sobota, 31 marca 2012

Czekoladki nie mają ząbków w łatki ;]

Czyli myjemy zęby na potęgę. Spory kawałek temu, w ramach współpracy z firmą MAM otrzymaliśmy do testowania szczoteczki do zębów "Learn to Brush Set". W opakowaniu znajdowały się dwie szczoteczki - pierwsza, dłuższa to tzw. Training Brush, która umożliwia wspólne szczotkowanie ząbków dziecka przy pomocy rodzica, z kolei druga to tzw. First Brush, która przeznaczona jest do samodzielnego naśladowania ruchów dorosłych przez dziecko. Obie szczoteczki są wykonane z miękkiego włókna na okrągłej główce oraz z poręcznej, dopasowanej do dłoni najmłodszych gumowej rączki. Wizualnie szczoteczki są naprawdę przyjemne dla oka. Dodatkowo w opakowaniu znajduje się okrągła osłonka, która zabezpiecza, jeszcze nieporadne malutkie rączki, przed zbyt głębokim włożeniem szczoteczki do gardła. Według mnie jest to super innowacja, do tej pory nie spotkałam się z takim rozwiązaniem. Duży plus za ten pomysł :))))))


Niestety w momencie otrzymania szczoteczek w Czekoladowej buźce było słownie 0 sztuk zębów, więc bezsensownym byłoby opisywanie testowania bez wypróbowania produktu na ostrych zęborkach. Teraz, kiedy to Bartunek może pochwalić się 6 wystającymi zębami (2 pozostałe nadal są ledwo widoczne), śmiało możemy pochwalić się naszymi próbami przekonania Bartusia do codziennej higieny jamy ustnej. Tak wiec do dzieła. Do tej pory, za radą mojej dentystki, Czekoladowe perełki, myliśmy przy użyciu przegotowanej wody. Dziecko w tak młodym wieku, nie umie jeszcze wypluwać pasty, dlatego uznaliśmy to za najbezpieczniejszy sposób szorowania zębów u Bartusia. Jednakże teraz, gdy Simba osiągnął całkiem poważny roczny wiek, postanowiliśmy urozmaicić nasze codzienne mycie ząbków, o dodanie pasty do zębów. 


Uzbrojeni w szczoteczki MAM i pastę dostosowaną dla roczniaków, zaatakowaliśmy wystające zębiorki. Z początku Czekoladka niechętnie otwierał buźkę, być może spowodowane to było smakiem pasty, ale po kilku minutach udawanego mycia zębów przez Mamę i Babcię, Bartunek z zaciekawieniem otworzył usta. Na początku delikatnie dotykaliśmy górnych jedynek, później dolnych... by na końcu rozprawić się z dwójeczkami. 


Na szczęście, zabawa w mycie zębów, spodobała się Synkowi na tyle, że w końcu sam przekonał się do użycia dziwnego niebieskiego MAM'owego kolegi. Nie mogę powiedzieć, że samodzielnie wyszorował zęby, ale pierwsze próby zostały podjęte. Grunt to dobra zabawa, a taka na 100% miała miejsce. Z każdym dniem dochodzimy do coraz lepszej wprawy. Czekoladka widząc szczoteczkę doskonale wie, do czego ona służy i wita ją z otwartą buźką.


Cóż mogę napisać o samej szczoteczce? Tak jak wspominałam, olbrzymim plusem jest ogranicznik, który zapewnia bezpieczne szczotkowania ząbków przez dziecko, bez obawy, że  zostanie przekroczona granica między gardziołkiem a główką szczoteczki. Dodatkową zaletą jest samo wykonanie - ładny design, przyjemne dla oka kolory oraz brak użytego bisfenolu A do produkcji MAM'owych szczoteczek. Sprytnym rozwiązaniem jest dwuetapowość nauki mycia ząbków przy pomocy krótkiej i długiej szczoteczki. Dzięki wcześniejszemu kierowaniu rączką dziecka przez rodzica długą szczoteczką, dziecku jest łatwiej odtworzyć te ruchu przy pomocy krótkiej, dopasowane do małej dłoni szczotki. Super opcja! :-)

Minusy? Nie zaobserwowałam :)

Jeśli i Wy nie chcecie mieć zębów w łatki, czym prędzej bierzcie szczoteczki MAM w swoje łapki :) - klikając w banerek na górze dostaniecie rabacik 20%, tak więc warto ;))) Polecamy! :)

***

piątek, 30 marca 2012

Changes.

