sobota, 21 maja 2011

mtotowangu-grzechotnik.

"Simba nataka kula!". Dokładnie tak Duża Czekoladka śpiewa Małej Czekoladce, gdy ta czeka 5minut na cyca po podaniu zagęszczacza ;p A gdy to nie pomaga w ruch idą wszelakie grzechotki, których nasz Mały Simba ma pod dostatkiem. W dzisiejszym poście postanowiłam m.in. przedstawić naszą małą kolekcję:
  • chyba najbardziej ulubiona grzechotka Bobka. Na jej dźwięk momentalnie się uspokaja. Grzechotka wydaje dosyć łagodny dźwięk, jest poręczna, brak w niej widocznych niebezpiecznych elementów, no i co najważniejsze dla małego wzrokowca - jest kolorowa :) Synek wodzi za nią wzrokiem, czasami obdarowując ją bezzębnym uśmiechem. Niestety nie podam Wam firmy, bo nie pomyślałam o zachowaniu opakowania w celu późniejszej prezentacji na blogu (głupia ja...)


  • grzechotka - rybka: ta z kolei wydaje bardzo przyjemny melodyjny "grzechot". Chyba najbardziej mi przypasowała pod względem dźwięku.  Jest troszkę uboższa w kolory, ale i tak przykuwa wzrok Czekoladki. Dzięki swojej rączce jest łatwa w trzymaniu, ale co rzuca się w oczy (może nie od razu) posiada niebezpieczny "kolec" z przodu. Może służyć jako uspokajacz czy też zabawiacz, ale tylko w ręce dorosłego. Pod żadnym pozorem nie polecam zostawiania dziecka sam na sam z tą grzechotką.

  • pierwsza grzechotka Bartulka. Prosta, stosunkowo tania, kolorowa, ale nieprzyjemna pod względem dźwięku (przynajmniej dla mojego ucha). Sama też nie uspokaja Bobka, ale w połączeniu z innymi daje fajny kontrast dźwiękowy :) Ogólnie za te pieniądze ok. Firma - Canpol.

  • grzechotka - telefon: poręczna, kolorowa, przykuwa uwagę, ale niestety jej dźwięk mnie strasznie irytuje. Według mnie jest za głośna. Ajjj... ale potrafi uspokoić Synka, gdy inne przyjemne grzechotki zawodzą ;p Firma - Canpol.

  • skarpetki - grzechotki. Mój faworyt hehe, nie no żart ;p Ale naprawdę są super :) Dziecko samo może aktywnie uczestniczyć w zabawie ruszając nóżkami :)  Grzechoteczki mają miły dźwięk, ale uspokajająco raczej nie działają (nie na Bartulka ;p). Pochodzą z Rossmana :)
Hihihi... to chyba wszystkie z naszej małej kolekcji. Ogólnie polecam grzechotki do zabawy z dzieciaczkami. Ja, oczywiście jak na razie nie daję ich Czekoladce do zabawy, ale sama uspokajam/zabawiam nimi Bartusia :) A Wy macie jakieś ulubione grzechotki dla swoich dzieciaczków?

***
A co u nas? Obrączki odebrane, sukienka kupiona, buty też. A wszystko to w ekspresowym tempie pomiędzy karmieniami (miałam ok. godziny). Fryzura prawie wybrana, bukiet też. Jednym słowem:


A tutaj taka ciekawostka tanzańska wynaleziona w internecie przez Czekoladowego Dziadka:  
"W Tanzanii pan młody składając przysięgę małżeńską pod groźbą kary więzienia musi powtarzać za urzędnikiem następujące słowa:"Niech się wykrwawię, niech mnie piorun roztrzaska, niech mnie zeżre krokodyl, niech ogłuchnę i oślepnę, niech stanę się żebrakiem, jeśli oszukam lub opuszczę żonę". 
Duża Czekoladka nie wie czy to prawda, ale postara się to zweryfikować ;p

***
Co u Bartulka? Kolki, kolki, kolki... Masakra :( Biedactwo się nacierpi, a my z nim :( Jak w nocy wszystko jest ok, tak w dzień momentami jest tragedia. Czy ktoś mi powie ile to jeszcze będzie trwać??

