Często czytając Wasze blogi, dowiaduję się o Waszych radościach, sukcesach, ale także o smutkach i problemach dnia codziennego. Kilka razy zarzucono mi, że na moim blogu panuje 'cukierkowa, różowa atmosfera'. To prawda. Nigdy nie chciałam tu pisać o złych rzeczach. Nie chciałam, bo to miejsce mojej Czekoladki. Nigdy nie chciałam, żeby Bartuś, po latach trafił w to miejsce i czytał o problemach swojej rodziny, o problemach natury psychicznej swojej niewydarzonej matki. Jednak dzisiaj coś we mnie pękło. Wewnętrzny ból i tęsknota za Mężem sprawiła, że chcę się gdzieś wygadać. I być może to nie jest dobre miejsce, ale nie mam innego.
Zawsze chciałam, żeby rzeczy, słowa, czyny, które trafiają do Czekoladki były napełnione miłością i szczęściem. Chciałam, żeby dorastał w dobrej, przyjaznej, rodzinnej atmosferze. Niestety fakt, że jesteśmy rozdzieleni z Dużą Czekoladką sprawia, że nasze życie nie wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli. Moje życie nie wygląda tak jakbym tego chciała. Czuję, że egzystuję, a nie żyję. Mój żywot zamyka się od jednego przylotu Dużej Czekoladki do jego kolejnego wylotu. Gdy go nie ma czuję, że czegoś/kogoś mi brakuje. Czuję się strasznie samotna i zagubiona. Dni uciekają mi między palcami, z trudem rozróżniam czy dzisiaj jest poniedziałek, czy sobota. Dla mnie to bez różnicy. I tak każdy dzień wygląda dokładnie tak samo. Spędzam z Czekoladką 24h na dobę i może nie jest przy mnie non stop, to jednak zawsze jestem na jego zawołanie. Nie odstępuję go na krok, bo tak naprawdę nie mam innej opcji. Gdy był ze mną Mąż, miałam chwilę dla siebie - bez wyrzutów sumienia mogłam wyjść do kosmetyczki, czy do sklepu. Dawniej miałam uczelnię, aktywnie spędzałam czas ze znajomymi, a obecnie niestety nie studiuję, ani nie pracuję, co mnie dodatkowo dołuje. To nie jest tak, że nie lubię spędzać czasu z Bartusiem - kocham go i uwielbiam patrzeć na jego uśmiechniętą buzię, ale wiadomo, że każdy człowiek potrzebuje odrobiny odpoczynku {bez ciągłego głosu w głowie "jesteś złą matką, nie nadajesz się do tego w ogóle, dorośnij"}. I nie mówię tu o odpoczynku fizycznym, tylko psychicznym, którego mi brakuje.
Niestety prędko to się nie zmieni. Na dzień dzisiejszy, nie możemy być razem z Czekoladowym Tatą w Polsce. Jedynym rozwiązaniem, żebyśmy byli razem jest wylot za granicę. W obecnej chwili mowa o Tanzanii. Z jednej strony strasznie chcę tam lecieć - tam jest mój Mąż, osoba mi najbliższa, która rozumie mnie w każdej sytuacji i przede wszystkim WSPIERA w każdej sekundzie życia, ale z drugiej boję się - o siebie, a przede wszystkim o Bartka. To całkiem nowe, nieznane mi środowisko. Nie wiem czego mam się spodziewać, nie wiem jak naprawdę wygląda tam życie. Z opowiadań brata wiem, że jeśli ma się pieniądze, naprawdę można tam żyć na poziome europejskim - z udogodnieniami i wszystkimi niezbędnymi sprzętami. Ale jednak zawsze to inny świat - nieeuropejski, zupełnie mi nieznany.
Czuję, że jestem w kropce. W wielkiej, ogromnej kropie. Z brakiem perspektyw na poprawę sytuacji. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyśmy mieli oboje pracę i własne miejsce na ziemi. A tak... Pozostaje mi tylko wiara, że wkrótce coś się zmieni - nim oszaleję.
Ech, gdybym tylko mogła usnąć na czas Świąt, których nie chcę i obudzić się po powrocie Dużej Czekoladki we własnym kącie z Małą Czekoladką pośrodku...
