niedziela, 25 listopada 2012

A ja kocham Bab-Ci {ręce}!

O tym, że Duża Czekoladka wyjechał, chyba nikomu nie muszę przypominać. Jednak to, jakie zmiany pociągnął za sobą ten wyjazd, to jest warte zanotowania. Do tej pory, gdy Tata chodził z nami na spacerki, Bartunia połowę czasu spędzał na swoich nogach, a drugą połowę na rękach Mamy (wózek już od dawien dawna został wydelegowany do Wujka M. na strych). Niestety pokutuje noszenie Czekoladki w niemowlęcym okresie, gdy każdy truchlał na myśl, o niemiłych szpitalnych perypetiach. Bartunia, jako bardzo rozumne i sprytne dziecko, wymyślił sobie w swojej Czekoladowej głowie, że przecież, on wcale nie jest jeszcze taki duży i wciąż można go nosić na rękach (na nic nasze prośby i groźby). Spacer bez dźwigania "klocka" to spacer nieodbyty. Do tej pory, jak już wspomniałam, rola ta przynależała się Mamie (na widok wyciągniętych Tacinych rąk, Bartunia reagował krzykiem i kopaniem). Wszystko zmieniło się po wylocie Taty. Teraz, gdy nie ma go z nami fizycznie, Bartuś znalazł sobie inny nożno-ręczny transport - Babcię. Nie wiem skąd ta nagła zmiana, wszak do tej pory najbardziej kochał moje ręce. Niestety teraz ten {nie}miły "prawie 13 kg obowiązek" spadł wprost na Babcine ręce. Oczywiście staramy się jak możemy przekonać Czekoladkę, że świat zwiedzany na własnych nogach jest o wiele ciekawszy, ale on i tak stara się wdrapać na ręce. Na szczęście, Babcia ma głowę nie od parady, i wspólnie ze mną wymyśla różne "odwracacze Czekoladowego wzroku". A to wchodzenie po podjeździe, a to wchodzenie po schodach, a to deptanie "kocich jajek" {patrz foto}, a to szukanie wiewiórek, a to gonienie kota. I tak, od kroku do kroku, udaje nam się przebyć spacer, {prawie} bez noszenia na rękach. 

bazarek.pl
Wiem, wiem, zaraz posypią się komentarze, że to nasza wina, że sami sobie na to zasłużyliśmy - tak wiemy i bijemy się w piersi - NASZA WINA, NASZA WINA, NASZA BARDZO WIELKA WINA. No, ale... Tak jak wspominałam, próbujemy zapanować nad rządami Króla Simby... i prosimy Was o mentalne wsparcie :)

A jeśli już o Babci mowa - Bartunia, ni z tego ni z owego, postanowił zmienić pewne ważne określenie. Z dumą komunikuję, że nie ma już u nas w domu Babki, nareszcie zawitała do nas BABCIA :) Brawa dla Czekoladki :) Teraz bez wstydu mogę iść z Bartusiem na huśtawkę i nasłuchiwać miłego wołania Babci, a nie BABKI :))) {uwierzcie mi, raz nieźle spaliłam buraka, gdy wszystkie dzieci mówiły do swoich babć 'babciu', tylko Bartek krzyczał BAB-KA!}

***

4 komentarze:

  1. A ja myślę, że tylko Wy wiecie przez co przechodziliście jak Bartek był mały i nikomu nic do tego. W końcu Wy go teraz nosicie ;-)
    Mnie za to zastanawia jak sobie radzisz bez wózka? Na przykład jak idziesz z Simbą sama na spacer.. czy do sklepu? Zastanawiałam się czy przenieśliście się już do spacerówki a tu proszę, dziecko już bezwózkowe :) odważnie :) klara

    OdpowiedzUsuń
  2. Moze jakis wozek nowy Bartkowi sprawdzie - taka typowaspacerowke-parasolke, moze sie przekona ;) Bo 13 kg to juz troche jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas długi czas była CIAPCIA :)))) nie wiń się i w ogóle nie martw się tym noszeniem. W tym wieku to jeszcze norma!! Krzyśko też lubił. Czekoladka w końcu wyrośnie... w swoim czasie. I nie ma się co stresować. Ale na spacer brałabym wózek lekki - parasolkę (może da się kupic tanio używaną?). Jest bardzo pomocny, poręczny, przewiezie zakupy, a wiadomo - malutkie nóżki szybko się męczą! pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. albo... takie plastkiowy rowerek - z rączką dla rodzica. Dziecko siedzi wygodnie, nóżki ma na pedałach, a rodzic pcha :)))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)