***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjo - 50 min v
brzuszki - 150 v
hula hop - 35 minut v

***
mały czekoladowy słowniczek:
Simba nataka kula - Simba chce jeść.

***

czwartek, 19 maja 2011

Sok jabłkowy to zło! :[

Pamiętam jak swego czasu zrobiłam wpis, w którym pytałam o dietę matki karmiącej i dostałam komentarz od p.Małgorzaty (matki Mulatka (ów?)) "Informuję, że dla Mulatków jabłko to owoc egzotyczny ;-) Moja nie cierpiała i nie lubi do tej pory. W odróżnieniu od ananasów, mandarynek czy mango, które podawałam od 4 miesiąca... Pamiętaj, że te dzieci w połowie są jednak spod innej szerokości geograficznej;-)".
Muszę przyznać, że wtedy nie myślałam o tym za bardzo m.in. z powodu unikania jakichkolwiek soków czy też owoców w swojej diecie. Jednakże po ostatniej wizycie u pediatry dostałam radę na "kupkę" u Bartulka (picie soków z polskich owoców: porzeczka, jabłko itp.) i postanowiłam wprowadzić ją w życie. Poprosiłam swoją Mamę o kupno soków jabłkowych, które później mogłam sobie wypić. Pierwsze podejście miałam tego samego dnia, po szczepieniu Bartka. Czym to się zakończyło? Dwoma wielkimi, bolesnymi kupami, które były poprzedzone okropną kolką. Nie pomagało nic: bujanie, masowanie, kołysanie, przytulanie... Dopiero kilka kropli Delicolu dodanych do zagęszczacza przyniosło ulgę Bobciowi. (przyp.autora - nie używam już Delicolu z racji zakrztuszeń tymi gęstymi i lepkimi kropelkami:/). Jeszcze wtedy nie byłam pewna czy ból brzuszka spowodowany jest szczepieniem (miał doustną szczepionkę, a w końcu to zarazki, nie wiadomo co robią tam w brzuszku) czy właśnie tym nieszczęsnym sokiem jabłkowym. Teraz śmiało mogę napisać, że w teorii p. Małgorzaty jest dużo prawdy. Wczoraj po spacerku postanowiłam spróbować jeszcze raz z tym sokiem. Nalałam dokładnie pół szklanki soku, a resztę uzupełniłam wodą mineralną niegazowaną. Na efekty przyszło mi czekać do dzisiejszego poranka. Czekoladka obudziła mnie stękaniem, ulewaniem wodnistej śliny, wymuszonymi "jambami" i bólem brzuszka. Chyba nie muszę pisać, że wstąpiła we mnie złość na jabłka. Jak je kiedyś kochałam, tak teraz ich nienawidzę (za to co robią z brzuszkiem Bartulka). Tak więc, jeśli czyta mnie jakaś Mama Mulatka to niech ma to na uwadze. 
Jabłko to chyba naprawdę owoc egzotyczny dla pół-Afrykańczyka. 

http://www.makro.pl/pl/asortyment/artykuly-spozywcze/akademia-zywnosci/soki-i-napoje
***
Z rzeczy milszych - muszę pochwalić mojego Synka! Ostatnio jest tak grzeczny (nie licząc tego epizodu z kolką), że aż nie mogę wyjść z podziwu. Pozwala mi na swobodne 40 - minutowe kręcenie hula hopem, godzinne jeżdżenie na rowerku oraz na swobodne spacerowanie z wózeczkiem. Wszystkie wyżej wymienione czynności są możliwe dzięki drzemkom Synka. Co więcej, w nocy też ładnie śpi. Budzi się zawsze na karmienie w granicach 24, potem usypia na ok. 3 godziny, tym samym sprawiając, że zaczynam czuć się wypoczęta i pełna energii! Dziękuję Ci Synku, że w końcu zrozumiałeś słowa Czekoladowej Babci, o tym jak to przyjemnie jest móc sobie pospać :D Niah niah.

