Wstyd się przyznać, ale było to nasze pierwsze wyjście na basen. Wcześniej woleliśmy otwartą przestrzeń nad jeziorem, gdzie Czekoladka mógł szaleć w piachu na swojej koparce. Tym razem postanowiliśmy zawitać do krakowskiego Parku Wodnego. Przygotowania do wyjścia rozpoczęły się kilka dni wcześniej. Codziennie oglądaliśmy fotki i filmy z aquaparku, na którym widoczne były wszystkie atrakcje - sikające smoki, muchomorki, bicze wodne, zjeżdżalnie, warany, koniki wodne itp., itd. Widok ten pozytywnie nastrajał Bartusia, doszło nawet do tego, że odbierał wyimaginowane telefony od smoków, które zapraszały go do swojego wodnego świata.
Wszystko wskazywało na to, że Czekoladka bez obaw podda się basenowemu szaleństwu. Czy tak było? Nie do końca.
Rano Czekoladka z radością spakował swoje zabawki, wodne pampersy i kąpielówki do torby, następnie wykonał jeszcze jeden telefon do smoków, czy aby na pewno podgrzały wodę i gotowy udał się do samochodu. Cała podróż obfitowała w telefony do wodnych kolegów, w końcu musieliśmy uspokoić smoki, że troszkę się spóźnimy przez duże korki, ale na pewno do nich zawitamy. Wszystko szło bardzo sprawnie... Do czasu.
Pierwszy zgrzyt - kupon, który otrzymałam podczas biegu, wcale nie okazał się taki korzystny jak myślałam, więc już wtedy straciłam troszkę nerwów. Niestety Park Wodny nie poczuwał się do wyjaśnienia sprawy, więc ma u mnie bardzo dużego minusa.
Kolejna sprawa - przebieralnie. Czekoladka nie lubi zamkniętych przestrzeni, więc od razu wskoczył na moje ręce i nie bardzo chciał z nich zejść. Na szczęście szybka rozmowa z dinozaurem przekonała go, że zabawa dopiero się zaczyna. Po szybkim zrzuceniu ubrań dotarliśmy do wodnego raju.
Niestety tutaj również pojawiły się schody, było baaaardzo duszno i głośno, co nie pomagało rozluźnić się Bartusiowi. Na szczęście, gdy zobaczył swojego ukochanego Smoka, przekonał się do nowego miejsca. Do wody weszliśmy dopiero po dwóch godzinach, gdy już wszystko dokładnie pooglądaliśmy. Oczywiście Czekoladka wybrał opcję pływania na 1,40m głębokości, bo przecież on wcale nie jest dzidziusiem, za jakiego ma go Mama :D Tym sposobem, nie korzystaliśmy z udogodnień dla dzieci {poza odwiedzeniem statków pirackich}, tylko pływaliśmy wśród dorosłych ludzi. Doszłam do wniosku, że następnym razem idziemy na "normalny" basen, wyjdzie nas to o wiele taniej, a nie wiem, czy nawet nie będzie nam tam lepiej.
Kolejne godziny mijały pod znakiem zabawy w potwora, który wynurzał się w basenowej wody i gonił Mamę i Czekoladkę. Razem uciekaliśmy trenując pływanie na plecach i brzuszku. Powiem Wam, że nawet fajnie mu to szło ;) Na koniec wizyta w jacuzzi i powrót do domu z wielkim płaczem Czekoladki, który chciał jeszcze pływać w basenie :D
Podsumowując, Czekoladka pokochał pływanie, widać, że woda to jego żywioł, jednak sama wizyta w Parku Wodnym nie była dla mnie miłym doznaniem. O wiele bardziej wolę mniejsze skupiska ludzi, mniejszy harmider i duchotę.
PS. Smok jednak nie nagrzał dostatecznie wody :P Odczułam to na drugi dzień, kichając i narzekając na bolące gardło. Na szczęście Czekoladka ma same pozytywne wspomnienia z tego dnia, więc tylko to się liczy. :))) Aaaa... Zapomniałam napisać o tym, że Bartuś standardowo poderwał panią ratownik :D Mój mały Lovelas :D
Chyba nie muszę wspominać, że od tej wizyty, codziennie bawimy się w basen ze smokami i jacuzzi? :D
Pozdrawiam,
mtotowangu.
Najważniejsze, że mimo tych problemów basenowanie się udało i Bartusiowi tak się podobało :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie ma zdjęcia maluszka...:(
OdpowiedzUsuń