Zanim mój Mąż został moim mężem, baaa... grubo przed tym jak zostałam narzeczoną Dużej Czekoladki, dużo rozmyślałam o naszych przyszłych dzieciach. To, że będą słodkie, nie podległo wątpliwości. Ale jedno nie dawało mi spokoju. Co? Fakt, że dziecko na 100% nie będzie do mnie podobne. Bo i kolor skóry, i włosy, i nosek odziedziczy po Tacie. A po mnie? Nic. Nic, co by na pierwszy rzut oka wskazywało na nasze podobieństwo. Nie będę ukrywać, że dołowały mnie te wizje. No bo jak to tak? Dziecko niepodobne do swojej Mamy? Miałam nigdy nie usłyszeć słów "ale jest do Ciebie podobny", "Bartuś to cała Mama"? Szczerze? Niedużo się pomyliłam. Zaraz po urodzeniu Czekoladki, słowa mojego ginekologa brzmiały: "cała Babcia". Yyyy... Ok. Na szczęście z czasem ludzie zaczęli (czy to z grzeczności, czy też nie) mówić, że "oczy to ma, po Tobie", "ale jest do Ciebie podobny". Ojjj. Serce mi rosło przy takich komplementach. Jednak w przeważającej części słyszałam jednak, że Bartek nie jest podobny ani do Taty, ani do Mamy. Mój brat nawet pokusił się o stwierdzenie, że po takich rodzicach nie mogło wyjść takie ładne dziecko haha (kocham Cię, braciszku :*). Sama patrząc na Czekoladkę i na siebie nie widziałam za wielu podobieństw. Z kolei patrząc na Dużą i Małą Czekoladkę dopatrywałam się coraz więcej wspólnych cech. A to znamię w tym samym miejscu, a to loczki, a to kolor skóry, a to nosek, a to usta... Na szczęście, i ja znalazłam coś swojego!!!!!! Mam swoją część mojej Czekoladki. Własną "działkę", którą kocham i, o którą dbam. A cóż to takiego? Moja część włosków! Tak jest. Natura dała mi kawałek mojej "Czekoladowej tabliczki". Małą, ale moją. Tylko spójrzcie na przednią część włosów. Są inne od reszty. Zupełnie inna struktura, skręt i wygląd. Dokładnie takie jak moje. I to nie przypadek, bo za każdym razem, jak ją podcinamy, czy myjemy, ona zawsze wraca do takiego stanu. Mojego stanu :))) Duma mnie rozpiera :)))
***
Mamy piękną złotą polską jesień. Jestem przekonana, że gdybym na stałe wyprowadziła się do innego kraju, to właśnie byłaby to jedna z rzeczy, za którymi bym tęskniła. Za polskimi porami roku. Za śniegiem w zimę, za kasztanami w jesień, za mleczykami na wiosnę i kapryśną aurą w lato. Dlatego, teraz, gdy jeszcze tu jestem, korzystam z tych uroków ile wlezie. I zaszczepiam tę miłość w moich Czekoladkach. Tak jak dzisiaj, podczas wspólnego zbierania kasztanów. Bartunia dzielnie schylał się po brązowe kuleczki, z radością wrzucając je do naszej czarnej torby na "bakę" (baka - piłka).
***
Kochani, na koniec proszę Was o jutrzejsze wsparcie psychiczne i 3manie kciuków - przed nami przeklęte przesłuchanie i udowadnianie, że nie jesteśmy małżeństwem tylko na papierku. Stresuję się. Aaaa...
***
Przypominam o konkursie z Pampersem. Do wygrania zestawy pieluszek i chusteczek >>>KLIK<<<
***