Dzień jak co dzień. Siedzimy z Synkiem w pokoju, zjeżdżamy autkami z górki utworzonej z materaca, w tle słychać telewizor. Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, Czekoladka wypala: Chcę dzidziusia. Ja spoglądam na niego, potem na TV, a tam mały, słodki śpiący noworodek. Jeszcze raz spoglądam na Czekoladkę i pytam: Syneczku, chcesz dzidziusia? Na co on kiwa głową twierdząco i odpowiada tak. Ekhm. Mówię do niego: Ale wiesz, że dzidziusie jedzą cycusia? Gdybyśmy mieli dzidziusia, to Bartuś by już nie mógł jeść cycusia, bo cycusia potrzebowałby dzidziuś. Czekoladka słucha tego wszystkiego z mądrym wyrazem twarzy, na co mówi: Dzidziuś je cycusia, Bartuś niee. Ja potwierdzam jego słowa i pytam: Dalej chcesz dzidziusia? Tak - odpowiada Czekoladka - Chcę dzidziusia.
No i masz Ci babo placek. Hahaha. Jestem przekonana, że byłby kochanym starszym bratem. Z taką troską i miłością, jaką dba o misie, na 100% super odnalazłby się w roli opiekuna dzidziusia. Heh, szkoda, że raczej szybko nie będzie nam tego przeżyć. Czasami się zastanawiam, czy w ogóle będzie mu dane opiekować się młodszym rodzeństwem. Coraz częściej zaczynam w to wątpić. Chociaż... Nauczyłam się, żeby w życiu nic nigdy nie planować, bo tylko rozśmieszam Pana Boga.