Kończy się rok 2010. Jaki był dla mnie ten rok? Mogę śmiało napisać, że nie do końca taki jak bym sobie życzyła. Smutny, zaskakujący, z masą niespodzianek (niekoniecznie przyjemnych). Nie będę opisywać po kolei miesięcy, bo po pierwsze nawet nie pamiętam co się w nich wydarzyło, a po drugie nie o to w tym chodzi.
Wypiszę tylko najważniejsze wydarzenia, które zmieniły moje podejście do życia i w znaczący sposób wpłynęły na moje losy.
Gdy w kwietniu cała Polska pogrążyła się w żałobie po katastrofie w Smoleńsku, moja rodzina przeżywała swoją tragedię. Nasz Najukochańszy Dziadziuś nieoczekiwanie opuścił nas, ale tylko fizycznie. Mentalnie cały czas jest z nami, żyje w naszych sercach, we wspomnieniach. Już na zawsze będzie z Nami :) Są takie osoby, które nawet po śmierci żyją i właśnie Dziadzio jest taką osobą. Pamiętamy o Tobie i wiemy, że Ty pamiętasz o nas :) Twoje wspomnienia są teraz naszymi wspomnieniami. Kochamy Cię bardzo :)))
Kolejna sprawa - nieudana wycieczka do Tanzanii. Z perspektywy czasu wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny, ale wtedy ciężko było mi zrozumieć mojego życiowego pecha. Wszystko było zaplanowane, miałam poznać moją przyszłą drugą rodzinę, kraj mojego Ukochanego, kulturę i zwyczaje. Miałam spędzić tam cudowne 2 lub 3 miesiące, opalając się nad Oceanem Indyjskim, zwiedzając wszystkie możliwe atrakcje Tanzanii, jedząc Ugali Mamy A., bawiąc się z miejscowymi dziećmi i zwyczajnie się relaksując... Niestety czas ten spędziłam u siebie w domku, przygotowując się do egzaminów wstępnych na mgr i odliczając dni do powrotu Dużej Czekoladki. Jednakże z tym okresem łączy się również pozytywny moment mojego życia. Jak się teraz okazuje, moje małe wybawienie - dwie kreski na teście ciążowym. Oczywiście nie ukrywam, że była to wielka niespodzianka, nie tylko dla mnie, ale i dla całej rodziny. Na szczęście dzięki ich wsparciu odnalazłam siłę, by wytrwać te 3 miesiące bez mojego A. i pomalutku przygotowywać się do ważnej życiowej roli, jaką niewątpliwie jest macierzyństwo. Duży wkład miał w tym sen z udziałem mojego Dziadziusia... który starał się przekazać mi tą radosną nowinę, ustąpił miejsca prawnukowi, dał mi siłę i wiarę, że jeszcze wszystko może się ułożyć... Co prawda, wolałabym, żeby i On mógł cieszyć się jego widokiem, ale wiem, że teraz mój Synek ma swojego osobistego ochroniarza w Niebie - swojego pradziadka :)
Ze spraw codziennych - rzuciłam drugie studia, a może to drugie studia rzuciły mnie? Hmmm... sama nie wiem. Nie udało mi się także skończyć kursu na instruktora pływania. Pomimo wielkiej radości z posiadania Synka pod sercem, czasami mam wrażenie, że zawiodłam rodzinę. Oczywiście oni nigdy nie dają mi tego odczuć, są olbrzymim wsparciem dla mnie, ale jednak wiem, że każdy rodzic marzy o tym, by jego dziecko najpierw poukładało sobie życie, a dopiero potem zaczęło myśleć o poważnych sprawach. Wierzę, że kiedyś uda mi się to wszystko poukładać i zrobić tak jak trzeba. I, że kiedyś będą dumni ze swojej zaradnej życiowo córki.
Z pozytywnych wydarzeń - jestem panią licencjat, mam wykształcenie niepełne wyższe, dostałam się na studia dzienne magisterskie, zostałam narzeczoną mojego narzeczonego, pod sercem noszę najpiękniejszy Dar Życia - Naszą Malutką Czekoladkę, mam chyba najbardziej wycałowany brzuszek na ziemi, posiadam najwspanialszą rodzinę (:****), znajomych, kocham i jestem kochana. I to jest najpiękniejsze.
Czego sobie życzę na Nowy 2011 Rok?
-przede wszystkim szczęśliwego rozwiązania, jak najmniej bolesnego i bez komplikacji,
-znalezienia swojego miejsca na ziemi, naszego wspólnego mieszkania, gdzie będziemy mogli tworzyć prawdziwą, szczęśliwą i pełną miłości rodzinę z Naszą Malutką Czekoladką,
-szybszej pracy polskich urzędów (hehehe poślubienia mojego Ukochanego Czekoladowego Ziemniaczka)
-dużo zdrowia dla całej mojej rodziny, tej najbliższej i tej troszkę dalszej, a także dla wszystkich znajomych,
-cierpliwości do Narzeczonego i Bobka (jeśli ma mój charakter, a po kopniakach wnioskuję, że ma ;p),
-samych łatwych sesji na uczelni, bez poprawek :P
-szybkiego powrotu do formy sprzed ciąży (nie ukrywam, marzę o pięknej liczbie 49 na wadze i płaskim brzuszku :))
-otwartego umysłu na doskonalenie j.angielskiego i naukę języka suahili,
-jak najwięcej dni z Ugali i Pilau <mniamiiiiii>
-jak najwięcej dni z Ugali i Pilau <mniamiiiiii>
-hihihihi, szczęścia w konkursach :)))) dla siebie i dla Mamusi hehehe :))) no co :)?
http://www.we-dwoje.pl/
Ale dość o mnie, teraz coś dla Was:
życzę Wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku, niezapomnianej zabawy sylwestrowej (nawet w szlafroku i bamboszach :)). Żeby każdy dzień przynosił same pozytywne emocje, a łzy, które wypłyną z Waszych oczu były tylko symbolem radości :) Dla każdej z Was dużo zdrówka, bezbolesnych porodów, radości z dzieciaczków i dużo, dużo miłości.
........................................... - tutaj macie miejsce na swoje życzenie. Spełnienia tego życzenia również Wam życzę :)))
http://pinger.pl/
mały czekoladowy słowniczek:
kheri ya mwaka mpya kwa wote (czyt. heri ja młaka mpia kła łote) - Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich
***