***
Uwielbiam spacerki z moim Synkiem. Nie dość, że jest to jakaś forma aktywności fizycznej (można się też opalić ;p) to jeszcze mogę być blisko swojego Dziecka. Dla Bobusia też znajduję plusy (żeby nie było) - poznaje świat, oddycha świeżym powietrzem, relaksuje się słuchając śpiewu ptaków no i przede wszystkim wysypia się w spokoju :)))

A oto kilka fotek z naszych spacerkowych wypraw:

***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjo - 50 min (Synek znowu drzemie :)) v
hula hop - 15 min v
brzuszki - 120 v
spacerek v

***
mały czekoladowy słowniczek:
jamba (czyt. dżamba) - pierdzieć ;p  (hihihihi...)

PS. - p. Małgorzato - dziękuję za radę :))). 

***
MAŁE SPROSTOWANIE:
Jabłko jest ok na kupkę. Właśnie poszła jedna. Jednakże kolki też po tym są u mojego Bartka. Postanowiłam jednak pić połowę szklanki soku jabłkowego rozcieńczonego z wodą, a jak tylko pojawią się kolki to podam Delicol, tak jak dzisiaj. Kupka jest bardzo ważna, a na kolki mam sposób, więc to chyba zrozumiałe.

***

wtorek, 17 maja 2011

Wypadłam z rytmu.

Normalnie siedzę przed pustym ekranem nowego postu i nie wiem co napisać. Zauważyłam, że jak za długo nie daję notki to nie umiem ubrać swoich myśli w jakiś sensowny sposób. Może napiszę po kolei co się u nas pozmieniało.
Szczepienie - w piątek poszliśmy z Bartulkiem na szczepienie, które wcześniej zostało odroczone z powodu szpitala i katarku. Zdecydowałam się na szczepionkę skojarzoną 5 w 1. W innym przypadku wzięłabym 6 w 1, ale 2 tygodnie wcześniej Bartuś dostał już dawkę na żółtaczkę. Dodatkowo zaszczepiliśmy Czekoladkę na rotawirusy, z racji tego, że w przyszłości planujemy wyjechać do Tanzanii do drugich dziadków, więc chcemy, żeby Bartuś miał wszystkie szczepienia. Planujemy jeszcze meningokoki i pneumokoki. Nigdy nie wiadomo, co się może przyplątać w Europie, a co dopiero w Afryce. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Mieliśmy iść na kolejne szczepienie w ten piątek, ale chyba jednak pójdziemy za 2 tyg. Powód? Lekki stan podgorączkowy i ogólne rozdrażnienie po ostatnim szczepieniu. Oczywiście w ruch poszedł czopek przeciw gorączce i altacet, ale rozdrażnienie dalej się utrzymywało. Przerodziło się ono w okropną kolkę, z którą walczyliśmy całe popołudnie, wieczór i troszkę nocy. Na szczęście już jest wszystko ok.
Jak Bartuś zniósł kolejną wizytę u lekarza? Można powiedzieć, że do momentu włożenia drewnianego patyczka do buzi był nad wyraz spokojny hehe. Dopiero później dał popis swoich umiejętności "krzykaczych". Sam moment podania szczepionki był dosyć spokojny. Płacz był jedynie w momencie wbicia igły, potem jakoś poszło. Rotawirusy można powiedzieć, że nawet przypasowały Czekoladce. Wiadomo - szczepionka doustna, to coś co Bartulki lubią najbardziej ;p Oblizywał się jak po wyśmienitym deserku hehe.
Stan zdrowia Bartusia - bardzo dobry. Waga - 4220g. Zaniepokoiło mnie to, bo wychodzi na to, że w ciągu 2tyg. przybrał tylko 122g, ale pani doktor uspokoiła mnie i po obliczeniach stwierdziła, że Bartul przybiera na wadze prawidłowo. Ja jak to ja, po lekturze internetowej, stwierdziłam, że czas wydłużyć czas karmienie. Z 5minut przeszłam na 10... (nie krzyczcie, po prostu po tym ulewaniu i zakrztuszeniach poradzono mi karmienie 5minutowe, co, teraz to wiem, jest bezsensem, gdyż w ciągu tych pierwszych 5 minut leci tylko woda i laktoza, które są pozbawione kalorii i najprawdopodobniej stąd ten mały przyrost wagi). W sprawie kupki dostałam rady, żeby wzbogacić dietę w soki: jabłkowy, brzoskwiniowy lub porzeczkowy oraz wyrzucić ryż z diety. Nie byłam przekonana, co do tych rad, ale jak się okazało w przeciągu jednego dnia Czekoladka zrobiła aż dwie kupki. I to bez jakiejkolwiek pomocy. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego soku z jabłek (pojawiająca się kolka), ale teraz postanowiłam, że będę pić jedną szklankę dziennie i będę obserwować reakcję. Jeśli kolki znowu wrócą to odstawiam ten sok (trzeba mieć na uwadze, że Bartek w połowie ma geny tanzańskie... więc jabłko może być dla niego egzotycznym owocem).


