poniedziałek, 20 czerwca 2011

Prof. nadzw. dr hab. Bartłomiej Simiyu.

Hihihi. Mój Synek jest moim wybawcą. Dzięki niemu zaliczyłam dzisiaj egzamin, na który najprawdopodobniej normalnie w ogóle bym się nie dostała. Był to egzamin ustny, a widok tłumów pod gabinetem profesora nie napawał optymizmem. Niestety nikt z obecnych nie chciał odstąpić swojego wywalczonego miejsca (w sumie to rozumiem i nawet nie wymagałam tego od nikogo) w kolejce do odpowiedzi. Po 2h teoretycznie przyszła nasza kolej, ale akurat wtedy dyżur się skończył. Profesor wyszedł na zebranie, a przechodząc obok nas stwierdził tylko: "No chyba nie przyszła Pani do mnie?". Moja twierdząca odpowiedź nie wzbudziła jego zachwytu, ale chyba sumienie go ruszyło, bo po ok 20 minutach wyszedł i pozwolił mi odpowiadać (z Bartkiem na rękach, który w momencie samego egzaminu obudził się i obserwował świat swoimi wieeeelkimi czarnymi oczkami). Zapytał mnie czy liczę na litość czy coś umiem. Odpowiedziałam, że oczywiście przyszłam z wiedzą w głowie. No bo jak to tak? W sumie była to szybka piłka: pytanie-odpowiedź. Obecność Bartulka pozwoliła mi się zrelaksować i nawet taka forma egzaminu nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Odpowiedziałam na wszystkie zadane pytanie, a i tak w indeksie widnieje 3.0. Ale to jest nieważne. Najważniejsze jest to, że udało nam się to załatwić dzisiaj, za jednym zamachem. Nie muszę ślęczeć pod gabinetem ani jutro, ani za tydzień. Wiem, że to dzięki Bartulkowi i jemu należą się największe podziękowania :))) Moje kochane Dziecko. Tyle ze mną przechodzi, że szok. Już nawet nie wiem, który raz zaliczamy razem uczelnię. A co najfajniejsze, mojemu Synkowi chyba się to podoba. Z zainteresowaniem obserwuje nowe miejsca, gabloty i ludzi. No właśnie... ludzi. Jejuuu. Dzisiaj nie mogliśmy się od nich opędzić ;p Każdy chciał popatrzeć, "pogadać" i zwyczajnie pobyć w naszym i Tatusiowym towarzystwie (na mojej uczelni widok Ciemnoskórego wzbudza zainteresowanie ;p). Na szczęście Bobkowi nawet to nie przeszkadzało. Ze stoickim spokojem odpowiadał uśmiechem na uśmiech, ani razu nie zapłakał. A w końcówce czekania zwyczajnie olał system i poszedł spać. Mój mały Bohater! :)))) 
A dzisiaj sprawdziłam tolerancję studentów i nakarmiłam Synka na korytarzu. Nikt się nie zbulwersował, w sumie nawet nikt nie patrzył, a ja sama nie obnosiłam się z tą czynnością. Bartulek grzecznie jadł, odbekiwał, a potem znowu z zainteresowaniem podziwiał maminą uczelnię.

Tak, więc dzień uważam za pozytywny. Uzyskałam zaliczenie z egzaminu, wzięłam zaległe wpisy, dowiedziałam się, że mam możliwość zaliczenia judo do końca września i zmiana nazwiska nie będzie tak skomplikowana. A tymczasem uciekam kąpciać mojego Profesora :))))))))

PS. a o kąpcianiu w jednym z kolejnych wpisów :)

***

3 komentarze:

  1. Super ze poszlo dobrze wsio!! a synek spisal sie na duzy medal :) Ja juz mam za soba nauke ufffff ale i jeszcze przedemna moze z a rok? zobaczymy :) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, ze zaliczylas Bartulek twoj wybawca hehe. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No to serdeczne gratulacje :). Grunt że do przodu.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)