Podświadomie odliczam godziny, minuty i sekundy do mojej pierwszej, tak długiej rozłąki z Czekoladką. Staram się o tym nie myśleć, ale niestety siła umysłu jest silniejsza. Od kilku dni moje myśli krążą tylko wokół tego przeklętego poniedziałku, zamęczam nimi Babcię Czekoladki i Dużą Czekoladkę. Tak bardzo obawiam się tego dnia. W głowie wciąż mam wizję rozhisteryzowanego Bartusia szukającego pana Cyca. Zapewne to tylko moje chore myśli, ale nie zmienia to faktu, że spędza mi to sen z powiek. To nie jedyne czego się obawiam. Nie chcę, żeby Czekoladka pomyślała, że Mama go zostawiła i że go nie kocha. Podobne myśli miałam w szpitalu, w pierwszej dobie życia Bartusia, kiedy leżał sam w inkubatorku, podczas gdy inne dzieci spędzały ten czas przytulając się do Maminych cyców. Pamiętam jak ze łzami w oczach powiedziałam położnej, która odbierała mój poród, że nie chcę, żeby mój synek pomyślał, że go nie kocham.... Teraz te myśli na nowo kołaczą się w mojej głowie. Nie umiem dopuścić do siebie myśli, że przecież zostaje z osobami, które kocha i, które zna. Na nic zdają się tłumaczenia Męża, że moje studia są ważne także dla przyszłości Bartuni. Ech. Niby wiem, że wszystko to co mi mówią ma sens, ale jednak głowa myśli coś zupełnie innego. Boję się, że stracę jakiś ważny moment z życia Bartulka, że to nie ja pierwsza zlokalizuję jego ząbek, że to nie ja zobaczę jego nowe umiejętności. A jeśli powie "Mama" a ja tego nie usłyszę? I właśnie zatęskniłam za czasami kiedy miałam go na wyłączność - w brzuszku :( Wtedy miałam pewność, że wszystko odczuję pierwsza...
Staram sobie tłumaczyć, że przecież wiele kobiet zmuszonych jest zostawiać o wiele mniejsze dzieciaczki w domu i to nie zawsze z osobą, którą dziecko zna. Ech. Nie pozostaje mi nic innego jak teraz korzystać z każdej sekundy z Simbą, a jutro ze łzami w oczach ucałować go i z laktatorem w torbie pozostawić moje Czekoladowe Szczęście w najlepszych rękach jakie mogę sobie wymarzyć na najdłuższych w moim życiu 12 godzin :( Nie 10 tak jak planowałam, bo niestety nie udało mi się załatwić indywidualnego zaliczania angielskiego. Cóż, życie. Ech. Jakby na to nie patrzeć Simbuś ma już 7 miesięcy...
***
Chyba dopada mnie jakaś chandra. Przykro mi, że dziś, w dniu wyborów, nie siedzę w komisji, jak to miało miejsce w kilku poprzednich latach (4 razy nawet z Simbą w brzuszku ;)), ale na szczęście niedaleko mnie siedzi Czekoladowy Śmieszek, który rozwiewa moje tęsknotki. Tymczasem idę spełnić swój obywatelski obowiązek (niestety bez Synka, bo u nas straaaasznie zimno oO) i Was też serdecznie do tego namawiam ;))))
***
Najgorszy będzie pierwszy tydzień zajęć, a potem będzie już z górki. Synek wie, że go kochasz i na pewno tak łatwo o tym nie zapomni ;)
OdpowiedzUsuńZresztą powiem Ci, że z moich obserwacji wynika, że maluchy z wszelkimi nowościami zawsze czekają na mamusię i to jej wszystko pokazują jako pierwszej ;)
Oj, a ja niedługo wracam do pracy i już się boję jak ja sobie poradzę bez Maleństwa:(
OdpowiedzUsuńPowodzenia i trzymam kciuki!
Współczuję, ja się też boję, bo mam podyplomówkę i to będzie weekend, a nie dzień. Nocka beze mnie? Nocka bez niego? Obowiązek już dawno spełniony. M. był ze mną i pomagał wrzucić kartę. Pozdrawiam i powodzenia na studiach
OdpowiedzUsuńkurde co to za jakaś pancerna uczelnia, że nawet mając małe dziecko nie można zaliczać zajęć indywidualnie??
OdpowiedzUsuńKochana dasz rade pewnie pierwsze dni beda dla ciebie ciezki, ale zostawiasz go w dobrych rekach i wszystko bedzie dobrze
OdpowiedzUsuńmoże jeszcze uda się coś poprzesuwać i będziesz miała np 3-godzinne okienko? Studia są o tyle dobre że bardziej elastyczne :)
OdpowiedzUsuńDacie radę! Trzymam kciuki.
będzie dobrze!! najtrudniej jest na początku...
OdpowiedzUsuńWitam;) Jestem tu pierwszy raz i dodaje cie do znajomych.. bede odwiedzac w wolnej chwili ;)) piekny blog i milo sie tu weszlo i poczytalo notke ;)) widze ze studiujesz i nie umiesz zostawic Maluszka w domku.. wydaje mi sie, ze z czasem przyzwyczaisz sie do tego, pierwszy raz zawsze jest trudny... widze maila do Ciebie i juz wysylam Ci zaproszenie na bloga do mnie ;))
OdpowiedzUsuńPoczątki beda trudne ale sie przyzwyczaicie oboje napewno.. powodzenia.. :)
OdpowiedzUsuńOj, jak dobrze wiem co czujesz : / Mam to samo. Może się przyzwyczaimy w końcu, kiedyś...
OdpowiedzUsuńdzis pierwszy dzien mam nadzieje ze dobrze minal :) daj znac jak znajdziesz sily i czas
OdpowiedzUsuńJa też trzymam kciuki - za Was oboje. Z doświadczenia wiem, że często wszelkie "nowości" bardziej przeżywają mamy niż ich pociechy. Ja bałam się okropnie kilku ważnych momentów w życiu Duni (odstawienie od piersi, nauka samodzielnego zasypiania w łóżeczku, "przeprowadzka" małej do jej pokoiku) a okazało się, że córcia lekko przeszła te zmiany. Tylko ja się denerwowałam, spać nie mogłam i strasznie przeżywałam te chwile. Bartuś zostaje z ludźmi, którzy - tak jak Ty - kochają go nad życie i z całą pewnością krzywda mu się nie stanie. A gdy wrócisz z uczelni nadrobicie stracone godziny;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPoradzisz sobie slonce! Ja swoje malenstwo zostawilam pod opieka meza kiedy to onmial 2 miesiace co by szkole dokonczyc spoczatku bylo trudno ale taka odskocznia jest tez potrzeba :) Buziaki
OdpowiedzUsuńMuaaa :)
Nie wiem jak to jest, ale mogę się tylko domyślać jak ciężko. Mam nadzieję, ze jakoś dajecie rade i wczorajszy dzień zleciał bardzo szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.;)
Też się tak czułam, dacie radę i Ty i Bartuś, na pewno. Pozdrawiam i powodzenia.
OdpowiedzUsuń