czwartek, 14 kwietnia 2011

Szpital.

Czas się w końcu odezwać. Wyjątkowo brak wpisów nie był spowodowany brakiem sił czy chęci, a zwyczajnym brakiem dostępu do komputera/internetu. Od poniedziałku do wczoraj byliśmy z Bartulkiem na oddziale dziecięcym w szpitalu w moim mieście (tak wiem... miałam już tam nie wrócić, widzicie jaki ten los jest przewrotny?). Synek napędził wszystkim niezłego stracha, największego mojej ukochanej Mamie, która nota bene jest moim bohaterem (dzięki jej reakcji Bartulek szybko odzyskał oddech i nie doszło do komplikacji, ale jak to sam lekarz powiedział, każdy taki przypadek powinien mieć swój finał w szpitalu - na obserwacji). Po godzinie 15stej w poniedziałek Czekoladka została przewieziona karetką do szpitala po zachłyśnięciu się mleczkiem z butelki (po obserwacji zachłyśnięcie okazało się przykrztuszeniem z bezdechem). Wybaczcie, ale na razie nie mam siły wracać do tego z powrotem, dlatego wpis będzie zdawkowy. Chciałam tylko, żebyście wiedziały co jest przyczyną zastoju na blogu. Na szczęście po tych dwóch dobach mogę napisać, że Synulek jest zdrowy, radosny i znowu kochanie złośliwy. Wyniki wyszły dobre, Synek ładnie przybiera na wadze (waży już 4140 g :)), sama obserwacja przebiegła bez zastrzeżeń (poza incydentem z ponownym zakrztuszeniem, tym razem z mojej piersi). Z bagażem nowych informacji, które mają nam pomóc uniknąć w przyszłości takich sytuacji powróciliśmy do domku. Oczywiście wymagana jest nasza dalsza już domowa obserwacja, gdyż bardzo często zachłyśnięcie może prowadzić do zapalenia płuc (kilku lekarzy osłuchało Synka i każdy podkreślał, że nic tam niepokojącego nie słychać, ale lepiej wszystko mieć pod kontrolą).  Najbardziej martwi mnie to, że ja, rodzona matka Bartusia, nic nie przeczuwałam jadąc do domku z uczelni. Nic. A podobno matki wyczuwają, gdy coś złego się dzieje z ich dzieckiem. A ja co? Nico. Synek jechał mi na sygnale do szpitala, a ja w najlepsze śmiałam się do słuchawki rozmawiając z Dużą Czekoladką. Ech. Jakie to szczęście, że w domku był mój tata i mama. Nie mogę znaleźć słów, które by wyraziły moją wdzięczność tym dwóm kochanym osobom. Panie... czuwaj nad moim Synkiem i nie doświadczaj nas już w ten sposób. Proszę Cię.

Swoją drogą po tym incydencie wiem na kim mogę polegać. Jakież prawdziwe staje się przysłowie: "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". 

Tymczasem idę obsypać całusami moją śpiącą Czekoladką :*

***
Aktywność fizyczna: (wczoraj i dziś, pon i wt. - brak ćwiczeń)
rowerek stacjonarny - 40 min v

***

15 komentarzy:

  1. Mam nadzieje, że już nigdy nie przydarzy się Wam taka niemiła przygoda !
    < moja-mala-rodzinka.blogspot.com >
    pod poprzednim postem napisałam, że jeśli chciała byś odwiedzić mojego bloga to proszę o kontakt na maila ania0240@wp.pl wyślę wtedy zaproszenie :) było by mi bardzo miło jeśli odwiedziła byś nas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matkoooo!!!! Aż krew w żyłach mrozi :( Moje bąble też często się zakrztuszają i sama drżę wtedy. Zdrówka Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, nie zazdroszczę. Kto by pomyślał, że głupie karmienie może mieś takie skutki...To pokazuje jakie kruche są nasze maluszki...
    MamuśkaMartuśka

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję zaproszenie czeka już na Twojej poczcie :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zabraniam Ci siebie obwiniać! taki incydent mógł przydarzyć się każdemu dziecku, w każdym momencie. nie możesz myśleć "dlaczego nie było mnie wtedy w domu?", bo to nie ma najmniejszego sensu. uściskaj swoją mamę, dzielna kobieta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj nie mila sytuacja tek gdy sie kiedys opiekowalam synkiem kolezanki zachlysno mi sie ale na szczescie wiedzialam jak zareagowac gdyz mialam troche starsza bratanice i nauczyli mnie co takich sytuacjach robic. Zycze wam z calego serducha zeby sie wam to ani nic innego wiecej nie przydazylo. Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  7. napisz może jakoś krótko w kolejnym poście jakich rad Ci udzielono: jak zapobiegać i jak ewentualnie reagować bo to horror jakiś a może się każdemu trafić...
    cieszę się, że finał szczęśliwy i mam nadzieję, że już nigdy wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  8. rety to straszne doświadczenie, mi raz synek zakrztusił się jedzeniem gdy miał już z 7-8 mcy, strasznym był łasuchem a nie miał jeszcze zębów, jedyne co mi wpadło na myśl wtedy to do góry nogami i wytrzepać kawałek z buźki, zadziało ale od tego czasu strasznie go uczyłam gryźć(pokazywałam, przypominałam i pilnowałam!)
    zgroza
    a podejrzewam, że moja mama bałaby się po takiej sytuacji zostawać z wnukiem (MÓj Tomek się często zanosił jak był młodszy i tego moja mama sie bała panicznie) siniał i prawie mdlał
    ...
    aj te nasze kruszynki tyle nam strachu w życiu napędzą nie raz..
    trzymajcie się ciepło