***
Trzymam kciuki, aby wszystko się Wam ułożyło - o bojętne, czy w Polsce, w Tanzanii czy jeszcze w innym miejscu. Swoją drogą podziwiam Cię. Wiem, że Tanzania to kraj Twego męża, w którym ma rodzinę, ale nie wiem, czy miałabym odwagę zamieszkać na innym kontynencie, z dala od własnej rodziny. Sama mam trudna sytuację materialną, ale wyjazd traktuję raczej jako ostateczność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A ja bym poleciała z chęcią. może za parę lat bym wróciła. starała sie o prace dla siebievi męża w pl. ale nie wachalabym sie. mała czekoladowy jest jeszcze młody i szybko sie zaaklimatyzuje. nie dalabym rady osobno. z tego co mówisz twoje życie tam mogłoby być nawet na lepszym poziomie niż tu no i razem. czasami warto zaryzykować. a może ty znalazlabys tam swój kąt. pozdrawiam cie cieplutko
OdpowiedzUsuńA ja bym poleciała z chęcią. może za parę lat bym wróciła. starała sie o prace dla siebievi męża w pl. ale nie wachalabym sie. mała czekoladowy jest jeszcze młody i szybko sie zaaklimatyzuje. nie dalabym rady osobno. z tego co mówisz twoje życie tam mogłoby być nawet na lepszym poziomie niż tu no i razem. czasami warto zaryzykować. a może ty znalazlabys tam swój kąt. pozdrawiam cie cieplutko
OdpowiedzUsuńJejć tutaj jak się wchodziło zawsze wychodziło sie z uśmiechem a dziś nie...
OdpowiedzUsuńCzasem warto się przełamać i pisać to co serce podpowiada... lżej na duszy się robi...
Trzymam kciuki żeby wszystko potoczyło się szczęśliwie!
A może lepiej zaryzykować? Bartuś jest mały i szybko się odnajdzie w nowym miejscu, a Wy w końcu będziecie razem... Tu nie masz pracy, więc tak na dobrą sprawę nic nie tracisz... Poza osobistym kontaktem z rodziną, ale "jak kocha to poczeka" ;)
OdpowiedzUsuńSwieta to najgorszy okres na rozlake, dotkliwiej sia ja wtedy odczuwa. Rozumie co czujesz. Kilka lat temu jeszcze przed slubem, tez mielismy z mezem przymusowa rozlake, co prawda tylko 3mc, ale myslalam, ze oszaleje. Moj maz pochodzi z Indii, mieszkamy w Londynie. W pazdzierniku tego roku pierwszy raz bylam w Indiach - 5 lat po slubie. Planowalismy wczesniej, ale zycie inaczej to zaplanowalo. Zawsze myslalam, ze nie moglabym mieszkac w kraju tak innym od Polski jak Indie. Po wizycie tam, jestem pewna MOGLABYM! Moze warto zaryzykowac i sprobowac... Zycze spokojnego wieczoru.
OdpowiedzUsuńrozumiem twoje wahania,ale naprawde warto sprobowac masz jedno zycie...
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że sporo par 'czarno-białych' ma ten sam problem- odległość. Zauważyłam, że sporo takich par na początku związku i później przez jakiś czas żyje w rozłące... Oczywiście nie mówię o każdej takiej parze, ale niestety często tak jest. Sama jestem w takiej sytuacji :/ Nie dziwię się, że boisz się nieznanego. Ale będzie tam przy Tobie mąż. Mała Czekoladka szybko odnajdzie się w nowym świecie. I, jak brat wspominał, poziom życia jak się ma pieniądze jest europejski. Może warto zaryzykować? A jakby coś nie daj Boże się nie udało, to myślę, że do rodziny zawsze wrócić możesz i wtedy szukalibyście innego rozwiązania... Mam nadzieję, że wszystko się szczęśliwie dla Was ułoży.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Hmmmm tak się zastanawiam, która z osób "jedź, spróbuj nie masz nic do stracenia..." sama podjęłaby taką decyzję. Dla mnie każdy wyjazd wiąże się z rozterkami...a przeprowadzka? Do innego miasta, innego kraju.... ale już na inny kontynent to zupełnie inna bajka. To inny świat, inna kultura, obyczaje... Nie dziwię się, że masz ciężki orzech do zgryzienia.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że z wielką ciekawością czytałabym Twoje wpisy "z innego, dalekiego, nieznanego świata" chociaż po lekturze bloga, który wczoraj polecałaś..... nadal mam gęsią skórkę.
Trzymam kciuki za Wasze decyzje!
A może na początek lec tam ale nie na stale tylko na jakiś czas.zobaczysz poznasz wszystko na własnej skórze a potem zdecyduj. Rodzina powinna być razem.my też byliśmy rozlaczeni jakiś czas ale odkąd mieszkamy razem czuje że to jest to..budze się rano i wiem że on już nigdzie nie będzie musiał wracać.
OdpowiedzUsuńA może na początek lec tam ale nie na stale tylko na jakiś czas.zobaczysz poznasz wszystko na własnej skórze a potem zdecyduj. Rodzina powinna być razem.my też byliśmy rozlaczeni jakiś czas ale odkąd mieszkamy razem czuje że to jest to..budze się rano i wiem że on już nigdzie nie będzie musiał wracać.