Bartek samoistnie przeszedł na jedną drzemkę w ciągu dnia. Jednak prawdą jest, że organizm dziecka sam wie, co jest dla niego najlepsze. Nie raz zarzucano mi, że Bartulek za dużo śpi, że dziecko w jego wieku nie powinno spać dwa razy w ciągu dnia, a tu proszę sam się przestawił, co totalnie zdezorganizowało mi codzienne życie. Do tej pory wiedziałam, mniej więcej, o której godzinie Czekoladka zapadnie w sen, mogłam sobie wszystko tak zaplanować, żeby z wszystkim się wyrobić, a teraz? Nie dość, że nie do końca jeszcze wyczuwam kiedy nastąpi drzemka, to jeszcze na dodatek jest ona tak krótka, że nawet nie zdążam zrobić połowy zaplanowanych rzeczy. I między innymi, dlatego cierpi na tym moje blogowanie. No, ale na szczęście, wieczorkiem, po kąpanku, energia schodzi z Bartusia na tyle, że sam przytula się do Maminego kolana/brzucha/cyca/głowy i sygnalizuje, że czas na spanko. I korzystając z tego, że właśnie Bartuś zapadł w sen, postanowiłam się do Was odezwać. 
Co u nas ciekawego? Właściwie to nic nowego. Życie toczy się swoim torem, Czekoladka w dalszym ciągu absorbuje wszystkich swoją osobą. Odkąd odkrył uroki przemieszczania się, wszędzie go pełno. Największą radość sprawia mu uciekanie przed jedzeniem, uciekanie podczas zmieniania pampocha, no i wyglądanie przez okno. O tak, to uwielbia wyjątkowo. Potrafi godzinami stać w oknie i obserwować, a to wrony, a to przejeżdżające samochody. Podobno nawet sam zaczął nazywać ptaki (tak twierdzi Babcia, niestety mnie nie było jeszcze dane tego usłyszeć :(). Ciężko wytłumaczyć mu, że dzisiaj nie wyjdziemy na spacerek, bo pada deszcz ze śniegiem. Płacze, ciągnie za rękę i ze smutkiem patrzy przez szybę. Nie daj Boże, jak zobaczy, że ktoś z domowników wychodzi na zewnątrz, wtedy zaczyna się histeria. Ukojenie przynosi wózek, w którym Bartulek czuje się jak w niebie. Nie wiem skąd ta miłość do spacerków. Oczywiście nie narzekam, bo sama lubię wychodzić na świeże powietrze, ale czasami naprawdę ciężko jest zapanować nad aurą, a tym samym nad reakcją Czekoladki na odmowę przechadzki :/ Co więcej? Bartunek poznał smak chlebka z masełkiem i szyneczką drobiową! Wiem, wiem, dosyć późno, ale nie raz wspominałam, że etap z zakrztuszeniami wystraszył nas na tyle, że podchodzimy z rezerwą do podawania wszelkich większych produktów. Teraz, gdy Bartoloni ma już ząbki, jesteśmy spokojniejsi o to, czy poradzi sobie z jedzonkiem. Bo radzi sobie super! :) Zabawnie odgryza kawałek szyneczki z chlebkiem i tak glimie i glimie, wydając przy tym mnóstwo odgłosów typu: mniam mniam, ammm mmmm ;)))) Kochany jest. Z takiego rozszerzenia diety, najbardziej zadowoleni są Dziadkowie Czekoladki - Dziadek, bo w końcu wnuczek je MIĘSO z prawdziwego zdarzenia (oczywiście poza szynką, Bartunia ma już za sobą udka i piersi kurczaka) oraz Babcia, która w głowie już ma wizję wspólnego spacerowania po górach z plecaczkiem wypełnionym kanapeczkami i herbatką ;))) Najbliższa taka wyprawa w weekend majowy, wtedy najprawdopodobniej po raz pierwszy pokażemy Czekoladce nasze piękne górzyste tereny. Can't wait. Niestety nie będzie z nami Dużej Czekoladki, która wylatuje do  dalekiej AFRYKI szykować nam lepsze życie ;)))) Dlatego też, wkrótce blog zaleje nas fala zdjęć rodem z Tanzaniiiiiiii :)))))) Ale o tym na razie ciiii ;)))) No, ok to tyle. Dzisiaj się rozpisałam w zupełnie nie swoim stylu haha. Byebye :*



