środa, 4 kwietnia 2012

Tanzańskie safari w mieście.

Oj, kolejna ciężka noc za nami. Czekoladka w okolicach 3 rano, postanowiła urządzić sobie wyścigi samochodzików, na przemian z "kukaniem" pod kołdrą, krzycząc przy tym i śmiejąc się na cały głos (a co za tym idzie, budząc wszystkich wkoło). No po prostu masakra. Ja rozumiem, że życie jest tak ciekawe, że nie można się doczekać kolejnego dnia, ale żeby rozpoczynać go o 3 nad ranem? Aaa... Jestem umęczona. Marzę tylko o łóżku i śnie. Niestety Bartuś nie podziela mojej ochoty i rozbawiony biega z Tatą po mieszkaniu. Po takiej ciekawej nocy miałam ochotę spędzić cały dzień pod kołdrą, no ale będąc Mamą Małej Czekoladki, nie ma czasu na leniuchowanie. Z samego rana, zachęceni piękną pogodą, szybciutko przywdzialiśmy ciuszki i razem z Babcią Czekoladki wybyliśmy na pozornie zwykły spacerek. No właśnie... pozornie. Dzień, podobnie jak noc, obfitował w wiele atrakcji i nowości. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nagle, w dobrze znanym nam miejscu, niespodziewanie wyrosło wieeeelkie zwierzęce safari! Oczywiście nie omieszkaliśmy podejść bliżej i przyjrzeć się nowym futrzanym przybyszom :) Bartunek z ciekawości szybko wskoczył na Babcine ręce i z bliska obserwował te dziwne stworzenia. Wszak nie codziennie w środku miasta, można zobaczyć takie zwierzątka (kaczki są codziennie, ale np. wielbłądy niekoniecznie ;))


Szczerze Wam powiem, że ten widok poprawił mi humor jak nic na świecie. Uwielbiam zwierzęta, wręcz je kocham. Kiedyś nawet marzyłam o pracy w zoo, by mieć na co dzień kontakt z futrzakami, ale niestety los pokierował mnie w inną stronę. Ale ja nie o tym. Z wszystkich zwierząt, które dzisiaj zobaczyliśmy, największe wrażenie zrobiła na mnie oczywiście ZEBRA. Dzięki niej poczułam się, jakbym była na tanzańskim safari (aż serce zaczęło mi mocniej bić, na myśl, że za niedługo będę miała takie widoki kiedy tylko tego zapragnę). Ajajajaja. To taki przedsmak Tanzanii. Oczywiście nie zamierzałam odpuścić Dużej Czekoladce takiego widoku. Zaraz po jego powrocie z pracy, zabrałam go na popołudniowy spacerek, by znowu spotkać się oko w oku z piękną zebrą.


Reakcja Męża była mniej więcej taka :o "Taka mała zebra? Pfff... Jak zobaczysz te w Tanzanii, to są dopiero ZEBRY :)". Ach. Nie powiem, te słowa jeszcze bardziej rozbudziły moją ciekawość :) Normalnie nie mogę się doczekać tej wyprawy! :))))) A jeśli już piszę o Dużej Czekoladce, to muszę się Wam pochwalić, że w dniu dzisiejszym miała miejsca BARDZO WAŻNA sprawa - otóż Bartuś, po zobaczeniu Taty w drzwiach, krzyknął w jego kierunku świadomie TATA! :) Oboje byliśmy wzruszeni :} Do tej pory w kółko słyszeliśmy "mama" "baba", ale Tata padło po raz pierwszy :))) Cudowna sprawa :] Tak pozytywnie naładowani w trójkę udaliśmy się na spacerek do pobliskiego parku, który Czekoladka przemierzała wzdłuż i wszerz na swoich Malutkich Stópkach (a Mama na 12 cm szpilach, o tym więcej na drugim blogu :P). Wzbudzaliśmy poruszenie wśród współspacerowiczów, którzy zachwycali się "takim małym człowieczkiem" na dwóch nóżkach hehe :) Standardowo nakręciłam filmik, z tych Czekoladowych wojaży :) Będzie pamiątka jak znalazł.