OdpowiedzUsuńHm chyba nie ma co udawać przed dzieckiem, że jest super, ono i tak wyczuwa, jak jest naprawdę. Ale rozumiem dylemat :P
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam, żebyście znaleźli swoje miejsce na ziemi, wszystko jedno gdzie, i mogli być razem we własnym domku. Dobrych, prawdziwych świąt, mimo wszystko :)
Rozumiem Twoje rozterki i strasznie Ci wspolczuje, ale to bardzo wazna decyzja, ktora musicie przemyslec wspolnie z mezem. Z tego, co widze jestes strasznie rodzinna osoba, blisko zwiazana z mama. Ja przeprowadzilam sie dla meza do Anglii, a i tak odchorowalam depresja przez rok. Chociaz Anglia nie rozni sie az tak bardzo Polski i to tylko odleglosc 2 godzin samolotem...Tanzania to jak inny swiat. A moze pomyslicie o innym kraju europejskim, gdzie wasza rodzina bedzie bardziej tolerowana? Nie wiem jaki zawod ma Twoj maz, ale mysle, ze oboje macie w Europie wieksze mozliwosci...
OdpowiedzUsuńA może warto spróbować wspólnego wyjazdu np do UK, Irlandii, Niemiec? Wierzę, że w Polsce może być ciężko o pracę dla was obojga, rozumiem też obawy związane z wylotem do Tanzanii, to zupełnie inny świat. Nawet jeśli mielibyście pieniądze i dobre warunki, to czułabyś się tam pewnie bardzo odizolowana...Chyba, że byłoby to rozwiązanie tymczasowe, na 2-3 lata, wtedy czemu nie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że na dłuższą metę jakiś kraj zachodni byłby optymalnym rozwiązaniem. Żadne z was nie poświęcałoby się aż tak bardzo na rzecz drugiego, oboje moglibyście pracować, jakoś żyć...Z dzieckiem ciężko zaczynać od nowa, ale gdyby mąż znalazł najpierw pracę, może potem Ty mogłabyś do niego dołączyć? Pomyślcie o tym, myślę, że warto...
I też bardzo Cię rozumiem, ja teraz wyjechałam do narzeczonego, co prawda nie aż tak daleko, bo do DE, ale nie czuję się dobrze z tym, że nagle skończyło się życie studenckie, praca, znajomi...Ograniczanie się do życia domowego nie jest niczym przyjemnym, ale chociaż jesteśmy razem. I też mam nadzieję, że niedługo coś się zmieni na lepsze...
Hmm co ja mam Ci napisać, opisuję swoja depresję na blogu bo mi to pomaga, pomaga się wyżalić i spojrzeć na swoje myśłi PISANE. Myślę że niedługi czas napiszę na blogu że wygrałam z depesją i wtedy będę z siebie dumna. Przyznawanie się do słabości to oznaka siły i wielkiej odwagi. Jest Ci ciężko, ale wiedziałaś w jaki związek wchodzisz, serce nie sługa i dla miłości jesteśmy w stanie znieść dużo. Wierzę że wasze sprawy szybko się rozwiążą i Duża Czekoladka nie będzie musiała tak kursować między kontynentami.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że jesteście tak daleko od siebie... Dla całej Waszej trójki musi to być bardzo trudne...
OdpowiedzUsuńZałożenie bloga w pełni rozumiem, bo mam takie samo.
Rozumiem też, że czasami człowiek może mieć dość i ogarnia go bezsilność...
Przykro mi że tak cierpisz i rozumiem Twoje rozterki. Ja bym chyba spróbowała pojechać, choćby na 6 miesięcy. Jeśli będzie bardzo źle to wrócicie. Ale naprawdę moze być dużo gorzej niż teraz? Uściski.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze. Ale przyznam, ze czasami dobrze przeczytać, ze inni też mają problemy, bo nasze problemy stają się mniej ważne. Kiedy sama się użalam nad sobą a Wy czekacie na połączenie rodziny! Pamiętam o Was w modlitwie:)
OdpowiedzUsuńWiem o czym mowisz mam podona sytluacje jak ty jednak mysle zeby byc szczesliwym i miec rowniez szczesliwa rodzine to bym wyjechala i sporobwala, jezeli by nie wyszlo zawsze masz gdzie wrucic.
OdpowiedzUsuńZycze wam powodzenia i przedewszystkim bardzo duzo sil i nie trac nadzieij jestem pewna ze bedzie dobrze.
Gorąco ściskam i tulę do serca. Wiem, że to jest samotność wśród tłumu, wiem co to znaczy 24 h na dobę z dzieckiem.może te święta będą małym cudem, może się wszystko odmieni . Czego Ci życzę...z całego serca.