***

środa, 28 marca 2012

Miętowa Czekoladka.

Bez żartów. Czekoladka jest prekursorem miętowego trendu (małe wyjaśnienie - mięta i pastelowe kolory to hit wybiegów i sklepowych witryn w Polsce). Zupełnie nieświadomie Bartunek otacza się modnymi pistacjowymi dodatkami. Jak na Króla przystało kąpie się w miętowej wanience, nosi miętowe bodziaki i jeździ w miętowym rowerku i to długo, długo przed miętowym szaleństwem. Oooo... nawet Pampersy mają miętowe rzepy ;D I przewijaczek też był w tym kolorze! No way! :)


Nawet nasze nowe zabawki Wadera idealnie wpisują się kolorystycznie - utrzymane są w modnych pastelowych kolorach. Oczywiście tylko się śmieję. Żeby nikt nie pomyślał, że jestem jakaś chora psychicznie. Nie, nie jestem. Bynajmniej nikt tego oficjalnie nie stwierdził :} Nie w głowie mi malutkie Loubotiny dla przyszłej (?) córeczki, czy też ciuszki szyte na miarę przez najdroższych projektantów. Prawda jest taka, że do takich przemyśleń zainspirowała mnie dzisiejsza miętowa marynarka (szerzej na drugim blogu), bo przed jej zakupem, w życiu nie myślałam o tym, jak modna jest moja Miętowa Czekoladka ;) 

***
Zapomniałam się pochwalić, że jakiś czas temu nasze testowanie Doidy zostało odnotowane na Doidowym blogu :) Serdecznie zapraszamy do lektury :)


***

poniedziałek, 26 marca 2012

Kajaka!

Podobno każde dziecko ma swoje własne, ulubione słowa, którymi nazywa poszczególne rzeczy. Na przykład mój brat na picie mówił kyka, z kolei ja długo nie umiałam poprawnie powiedzieć sufit, zawsze myliło mi się to z fisutem, a mgła z gumółą hahaha (oł meeen ;) ja to mam wyobraźnię ;)). Oczywiście Bartunia nie może być gorszy i także tworzy swoje unikatowe słowa. Od dłuższego czasu, z jego Czekoladowego gardziołka wydobywa się radosne i dosadne kajaka. Nie ukrywam, że od dobrych kilku tygodni głowię się, cóż to kajaka może oznaczać. Najczęściej pojawia się ono w chwili radości i dobrego humoru. Myślę, że ma ono pozytywny wydźwięk. Skąd takie wnioski? Na powtórzone, a to przeze mnie, a to przez kogoś innego magiczne kajaka, na Czekoladowej twarzy pojawia się olbrzymi uśmiech i lekkie zdziwienie, że ktoś poza nim wie, co owe słowo oznacza (to, że tak naprawdę nikt nie wie, to inna para kaloszy ;)). Próbowałam nawet dopytać Męża, czy aby przypadkiem w jego języku nie było podobnego wyrazu, ale niestety poza słowem kaya, nie ma niczego podobnego. Być może ma to jakieś powiązanie z suahilską kaya, tym bardziej, że słowo to oznacza rodzinę :) Może Bartunia tak kocha swoją familię, że okazuje nam to krzycząc: kayaka! :))))? Bo, że kocha pływać kajakiem to nie uwierzę ;) Chociaż ja sama miło wspominam obóz raftingowy hahaha. Oczywiście, gdy tylko odkryję prawdziwe znaczenie kajaki, to dam Wam znać :)))) A może Wy macie jakieś ciekawe propozycje na znaczenie tego słowa? :)))))

