Na początek, taka mała zgaduj-zgadula. Cóż to takiego ciekawego znajduje się w tym niezwykle innowacyjnym gazetowym rogu?
Słodycze? Eee. Pieniądze? Chciałabym ;) Już Wam pokazuję, cóż ukryłam w tym zwiniętym papierze. Tadam :] Najprawdziwsze z prawdziwych, leśne smaki - jagody i poziomeczki :)))) Tym samym pragnę zwrócić honor Jagodzie - Twoje imienniczki jednak są w lesie! :)))) I to całkiem smaczne :)
A wszystko zaczęło się od zwykłego leśnego wypadu na spacerek. Babcia, Dziadek, Mama i Czekoladka wybrali się do lasu sprawdzić krążące plotki odnośnie pojawiających się na targu grzybków. A, że jesteśmy rodziną grzybiarzy, to zrozumiałym było, że musieliśmy zweryfikować zasłyszane informacje. I tak weszliśmy sobie w głąb lasu i niedługo szukając na naszej drodze pojawił się ten oto maślaczek:
Wypatrzyło go sprytne oko Babci, która okazała się królem grzybiarzy, gdyż z pod jej rączek wyskoczyły jeszcze dodatkowe grzybki:
Pewnie byłoby ich o wiele więcej, gdyby nie wściekłe mrówki, które atakowały Małą Czekoladkę i Mamę (chyba mój pisk słyszał cały las :P). W związku z powyższym postanowiliśmy zmienić naszą trasę na bardziej przystępną i jak się okazało, bardziej owocną :)))
I tak po parunastu minutach naszym oczom ukazały się pierwsze poziomeczki, które swoim czerwoniutkim kolorem wołały nas spod zielonych listków:
Ale to nie jedyne smakołyki, które trafiły do naszego rogu obfitości (który został na szybko stworzony przez nieprzygotowanego do łowów Dziadka :P). Tak jak wspominałam, w lesie pojawiły się pierwsze jagody, co ja piszę - morze jagód. O proszę, tylko spójrzcie:
Zadowolony Bartunia, który po raz pierwszy miał okazję zbierać owoce leśne, przebierał, rozgniatał i brudził się nimi ochoczo. Podniesiony z ziemi głośno wyrażał swoje niezadowolenie ;p
Na szczęście po dłuższej męskiej rozmowie odnośnie zbliżającego się meczu, Bartunia dał się namówić Dziadkowi na powrót do domku :)))
I tak mijając leśne roślinki, wróciliśmy do domku - faceci oglądać mecz (który i tak się opóźnił), a kobiety do kuchni piec poziomkowo-jagodowe bułeczki.
Robieniu bułeczek towarzyszył niestrudzony Czekoladowy łasuch (podczas czekania na meczyk), który musiał wypróbować smak jagódek i poziomek. I tak nie wiedzieć kiedy, zniknęła połowa naszych owocowych łowów. Sprawcę łatwo było zlokalizować po dowodach w postaci brudnych jagodowych rączek :)))
To, co pozostało trafiło do środka drożdżowych bułeczek, które swoimi zapachem wypełniły całe mieszkanie...
I tak minął nam kolejny dzień z życia Czekoladki. Jutro powtórka z rozrywki :)) Tym razem zabieramy kocyk dla Bartusia, który spokojnie będzie mógł sobie przerzucać leśne igiełki, podczas gdy my oskubiemy krzaczki z jagódek :))))
***
oj jak ja uwielbiam poziomki,ten ich kolorek i smaczek:)mmmm,rozmarzyłam się.
OdpowiedzUsuńWidzisz a jeszcze nie tak dawno pisałaś że nie ma jagód w lesie.Minęło kilka dni a już cała polanka wyrosła:)
ależ mi narobiłaś smaka na leśne przysmaki! :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że Czekoladka świetnie czuje się na leśnych ścieżkach :)
OdpowiedzUsuńTe jego serdelkoware łapeczki rozbrajają ;D
Poziomki- moja miłość! mniam!
Ale duże te jagody! Gratuluję łowów :) U nas jeszcze niestety nie widać na ryneczku ani jagód ani grzybów więc pewnie w lesie jeszcze pustka... :|
OdpowiedzUsuńale dziś kusisz!!! :))) skarby zaleźliście!! Uwielbiam jagódki i poziomki!!! :))) ucałuj Czekoladowe czółko!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane (: widząc taka fajna notke od razu usmiech sie pojawia (: Zazdroszczę takich łowów, ja w lesie spotykałam tylko grzyby.
OdpowiedzUsuń