w skrócie wygląda obecnie moje życie. Sesja, zaliczenia i opieka nad Synkiem. Jednym słowem - żyć, nie umierać :))) Jakie to szczęście, że to już ostatnia sesja w moim życiu (hmmm... czy, aby na pewno umiem żyć bez nauki ;p ;)). Jeszcze tylko obrona i będę mamą pełną piersią :)))) W 100% dla Czekoladki. Can't wait! :) Tymczasem idę skorzystać z kilku godzin snu, należy mi się ;)



***

środa, 23 maja 2012

Z Pestkowej biblioteczki - "Mamo, Dasz radę!"

Macierzyństwo to jedno z tych doświadczeń, które na stałe zmienia życie kobiety. Z chwilą pojawienia się Małego Szkraba na świecie, cały poukładany świat rozsypuje się na milion kawałków, tak by później  móc na nowo układać go z Małym Lokatorem. Dokładnie tak było w moim przypadku. Czekoladka totalnie zrewolucjonizowała moje życie, zmieniając moje priorytety i cele. Pojawienie się Bartusia nie miało wpływu tylko na moją psychikę, ale także na całe życie domowe. Godzenie opieki nad Synkiem z innymi obowiązkami wymagało ode mnie i od całej rodziny dużej mobilizacji i szeroko rozumianej organizacji. Już będąc w ciąży, jako przyszła młoda mama, która nigdy nie miała do czynienia z noworodkiem, przygotowywałam się do tej ważnej życiowej roli, przeczesując Internet w poszukiwaniu informacji, a to o wyprawce do szpitala, a to o kolkach, czy innych mniej lub bardziej ważnych sprawach. Żałowałam wtedy, że nie mam pod ręką książkowego poradnika w pigułce, który znałabym na pamięć i zapewne recytowałabym przy każdym nadarzającym się momencie. 


Tak się składa, że teraz po tych prawie 15 miesiącach od narodzin Czekoladki, w moje ręce w końcu wpadł taki skrypt dla świeżo upieczonych Mam pod pocieszającym tytułem "Mamo Dasz radę! Macierzyństw od A do Z". Książka ta napisana została w taki sposób, by każda kobieta-matka poczuła więź i zrozumienie ze strony autorki, Doroty Smoleń, która sama bazując na swoim doświadczeniu doskonale uzewnętrznia bolączki świeżo upieczonych Mam.


Książka ta utrzymana jest w humorystycznym tonie, dzięki czemu nie zanudza czytelnika i nie nuży tak jak większość sztywnych poradników. Wystarczy spojrzeć na samą okładkę książki, by poczuć więź z Panią Dorotą ;))) Mnie od razu na myśl przyszła moja torebka, którą zabieram na spacerki z Czekoladką. Można w niej znaleźć wszystko, zaczynając od zwykłej komórki, a kończąc na smoczku ;))) A jeśli już o tym mowa, w jednym z rozdziałów, autorka idealnie porównuje takie wyjście na spacer z dzieckiem, do wyprawy na Mount Everest. Czytając ten rozdział poczułam się jakbym sama go napisała.


Z kolei tytuły poszczególnych rozdziałów, tak życiowe i prawdziwe, wywołują uśmiech na twarzy czytającego, który po tej krótkiej charakterystyce jest w stanie dowiedzieć się czy w danym rozdziale znajdzie istotne dla siebie kwestie.


Autorka w swojej książce nie owija w bawełnę, obala mity na temat karmienia piersią i nie wymaga od nas bycia idealną mamą, jak sama pisze: "Zapamiętaj dobrze: idealna matka nie istnieje!". Niby każda z nas to wie, ale czytając niektóre blogi, jak to pierożki ulepione, dziecię nakarmione smacznie bezpłaczowo śpi w pokoju obok, a mama tryska energią i humorem, można wpaść w niemałą depresję ;)))) Dlatego jeszcze raz powtarzam za Panią Dorotą Smoleń:


Mamo Dasz radę! pozwala uwierzyć młodej mamie, że naprawdę da radę! Wystarczy odrobina organizacji i wiedzy, którą fajnie przedstawiła autorka w swojej książce, a będziemy czerpać z macierzyństwa dużo radości i frajdy i niekoniecznie wszystko musi być zrobione na tip top ;))) Pamiętajmy, że mądrość macierzyństwa polega też na świadomej rezygnacji z niektórych rzeczy i świat się nie zwali :))


Na koniec kilka słów o samym wyglądzie książki:
-brak twardej okładki, co moim zdaniem w tym przypadku jest uzasadnione - bo powiedzcie mi tylko... wyobrażacie sobie stojącą Mamę nad garnkami z uwieszonym u boku dzieckiem czytającą książkę w twardej niebezpiecznej okładce? :D No właśnie, ja też nie. Poradnik to poradnik, a nie encyklopedia ;)))



