poniedziałek, 18 lipca 2011

Bonjour Varsovie - Bonjour Pampers :)

Od razu na wstępie ostrzegam - wpis jest stosunkowo długi, ale starałam się jak mogłam, żeby skleić wszystko w jedną całość, no, ale wyszło jak zwykle. Obszernie. Zaznaczam, że to dopiero pierwsza część wpisu hehehe.
Dziwny tytuł? Dla niektórych bloggerek z pewnością nie. Ale, żeby nie było tak tajemniczo, to już piszę o co chodzi. Ten weekend mogę zaliczyć do bardzo, ale to bardzo udanych. Dlaczego? Otóż spędziłam go w luksusowym warszawskim 5* hotelu w wyborowym towarzystwie. A wszystko to dzięki firmie Procter & Gamble, która produkuje m.in. znane na całym świecie pieluszki Pampers. Na zaproszenie wyżej wspomnianej firmy udałam się wraz z Czekoladką i Czekoladową Babcią do Warszawy w celu uczestnictwa w warsztatach marki Pampers, spotkaniu ze specjalistami z dziedziny dermatologii dziecięcej, psychologii dziecięcej oraz rekreacji ruchowej matek i najmłodszych. Program warsztatów był dobrze przemyślany i ułożony. Czas był ciekawie wypełniony i obfitował w kilka niespodzianek m.in. możliwość poznania tajników produkcji pieluszek Pampers w fabryce na warszawskim Targówku.  I tutaj wielkie podziękowania dla całej ekipy Pampersa za tą cudowną przygodę (będę to powtarzać jeszcze kilkakrotnie, zrobiliście nam super niespodziankę :))
Te osoby, które czytają mojego bloga od dłuższego czasu wiedzą, że lubię pisać wszystko po kolei, tak więc dzisiaj też nie będzie inaczej i opiszę wszystko krok po kroku, gdyż wyjazd obfitował w kilka ważnych dla mnie etapów, a więc do dzieła.

PODRÓŻ:


Nasza wyprawa zaczyna się z Krakowa, ze stacji PKP na dworcu głównym, jako że taki środek transportu umożliwił nam w miarę szybką i sprawną podróż do Warszawy (wbrew opinii wielu osób pociągiem można komfortowo podróżować ;p). Wiadomo, że o luksusach nie ma mowy, no ale nie przesadzajmy, ok?  (jeszcze nie teraz hahaha). Jedynym olbrzymim minusem takiego podróżowania była trudność w przewożeniu wózka (dziura pomiędzy peronem a pociągiem była tak wielka, że mogłabym tam śmiało wpaść i jeszcze by się znalazło miejsce dla innych pasażerów ;p). Na szczęście są na tym świecie osoby, które chcą bezinteresownie pomóc, za co im serdecznie dziękuję. Gdy już udało nam się wtarabanić do naszego wagonu i bezpiecznie zasiąść na naszych siedzeniach, to można powiedzieć, że "byliśmy w domu". Podczas samego wsiadania i części podróży Czekoladka nie sprawiała nam żadnych problemów, gdyż albo zajmowała się oglądaniem drzew za oknem, albo spała sobie w najlepsze ;p Problemy zaczynały się w momencie jego  znudzenia lub pobudki ;p Na szczęście niezawodny pan Cyc uspokoił go na tyle, że zapadł w sen (ku rozpaczy mojej łopatki ;p ale jakoś dała radę utrzymać ciężar Bartusia). W ogóle karmienie w dziwnych miejscach był motywem przewodnim tej wyprawy. Wszystko skrzętnie udokumentowałyśmy w postaci fotek, ale o tym wkrótce. Generalnie zaznaczam, że z pociągu też mam foty podczas karmienia. Yeah!


Gdy w końcu dotarliśmy do naszego celu tj. WARSZAWY CENTRALNEJ, znowu napotkałyśmy problem w postaci wyciągnięcia wózka. Ale i tym razem znalazła się osoba, która nie omieszkała pomóc. "Ruchoma pochylnia dla wózków" zaprowadziła nas przed Złote Tarasy. No i tutaj zaczynają się schody. I to dosłownie. No, bo niby ktoś wybudował windę tuż obok ruchomych schodów, ale żeby ona jeszcze działała... To już za duże wymaganie :P (w miejscy dziury powinien znajdować się przycisk windy :))


A więc szybka decyzja: torbę zamieniamy w plecak, który umieszczamy na plecach Mamy, Bartulek wskakuje na Mamine rączki, a Czekoladowa Babcia dzielnie walczy z ruchomymi schodami i wózkiem. Jak się można domyślić, z tej walki wyszłyśmy zwycięsko. Następnie szybkie pstryk pstryk pod Pałacem Kultury (i pomyśleć, że przez całe swoje życie myślałam, że jest to bardzo wysoka budowla hehe), zalewanie czkawki na schodach pod wspomnianym Pałacem i spacerek do naszego nowego lokum - Hotelu Sofitel Victoria :)))) "Victoria hotel, hotel twoich snów, Tutaj jak w telewizorze, Masz niebo i stereo raj, Dziś twa szansa, możesz złapać ją sam" <śpieeeewa>


