niedziela, 9 stycznia 2011

Poród - razem czy osobno?

Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam. Przed zajściem w ciążę, a także w pierwszych miesiącach byłam przekonana, że poród rodzinny nie wchodzi w grę, ale ostatnio zaczęłam się wahać, czy czasem nie odbieram Mojemu Ukochanemu czegoś wyjątkowego, czegoś magicznego. Coraz częściej myślę: czy na pewno podjęłam dobrą decyzję? Nawet rozmawiałam o tym z kilkoma kobietami, które poród mają za sobą. Jedna stwierdziła, że obecność Męża dała jej poczucie bezpieczeństwa, bo ktoś patrzył na ręce lekarzom i położnym. Druga stwierdziła, że jest to taki proces, który jest nieprzyjemny dla oczu mężczyzny i w życiu, by nie pozwoliła, żeby to wszystko obserwował z boku. Trzecia i czwarta również były przeciw porodowi rodzinnemu. Czyli badania reprezentatywne na 4 osobowej próbie badawczej wskazywały na porzucenie myśli o  wspólnym rodzeniu (hehe wybaczcie, mózg mi się zlasował od nauki).  Niedługo myśląc postanowiłam porozmawiać na ten temat z samym zainteresowanym, czyli moim A. Jak się mogłam spodziewać, jego odpowiedź brzmiała: "Kochanie to jest tylko i wyłącznie Twoja decyzja. Jakakolwiek by ona nie była, ja się do niej dostosuje". Ale czy ja mam prawo decydować za niego? Nie sądzę. Dlatego nie pozostawiłam tego tematu samej sobie bez poznania jego opinii. Po naciskach na rozmowę,  rozpatrując wszelkie za i przeciw, doszliśmy do wniosku, że urodzę sama. Osobiście uważam, że jest to takie doświadczenie, które powinno się "zaoszczędzić" Ukochanej osobie. Nie chciałabym, żeby patrzył na mnie jak się męczę, jak krzyczę, jak mnie coś boli, a on nie mógłby tak naprawdę nic zrobić. Bo niby jak ma mi pomóc? Wydaje mi się, że jego obecność mogłaby mnie rozpraszać i nie skupiałabym się na najważniejszym - czyli na parciu i jak najszybszym i bezpiecznym urodzeniu Naszego Synka. Poza tym od zawsze uważałam, że nie jest to za piękny widok dla mężczyzny. Dlatego postanowiłam mu tego zaoszczędzić. Wiem, że będzie mnie wspierał, będzie ze mną, może nie fizycznie, ale mentalnie a to dla mnie już dużo. Tak, więc - na dzień dzisiejszy rodzę sama, a jak będzie to wyjdzie w praniu. Co ważne, jest to nasza wspólna decyzja, jeśli Duża Czekoladka zaproponowałaby inną opcję to 100% bym ją rozważyła. Nie jestem z tych osób, które uważają, że brak mężczyzny przy porodzie oznacza słabą więź lub brak miłości między partnerami. Grunt to wspólne wsparcie i podejmowanie wspólnych decyzji :))))) Kocham Cię A. :*** 
A już jutro nasza pierwsza wspólna wizyta u Ginekologa (co ciekawe, A. sam wyszedł z propozycją pójścia tam we dwójkę, może tak samo będzie z porodem ;p?) :D:D:D:D Mam troszkę pytań do niego, a pewnie znowu zapomnę o co miałam zapytać. ;p Lepiej sobie to wszystko spiszę na kartce, tak jak na wizycie, na której głównym punktem było powiedzenie, że moje dziecko będzie "Czekoladowe" :))) Hehe, do tej pory mam banana na twarzy jak sobie to przypomnę: "Panie Doktorze... no bo moje Dziecko będzie troszkę ciemniejsze, hmmm... wręcz czarnoskóre :p" hehe a mój lekarz na to: "Ja nie jestem rasistą i z tego co widzę to Pani też nie". Ach. Czasami jest śmiesznie na tych wizytach ;p

http://www.poradnikzdrowie.pl/
***
Ojjj... Taki duży brzuch to musi boleć - to jest stałe powiedzenie w mojej rodzince, gdy kogoś coś boli ;p W tym przypadku bolał brzuch, więc wstawiłam tam to sformułowanie, ale powiedzenie przybiera różne formy w zależności od bolącego miejsca. Takie "złośliwości rodzinne" :P W skrócie - całą noc mam w plecy, ból żołądka dał mi w kość, mięta nie pomagała, ani gorzka herbata :( Bobuś też nie był zbytnio pomocny, rytuał kopania po żebrze musiał być odprawiony, to nic, że Matka umierała. W pewnym momencie czułam nawet takie uderzenie jakby Bob zrobił w środku salto ;p Na szczęście teraz czuję się lepiej, chociaż dalej boję się zjeść niektórych potraw. Z tego wszystkiego zamiast się uczyć to odpływałam nad kserówkami... Nie czuję się w ogóle na siłach pisać jutro tego kolokwium, no ale jak mus to mus. Na znak mojego wyczerpania mogę podać fakt, że zamiast spokojnie pływającego Bobka z boku w tym "akwarium" widziałam boksującego Synka ;p Głupie uczucie ;p. Hehe, ale lewy sierpowy to miał niezły :D