A co u mnie i Dużej Czekoladki? Ano dobrze. Za 19 dni bierzemy ślub. Co najfajniejsze, nie mam kupionej sukienki, baaa... nawet nie mam jej upatrzonej. Ale pole pole. I tak jestem pewna, że gwiazdą imprezy będzie Czekoladka, a nie my, więc lepiej zainwestować w jego wdzianko hehe. W piątek wybieram się po obrączki (ciekawa jestem efektu). Mam nadzieję, że obędzie się bez poprawek. W ubiegłą sobotę rozwieźliśmy razem z Czekoladką (of course) zaproszenia do mojej rodziny. Oczywiście to on był najważniejszy, a nie my, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. A. intensywnie uczy się słów przysięgi, żeby nie pomylić się podczas jej wymawiania. Co więcej? Wszystko ułożyło się po naszej myśli. Kierownik USC wyraził zgodę na przeprowadzenie ceremonii zaślubin poza budynkiem USC, dzięki czemu wszyscy goście będą mogli w niej uczestniczyć, a my nie będziemy musieli kombinować jak przetransportować Synka z miejsca do miejsca. Tak więc, nasz ślub odbędzie się w restauracji, w której później mamy przyjęcie :) A wszystko to dzięki mojej ukochanej Cioci, Mamie oraz bratu. Tacy są kochani :))))) 

A oto nowy pasek podpatrzony u koleżanki Hafiji (mam nadzieję, że się nie gniewasz):


Nie wiem czy wspominałam, ale karmienie piersią jest dla mnie sprawą bardzo ważną. Sama myśl o zakończeniu tej naszej Mlecznej Przygody przyprawia mnie o dreszcze. Zresztą, nie raz moja rodzina była świadkiem moich łez, gdy tylko pomyślałam, że Bartulek nie przybiera na moim mleczku. Ale nie poddam się. Wierzę, że ta zmiana z 5 na 10 min wyjdzie nam na dobre :))))

Na koniec buciki grzechotki naszego Małego Simby - prezent od Szalonej Czekoladowej Babci (jak się domyślacie, sprawiają niezłą frajdę podczas przebierania nóżkami):


***
mały czekoladowy słowniczek:
pole pole - powoli powoli
simba - lew

***
Aktywność fizyczna:
hulahop - 15 min v
rowerek stacjo - 60 min v
8 min abs v

***

sobota, 7 maja 2011

Świneczkowy zawrót głowy.

