czwartek, 14 lipca 2011

"Honey... I'm pregnant" = rocznica testu ciążowego.

Jest upalny lipcowy dzień, dokładnie 13stego we wtorek. Jestem ubrana w nową sukienkę, która opina moje ciało. Jestem wkurzona, że znowu pofolgowałam sobie i brzuszek znowu jest widoczny, co gorsza nie da się go w ogóle wciągnąć. W głowie mam wizję diety i miliona różnych ćwiczeń. Od kilku dni intensywnie gram z bratem w tenisa, ach, mam tyle energii. Trzeba ją spożytkować i w końcu osiągnąć płaski brzuszek.
Pierwszy cel - sklep z koronkowymi stopkami do baletek. Następnie z niepewnością i lękiem wyruszam do apteki, od ponad 2 tyg nie mam okresu, a i piersi dziwnie bolą. Pani w okienku nie dosłyszy mojego cichego: "Poproszę test ciążowy" i krzyczy na całą aptekę: "Słucham?"... Z troszkę większym wysiłkiem wypowiadam magiczne "test ciążowy" i dostaję od pani to, o co prosiłam. Z drżącym sercem spoglądam na bobaska zerkającego na mnie z opakowania i myślę sobie: "No waaaay". Kolejna myśl: "Jak się powiedziało A to trzeba też powiedzieć Ą", jak to zwykłam mawiać. 


Wieczór dłuży mi się niesamowicie, w końcu zapadam w sen. We śnie jestem z całą rodziną (mama, tata, brat, babcia i dziadek - czyli stały skład bożonarodzeniowy), po chwili Dziadzio wstaje, spogląda na mnie, uśmiecha się i wychodzi... Budzę się. Cały czas myślę o tym śnie, po raz pierwszy od śmierci Dziadzia znów się z nim "spotykam". Mija chwila, gdy wzywa mnie "pierwsze siusiu". Ok. godziny 2 w nocy dnia 14stego lipca 2010 roku po zaledwie minucie czekania na teście pojawia się czerwona kreska w polu oznaczającym ciążę. Po chwili pojawia się druga kreska. Wszystko staje się jasne. Jestem w ciąży... Sen zaczyna być dla mnie jasny. Dziadzio, który odszedł od nas w kwietniu wychodząc z pokoju dał znak - zrobił miejsce prawnukowi na tym świecie.


W lekkim szoku szybko zbieram opakowanie z testem i idę do swojego pokoju. Sytuacja jest o tyle zawiła, że dokładnie tydzień temu pożegnałam i wyprawiłam obecnego chłopaka do Tanzanii, a więc z wszystkim zostałam sama. W ruch od razu idzie komórka i tytułowe "Honey... I'm pregnant" leci sobie w świat do gorącej Tanzanii. Chwilę później telefon do mamy i długa bezsenna noc. W głowie milion myśli na minutę. Od razu wizja człowieczka w brzuchu przyprawia mnie o jego burczenie. Jestem pewna, że to on do mnie przemawia. Boję się dotknąć brzucha, nie wiem jak duże jest dziecko i jak wygląda na tym etapie, właściwie to nic nie wiem. Nigdy nie miałam do czynienia z małym człowieczkiem, baaa... z bliska takiego nie widziałam dłużej niż przez ułamek sekundy u kogoś w wózku. Ok. 4 godzin po mojej wiadomości dostaje smsa od mojego Ukochanego, który daje mi siłę i radość życia. Będziemy rodzicami... baaa... jesteśmy rodzicami, bo dziecko już jest w brzuszku i tylko czeka na odpowiedni moment, żeby się z nami przywitać. Życie zaczyna przypominać sinusoidę. Humory ciążowe dają się we znaki wszystkim... Pierwsze usg uświadamia mi, że w moim brzuszku naprawdę jest malutki człowieczek, dokładnie 7 milimetrowy :)

 
I pomyśleć, że 12ście miesięcy później na łóżku obok mnie leży i guga sobie w najlepsze moja Ukochana Czekoladka, która wywróciła życie mojej rodziny do góry nogami. I za to Ci dziękuję Synku! Tak nagle pojawiłeś się w moim życiu i nadałeś mu sens, którego tak szukałam. Kocham Cię moja kochana Czekoladko! :))))) Teraz już wiem, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest dobrze zaplanowane tam na górze :) Wierzę, że Dziadziuś zrobił miejsce swojemu prawnuczkowi i tym samym jest jego Aniołem Stróżem. Chcę w to wierzyć :))))))

Taką oto mam dziś małą rocznicę, tak ważną dla mnie i dla mojej rodziny :) A test ciążowy jest miłą pamiątką tego pięknego wydarzenia i wraz z innymi pamiątkami ciążowymi schowany jest w pudełeczku, który dostałam od Dużej Czekoladki na początku naszej znajomości :)

***

23 komentarze:

  1. A więc gratuluję ciąży,Czekoladki i rocznicy ;-) Życzę duuużo szczęścia i zdrówka Waszemu Simbie ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie pierwszy test robiłam 26.06.10, drugi następnego dnia :) ????Beta HCG 29.06.10 potwierdziło, że będę mamą.15 lipca, wiedzałam już, że to bliznięta.