I tak, moi Drodzy, minął nam ten środowy dzień. Mnóstwo wrażeń i emocji, które z przyjemnością uporządkowałabym podczas snu, przytulona do Czekoladek ;) Ale kiedy to nastąpi... to nie wiem ;) 

***

11 komentarzy:

  1. Jak juz pisalam swietnie ci w tym kolorku i podziwiam w takich szpileczkach a raczej szpilach na spacerku z Bartuniem to musial byc nielada wyczyn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny zwierzyniec:) Mąż musiał się ucieszyć:) Czyli jednak wybieracie się do Tanzanii we trójkę?

    Pozdrawiam z przykrytego śniegiem Olsztyna ( tak tak śniegiem!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ło, a u nas dzisiaj było tak gorąco, że poczułam lato oO.

      Niestety jeszcze nie w tym roku polecimy w 3, ale i tak będziemy na bieżąco ze sprawami tanzańskimi, dzięki skype :D

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Nie dziwię się, że Czekoladka wzbudza sensację :-)
    Słodko musicie wyglądać w trójkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochasz zwierzęta, serio? I widok zwierząt z cyrku (jesli dobrze rozpoznaję te namioty w tle) wzbudził w Tobie tyle radości??? Myślałam, że miłośnik zwierząt, a nawet przeciętny, wrażliwy i zorientowany w temacie człowiek, ma na temat cyrków wyrobioną opinię. Daleką od entuzjazmu :(
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, nie popieram cyrków, dlatego do nich nie chodzę. Nie zgadzam się z ich ideą, bo jak słusznie zauważyłaś, traktowanie zwierząt cyrkowych jest dalekie od ideału. Niestety poza nieuczęszczaniem do tego miejsca, a tym samym nie kupowaniem biletu, nie mam większego wpływu na te zwierzęta. Cieszyła mnie możliwość pokazania mojemu dziecku nowych zwierząt, których do tej pory nie miał okazji zobaczyć - przez ogrodzenie. Nie przeczę, że o wiele bardziej wolałabym pokazać mu je w naturalnym środowisku, ale niestety na tą chwilę nie mam takiej możliwości. A co do miłości do zwierząt, to nie Tobie to oceniać, bo mnie nie znasz... Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie chciałam Cię urazić :) Podczytuję z ukracia i bardzo lubię Twojego bloga, ale widok namiotów cyrkowych mnie zmroził po prostu ;( Fajnie, że nie zamierzasz synkowi serwować takich "atrakcji", na pewno czeka go nie jedno prawdziwe safari.
      Do Emmy - między zoo a cyrkiem jest przepaść. Sama lubię ogrody zoologiczne i doceniam ich rolę - o ile tylko zwierzęta mają odpowiednie warunki.
      Pozdrawiam, Ewa

      Usuń
    3. Nie uraziłaś mnie, po prostu nie można ocenić czyjejś miłości, czy innego uczucia przez pryzmat kilku wrzuconych fotek :)ale rozumiem co miałaś na myśli i to doceniam. A co do zoo, za niedługo planujemy wypad z Czekoladką do ogrodu zoologicznego :) i na 100% o tym też napiszę na blogu :) także zapraszam do lektury :) niezwykle mi miło, jak ktoś pisze, że czyta z ukrycia, a tym bardziej jak wyraża swoją opinię :) Pozdrawiam serdecznie :]

      Usuń
  5. Ja też uwielbiam zwierzęta, mimo że zdaję sobie sprawę, że lepiej by im było w naturze, to jednak kocham zoo i na pewno będę swoje dziecko tam zabierać :)

    A te 12cm szpile mnie przeraziły!! jak Ty dałaś rade w nich biegać za Małą Czekoladką? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. 12 cm szpile... Jakbym takie załozyła, to bym chmur sięgała ;P chciałabym tez umiec na takich chodzic ;P narazie dzielnie kroczę w koturnach i grubych obcasach... nie lada wyczyn byłby dla takich szpilek, żeby mnie utrzymać ;P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)