Dzisiaj będzie prywatnie (Czekoladowa Babcia, dzień w dzień powtarza: "Obiecałaś dziewczynom wpis, obiecałaś dziewczynom wpis"). Tak jest! Już jakiś czas temu obiecałam moim kochanym dziewczynom, że podziękuję  im ładnie za przemiłą niespodziankę, jaką zrobiły mi dokładnie w dniu urodzin. Nie podejrzewałam, że mam aż tak sprytne koleżanki (to, że są sprytne to wiedziałam, ale że aż tak? :P). Opiszę całą sytuację. W dniu urodzin, tj. 26 kwietnia, szykowałam się razem z Mamą, Dużą Czekoladką oraz Synkiem do wyjścia na spacerek, w celu odebrania nr pesel Bartulka. W trakcie ubierania Bąbelka rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyła Czekoladowa Babcia, a tam Pan kurier prosi panią J. (czyli mnie hehe) do potwierdzenia odebrania paczki. Jakież było moje zdziwienie (nic nie zamawiałam na allegro, nic nie wygrałam w konkursach, więc o co chodzi?). Czym prędzej otworzyłam paczuszkę (mała to ona nie była, ale ok ;p), a tam co? Prezent od moich przyjaciółek: Beatki, Dorotki, Sylwii i Zosi. Cudowny, najpiękniejszy, przesłodki świnkowy kocyk dla Synka oraz maskotka-plecaczek, kto zgadnie w jakim kształcie? Ano też świnki :D:D:D (pisałam kiedyś, że kocham te zwierzątka). Patrzyłam, patrzyłam i oczom nie wierzyłam. Ale to nie koniec. W środku znajdowała się urocza kartka z życzeniami dla Dużej Czekoladki i dla mnie z okazji narodzin Bartusia. A żeby było jeszcze ciekawiej, dziewczyny dołączyły swoje zdjęcia :) Żałuję tylko, że nikt nie zrobił mi zdjęcia podczas czytania tych życzeń. Jesteście niesamowite. Tyle miłych słów, tyle pozytywnych zdań dawno nie przeczytałam, co najważniejsze, czułam, że są one w 100% szczere. Kochane moje, zrobiłyście mi taką niespodziankę, że trudno będzie ją pobić komukolwiek kiedykolwiek. Oczywiście Synek dokładnie w tym samym dniu, wypróbował kocyk w drodze do urzędu. Wyglądał przesłodko, wiadomo, że róż nie do końca jest męski, ale jak same napisałyście - ładnemu we wszystkim ładnie. Teraz nie ma spacerku bez eskorty pana Świnki oraz kocyka. Powiem Wam, że ten prezent utwierdził mnie tylko w tym, że nasza przyjaźń jest wyjątkowa. Pomimo tylu kilometrów, które nas od siebie dzielą (każdą z osobna) potrafimy trzymać się razem i wzajemnie wspierać. Jesteście niesamowite :) Zdjęcia (special 4 u :*) w świnkowym kocyku i z maskotką prześlę Wam, jak tylko zgram je na kompa. Zrobiłam już kilka ujęć, ale jeszcze szukam tego jedynego, idealnego :) Jeszcze raz wielka buźka dla Was i jak już wspominałam - czekam na nasze wspólne spotkanie, już wkrótce! :* Moc uścisków ode mnie, A. i od Czekoladowego Bartulka :))))
http://www.crazyshop.pl/prod_6180_kocyk_-_swinki.html

***
A teraz big news: dokładnie 2 miesiące temu o godzinie 5:45 straciłam serce dla mojego małego, dużego Czekoladowego Króla :)))) Syneczku, syneczku... dużo zdrowia dla Ciebie (to jest najważniejsze), smacznego cycusiowego mleczka, jak najwięcej spokojnie przespanych nocy (hehe to chyba życzenie dla mnie ;p) i samych radosnych, bezzębnych uśmiechów :) Kocham Cię Bąbelku :* 


 ***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjo - 40 min + 30 min (sama nie wiem ile w sumie, bo jeżdżę dziś na raty oO) v
spacerek 2h v
ćw. na brzuszek v
hantelki v

 ***

czwartek, 5 maja 2011

Kręgosłup woła o pomoc!

Tak jak w tytule. Kilka postów temu napomknęłam o moim problemie z łopatką i kręgosłupem. Nawoływałam o chęć ich wymiany i zakupienia nowych. Czy mi przeszło? Nic z tych rzeczy. Synek sobie rośnie, kilogramy magicznie wzrastają, a mój kręgosłup coraz bardziej daje się we znaki. Nic nie pomaga odciążanie przez Dużą Czekoladkę czy przez Babcię Czekoladki. Wiadomo, że są takie chwile, że sama muszę podnieść Bobka, czy też go ponosić dłuższą chwilę. Stąd też zaczęły się poszukiwania rozwiązania tego problemu. Jak większości z mam, od razu przyszedł mi do głowy temat chust dla niemowląt. Duża Czekoladka od dłuższego czasu namawia mnie na taką chustę. U niego w Afryce jest to najpopularniejszy sposób noszenia dzieci, zarówno na brzuszku, jak i na plecach (o ile na brzuchu jestem sobie wyobrazić Bartulka, o tyle na plecach bałabym się go nosić). Owiniesz sobie taką Najsłodszą Kuleczkę w materiał i od razu odciążysz plecy, a co najfajniejsze - odzyskasz dwie ręce. ;p Czytałam, że takie noszenie niesie za sobą więcej korzyści m.in. poprzez kontakt brzucha mamy/taty z brzuchem dziecka zmniejszają się kolki, dzięki takiemu masażowi bączki wylatują z pupy niczym z armaty, dziecko ma stały kontakt z rodzicem, mniej płacze itp. Z drugiej strony znalazłam opinie, które odradzały zakup m.in z powodu zaduszeń dzieci czy też złego wpływu na kręgosłup dziecka. Szczerze to już przed porodem myślałam o zakupie tego cudeńka, ale tak naprawdę nie wiedziałam czy warto, czy to jest bezpieczne no i jaką chustę wybrać. Wiem, że część z Was jest użytkowniczkami chust, także jak zawsze liczę na Waszą opinię. Lepiej wiedzieć z czym to się je i czy w ogóle warto to "zjeść". No i co z bezpieczeństwem i rodzajami chust? Od jakiego wieku można nosić dziecko? Z góry dziękuję za opinie.

