Cofnijmy się kilkanaście lat wstecz. Jesteśmy w 5 klasie szkoły podstawowej. W głowie wciąż mam pytanie z ostatniej kartkówki o drzewo, w którym zamieszkali Staś i Nel. Od tamtej pory zakodowane mam w głowie, że jest to ten przeklęty baobab. Wtedy jestem zła, że nie znam prawidłowej odpowiedzi. Dzień później nauczycielka języka polskiego zadaje nam naukę na pamięć wybranego fragmentu lektury "W pustyni i w puszczy". Wybieram tekst o malarii Nel, gdyż podczas czytania książki, ten fragment najbardziej utkwił mi w pamięci. Co ciekawe, do dnia dzisiejszego jestem w stanie wyrecytować wyuczone słowa (nie jest to cały wyuczony tekst ;)):
"Nagle Nel siadła na posłaniu.
- Stasiu!
- Jestem tu, Nel.
A ona, dygocząc jak liść na wietrze, poczęła szukać jego ręki i powtarzać śpiesznie raz po raz:
- Boję się, boję się! daj mi rękę!
- Nie bój się, jestem przy tobie:
I chwycił jej dłoń, która tym razem była rozpalona jak w ogniu; nie wiedząc zaś sam, co ma robić, jął okrywać tę biedną wychudzoną rączkę pocałunkami.
- Nie bój się, Nel, nie bój!
Po czym dał jej się napić wody z miodem, która przez ten czas wystygła. Nel tym razem piła chciwie i przytrzymywała mu rękę z naczyniem, gdy próbował odejmować je od ust. Chłodny napój zdawał się ją uspokajać."
Cała książka jest dla mnie czystą abstrakcją, osoby Kalego i Mei są postaciami odległymi i egzotycznymi, a język, w którym rozmawiają jest czymś totalnie niezrozumiałym i co tu dużo mówić, dziwacznym. W życiu nawet nie ośmielam się wyobrażać sobie siebie w Afryce, blisko słoni i lwów. Wszystko to, co opisuje Henryk Sienkiewicz jest dla mnie zwykłą fikcją literacką. Nic nie robię sobie z zapewnień, że opisywany świat jest realny, że gdzieś tam daleko w Afryce żyją ludzie, dla których ten świat jest czymś normalnym.
A teraz z powrotem przenosimy się do 2011 roku. Jest 21 sierpnia, całą rodziną zasiadamy do niedzielnego obiadu, w telewizji polskiej leci film "W pustyni i w puszczy" z 1973 roku (fotki tutaj umieszczone zostały zrobione przeze mnie hehe, nie ma to jak fotografować telewizor ;)). Jakież jest moje zaskoczenie, że rozumiem część wypowiedzianych przez Kalego słów. Nawet nie muszę patrzeć na ekran, by wiedzieć czym jest wypowiedziana "mamba". Z ciekawości jednak zerkam, czy aby na pewno na ekranie telewizora pojawia się krokodyl.
Mój Mąż jest zaskoczony, że w polskiej literaturze znany jest jego język. Zapewnia mnie, że w Tanzanii nikt nie wie o Sienkiewiczu i jego powieści. Duża Czekoladka głośno śmieje się słysząc kaleczony język polski Kalego. W ogóle cała jego postać jest zabawna, gdyż nijak ma się do teraźniejszej cywilizowanej części Afryki.
Z perspektywy czasu, bawią mnie też moje reakcje na przeczytaną książkę. I pomyśleć, że kilkanaście lat później jestem żoną swojego Afrykańczyka, język używany nie jest mi obcy, w szafie mam strój masajski, a "Czarny kontynent" jest moim "drugim domem". Jakie to wszystko jest niesamowite. :)))))))))
***
UWAGA! UWAGA! UWAGA!
Wczoraj o godzinie 23:59:59 zakończył się konkurs organizowany na moim blogu wraz z portalem MamaNaCzasie. Pragnę podziękować wszystkim osobom, które wzięły w nim udział i jednocześnie zakomunikować, że spośród osób, które wypełniły wszystkie wymagane punkty zwyciężyły:
witaaminkaa
oraz
zzooffkkaa
Serdecznie gratuluję zwyciężczyniom i proszę o maila (mtotowangu@wp.pl) z danymi kontaktowymi do wysyłki :) Pozdrawiam :)
***
Życie pisze zadziwiające scenariusze :)
OdpowiedzUsuń"Nigdy nie mów nigdy" też się już przekonałam, że to święte słowa.
Pozdrawiam
nigdy nie wiadomo co życie pokaże :)
OdpowiedzUsuńGratuluję zwyciężczyniom :)
Zgadzam się z Matrą
OdpowiedzUsuńJa tej lektury nie czytałam i nie oglądałam filmu bo dla mnie to nudy. Ale czytałam "Białą Masajkę" i dzięki niej zaraziłam się miłością do Afryki.
Zazdroszczę Ci że masz kawalątek Afryki ciągle przy sobie :)
A co do konkursu to DZIĘKUJĘ :) Jestem szczęśliwa już posyłam maila
Nigdy nie przeczytałam ani do końca nie oglądnęłam "W pustyni i w puszczy" i teraz żałuję... Teraz jest to kolejny mój cel :) Tekst o malarii Nel, ktory przytoczyłaś wywołał, oczywiście, łzy w oczkach...
OdpowiedzUsuńŚciskam najmocniej :)
Ojc ale bym obejrzala ten film lubie go niesamowicie !
OdpowiedzUsuńŻycie nam płata niezłe figle.
OdpowiedzUsuńA nigdy nie wiadomo co nas czeka - może i Ty kiedyś zawitasz do krainy, gdzie zamiast na ulicy spotykać koty i psy spotkasz żyrafę :) ?
o to bardzo fajnie, ja tam lubilam powiesci Sienkiewicza
OdpowiedzUsuńJak widać życie pisze dla nas różne scenariusze, a rzeczy o których nawet nie śniliśmy nagle stają się rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńGratulacje dla zwycięzców!!!
Trafiłam tu skacząc po różnych blogach i bardzo się cieszę :) Wprawdzie niewiele pamiętam z lektury "W pustyni i w puszczy", za to nie zapomniałam, jakie wrażenie wywarła na mnie wiele lat później "Królowa deszczu". Zaczęłam ją czytać o 21 i nie mogłam przestać do 5 rano, kiedy skończyłam (całą noc siedząc na kopczyku z ręczników w łazience, bo takie były warunki). Właśnie wtedy zaczęła się moja fascynacja Afryką, a w szczególności Tanzanią... Wiem, że książka pewnie niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, ale cieszę się, że mogę poznać Kogoś, kto tam mieszka :) Z wielką przyjemnością zagłębię się w Twoje wpisy :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o scenariusze pisane przez życie, to jedna wielka niespodzianka, co doskonale widać w Twoim wpisie :)
ps. Będzie mi bardzo miło jeśli zajrzysz do mnie :)
http://www.apiatkowy-zakatek.blogspot.com/