Jako, że do hotelu dotarłyśmy przed czasem (tj. przed godziną 14stą), to postanowiłyśmy wykorzystać ten czas na małe zwiedzanie (pstryk pstryk: Grób Nieznanego Żołnierza, Ogród Saski i cudowna fontanna). Gdy magiczna godzina zaczęła się zbliżać wyruszyłyśmy w stronę Victorii (hotel znajduje się bezpośrednio przy Grobie Nieznanego Żołnierza, na wprost Placu Piłsudskiego). O samym hotelu i wrażeniach w kolejnym podrozdziale :)

HOTEL + zwiedzanie Wawy:


Hotel jaki jest wizualnie, każdy widzi. Natomiast jaki jest jego klimat... Ach. Trzeba tam być, żeby to poczuć. No, ale o tym później. Na razie opisuję krok po kroku naszą wyprawę. Tak więc, ok. godziny 14stej udałyśmy się do hotelu w celu zameldowania się. Pani recepcjonistka (pełen profesjonalizm) wręczyła nam klucz do pokoju i udzieliła istotnych informacji. Co ciekawe, na każdym kroku witano nas słowami: Bonjour :P:P Hehe, stąd tytuł postu. Z jednej strony jest to zrozumiałe - hotel francuski, ale z drugiej uważam, że będąc w Polsce, językiem podstawowym powinien być język urzędowy danego kraju... No, ale to tylko taka mała nic nieznacząca drobnostka. Do rzeczy - Ja wraz z Czekoladową Babcią udałyśmy się do windy i po zlokalizowaniu naszego pokoju (nr 655) weszłyśmy do środka. 


Pokój bajka! Cud, miód i malina. Dwa wielkie łóżka, mięciutkie jak pupa niemowlaczka hehehe. Łóżeczko dla Bartunia z cudownym misiaczkiem w koszulce z logiem hotelu (prawda jest taka, że nie stało ono tam długo, z racji tego, że Bartunia nie śpi w swoim łóżeczku, tylko z Mamusią przy cycusiu :P). Misiu nadzwyczaj przypadł Czekoladce do gustu - od razu wylądował w buźce i został zalany ślinową falą ;p (no co... może misiu umie odnajdywać ząbki, kto wie?). Pluszak od razu stał się najukochańszym Czekoladowym przytulaczkiem, który teraz jest istotną "personą" w naszym domu :)


Po pierwszym szoku (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) i po ogarnięciu naszych bagaży, przyszła pora na pierwsze karmienie w iście luksusowych warunkach (jest foto :D). Następnie przyszedł pan Portier z materiałami od firmy Pampers (plan warsztatów oraz vouchery na małe i duże przyjemności mmm). Po szybkim rzucie oka na plan, stwierdziłyśmy, że mamy czas na mały spacerek po Starówce. Nie długo myśląc, ubrałyśmy Bartunię i udałyśmy się na dalsze zwiedzanie miasta (na szczęście Czekoladowa Babcia zna tą część Warszawy, więc z tym nie było problemu). Starówka, jak to starówka - zabytki, kościoły, zamek królewski, Kolumna Zygmunta, barbakan, kamienice, fontanna z syrenką (wszędzie oczywiście pstryk, pstryk - "Chińczycy" przy mnie wymiękają :D) i mój najukochańszy punkt zwiedzania - pałac prezydencki hahaha i obrońcy krzyża :D Ach. Love it :)))) Po prostu ubaw po pachy. Ale akurat w tym dniu miałam tylko przedsmak tego, co czekało mnie w dniu następnym. Hihihi. Ze spokojnego zwiedzania wyrwał nas donośny głos głodnej Czekoladki ;p Nie oglądając się na nikogo, usiadłam na ławeczce, wyjęłam pana Cyca i podarowałam go rozwścieczonemu Synkowi. Po dłuższym cmokaniu, postękiwaniach i grzdukaniach, Bartulek w końcu czuł się szczęśliwy (oczywiście wszystko udokumentowane :P A jakże). Co najzabawniejsze, okazało się, że niedaleko od miejsca, w którym karmiłam znajduje się pomnik Matki z dzieckiem hehehe. Ma się to wyczucie, co nie :)? 