    OdpowiedzUsuń
  9. Współczuję, bo wiem co przeszłaś, moje Młode wczoraj zadławiło się przez sen i tylko dzięki moim paranojom (co chwila zaglądam do łóżeczka) na czas udało mi się go uratować.
    Ściskam was mocno, oby to była ostatnia taka przygoda i dla Ciebie i dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. oj to przykre mam nadzieje ze synus juz ladniej bedzie jadl powolutku tak zeby nie trzeba bylo byc z nim znowu w szpitalu.
    Pozdrawiamy cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny blog!! trafiłam na niego przypadkiem i czytam oczarowana od kilku godzin, nie mogę się oderwać!!
    moja córcia miała się urodzić 7 marca, trzy lata temu. ale urodziła się 1 marca. i też dwa pierwsze dni spędziła w inkubatorze, przez problemy przy porodzie... a przed czterema tygodniami, 18 marca, zostałam mamą cudownego syneczka :) wciąż wspominam magię chwil gdy miałam go pod sercem jak i te momenty, gdy przyszedł na świat. a teraz również ja przezywam jego kłopoty z brzuszkiem, gazami i kupkami... :/ nie sa to kolki typowe, ale coś mu bardzo przeszkadza.

    gratuluję ślicznego, zdrowego, wyczekanego Syneczka i życzę Wam zdrowia!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. jeju..dobrze ze tak to się skończyło! ze juz wszystko dobrze :* ile to musiało być stresu, Beata (Verdi;*)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojej, ale najważniejsze jest że już w porządku. Nie przeczuwałaś bo byłaś zajęta czym innym akurat, ja też nie zawsze czułam kiedy Kacpereczek płakał. Kochana nie było mnie długo z powodu praktyk jak wiesz ale wszytko już nadrobiłam. Szybko wróciłaś do ćwiczeń. ja też lubię się porządnie wypocić ale ostatnio mam takiego lenia. Chce mi się na siłownię ale jak pomyślę ile muszę zachodu mieć, zaprowadzić Kacpra, odebrać Kacpra to ręce opadają. Na szczęście otworzyli nową siłownię z placem zabaw dla dzieci, muszę zajść się rozejrzeć. A wagi Tobie to tylko pozazdrościć :D

    OdpowiedzUsuń
  14. A i jeszcze jedno. Jeśli chodzi o Twoje zmęczenie, bóle głowy, nieprzespane noce to mogę pocieszyć Cię że z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc będzie coraz łatwiej i lżej. Czekoladka będzie coraz bardziej samodzielna, a ty będziesz miała czas odpocząć. Mój Kacperek ma dopiero 3,5 roku a ja mam bajkę z nim naprawdę. Zresztą jakby nie było ta radość bycia mamą jest wiele większa niż to zmęczenie prawda?

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj współczuję kochana, bo doskonale wiem, co przechodziliście. Chyba już Ci o tym pisałam, moja Dusia, jak miała 6 - 8 tygodni też łapała mi te cholerne bezdechy przy jedzeniu, gdy się zakrztusiła, ale i tak bez okazji. To była masakra! Nikomu nie życzę! Nawet robiliśmy badania neurologiczne, czy nie ma uszkodzonego ośrodka oddychania w mózgu. Co się wtedy nerwów najadłam, to moje;( Bądź spokojna, szczególnie przy karmieniu, bo bąbelki wyczuwają zdenerwowanie mamy i wówczas łatwiej o zakrztuszenie. Nam na przykład bardzo pomagała pozycja leżąca w trakcie karmienia (ja leżałam na boku, a córcia koło mnie), bo gdy tylko Dusia miała za dużo mleczka w buźce, uchylała usteczka, a nadmiar wypływał na pieluszkę tetrową pod jej głową. Mała przestała się krztusić w czasie jedzenia i bezdechy minęły;)
    Trzymam kciuki, by więcej Was nie spotkało to paskudne przeżycie. Przytulam mocno...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)