OdpowiedzUsuńTo smutne, zwłaszcza, że jest dziecko, które tak na prawdę najbardziej na tym cierpi. Może fatycznie wyjazd do jakiegoś kraju UE nie byłby takim złym rozwiazaniem?
OdpowiedzUsuńtrudna sytuacja... nie wiem co ci napisać. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńWasz los zależy tylko od Was. Czekanie, że samo się ułoży jest moim zdaniem pozbawione sensu. Jesteście młodzi, zdrowi. Macie wykształcenie, języki znacie. W każdej chwili możecie wyjechać. Bartek jest pół Afrykańczykiem i myślę że wyjazd nie byłby dla niego zagrożeniem. Zresztą.. przecież można iść na kompromis i wyjechać za granicę do jakiegoś kraju UE.
OdpowiedzUsuńSiedzenie w domu to duże obciążenie psychiczne. Wydawało mi się, że po zrobieniu magisterki będziesz chciała szukać pracy. Bartek wcale nie jest taki mały, może iść do żłobka a za rok już do przedszkola... Zadbaj o siebie, o swój rozwój. I nie bój się ryzykować. Jak nie teraz to kiedy?
Zresztą.. przeczytaj jakiegoś bloga o chorym dziecku.. Albo obejrzyj jakiś program o kimś kto nie ma pieniędzy na leki. I może wyzdrowieć, tylko nie ma za co. Myślę że wtedy uświadomisz sobie, ze te Twoje tak naprawdę nie istnieją - bo Ty masz wybór. A ktoś inny nie.
Pozdrawiam, Ania
To przykre :/
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji na temat usprawnień w poszukiwaniach zaginionych dzieci http://szukamy-was.blogspot.com/2012/12/system-poszukiwan-dzieci-child-alert.html
Bardzo współczuję... Ja byłam w takiej sytuacji, lecz po innej stronie, nie jako żona lecz dziecko wyjeżdżającego Taty. Oboje wiemy, że straciliśmy piękne lata życia, bardzo brakowało mi Taty przez te lata. Bardzo!! W roku widziałam go tylko przez 3 miesiące... W mojej rodzinie niestety nie było możliwości zmiany tej sytuacji :( Ale jeśli jest jakiekolwiek światełko w tunelu to myślę, że warto spróbować. Dziewczyny piszą, że może rozsądnie byłyby pojechać na jakiś czas, z tą rezerwą, że nie na zawsze, zobaczyć jak to jest tam, zobaczyć inne życie... Z całego serduszka życzę Wam powodzenia! :) Będzie dobrze, trzeba myślec pozytywnie ! :)
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję... Ja byłam w takiej sytuacji, lecz po innej stronie, nie jako żona lecz dziecko wyjeżdżającego Taty. Oboje wiemy, że straciliśmy piękne lata życia, bardzo brakowało mi Taty przez te lata. Bardzo!! W roku widziałam go tylko przez 3 miesiące... W mojej rodzinie niestety nie było możliwości zmiany tej sytuacji :( Ale jeśli jest jakiekolwiek światełko w tunelu to myślę, że warto spróbować. Dziewczyny piszą, że może rozsądnie byłyby pojechać na jakiś czas, z tą rezerwą, że nie na zawsze, zobaczyć jak to jest tam, zobaczyć inne życie... Z całego serduszka życzę Wam powodzenia! :) Będzie dobrze, trzeba myślec pozytywnie ! :)
OdpowiedzUsuńJa tez sie podpisuje pod innymi, powinnas do niego dolaczyc. zobaczyc w ogole jak tam jest, pojechac ba 2-3 miesuace, pracy u tak nie masz, a czasu wolnego sporo, to dlaczego nie? a jak sie nie spodoba to razem
OdpowiedzUsuńnp do Anglii. szkoda tracic czasu, czas dzialac! Bartusiowi sie nic nie stanie, ja ze swoja coreczka pojechalam do Afryki kiedy miala 7 mies, nawet jej nie szczepiac bo i tak ma geny taty w sobie, i NIC sue nie stalo, bylo super, poznala ridzine, kuzynow itd! teraz mieszkamy w Anglii, wiec kompromis!
Ja myślę, że dobrze by było pojechać, spróbować, zobaczyć. Mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńdopiero trafilam do Ciebie, wiec nie wiem, dlaczego jest tak zle. tez jestem zona obcokrajowca z tzw "piątego świata" , ale jak na razie nie ma żadnych problemow z papierkami. Co się stalo? :-( przeciez jko malzonek obywatela RP on moze legalnie pracowac bez zezwolenia.... jesli moge Ci jakkolwiek pomoc w kwestii papeirkow i przepisow daj znak. usciski malvinaremalvada@gmail.com
OdpowiedzUsuń