***
Coś z nowości. Część z Was, która nas śledzi na facebooku, już wie, że Czekoladka wzbogaciła się o kolejne dwa ząbki, co daje nam w sumie 8 pięknych perełeczek :) Dolne dwójeczki, na razie są lekko widoczne, ale myślę, że na dniach przebiją się i rozgoszczą się na dobre obok dolnych jedyneczek :) Czyżby ostatnia gorączka spowodowana była tym ząbkowaniem? Kto to wie... Poniżej fotka dolnych jedyneczek i lekko zarysowanej dwójeczki :) Górne ząbki schowane pod wargą, ale już się czaję na nie z aparatem :D


***
Podobno mówi się, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień. Jeśli tak, to jest to dla nas bardzo miła informacja, tym bardziej, że tak nas dzisiaj, na początek tygodnia, rozpieściła firma WADER, z którą obecnie współpracujemy :)


Jak widać, Czekoladka ma ręce pełne roboty. Dziękujemy firmie WADER i zabieramy się do testowania limitowanej serii zabawek Friends on the Move!

***

sobota, 24 marca 2012

Wiosenne spacerki.

Przyszła wiosna, a wraz z nią codzienne długie spacerki w promieniach słońca, które Czekoladka wyjątkowo sobie upodobała. Wystarczy, że zobaczy wózek/rowerek, a już zaczyna skakać, wiercić się i cieszyć przez niecierpliwe łzy. Spowodowane są one niczym innym jak tym, że Bartunek chciałby od razu wejść do wózka/rowerka, bez ubierania, przygotowywania się czy zakładania czapki. Jest wózek/rowerek, jest spacer. Tu i teraz, a nie za chwilę. Gdy już przeboleje żmudne zakładanie czapki, rajstop i kurtki, z zadowoloną miną siada w swoim tronie i delektuje się widokiem natury. Ze skupieniem obserwuje biegające wkoło dzieci, przelatujące ptaki, czy przejeżdżające samochody. W mig zamienia się w oazę spokoju, gdzieś daleko znika energiczna Czekoladka. "Normalny Bartuś" ujawnia się dopiero w momencie wejścia do zamkniętego pomieszczenia typu sklep czy dom. Nienawidzi tego, śmiało mógłby spędzać na zewnątrz 24 godziny na dobę. Powroty do mieszkania kończą się wielkimi łzami, krzykiem i tupaniem nóg. W ruch od razu idzie pan Cyc, który w minimalnym stopniu łagodzi żal z zakończenia spacerku. Tak oto wyglądają nasze codzienne wiosenne wędrówki. Teraz już wiecie, dlaczego ostatnimi czasami tak rzadko tu bywam. Pogoda jest tak piękna, że grzechem byłoby spędzanie czasu przed komputerem. Musicie mi to wybaczyć, ale Czekoladka i jego uśmiech na twarzy są najważniejsze :))))
 
 

***
Na zakończenie muszę się Wam pochwalić! W miniony czwartek Duża Czekoladka obroniła się na piąteczkę i została świeżo upieczonym magistrem. Gratuluję Mężu! Teraz kolej na mnie ;))) Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku porozmawiam z Tobą jak równy z równym hehe ;)))) :*

***

środa, 21 marca 2012

Poszczepiennie.

