Nie raz pytając Mamę o różne kwestie związane z wychowywaniem, czy opieką nad dzieckiem słyszę w odpowiedzi: nic nie pamiętam, bo to było tysiąc lat temu (zapewniam Was, że 1000 lat jeszcze nie mam, tym bardziej mój brat hehe). Zazwyczaj w takich chwilach wściekam się niesamowicie, nie mogąc uwierzyć, jak osoba, która dobrze wychowała dwójkę dzieci nie pamięta tego, czy tamtego. Zawsze obiecuję sobie, że ja nic nie zapomnę, a pomóc mają mi w tym zapiski blogowe. No, ale jak wiadomo nie zawsze można włączyć Internet i cofnąć się do blogowego archiwum, czego przykład miałam w piątkowy wieczór, kiedy to odwiedziła mnie moja uczelniana koleżanka w stanie błogosławionym. Sylwia, bo tak ma ona na imię, przyjechała do mnie w odwiedziny ze swoim partnerem i Malutką Brzuszkową Kają. Już sam widok dużego brzuszka koleżanki wywołał we mnie lawinę wspomnień... wspomnień, które delikatnie tliły się w mojej głowie. Nie mogłam uwierzyć, jak wiele doświadczeń i odczuć ciążowych schowałam daleko w głąb swojej pamięci (a co to będzie za 1000 lat ;p). Zaskoczeniem była dla mnie duża brzuszkowa piłeczka schowana pod cienką sukienką, która skrywała Małą Istotkę. Nie mogłam sobie uzmysłowić, że kiedyś sama nosiłam przed sobą taki balonik z Czekoladką w środku. Na szczęście z każdą chwilą spędzoną w ich towarzystwie wspomnienia wracały z coraz większą siłą. Doszło do tego, że znowu zatęskniłam za tym pięknym okresem, jednak była to zupełnie inna tęsknota niż w momencie samej ciąży. Wtedy to, tęskniłam za Synkiem schowanym w brzuszku, chciałam go przytulić i pocałować. Teraz było inaczej. Tęskniłam za samym brzuszkiem, za kopniakami i brzuszkową czkawką, bo to są niesamowite wspomnienia, natomiast nie tęskniłam za samą Czekoladką (i nie tylko dlatego, że w tym momencie miałam go na rękach). Zawsze, gdy chcę napisać, że jednak tęsknie za Czekoladką w brzuszku, przypomina mi się fakt, że
Bartusiowi było tam źle. Był okręcony pępowiną i się męczył. I nawet wizja posiadania pod sercem Czekoladki, nie przekonałaby mnie do ponownego włożenia go do środka. Nie mogę być w tej kwestii egoistką. Brzuszek brzuszkiem, kopniaki kopniakami, ale to Czekoladka i jego zdrowie jest najważniejsze. Dlatego cieszę się, że Bartuś jest ze mną po tej stronie, gdzie od 16stu miesięcy bezproblemowo mogę go przytulić i pocałować, a także poczuć jego kopniaki i czkawkę, nawet jeśli są one inne niż te brzuszkowe :))) Heh... a reszta niech zostanie miłym wspomnieniem, zarówno na blogu, jak i w głowie... :)
***
Ja też jak widzę brzuszek wspominam sobie ciążę, kopniaki, czkawkę, falowanie, zachcianki ciążowe a właściwie jedną- tonę cytrusów :) Po porodzie jeszcze chyba przez miesiąc ręce kładłam na brzuszku jakby chcąc jeszcze coś poczuć :)) Buziaki dla Czekoladki!
OdpowiedzUsuńo rany, z tymi cytrusami miałam tak samo :)))
Usuńbuziaki przekazane :)
Pozdrowinka :)
Ja jadłam cytryny jak jabłka w całości :D
OdpowiedzUsuńja miałam tak pomarańczami i mandarynkami, na szczęście był to okres świąt, więc miałam ich pod dostatkiem, ale te pierwsze kupowała mi Mama, uprzednio przeczesując wszystkie okoliczne sklepy ;p
UsuńPotem było łatwiej ;p
Pewnie jeszcze kiedyś dane Ci będzie to poczuć :-)
OdpowiedzUsuńFajny post,
pozdrawiam
No jak człowiek zaczyna tęsknić za ciążą to chyba czas coś z tym zrobić ... :P
OdpowiedzUsuńA ja mimo nieprzespanych nocy i zmęczenia nie tęsknię za ciążą, bo był to dla mnie trudny okres, pełen niepokoju o Ignasia i okropnych dolegliwości zdrowotnych :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiałam mój stan kiedy byłam w ciąży czy z Emilką czy z Natalką;-)
OdpowiedzUsuńA taki brzuszek nie raz bym jeszcze chciała hihi, ale już chyba wiek nie ten;-)