http://www.chusta.pl/
***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjonarny - 45 min + 30 min v
abs v
ćw. na boczki + hantelki v

***

środa, 4 maja 2011

Kuoga - kąpciu, kąpciu :)))

Witam serdecznie :) Wpis ten miałam zrobić wczoraj, ale dziwnym trafem wyleciało mi to z pamięci.  A właściwie wpis o chrzcinach wydał mi się bardziej naglący ;p. Tak więc ten temat podejmę dzisiaj. O co chodzi? Ano o kąpiel. Jak część z Was wie, mój Czekoladowy Mfalme w sobotę przekroczy magiczny próg 2 miesięcy :))) A więc chyba najwyższy czas wprowadzić jakieś urozmaicenia w preparatach stosowanych podczas wieczornego pluskanka. Do tej pory do kąpieli stosowałam Oilatum, w głównej mierze z powodu dość suchej i delikatnej skórki Czekoladki. Jednakże zauważyłam, że to już nie wystarcza. Jak zdążyłyście zauważyć, mój Synek ma dość pokaźną czuprynkę, na którą Oilatum nie działa najlepiej. Jak do ciała sprawdza się idealnie, tak włoski nie wyglądają za "apetycznie". Dlatego chciałabym zacząć stosować szamponik do włosków oraz mydełko do ciała, ale sama nie wiem, które wybrać. Chyba już się domyślacie o co chodzi. Tak, tak... o radę. Kochane moje, jakie sprawdzone preparaty do kąpieli polecacie? Czym myjecie swoje malutkie Cudeńka? Z góry dziękuję za komentarze. :)))


***
Dawno niewidziany mały czekoladowy słowniczek:
kuoga - kąpiel, prysznic
mfalme - król

***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjonarny - 45 min v
brzuszki v

PS. waga pokazała cyferki sprzed ciąży.

