Dzisiejszy spacerek postanowiliśmy wykorzystać w troszkę inny sposób, niż dotychczas. Został on o tyle urozmaicony, że naszym celem nie była ani wizyta w centrum, ani przechadzka po osiedlowych alejkach. Otóż dzisiejsze pogodne popołudnie spędziliśmy nie gdzie indziej, jak wśród żółto - czerwonych drzew, zielonych sosenek i nielicznych grzybków. No właśnie - grzyby. Można powiedzieć, że jeden z głównych powodów wyprawy. Jest to o tyle ważne, że było to pierwsze grzybobranie Bartusia. Od razu na wstępie, zaraz po wejściu do lasu, Simba (z małą pomocą Babci) został zachęcony do dalszych poszukiwań przez tego oto Pana:
Podgrzybek, bo o nim mowa, po wcześniejszym sfotografowaniu i wyciągnięciu go z ziemi, "wskoczył" do Bartulkowej karety i pod eskortą panów Reniferów (jedne z nowych nabytków Czekoladowej Babci :P) towarzyszył mu w dalszym poszukiwaniu jego kolegów.
Niestety koledzy naszego nowego znajomego nie byli skorzy do uczestniczenia w naszej wyprawie i skutecznie się przed nami chowali. Za to inni ochotnicy, co jakiś czas zaczepiali Króla i próbowali przekonać go, że będą wiernie mu służyć, ale czujne oko Czekoladowego Dziadka nie pozwalało im nabrać naszego Simby. Nie z nami te numery - wiemy, kto jest "dobrym" kolegą, a kto niestety tylko udaje miłego. Nie mniej jednak, udało im się załapać na fotkę i mają ten zaszczyt, że tutaj Wam ich przedstawimy :)
Po drodze mijaliśmy innych przyjaciół lasu, którzy sumiennie oddawali się swoim codziennym pracom. Nie chcieliśmy im przeszkadzać, dlatego po szybkim zrobieniu fotki poszliśmy dalej w poszukiwaniu naszego głównego celu - grzybów.
W kółeczku zaznaczyliśmy jedną robotnicę - mrówkę, która szybko przed nami uciekała, ale Mama - sprytny paparazzo jakimś cudem uwieczniła ją na fotce :)
Nadmiar kolorów i wszędobylskiego piękna natury zmęczył Synka na tyle, że ten postanowił uciąć sobie krótką drzemkę, a poszukiwania grzybków zostawił bardziej doświadczonym, czyli Mamie i Dziadkowi. Babcia w tym czasie sprawowała pieczę nad bezpieczeństwem Bartulka, dlatego nie brała udziału w przeczesywaniu lasu :) Za to napawała swoje oczy takimi oto cudami natury :)
Las zachował dla nas jeszcze dosyć letnie podarunki. Zapewne związane było to z osobą Króla Simby. W końcu trzeba było pokazać się z jak najlepszej strony, co nie? Hehe, szkoda, że Bartuś w tym czasie smacznie sobie chrapał pod cieplutkim świneczkowym (:))) kocykiem.
W trakcie naszego spacerku, raz po raz czarował nas pan Muchomor, który swoim urokiem próbował zyskać sympatię Karmelka. Na szczęście Bartuś od najmłodszych lat uczony jest, które grzybki są tylko ozdobą lasu, a które można wziąć do domku. Dlatego pięknemu czerwonemu koledze zrobiliśmy zdjęcie, a następnie ładnie pomachaliśmy na do widzenia. Swoją drogą z muchomorami zawsze kojarzy mi się historia, którą opowiadała mi moja Babcia na wycieczkach do lasu. Od tamtej pory te piękne grzybki kojarzą mi się z krasnoludkami (ja naprawdę w dzieciństwie widziałam uciekającego krasnoludka :P i wcale nie było to związane z wcześniejszą konsumpcją muchomora hahaha).
Lekko zdołowani słabymi zbiorami, po około godzinie postanowiliśmy obrać kierunek do domu, w celu kibicowania Agnieszce Radwańskiej. Ku naszemu zaskoczeniu, na pożegnanie, tuż obok ścieżki, Mamie - czyli mnie udało się wypatrzeć 3 cudowne kozaczki :D:D No po prostu miód na me serce :) Nie ukrywam, że od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i z dumą fotografowałam swoje cudeńka. Oto one:
Ach! Uwielbiam ten widok. Powiem Wam, że jako dziecko nie do końca lubiłam chodzić na grzyby, zawsze brzydziły mnie pająki, pajęczyny i ślimaki wgryzające się w grzyby. Dopiero z czasem zaczęłam doceniać urok znajdywania tych ukrytych leśnych niespodzianek. Z perspektywy czasu widzę, jak wiele mi to dało, nie dość, że spędzałam aktywnie czas, to dodatkowo budowałam relacje z rodzicami. Moim małym marzeniem jest przekazanie Simbie tej naszej rodzinnej pasji, mam nadzieję, że pokocha on leśne wyprawy tak bardzo jak reszta rodziny.
Co prawda, Czekoladowy Tata jeszcze nie jest do końca przekonany do bezpieczeństwa lasów, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. W końcu w naszych, polskich lasach nie ma niebezpiecznych zwierząt i wyjście do takiego "zielonego płuca" kończy się zawsze dobrze ;)))) No, ale już moja w tym głowa, żeby pokazać mu las z jak najlepszej strony :) Tym razem niestety nie mógł nam towarzyszyć bo miał ważną sprawę do załatwienia, ale następnym razem musi być z nami :) Po wspólnym oglądaniu fotek widzę, że nabrał na to ochoty :)
No i to, by było na tyle. Dziękujemy za wytrwanie do końca wpisu i razem z Panami Reniferami serdecznie życzymy każdemu takiego miłego popołudnia :)
***
Na koniec prosimy o głosiki. Głosowanie trwa do 2 listopada, tak więc jeszcze tylko kilka dni. Z góry dziękujemy za oddane głosy.
ach te uroki lasu.. ja lubie tylko zbierac grzybki, nie znosze zapachu grzybów... ojoj i te skarpeciochy.. mm nie wiem czemu ale poprawiaja mi nastrój heh :D
OdpowiedzUsuńCudne te Reniferki :D
OdpowiedzUsuńA co do lasu - ja zawsze lubiłam, ale teraz kleszcze + borelioza mnie przerażają ;x.
Ahhh jak ja tesknie za taka Polska Jesienia CUDOWNIE I PIEKNIE a te grzybki ujjjjj sama bym poszla i je zerwala
OdpowiedzUsuńA maluszek ma sliczne skarpetki ;P
Taki najpiekniejszygrzybek w srod grzybkow :P
No Kochana przepiekne widoki, piekna sceneria, piekne grzybki ;)) ja na grzyby nie chodze, bo ich nie lubie.. :P ale milo tak spedzac czas w lesie, na lonie natury ;)) pozdrawiam :*:)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że kleszcze nie miały zbytniej ochoty na bliskie spotkanie z Królem :)
OdpowiedzUsuń