***
Aktywność fizyczna:
~22 km (55 min) - rowerek stacjonarny v
~pilates dla kwc (urozmaicone o ćwiczonka rozciągające) v
~wymachy nóg v

***
Aaaaa! Muszę być na coś uczulona! Cały brzuszek mam w krostkach :( Martwię się o Synka :( Dobrze, że jutro wizyta!

***

15 komentarzy:

  1. Zgadzam się w 100% że brak obecnosci przy porodzie faceta nie oznacza braku miłości ! Według mnie to mega osobista sprawa i sama bym chyba nie chciała tego widzieć z perspektywy lekarza :p :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc ja przy pierwszym synku przytyłam 15,5 kg. Właśnie sprawdziłam wpis na blogu bo nie mogłam sobie przypomnieć. Tylko że ja po porodzie zamiast stracić jeszcze 15 przytyłam. :)

    Co do porodu. To cóż moje zdanie było takie samo jak twoje, tj nie chciałam zmuszać Pawła, on też nie garnał się do decyzji żę chce być przy nas. Ja miałam skurcze porodowe na 48 godzin przed porodem i wtedy Paweł był ze mna na patologi. Chodził kilometrami po korytarzu, był zemną pod prysznicem itd. Ale kiedy lekarz zabrał mnie o 20 na porodówkę i drzwi się zamknęły małżonek pojechał do domu a ja zostałam z tym sama. Wykończona zresztą On też był wykończony. Walczylam samodzielnie do 22 i miałam dość, nie dawałam rady. Byłam strasznie zmęczona i wtedy zadzwoniłam po Pawła że bez niego nie urodzę, był u mnie w ciągu 5 minut bez zadnego ale. I razem w ciągu 2,5 godzin urodziliśmy. No cóż na porodówce chciałam go zabić, krzyczałam że z sexem koniec, że to jego wina itd. Wkurzało mnie jego głaskanie, już wolałam by mnie uderzył niż głaskał. Ale był bardzo pomocny, spokojnie w trakcie wyciągania Filipa jadł snickersa bo biedulek był głodny. Daliśmy radę i teraz wiem że bez Niego nie dala bym rady. A Paweł podziękował mi że dla niego to było magiczne przeżycie, od pierwszych chwil zakochał się w małym i nie chciał mi go dać.

    Tak więc wszystko wychodzi w praniu. Ale również się zgodzę że brak męża/partnera nie oznacza brak miłości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie miałam na szczęście tego problemu :) Decyzję o obecności przy porodzie zostawiłam mojemu mężowi. Nie chciałam go do niczego zmuszać, a nie ukrywam, że po cichu liczyłam na jego obecność. Ktoś mi kiedyś powiedział, że skoro do spłodzenia dziecka są potrzebne dwie osoby, to dlaczego tylko jedna ma cierpieć przy narodzinach? Jakąś tam prawdę w tym widzę... A poza tym małżonek nie musi patrzeć akurat na to, co dzieje się po "tamtej" stronie, ale może trzymać za rękę, ocierać krople potu z twarzy, podawać wodę.. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja w trakcie porodu spałam i haftowalam więc mąz był przy mnie i szczerze czulam sie bezpieczniej jak on był. Wiem że i przy drugim dziecku tęz będę chciała by był ze mna bo wiekszość czasu i tak człowiek siedzi sam na porodowce a tak to ma towarzysza w postaci meża :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja pierwsze dziecko rodzilam z mezem, chcial byc przy porodzie , byl caly czas, od poczadku do konca (szycie i kroplowka), pomogl mi sama obecnoscia, bo nawet nie trzymal mnie za reke (bal sie ze moge mu ja zlamac:) ) po prostu byl! bardzo to przezyl emocjonalnie, plakal caly nastepny dzien, ze stresu, jak twierdzi. teraz jak sie go spytalam czy chce byc ponownie przy narodzinach, powiedzial, ze oczywiscie ze tak, co to jest za pytanie.

