czwartek, 16 lutego 2012

Bunt na pokładzie.

Nie sądziłam, że po ponad 11 miesiącach karmienia piersią, coś może mnie jeszcze w tej kwestii zaskoczyć. W końcu, wydawać by się mogło, że przez ten czas poznałam wszelkie plusy i minusy tej czynności. No, ale jak to w życiu bywa, człowiek nie powinien być niczego pewny, tym bardziej reakcji swojego ciała na różne bodźce. Przekonałam się o tym w dniu wczorajszym. Rano, nic nie zapowiadało tragedii. Ot twardy Pan Cyc. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ja oczywiście, optymistycznie patrzyłam na to wszystko i wychodziłam z założenia, że przecież nic złego się nie dzieje, wszak w pobliżu mam "mały podręczny Laktatorek", który zajmie się tą sprawą. Jakież było moje zdziwienie, gdy po przystawieniu Synka, zamiast radosnego ciumciania poczułam tylko plask ręką, w Bogu winnemu, cycorka i zobaczyłam uciekającego na kolanach Bartka. OK... Pewnie to chwilowa reakcja, taka zabawa... - pomyślałam i spróbowałam jeszcze raz. Tym razem, co prawda nie było plaskacza, ale za to oberwało mi się kapciochem. Tym sposobem, nie pozostało mi nic innego, jak odgrzebanie ręcznego plastikowego laktatora i próbowanie odciągnięcia mleka. Jak na złość i tutaj pojawiły się schody. Mleko w ogóle nie chciało lecieć. Podczas 5 podejść udało mi się ściągnąć łącznie z 70 ml mleka i nic więcej. Co gorsza, Pan Cyc dalej twardniał i napełniał się mlekiem, co sprawiało olbrzymi ból. W ruch poszły ubite liście białej kapusty i okłady z gorących pieluch oraz gorące kąpiele. Jak z kapusty zrezygnowałam w try migi (Bartunek na sam zapach, wypluwał i bił cyca), tak pieluchy przyniosły mi chwilową ulgę. Dodatkowo podczas kąpania Czekoladki, skorzystałam z jego dobrego humoru i podstawiłam jeszcze raz do "mlecznego kamienia", ale poza trzykrotnym mlaśnięciem nic nie wskórałam. Tym sposobem, wieczór spędziłam na okładaniu piersi gorącą pieluchą (buziak oraz tulipanki dla Mojej Mamy, która co rusz, prasowała mi pieluchę :)) i oglądaniu Arnolda Schwarzeneggera.

Z wielką niepewnością (wizja antybiotyku lub szpitala mnie przerażała) i niewiadomą położyłam się spać koło Bartunka, by około 24 usłyszeć, tak cudowne i radosne mlaskanie, na które tak czekałam cały dzień :) I tym sposobem utwierdziłam się w przekonaniu, że niezastąpionym laktatorem jest dziecko :)))) Szkoda, że czasami taki rodzaj "laktatora" się buntuje, bo skutki tego są naprawdę bolesne, ale ulga przy zawieszeniu buntu jest cudowna (a uczucie miękkich piersi jeszcze bardziej hahaha :)))) Tym właśnie sposobem, jestem bogatsza o nowe, bardzo bolesne laktacyjne doświadczenie zastoju pokarmu i buntu małego Ssaka. Never again!

***
Biegnie, biegnie renifer, przez Rosję i Estonię... Biegnie, biegnie renifer, grzeje go kaloryfer... - nie wiem dlaczego, akurat te słowa przychodzą mi do głowy, na myśl o trzech biednych kurierach, którzy wczoraj nas odwiedzili. Biedni, zmarznięci, przedzierali się przez zaspy i zamiecie śnieżne, by dostarczyć nam  na czas, trzy cudowne niespodzianki.

Pierwszy dotarł do nas zziębnięty pan listonosz z pozornie malutkim kartonikiem, który skrywał takie oto cudeńko:


- słonecznie żółty kubeczek Doidy, stworzony z myślą o najmłodszych. Szczerze podoba mi się jego śmieszny kształt, no i oczywiście kolor, który wybrałam specjalnie dla Bartunka na zbliżającą się wiosnę. Dziękujemy firmie Doidy Cup Polska za kubeczek, w najbliższym czasie podzielimy się swoją opinią na jego temat :)))

Drugi w kolejności przyszedł do nas ośnieżony kurier, który podarował nam taką oto niespodziankę:


- pojemnik termoizolacyjny, który utrzymuje temperaturę jedzenia ok. 3-4h. Produkt, otrzymaliśmy w ramach współpracy z firmą mamagama, której serdecznie dziękujemy :) Wkrótce opiszemy nasze odczucia i zdamy relację z testowania. Na pierwszy rzut oka, jestem zachwycona kolorami, wykonaniem oraz szczelnością pojemnika :)

Jako ostatnie (i chyba najbardziej wyczekiwane) przyszły do nas smakołyki od Sexy Mamy Kasi Cichopek i firmy Good Food. Dlaczego najbardziej wyczekiwane? Otóż, akurat ta paczuszka nie przyszła do nas w ramach współpracy, ale jest to nagroda za spryt i szybkość :) Powiem Wam w tajemnicy, że do ostatniej minuty nie byłam pewna, czy akurat mnie udało się zdobyć te pyszności ;P


Tym sposobem, mamy ręce pełne przyjemnej roboty. Postępami tej pracy z przyjemnością się z Wami podzielimy w nadchodzących wpisach :) Pozdrawiamy i życzymy wszystkim smacznych pączków i faworków ;))))

PS. Szykujcie się na niespodziankę, ale to wkrótce :)
***

6 komentarzy:

  1. Ale Ci zazdroszczę tych przysmaków od sexy mamy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze ze Bartulek odpuscil i ladnie wycycal cycuise z mleczka.

    Fajne paczuszki do was przyszly :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No fajne paczuszki macie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ból piersi brrrrr jedyne, co mnie przeraza z bycia mamą. O matko az mnie ciary przeszly. Moje biedne wrazliwe cycochy....

    OdpowiedzUsuń
  5. Domyślam się co przeżywałaś :( Najgorzej, że ok. roku dzieci często miewają okres buntu na jedzenie :( ciężko to przetrwać, ale masz świetne wsparcie ze strony Mamy :)Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje, a twarde piersi tez przyzywalam mimo krotkiego karmienia Emmusi

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)