***

wtorek, 3 maja 2011

"Eja, eja, eja" - czyli, że chrzest Bartusia :D

Ojej. To było przeżycie. Do tej pory mam banana na twarzy jak sobie przypomnę wczorajsze wydarzenia. Hehe, ale do rzeczy. Od rana w domu wyczuwało się napiętą atmosferę. Wszyscy byli poddenerwowani, ze mną na czele. Nikt nie wiedział co nas czeka, zaczynając od pogody, a kończąc na samej ceremonii chrztu. Jak z pogodą nam się udało, tak z samą ceremonią ekhm... też :)))) Wszystko było zaplanowane od A do Z (no może z tym Z troszkę przesadziłam ;p). Pory karmienia zostały tak ustalone, żeby podczas samej ceremonii w brzuszku Bartulka kiszki nie konkurowały z kościelnymi organami. A było co planować: podanie zagęszczacza, później Delicol, karmienie, odbeknięcie, odczekanie chwili, żeby zmienić pieluszkę i ubrać Czekoladkę, aby w końcu posadzić Króla w jego nosidełkowym tronie. Muszę przyznać, że Synek wyglądał pięknie w swoim nowym ubranku, które okazało się nad wyraz praktyczne (Czekoladowa Babcia to ma jednak zmysł kupowania ubrań ;p). Drogę do kościoła Bobuś przespał praktycznie całą, obudził się dopiero pod kościołem na dźwięk bicia dzwonów. Wydawało się, że po nieprzespanej nocy będzie spał dłużej i głębiej, ale niestety tak nie było ;p (znowu wyskoczył mi banan na twarzy hahaha). Pierwszą czynnością jaką musieliśmy uczynić, było złożenie podpisów w księgach (pisałam już, że wszystko robione było na wariackich papierach, dlatego podpisy składaliśmy 5 min przed chrztem ;p). Delikatnie próbowaliśmy wybadać, jak odbywa się ten cały chrzest, ale ksiądz udzielił nam tylko zdawkowych informacji (które nota bene błędnie zinterpretowaliśmy ;)). Pisząc o błędach mam na myśli m.in.: zajęcie nie tego miejsca co trzeba haha, założenie szatki na Czekoladkę nie w tym momencie co trzeba, wyjście z kościoła nie w tym momencie co trzeba itp. No, ale nieważne. Najpiękniejsza była sama msza, a właściwie jej początek. Mianowicie w momencie rozpoczęcia mszy, w chwili wielkiej ciszy i skupienia, Synek postanowił pokazać całej parafii, że on tam jest. Zaczął na cały kościół krzyczeć z panem pingwinem w ustach, co układało się w piękną pieśń złożoną ze słów dobrze znanych domownikom: "Eja, eja, eja". Owa pieśń znajdowała odpowiedź w postaci kościelnego echa. Ja z burakiem na twarzy, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, zresztą nie tylko ja, bo i księża oraz ministranci. Nie wiem jaka reakcja była ludzi obecnych na mszy, bo nawet nie miałam odwagi się odwrócić. Generalnie wyglądało to tak, że jak grały organy i ludzie śpiewali, to Synek z zaciekawieniem obserwował lampy kościelne. Natomiast w momencie ciszy, on sam dawał swój koncert. Co najśmieszniejsze, gubił przy tym buty (nie nasza wina, że ma małą stópkę, a buty robią na nieco większe szkraby ;p). Sam moment chrztu był piękny - ksiądz naznaczył czoło Synka znakiem krzyża (mówiąc przy tym: "Mam nadzieję, że się nie obudzi ;p"), następnie my - rodzice oraz rodzice chrzestni uczyniliśmy to samo. Później przyszedł moment polewania główki wodą (nic, że mieliśmy malutki problem z odwiązaniem czapeczki - ah ta podwójna broda). Jak samo polewanie główki nie wzbudziło w Czekoladce żadnych głośniej okazanych odczuć, tak namaszczanie olejkami bardzo mu się nie spodobało ;). Ksiądz zażartował do nas, że musimy zabrać Bobeczka do fryzjera, bo ma tyyyle włosów (szczerze? nie pierwszy raz to słyszę). Ojciec chrzestny na znak księdza odpalił świecę, bardzo uważając, by nie zgasła przy powrocie (nie wiem czy znacie ten przesąd, ale ja tam w niego wierzę, więc jestem bardzo wdzięczna, że o to zadbał). Może pominę moment naszej "ucieczki" sprzed ołtarza haha (błędna interpretacja słów księdza), a potem szybki powrót przed czujne oko księdza. Rany, rany... jak to podsumował mój brat (chrzestny Synka): "jakby tak nagrać ten chrzest i wrzucić na youtube to biłby on rekordy oglądalności". Hmmm... niestety muszę się z nim zgodzić hehe. No co? Było, minęło. Grunt, że w dniu 2 maja 2011 Synek wstąpił w grono Dzieci Bożych i za wstawiennictwem św. Bartłomieja idzie drogą Chrystusa (ksiądz spytał nas, czy może używać tylko jednego imienia, z obawy przed pomyłką w imieniu Simiyu). Po samej mszy, wszyscy udaliśmy się do Babci-Pra na malutkie przyjęcie (Bartulek podziękował ładnie cudownym, długim, bezzębnym uśmiechem :)). Czekoladka bacznie obserwowała całe to zajście, raz po raz krzykiem dając znać na czyją cześć świętujemy (ja, jak zwykle skromnie, inni troszkę mniej ;p). Amen. 

PS. Dziękuję wszystkim, którzy uczynili ten dzień wyjątkowym dniem Czekoladki (mojej Babci, moim rodzicom, bratu, Dużej Czekoladce, cioci ;) Magdzie z rodziną oraz przesympatycznym księżom).


Prześliczne kwiaty od Matki Chrzestnej Czekoladki :)))


***