-humorystyczne obrazki, fajnie sygnalizują o czym jest mowa w danym momencie. Jedyne do czego bym się przyczepiła to papier, z którego wykonane są strony. Wolę inny rodzaj tworzywa, ale pewnie dla wielu to nie problem.
-najfajniejsze na koniec - i nie tylko u mnie na końcu, bo i w książce także. Kolorowanki dla najmłodszych w książce? Wow. Jestem pod wrażeniem. I wyjaśnia się zagadka papieru - na takim się łatwiej rysuje :))) Tylko spójrzcie:


Uważam, że poradnik "Mamo Dasz radę! Macierzyństwo od A do Z" jest fajną opcją dla kobiet, które nie mają siły, ochoty, czasu na siedzeniu przed komputerem i przeszukiwaniu stron internetowych w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania. Znajdziemy tutaj informacje zarówno o rozszerzeniu diety, kryzysach rozwojowych, alergiach, karmieniu piersią, o niezapominaniu o ojcu dziecka itp, itd., czyli prawdziwe macierzyństwo w pigułce. Super pomysł na prezent dla świeżo upieczonej Mamy. Gorąco polecam :)

Zainteresowanych zakupem (teraz z rabatem  30% rabatem na Dzień Matki :)) zapraszam na stronę Wydawnictwa Pestka, dzięki któremu miałam okazję wgłębić się w tą macierzyńską pigułkę :)

Ciekawa jestem Waszej opinii o poradnikach? Czytacie? Posiadacie?

***

poniedziałek, 21 maja 2012

Trawiasty tupot Małego Piłkarza.

Koko, koko, Euro Spoko! Tak powinnam zacząć ten wpis, gdyż śmiało mogę zapewnić, że Czekoladka ostro trenuje przed Mistrzostwami Piłki Nożnej. Chłopak pracuje na sukces w pocie czoła, nie ważne czy jest to boisko wysłane dywanem, czy naturalnym podłożem trawiastym. Oczywiście, ja jako Mama, zdecydowanie preferuję boisko trawiaste, ale pozbawione kamieni, szkieł i innych niebezpiecznych przedmiotów. Z pozoru wydawać by się mogło, że sodówka uderzyła mi do głowy, ale zaprawdę powiadam Wam, udało nam się takie znaleźć i to stosunkowo blisko. Hihihi. Tak jak wspominałam, w minioną niedzielę uzbrojeni w piłkę, bodziak w barwy narodowe i inne mniej lub bardziej istotne elementy, nawiedziliśmy Babcię-Pra, i Chrzestną Czekoladki z rodziną i zamieniliśmy działkowe podwórko na trawiaste boisko :))) Czekoladowy Piłkarz z radością oddawał się bieganiu i kopaniu piłki, by z czasem skorzystać z innych dobrodziejstw przygotowanych przez "organizatorów".


Na miejscu nie mogło zabraknąć obszernej szatni i loży vipów, w której Nasz Piłkarz mógł spokojnie odpoczywać pomiędzy treningami:


a także prywatnej jadłodajni, w której serwowano świeżutkie mleczko wprost  z Maminego cycusia oraz cieplutką zupkę z pojemniczka utrzymującego temperaturę, który obecnie testujemy, dzięki uprzejmości mamagama :)


Natomiast dla kibiców zorganizowany był osobny grill, z którego można było delektować się cieplutką rybką, kiełbaską lub boczusiem (hihihi, dla Mamy oczywiście pstąg mniamiiii ;))


Jak powszechnie wiadomo, trening piłkarski to nie tylko bieganie za piłką, duży nacisk kładziony jest na różnorodny rozwój motoryczny i taktyczny, dlatego nikogo nie powinna zdziwić tak skupiona postawa Czekoladki przy kręglach (tutaj z kolei element testów z Waderem ;))


Odpoczynek i relaks to także ważna sprawa, dlatego zadbaliśmy o estetykę i wizualne doznania dla Króla. Wszędobylskie kwiaty, dmuchawce i soczyste kolory napełniały Czekoladkę energią, tak potrzebną przed rozgrywkami, a zieloniutka trawa masowała bose stópki Bartulka :D Niestety zabrakło czasu na maseczki na twarz Mamy ;))





Na zakończenie ciężkiego piłkarskiego wysiłku, Bartunia wraz z Babcią osobiście nadzorowali prawidłowe zraszanie trawiastego boiska.


Jeszcze tylko uścisk Matczynej dłoni i można wracać do domku, do ciepłego łóżeczka :))))


I niech ktoś mi powie, że bycie piłkarzem to bułka z masłem ;))) Toż to mega ciężka praca, której rezultaty zobaczymy za kilka lat na największych światowych boiskach :) You'll see :))))



***

Nie wiem co jest takiego niezwykłego w głosie mojego Męża, ale gdy tylko Czekoladka go słyszy, od razu zapada w sen :) I właśnie tym sposobem, miałam okazję napisać do Was o wiele wcześniej niż sama planowałam. 

***