Jakie to szczęście, że mam tego Bartka. Udało mi się załatwić dzisiaj tyle spraw, że hoho. Pewnie i bez niego udałoby mi się je zrealizować, ale zapewniam Was, że nie w tak miły sposób. Do rzeczy. W dniu dzisiejszym, w końcu zdecydowałam się pójść do MOPS-u, by złożyć zaległy wniosek o becikowe (tak, wiem... wczas). Mama ostrzegała mnie, że panie tam pracujące do najmilszych nie należą, no ale chcąc nie chcąc pójść tam musiałam. Z lekką obawą podeszłam do pani mnie obsługującej, a ta, o dziwo, była bardzo, ale to bardzo uczynna. Oczywiście za sprawą Bartulka, który w sekundę znalazł się w centrum kobiecej uwagi. Dodatkowo Bartuś miał dzisiaj wyjątkowo doby humor i strzelał bezzębnymi uśmiechami na lewo i prawo ku uciesze zgromadzonych. Pani wykazała się dużą cierpliwością, nawet zaczekała na mnie aż skseruję wszystkie potrzebne dokumenty :)
I tutaj może zamieszczę króciutki przewodnik dla osób ubiegających się o becikowe:
- Należy dostarczyć oryginalne zaświadczenie od lekarza prowadzącego ciążę, w którym potwierdza on, że w trakcie ciąży badał on chociaż raz pacjentkę (Hexe, dziękuję za poprawkę :)),
- kserokopia dokumentu tożsamości (oryginał do wglądu),
- kserokopia skróconego aktu urodzenia dziecka (oryginał do wglądu),
- wniosek o przyznanie becikowego.
Ja dostarczałam również kserokopię aktu małżeństwa, ale w przypadku par, które przed urodzeniem były małżeństwem chyba nie jest to wymagane. U mnie chodziło o zmianę nazwiska na zaświadczeniu lekarskim.
Po decyzję mam się zgłosić za tydzień w czwartek, a pieniążki mają się znaleźć na koncie około 21. To tyle z formalności :P
Widząc w jak sprawny sposób udało nam się załatwić sprawę becikowego, postanowiłam pójść za ciosem i pozałatwiać większość naglących mnie spraw. Kolejnym miejscem, które dzisiaj czarowaliśmy był bank. I tutaj wszystko poszło szybko i sprawnie, dzięki niezawodnemu urokowi Czekoladki. Po załatwionej sprawie Bartek nie omieszkał skorzystać z krzesełek bankowych, które posłużyły nam za jadłodajnię i pod czujnym okiem Szymona Majewskiego oraz wszędobylskich kamer pan Cyc uradował głodnego Synka. Chyba nie muszę pisać, że kolekcja dziwnych miejsc, w których było dane posiłkować się Bartulkowi, powiększyła się o kolejne fotki. A co się będę. Dzidziusiowi chce się pić, to pije. I tyle w tym temacie. Jutro czekają nas kolejne tym razem "sądowe" perypetie, które mam nadzieję pójdą tak sprawnie jak te dzisiejsze. Oczywiście Bartuś będzie nam towarzyszył w tych "odwiedzinkach", w końcu musi zobaczyć sądowe korytarze od drugiej strony brzucha ;)))) Nieśmiało proszę Was o trzymanie kciuków w dniu jutrzejszym... tego nigdy za wiele. A sprawa naprawdę ważna dla naszego czekoladowego szczęścia.
A ze spraw codziennych, muszę przyznać, że nie poznaję własnego dziecka. Cały spacer przesiedział w wózku, gadając i bawiąc się smoczkiem, a drogę powrotną calutką przespał. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Bobek sam, z własnej nieprzymuszonej woli położył się w wózeczku i oddał się w objęcia Morfeusza. Niepotrzebne było bujanie czy też śpiewanie, Bartek najzwyczajniej w świecie zamknął swoje czarne oczka i zasnął. Jestem pod wrażeniem. Kolejna sprawa - po wybudzeniu się nie zapłakał ani razu, tylko usiadł sobie i śmiał się w najlepsze. (Gdzie jest mój Bartul?)
***
A na koniec zmiana tematu. W dniu dzisiejszym oglądając poranny program DD TVN natknęłam się na reportaż o handlu kobiecym mlekiem. Jako, że w Polsce nie istnieje Bank Mleka (w Europie istnieje ich ok. 160, ale na terytorium Polski żaden), kobiety na forach internetowych umieszczają informacje o możliwości sprzedaży, bądź chęci kupna kobiecego mleka dla swoich dzieci. Szczerze? Zszokowało mnie to totalnie. Nie oceniam kobiet, które sprzedają swoje mleko czy też je kupują, ale powiem Wam, że zaskoczyło mnie, że w ogóle istnieje taka "forma wymiany mlekiem". Sama nigdy nie odważyłabym się podać dziecku mleka z nieznanego źródła (nie masz gwarancji, że kobieta, która sprzedaje mleko odciągała je w higienicznych warunkach, nie zażywała antybiotyków, czy innych leków, czy nie piła alkoholu lub nie paliła papierosów itp.,itd). Rozumiem, że świeżo upieczone matki, które z różnych przyczyn nie mogą karmić swojego bobaska, chcą dać dziecku to co najlepsze (a według wszystkich źródeł mleko matki takim produktem jest), ale myślę, że należy wszystko robić w granicach rozsądku. Osobiście zdecydowałabym się podać dziecku mleko modyfikowane niż mleko kupione od kogoś przez Internet. Nie neguję samego Banku Mleka, bo to zupełnie inna bajka. Mleko jest poddawane szeregowi zabezpieczeń i do dziecka trafia już bezpieczne, pasteryzowane mleko, ale handel na forach mnie przeraził. Podkreślam, to jest moje zdanie... Ciekawa jestem co Wy sądzicie na ten temat? Zapraszam do dyskusji.
***
No ja jakoś też nie wyobrażam sobie dać dziecku mleko kupione przez internet...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem jak ta kobieta je przechowywała...
Ja też nigdy nie podałabym niesprwdzonego mleka swojemu dziecku, ale widocznie są mamy, które uważają inaczej. Też oglądałam reportaż i zszokowały mnie ilości mleka wyciąganego przez jakąś mamę z zamrażarki :D Ja nie potarfię nawet 10 ml odciągnąc, a ta tam miała lekko 15 litrów :D
OdpowiedzUsuńWracając do tematu to kiedyś słyszałam, ze na niektórych oddziałach położniczych jak któaś matka mleka nie miała to położne prosiły inne matki o dokarmianie. Tego to już w ogóle sobie nie wyobrażam !!!
A co do becikowego to małe sprostowanie - zaświadczenie ma być o tym, że przynajmniej raz kobieta była badana przez lekarza czy położną, o opiece od 10 tygodnia ciąży zaświadczenie ma wejść od stycznia 2012 - kiedyś takie wymagano, ale na razie to wstrzymano.
Sama pracuję w MOPS-ie ;)
jak lezalam w szpitalu, to kobieta stracila swoje dziecko po urodzeniu. Laktacja jej zostala, w szpitalu musiala byc. Podlaczyli ja do takiej pompy ssajacej, ktora "wydobywala" z niej duzoooo mleka i dzieci matek, ktore byly po cesarce pily mleko od tej mamy.
OdpowiedzUsuńWe Francji mowia, ze mleko matki nawet jesli pije alkohol czy pali papierosy jest lepsze na pierwsze 2 miesiace zycia dziecka niz mleko modyfikowane