W następnej kolejności, o ile mnie pamięć nie myli, dołączył do nas "nasz przewodnik", czyli dobry znajomy Czekoladowej Babci, który zaprosił nas na świderki i pokazał dalszą część Starego Miasta. Po tej małej wędrówce przyszedł czas na powrót do hotelu na 3 daniową kolację, która totalnie rozpieściła nasze podniebienia. Na uwagę zasługuje profesjonalne podejście obsługi restauracji. Otóż bardzo uprzejma pani zmodyfikowała tak danie, że mogłam je zjeść bez obawy o brzuszek Bartusia. Całe danie zrobione było specjalnie dla mnie na parze i nie zawierało produktów "niebezpiecznych" dla Czekoladki. Ogólnie muszę przyznać, że cała obsługa (nie tylko restauracyjna) jest na bardzo wysokim poziomie. Można się poczuć jak Kevin sam w Nowym Yorku albo jak Julia Roberts z kultowego Pretty Women. Oczywiście Synek nie mógł pozostać niezauważony i głośno domagał się swojej porcji jedzonka (pstryk, pstryk? aaa nie było ;p tu Was mam :)). Po wyśmienitej kolacji (na ciasto nie zostało nam miejsca, dlatego zamówiłyśmy je sobie do pokoju ;p) przyszedł czas na relaks dla Mamusi. Po nakarmieniu Synka i pozostawieniu go pod czujnym okiem Czekoladowej Babci, mogłam udać się na cudowny 45minutowy masaż klasyczny.  W tym dniu poznałam pierwszą bloggerkę - racjoo, z którą chwilkę porozmawiałam na różne tematy  :) Mmmmasaż? Mmmm. Profeska. Maja okazała się profesjonalistką. Skupiła się na strategicznych punktach moich pleców, które od dłuższego czasu wołały o masaż. Co prawda, podczas masażu nie mogłam się do końca wyluzować, myślami cały czas byłam w pokoju 655 przy mojej Czekoladce, co okazało się zupełnie niepotrzebne. Po tej cudownej rozluźniającej chwili udałam się do swojego pokoju, by wykąpać Bartusia (hotel specjalnie na naszą prośbę/pytanie udostępnił nam wanienkę do kąpieli Synka, za co serdecznie dziękujemy :)).


Po ok. godzinie wszyscy padliśmy na łóżka i wkroczyliśmy w progi Morfeusza. (z małymi przerwami na karmienia). No, ale chyba po tak emocjonującym dniu, należało nam się to jak nikomu :) Zresztą ważnym było, żeby zregenerować siły na dzień kolejny - spotkanie z marką Pampers. 

cdn...

PS. ogromna prośba do Mam obecnych na warsztatach o nieumieszczanie fotek Czekoladki w internecie :)) Z góry dziękuję :) Sama nie umieszczam fotek Synka na blogu, gdyż staram się chronić jego prywatność i wierzę, że i Wy to uszanujecie. Pozdrawiam wszystkie blogowe Mamy - te brzuszkowe także :)

***

17 komentarzy:

  1. Dlugie alez za to jakie ciekawe lubie cie czytac bo tak superasnie i ciekawie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A moze opiszesz jak poznalas swego meza Ciekawe to mi sie wydaje :) nie nalegam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdrościmy misiaczka - my nie nocowaliśmy, więc nie mamy :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny opis czekam na resztę, a niedługo i u mnie powstanie. Zdjęć oczywiście nie umieszczę, ale jakbyś miała jakieś ciekawe nasze to chętnie przyjmę na pocztę kahlan84[at]gazeta.pl i przeszukam swoje, to mogę podesłać, bo na kilku mam Czekoladkę z rodziną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty powinnaś dziennikarką zostać:) Nic ci nie umknęło:) Przyjemnie się czyta i czekam na drugą część:) A jakim cudem udało ci się dostać n takie warsztaty?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniala przygoda i doswiadczenie :) No i czekam na ciag dalszy oczywiscie :) Caluski Lisa

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie to opisałaś
    A teraz wstyd się przyznać ale Pragę i Wiedeń znam jak własną kieszeń a w Warszawie jeszcze nigdy nie byłam. No chyba że przejazdem pociągiem mignęła mi tabliczka Warszawa-Centralny.

    Czekam na kolejną relację

    P.S takie hotele to cudo, dzięki mojemu pracodawcy mam okazję w takich bywać, wtedy czuję się jak księżniczka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dluugi post ale jaki wciagajacy przyjemnie sie czyta i juz czekam na dalsza czesc opowiadania z wypadu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Warszawa "mam tak samo jak Ty miasto moje a w nim...." spiewal sp Czeslaw Niemen...

    OdpowiedzUsuń
  10. Długie, ale chetnie się czyta :) Czekam na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To super wycieczkę miałaś,z niecierpliwością czekam na dalszą część sprawozdania ;-D

    OdpowiedzUsuń
  12. I nawet nie pisnelas nic do mnie, ze sie wybierasz..... :-(

    OdpowiedzUsuń
  13. zazdroszcze Wam tej wyprawy!!! ale szczegolowy opis!!! rety ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie zauważyłam kiedy czytnęłam!:) Czekamy na więcej! Jak masz jakies foto z Filonem naszym to podeślij racjooleq@gmail.com:)
    Pozdrawiamy całą Czekoladową Rodzinkę!:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Marka Pampers sprzedaje swoje super pieluszki za dwukrotnie wyższą cenę we wschodniej Europie niż na zachodzie, ty się nie pochwalili na spotkaniu, co?
    nie ma to jak post sponsorowany

    OdpowiedzUsuń
  16. Warszawa to jedno z ohydniejszych miasz w Polsce, ale zawsze lepsze to niż Tanzania

    OdpowiedzUsuń
  17. Anonimowy - w Tanzanii nie byłam, ale z opowiadań wiem, że jest to piękny kraj. Ale o gustach się nie dyskutuje.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)