Wracam do Was po tych kilku dniach milczenia. Niestety spowodowane ono było nie najlepszym zdrowiem Małej Czekoladki. Ciężko mi powiedzieć, czy już pożegnaliśmy tą okropną chorobę, czy też nie, ale (nie zapeszając) na dzień dzisiejszy widać wyraźną poprawę. Właściwie nie wiem czy określenie choroby, jest w tym przypadku uzasadnione, gdyż nie jestem pewna, czy występujące objawy nie są odczynem poszczepiennym. Niedawno wspominałam Wam, że mieliśmy szczepienie 3 w 1 - na odrę, różyczkę i świnkę. Powiedziano nam wtedy, że objawy nie pojawią się od razu po szczepieniu, tylko dopiero po ok. tygodniu, do 10 dni. Ech... niestety tak też się stało :( Coś wyjątkowo źle znosimy te szczepienia. Trzy dni temu, Bartunek dostał biegunki oraz wysokiej temperatury. W ruch poszła smecta, paracetamol w czopkach, elektrolity i inne suplementy diety. Patrząc na objawy, wychodziłoby, że to reakcja na szczepionkę, ale czy tak jest w 100% to nie wiem. Jeśli chodzi o samą wizytę u lekarza - dowiedzieliśmy się, że Bartunek jest już duuuuużą prawie 11 kilową Czekoladką, jakby to powiedziała nasza neonatolog idealnie wpisuje się w siatki centylowe (chociaż osobiście nie lubię tego szufladkowania). Ot Duży Simba. Mam wrażenie, że jego zapotrzebowanie kaloryczne jest naprawdę spore, ale to pewnie przez  jego nadpobudliwość ruchową (bo kto to widział, że żeby zjeść jedną łyżeczkę kaszki trzeba przebiec cały pokój ?) ;) Dziwnym trafem z "normalnym jedzeniem" nie ma takich problemów. Przykładowo podczas swoich urodzinek wsunął całe udko z kurczaka :D Oczywiście odpowiednio rozdrobnione haha (w głowie pojawiła mi się wizja Czekoladki pakującej do buziaczka wielkie udo od kurczaka ;)). Generalnie sama wizyta przyniosła nam same dobre informacje :) Szczepienie niestety nie przebiegało już tak miło. Bartunek walczył z wszystkimi niczym gladiator (trzymany przeze mnie, Babcią i dwie pielęgniarki), płacząc przy tym niesamowicie. Normalnie łzy same napływały mi do oczu, gdy widziałam jak się boi :( Ech. Nawet nie chcę o tym myśleć. Mam tylko nadzieję, że najgorsze mamy za sobą. Chociaż jak tak patrzę na tą tabelkę... to mi się odechciewa kolejnych szczepień oO. I pomyśleć, że kiedyś czekają go dodatkowe do Tanzanii. Brrr...


***

sobota, 17 marca 2012

Wiosna, ach to Ty :)

Sezon wiosenny, a tym samym rowerkowy możemy uznać za rozpoczęty. Niepewnie wpadające przez żaluzyjne szczeliny promienie słoneczne, od samego rana zachęcały na wiosenny spacerek. Wiosnę czuć (a właściwie słychać) wszędzie - w śpiewie ptaków, w bzyczeniu much, czy roześmianych dziecięcych krzykach.  W naszym domu także zapanowała wiosna za sprawą świeżuteńkich tulipanów, kupionych specjalnie dla Naszego Czekoladowego Dziadka z okazji imieninek (najlepszego :*)


Także na moim paznokciach zagościły radosne kolory tęczy, które poprawiają mi humor, za każdym razem jak na nie spojrzę (ale o tym można było przeczytać na moim drugim blogu)