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no świetnie się czyta :)

    Dla ciebie to rocznica testowa a dla nas dzisiaj pięciomiesięcznica.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy pisze...Gratuluję rocznicy - piękna notka:-)
    Rozmawiasz ze swoim A. po angielsku? Wydawało mi się, że kiedyś pisałaś - zdaje się w poście o pobycie w szpitalu - że On umie po polsku:-)
    Mam malutką prośbę - fajnie byłoby poczytać, jak się poznaliście:-)
    pozdrawiam serdecznie

    zuzanabb

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli, oczywiście, to nie tajemnica... :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. zuzanabb - na początku naszego związku rozmawialiśmy tylko po angielsku, czasami wplataliśmy słowa po polsku, a z czasem po suahili. Obecnie w domu rozmawiamy po polsku, ze względu na moich rodziców, natomiast na skypie czy też w smsach piszemy tylko po ang (wynika to z faktu, że o ile mówienie nie stanowi już większego problemu dla A., to z pisaniem jest problem ;p). Do Czekoladki mówimy w 3 językach, ale przeważa polski :P W ogóle mam zamiar zrobić wpis na ten temat, więc więcej już wkrótce :) także o naszym pierwszym spotkaniu. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie miec takie rocznice/ co wspominac.
    Zobacz jak dzidzia Cie zaskoczyla i jak wspaniale odnalazlas sie w najwazniejsze roli swego zycia. Jestes super mama.
    Caluski Lisa.
    Ps. podaj mi swoj e/mail,bo nie wiem ale chyba nie wyslalam Ci zaproszenia do bloga/oczywiscie jak chcesz. Cmok cmok ....

    OdpowiedzUsuń
  8. ja tez pamietam ten dzien..test nerwy i 2 kreski..a później szał radości;))))
    gratuluje;)

    OdpowiedzUsuń
  9. I pomyśleć, że byłaś taka przerażona, a teraz życie byś oddała za Czekoladkę :) Cudowna historia :) Ja też z chęcią poczytam o Waszym pierwszym spotkaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. czy to nie jest najwspanialszy moment w życiu kobiety?

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie to opisałaś:D Gratuluję rocznicy:D A czas leci jak szalony, heh dopiero maluchy w brzuszkach fikały a tu już są z Nami.
    Natalia z Emilią

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluję rocznicy!
    Kto by pomyślał, czas tak szybko leci.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mam kółkową i elastyczną oraz tradycyjną, której nie używam, bo nie mogę sensownie zawiązać. Na www.mamatygryska.blox.pl pisałam o chustach trochę i są zdjęcia.
    Czytuję Cię od dłuższego czasu, bo nasze dzieci są w tym samym wieku i lubię do Ciebie zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  14. cudownie to opisałaś z drobniutkimi szczegółami... ja obchodziłam swoją rocznicę dwóch kresek 20 czerwca, a dziś już mam przy sobie prawie półroczne Maleństwo!

    buziaki od mojej Klaudusi dla Malutkiej Czekoladki!

    OdpowiedzUsuń
  15. lubie cie czytac piszesz tak z sercem :) Ja swoje 2 testy tez mam zachowane :) na pamiatke

    OdpowiedzUsuń
  16. Sliczna historia, wzruszylam sie:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo mile to opisałaś, ja też pamiętam kiedy test ciążowy zrobiłam do tej pory;)
    Pozdrawiam www.nasza-czworka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. No prosze rok od zrobienia testu. Tak zycie potrafi nas zaskoczyc u ciebie miejsca zrobil twoj dziadek, u mojej kuzynki nasza babcia do tego rodzic ma w dzien ur naszej babci a u mnie tesciu rodzic mam kilka dni przed jego ur i smiercia ehh zycia jest dziwne ale milo nas zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  19. a ja test ciazowy wyrzucilam, nawet o tym nie pomyslalam zeby go zostawic, a szkoda , bo mala Emma tez ma swoje pamiatkowe pudeleczko :)

    OdpowiedzUsuń
  20. To tylko chyba ja jedna nie obchodzę rocznicy testu ciążowego ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. my pamiętamy tamten dzień i mamy fotkę testu ale jakoś bez celebracji. nawet musieliśmy trochę policzyć, kiedy dokładnie :))) niby rok jak rok a ile się zmieniło, co? :)))

    OdpowiedzUsuń
  22. Robię porządki na blogu. Jeśli macie ochotę mnie odwiedzać to piszcie na blogu lub na adres e-mail lonia-jedryczka11@wp.pl. Czekam do końca lipca. buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Hafija ja też nie obchodzę, ale pamiętam, bo to był wyjątkowy dzień :) Choć pełen dramatyzmu, bo rano test, a już wieczorem poszłam do ginekologa, który stwierdził, że NIE jestem w ciąży (a byłam) i dopiero po dwóch tygodniach i USG potwierdziło to co już czułam. Najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu chyba.
    Super to opisałaś, wspaniale się czyta, a jeszcze lepiej od naszego spotkania, bo mogę sobie Ciebie wyobrazić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)