    ja rowniez bylam obecna przy narodzinach siostrzenca, jego tata stal za dzwiami porodowki. planowal rodzic z moja siostra, ale ona rozczulala sie na jego widok, wiec na koniec zdecydowala ze chce abym to ja byla obecna przy porodzie, maz byl z nia caly czas, zmienilam go tylko w nocy na 3h, i potem przy samym wyparciu to ja bylam obok, oblewajac ja woda i podtrzymjac glowe. to nie byl latwy porod. to bylo niezapomniane przezycie! nie uwazam, zeby porod z zona, mogl wplynac negatywnie na partnera, przeciez to kolej rzeczy, totalna natura. ale to kazdego prywatna sprawa, lepsze to niz rodzenie z tesciowa:) moja bardzo sie pchala:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana jak najbardziej szanuję Twoje zdanie, ale... Zastanów się jeszcze, please:-)
    1. Nie myśl w czarnych kategoriach o porodzie.
    Będzie ciężko jak cholera-to pewne, ale to nie musi wcale wyglądać jak zażynanie prosiaczka. 2.Ostatnio położna opowiadała nam, że tata zawsze ma stałe miejsce - za mamą, żeby w najbardziej drastycznym momencie nie musieć widzieć naszej rozklapiszki:-)
    3. Pomyśl też o sobie, nie bądź bohaterką. To Ty będziesz miała najbardziej przerąbane :-), więc chociaż 'wsparcie' i poczucie bezpieczeństwa Ci się należy.
    4. Wielu ojców, których znam, a którzy brali udział w narodzeniu ich dzieci, uważa to za cudowne przeżycie, mimo stresu i bezsilności.I na pewno tego nie żałują.
    5. I najważniejsze - wyobrażam sobie, że sam moment 'wyklucia' się dzidziusia będzie najwspanialszą chwilą w moim życiu. Każdy mówi, że to jest magiczna chwila. Jak zatem można nie podzielić się tym przeżyciem ze swoim ukochanym...
    Całuję cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  7. 100% racji dla Mamuska-Mamuska!Pieknie napisane!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja kiedyś chciałam rodzić sama, bo jestem taka "wyzwolona" ale Małżon tak strasznie chce być przy narodzinach swojego dziecka, że nie mam serca mu odmówić.
    To też jego dziecko, a przecież nie będzie stał "w kroczu" i gapił się na to co się tam dzieje.
    Jak będę chciała żeby mi podać wodę, albo pomasować krzyż, albo chociaż usłyszeć, że dam radę (lub powstrzymać od klnięcia na lekarzy)to muszę mieć przy sobie mojego obrońcę :)
    Ani mnie ani Małżona nie brzydzi ni odrzuca myśl o krwi, pocie, łzach. Teraz im bliżej tym bardziej go tam chcę szczególnie, że my ze sobą spędzamy 90% czasu od kiedy się poznaliśmy więc skoro możemy razem na rezonans magnetyczny chodzić, kąpać się razem, chorować w jednym łóżku to i urodzić możemy razem.

    OdpowiedzUsuń
  9. I jak po wspólnej wizycie? Jak reakcja tatusia i jak tam mały?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz kochana na jakoś od zawsze myślę o porodzie w wodzie i możliwe że kiedyś się na to zdecyduje. Co do bycia partnera przy porodzie to kurde sama nie wiem i na dzień dzisiejszy byłoby mi ciężko zdecydować. Daj znać co wyszło z tym uczuleniem. buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że to każdego indywidualna sprawa i najważniejsze tutaj są Wasze odczucia i potrzeby. Każdego miłość jest inna...i ona nie potrzebuje dowodów w postaci między innymi obecności przy porodzie. U nas nie było tyle analiz. Zaszłam w ciążę, oboje ustaliliśmy, że będziemy rodzić razem i temat się skończył.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana, prosiłaś o dyskrecje, ale mam nadzieje, że wiesz skąd przybywam;) Ostatnio jak tylko podałaś link do bloga, zaczęłam czytać i w pewnym momencie musiałam przestać... Nie dlatego, że mi się nie podobało, tylko dlatego, że tak się wzruszyłam tym, co piszesz i jak piszesz, że musiałam skończyć... Bo to z jaką miłością wyrażasz się o swoim stanie, Synku i swoim A. jest dla mnie tak wzruszające i tak piękne, że nawet sobie nie wyobrażasz;) I jestem pewna, że będziesz super fit mamuśką;) i że synek będzie zdrowy, piękny i silny;) A Ty szczęśliwa:) I tego z całego serca Ci życzę;)
    LastHope;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana! Tylko i wyłącznie RAZEM!!! Nigdy nie będziesz tego żałować, ani nie będzie tego żałować Twój A. Daję Ci na to gwarancję. To jest jedyna chwila w życiu Waszego dziecka, która nigdy się nie nie powtórzy. To nie jest kąpiel, czy przewijanie. Powinniście uczestniczyć w tym RAZEM! A to naprawdę nie jest tak, że A. będzie służył jako położnik. Tak to nie wygląda. On nie będzie ze strony lekarzy, bo to nie o to chodzi, to nie jest Jego miejsce i rola. A poza tym, uwierz mi, ta chwila połączy Was ogromnie i da A. nowy wymiar miłości do dziecka, to już sprawdzone. Trzymam kciuki Kochana! Magda (magbi77).

    OdpowiedzUsuń
  14. My rodzlilismy razem i bylo ok :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmm. To jest twoja decyzja i twoje argumenty sa jak najbardziej uzasadnione ale uwierz mi że przy porodzie tak bardzo chciałam żeby ktoś złapał mnie za rękę otarł pot z czoła i pogłaskał, a nie było komu tego zrobić.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)