Powiem Wam, że od dawien dawna jestem miłośniczką tej pory roku. Uwielbiam obserwować jak wszystko się budzi do życia, jak rozkwitają pierwsze kwiaty, a pąki liści radośnie wyczekują słoneczka. Wiosna to czas odrodzenia i miłości. Ach... Się rozmarzyłam. Zapewne, gdybym była poetką pisałabym o wiośnie wiersze (te które napisałam x lat temu teraz mnie śmieszą ;)). Z wielką radością staram się od najmłodszych chwil, wyczulać Czekoladkę na piękno natury. Zresztą nie tylko ja, bo i Tata, i Babcia mają podobne podejście do wychowania Bartusia. Jedną z takich lekcji przyrody są nasze wiosenne spacerki, podczas których pokazujemy Bartusiowi z bliska piękno naszej planety. Tak było i dzisiaj. Z radością wyciągnęliśmy nasz nowy miętowy (!) rowerek, ubraliśmy Alienowe Stonzy (które wywołały zachwyty wśród mijanych osób) na Czekoladowe stópki, usadowiliśmy zadowolonego Simbę i ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu pierwszych znaków wiosny. A było ich sporo. Zresztą sami popatrzcie, cóż to takiego udało nam się zaobserwować.


Naszym oczom ukazały się kolorowe wiosenne kwiaty...


oraz przepiękne motyle (niestety nie udało mi się sfotografować żółtego motylka :(), które także cieszyły się z obecności kolorowych znaków wiosny...


Nasze oczy cieszyły także inne oznaki wiosny, które, co prawda, czasami bywają upierdliwe, ale po mroźnej zimie miło popatrzeć na te pracowite mróweczki.


Na drzewach pojawiły się milusie bazie, które otuliły wszystkie gałęzie swoimi "kotkami"....


Z trudem udało mi się zrobić powyższą fotkę, bo nie wiem czy wspominałam, ale nasz spacerek odbywał się niczym w przedszkolu, czyli rączka za rączkę z Simbą. Oczywiście Król siedział w swojej karecie, ale nie przeszkodziło mu to w mocnym trzymaniu palca Mamusi.


Na sam koniec naszej przyrodniczej wędrówki, spotkaliśmy przesympatyczne panie z córeczką, która pokochała misie Bartulka (w koszyczku rowerka jeżdżą z Simbą pluszowi koledzy) i zapragnęła je udomowić. Hihihi, na Czekoladce nie zrobiło to żadnego wrażenia, gdyż jedyne o czym marzył to udanie się w senną krainę. Nasza rowerkowa wycieczka i ilość nowej wiedzy tak zmęczyła Króla, że ani się obejrzeliśmy, a oczka Simby się zamknęły, tym samym ogłaszając koniec naszego spacerku :))))

***

piątek, 16 marca 2012

Bruuuum.

Nasz dom opanowała mania motoryzacyjna. Wszędzie "walają się" przeróżne cztero i trzy kołowe wehikuły, które poruszane, czy to przez Mamę, czy przez samego Bartusia, rodzą głośne "brrrum" w Czekoladowym gardełku. Nawet na dzisiejszym spacerku zewsząd atakowały nas wielkie pojazdy, które wywoływały w Czekoladce ogromne pokłady radości i zaciekawienia. Biedna Babcia, chcąc nie chcąc, miała małą przebieżkę z Bartulkową karetą (jeszcze wózeczkową, na moto-rowerek przyjdzie pora w cieplejsze dni). Głowa Czekoladki z wielkim wysiłkiem wykręcała się to w prawo, to na lewo w celu dokładnego przyglądnięcia się wielkiej śmieciarze :) Typowy facet mi rośnie :) Myślę, że na potrzeby takiej obserwacji, przydałaby się Bartunkowi głowa gołębia. Czasami nie mogę wyjść z podziwu jak te puchate ptaszydełka potrafią wykręcać swoją szyję :P Ale ja nie o tym... Nie bez powodu podejmuję temat motoryzacyjny. Otóż muszę się Wam przyznać, że sama poddałam się mani zakupkowej i zgodziłam się na kolejny pojazd w naszym, i tak małym, mieszkaniu. Jestem przekonana, że to Babcia Czekoladki tak na mnie działa, no ale... Doszło do tego, że teraz także i moja twarz powinna być przekreślona na witrynach sklepowych. Tylko spójrzcie, cóż to takiego, tak nas zainteresowało i spowodowało chęć zakupu:

WÓZ STRAŻACKI JESZCZE BEZ NAKLEJEK ;P

Skąd w ogóle pomysł na jeździk dla Czekoladki? Wszystko zaczęło się dnia wczorajszego, kiedy to Babcia postanowiła pobawić się w "pudziana" ze swoim wnuczkiem i urządzili oni sobie zawody w pchaniu wielkiego pudła pełnego Pampersów (Carrefourowa promocja rlz ;)). Tak sobie pchali i pchali, gdy w pewnym momencie, w bardzo mądrej Babcinej głowie pojawiła się myśl: "A czemu nie kupić Bartkowi pchacza/jeździka? Widziałam taki w gazetce Carrefoura! Niedrogi :D Jutro idziemy go zbadać :)". No i jak Babcia pomyślała, tak powiedziała i zrobiła. I tym oto sposobem Bartulek ma nową zabawkę w postaci czerwonego wozu strażackiego. A co. Za taką cenę to nawet jakby miał dwa razy przejechać, to i tak było warto :)



***

wtorek, 13 marca 2012

Czekoladowy Loczek ma już ROCZEK! :)

Tutututuruturutu (fanfary)...
Drodzy czytelnicy, w imieniu Króla Simby pragnę uroczyście oświadczyć, a tym samym potwierdzić krążącą plotkę: Tak jest, Czekoladowy Król ma już ROK i jest dorosłym Simbą :)))) Baaa... Posiada nawet własną karetę, poddanych (krówkę, świnkę, konika, owcę oraz farmera), a także całkiem dorosły "piaskownicowy" sprzęt, ale o tym za chwilkę. 


Dzień przed swoimi urodzinami, Czekoladka została zaskoczona przez swoich Ukochanych Dziadków, najpiękniejszym prezentem pod słońcem - wielką motorową karetą, która po ściągnięciu wszystkich ulepszaczy w magiczny sposób zamienia się w całkiem dorosły rower. Tylko patrzeć, jak,  z prędkością światła, będziemy śmigać po osiedlowych alejkach :))) Reakcja Simby była niesamowita - bez chwili zastanowienia wskoczył do nowego pojazdu i z głośnym "brrrruuuum" na ustach przemierzał zakątki domowego zacisza ;))) Teraz każdy dzień rozpoczyna się od porannej przejażdżki zaczynając od wujkowego pokoju do kuchni i z powrotem, zmuszając Babcię do szybkiego posłania łóżka, a Mamę do porannej przebieżki za sterami karety. Ach... Babciu i Dziadku, czy Wy aby na pewno wiedzieliście co czynicie kupując ten wehikuł? Hihihihi... Ale to nie koniec świętowania....


W dniu 10 marca 2012 roku, dokładnie 3 dni po rocznicy narodzin Czekoladki, do naszych wrót zawitali goście z goooorącej Afryki. Co prawda, gdyby nie kolor skóry, można by ich łatwo pomylić z mieszkańcami Polski, ale uwierzcie mi na słowo, że w ich żyłach płynie prawdziwie afrykańska krew. Jako pierwsi zjawili ciocia L. (+ malutki "niespodziankowy" człowieczek w brzuszku <3 Jeszcze raz najszczersze gratulacje!!!!! :)))) i wujek D. z Zambii, a tuż po nich wujek A. z Tanzanii. Na wstępie zostali przywitani przez naszego Solenizanta, który z zaciekawieniem obserwował stare nowe twarze. Od razu na ręce Simby złożone zostały piękne podarunki, za co Król odwdzięczył się zębnym uśmiechem oraz urodzinowym zestawem w postaci czapeczki oraz trąbki piszczałki. 


Po wprowadzeniu do sali balowej, przyozdobionej serpentynami oraz balonami, i po krótkiej uczcie, przyszedł czas na najważniejszą część wieczoru - dmuchanie świeczuszki z przepysznego urodzinowego tortu (buuu... niestety z racji karmienia piersią nie było mi dane go spróbować, no ale za rooook... ;))


Król nie byłby sobą, gdyby nie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce (i to dosłownie) i zamiast zdmuchnąć płomień, postanowił go zwyczajnie zgasić swoimi małymi łapkami. Na szczęście zgromadzeni gości byli na tyle sprytni, że zdążyli w porę zgasić świeczkę przed rączkami Czekoladki, dzięki temu Król mógł bez obaw wyrwać swoją urodzinową "jedyneczkę". 


Po uroczystości zmęczony (w końcu roczek to nie przelewki) Bartulek udał się na spoczynek, zostawiając swoich gości pod czujnym okiem Dziadka, który umiejętnie nawiązywał międzykontynentalne znajomości i zawierał korzystne dla Czekoladowego Królestwa układy. Z kolei Mama w tym czasie pokazywała gościom pamiątki z rocznego życia Czekoladki :)))) Wszyscy zgromadzeni złożyli pamiątkowe wpisy w Simbowej kronice, tym samym wzbogacając ją o trójjęzyczne teksty (suahili, angielski oraz polski). 


Goście z pełnymi brzuchami i uśmiechami (%%% :)) na twarzy, późnym wieczorem pożegnali Małego Rocznego Bartłomieja, powtórnie życząc mu wszystkiego najlepszego i udali się do swoich własnych księstw :))))) Ale, ale... Król w tym czasie nie próżnował, ojjj co to, to nie, wszak trzeba było wypróbować wszystkie nowe zabawki :)))) 


Następny dzień również obfitował w emocje. Tym razem Simbowe królestwo wypełniło się polską częścią rodziny - prababcią, wujkiem oraz ciocią, którzy to obdarowali Bartulka super mega wypasionym zestawem do piaskownicy (hihihi... pieniążkami nie będziemy się chwalić ;))))




Z niecierpliwością zacieramy rączki na cieplejszy czas, gdy to Dziadziuś zrobi nam naszą prywatną czyściutką piaskownicę na balkonie :))))) No cóż... Teraz nie ma wyjścia. W tym dniu także, na życzenie wujka odbyło się powtórne dmuchanie świeczuszki (tym razem przy pomocy Mamy) przy akompaniamencie trąbek. 


Głowy zgromadzonych przyozdobione były w urodzinowe kolorowe czapeczki, które niektórym przypominały rogi jednorożca :P Szczerze muszę przyznać, że komu jak komu, ale Czekoladce i wujkowi z Tanzanii czapeczki pasowały jak ulał. Zapewne ze względu na dobre wypełnienie w postaci dorodnego afro ;)))) Niestety pozostali nie mogą poszczycić się takimi kędziorkami ;)))) Po oglądnięciu filmików oraz zdjęć Solenizanta, Simba udał się do swojej komnaty na spoczynek (także przyozdobionego urodzinowymi balonami).


Cieszymy się niezmiernie, że mogliśmy ten wyjątkowy dzień (a właściwie dni) spędzić w gronie najbliższych osób (pozostali niech się kurują i przyjeżdżają jak najszybciej, czekamy :*), które wspólnie z nami po raz kolejny cieszyli się z urodzin Naszego Czekoladowego Szczęścia. Kochani, Wam wszystkim także serdecznie dziękujemy za miłe komentarze i życzenia dla Rocznego Simby i zapraszamy na kawałek urodzinowego tortu (hihihihi... kobiety w ciąży od razu ostrzegam, alkoholu nie żałowano ;)))

Ach. Cóż to był za urodzinkowy weekend. I ja tam byłam, "miód i wino" piłam ;))))))


Syneczku, nie będę się tutaj rozpisywać, bo to co chciałam Ci powiedzieć, to już usłyszałeś na uszko, a to czego nie usłyszałeś przeczytasz sobie za jakiś czas w swoim albumie :*:*:*:*:* STO LAT SYNKU :*


***