poniedziałek, 30 kwietnia 2012

'Ale się Pani dziecko opaliło...'

Czekoladka od początku wzbudzał poruszenie wśród miejscowej ludności. Mijający nas ludzie na spacerku, z zaciekawieniem spoglądali do wózka, każdy chciał zobaczyć jak wygląda dziecko mieszanej pary. Zapewne zastanawiali się, czy jest ono bardziej białe czy czarne, podobne do ojca czy do matki. Ot taka ludzka ciekawość (sama tak robię w przypadku mieszanej pary ;)). Większość ludzi na widok Bartusia uśmiecha się, po czym wykrzywia usta na kształt słodkiego "ooo" z jednoczesnymi zachwytami: "Jaki słodziak, jaki śliczny, ale ładny chłopczyk, jaki opalony". Nieskromnie powiem, że w ogóle mnie to nie dziwi. Czekoladka jest piękny, słodki, śliczny i rozkoszny. Ma cudowną karnację, śliczne karmelkowe nóżki i rączki rozkosznie wyglądające na tle jasnych ubranek, o czekoladowych oczkach nie wspomnę. Często zastanawiam się, po kim on jest taki ładny ;))) Bartunek łamie wszystkie serca, męskie i żeńskie. Nie raz spotykam się z zabawnymi reakcjami pozornych twardzieli, którzy "miękną" przy Czekoladce. I nie chcę wyjść tutaj na zadufaną w sobie samochwałę, bo uważam, że każda matka w taki właśnie sposób powinna patrzeć na swoje dziecko - jak na kogoś najpiękniejszego, najmądrzejszego i najcudowniejszego pod słońcem. Ale do rzeczy, bo zbaczam z tematu. Lubię obserwować reakcje ludzi na widok Męża i Syna. Niektórzy patrzą spod byka, udając, że w ogóle nie zerkają, inni z kolei śmiało podchodzą, witają się i zagadują jak do starych znajomych, a  jeszcze inni bezczelnie komentują widok Czekoladowego dziecka słowami: "To kto jest czorny, matka czy ojciec?". Na tą ostatnią reakcję szkoda słów, takie komentarze tylko świadczą o mówiącym. Jednak ze wszystkich reakcji, najbardziej lubię obserwować zachowanie dzieci. Wszak one są szczere, czasami aż za szczere ;) Przykładowo dzisiaj, podchodzi do nas chłopczyk lat ok. 5 z tekstem: "Ale się Pani dziecko opaliło Oo.". Od razu była reakcja Mamy, która tłumaczyła Synka, że dzieci jeszcze nie widziały dziecka o takim kolorze skóry. To co mi się bardzo spodobało, to sposób w jaki Mama tłumaczyła dziecku, fakt opalenizny Bartka. Opowiadała mu, że na świecie są różne dzieci, o różnych kolorach skóry, które mieszkają w różnych częściach świata. I to jest fajne. Edukacja od najmłodszych lat. Dzięki takim ludziom, jak ta kobieta, być może za kilkadziesiąt lat, widok Mulatka w Polsce nie będzie budził takiego zainteresowania i poruszenia, a także słowa używane wobec Ciemnoskórych będą bardziej wyważone (przykład - ekspedientka w sklepie głośno woła do Czekoladki "Murzynku"). I pragnę się łudzić, że na świecie jest więcej takich rozsądnych rodziców. Amen ;)


PS. pewnie posypią się komentarze, że jestem przewrażliwiona, ale popatrzcie na to z innej strony. Ja do nikogo nie podchodzę i nie mówię: "Łooo, ale masz białe dziecko" albo "Ale białasek", a także nie wypytuję o ojca Waszego dziecka. Czekoladka jest przede wszystkim dzieckiem, człowiekiem i tak powinno się go traktować i dopóki żyję, będę dbać o to, żeby ludzie o tym nie zapominali. Szanujmy się :)

***

niedziela, 29 kwietnia 2012

Kwietniówka :)

W końcu pogoda się ustabilizowała i zaserwowała nam cudownie słoneczny weekend (hihi, i nie trzeba było pogody szukać w Tanzanii,  w której aktualnie pada deszcz, niah niah). Miałam już dość tych wahań temperatury, przy których nie wiadomo było jak się ubrać (a co dopiero Czekoladkę). Myślę, że dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że ten słoneczny czas spędzamy na świeżym powietrzu, blisko natury :) 


Co prawda, wyprawy z Małym Człowieczkiem to nie lada wyzwanie organizacyjne (na nasze wyprawy grillowe podróżuje z nami zarówno wózek, jak i rowerek, dlatego jeździmy na dwa samochody ;)), ale nikogo nie muszę przekonywać, że gra jest warta świeczki. Komfort i wygoda Czekoladki to sprawy priorytetowe, więc nikt nie narzeka :) Oczywiście nie tylko Bartulka komfort mam na myśli, bo i nasz także, w końcu łatwiej nam wyspać Simbę w wózeczku pod moskitierą, niż np. w  foteliku (nawet pomimo tego, iż jest on 5krotnie stopniowany) ;))) Wyspany Król, to szczęśliwy Król, a to jest najważniejsze :)


Z kolei wyspany Król to istny wulkan energii. Co prawda Bartunia nie tracił za dużo czasu na sen, ale ta chwilka dała mu wystarczającego kopa do biegania za piłką razem z Mamą/Dziadkiem oraz Babcią (tutaj następowała zmiana, bo niestety nasza energia wyparowywała szybciej niż Czekoladki) oraz na zabawy patykami, liśćmi i innymi leśnymi elementami.


Oczywiście głównym elementem naszego wypoczynku były królewskie przejażdżki miętową dorożką, tak by Simba mógł z bliska podziwiać piękno natury :) W naszym rowerkowym koszyczku woziliśmy najbardziej przydatne drobiazgi: przytulaski-misiaki, krem ochronny dla Króla (nierozsądna Mama się nie posmarowała i razem z Dziadkiem cierpi katusze :(), wodę przegotowaną do picia, aparat fotograficzny oraz czapeczkę na królewskie loki (na początku był wielki bunt, że jak to tak Król w czapce, ale po kilkunastu minutach tłumaczenia, Simba jednak przystał na pomysł ochraniania Czekoladowych loczków od ostrego słońca :) co uważam za swój osobisty sukces ;))))


I tak sobie spacerując i obserwując wszystko dookoła natknęliśmy się na przepiękne najprawdziwsze z prawdziwych kaczeńce, rybki oraz rechoczące żaby ;)))


I tak nam mija ten słoneczny czas - na podziwianiu pięknej natury, opalaniu się (ekhm ;P), zwiedzaniu, grillowaniu i budowaniu rodzinnych relacji :) Z wyjazdu wróciliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi, że w końcu pogoda zrobiła nam taką miłą niespodziankę i to akurat na długi majowy weekend :))) Mam nadzieję, że i u Was udają się kwietniówko - majówki :) 

PS. W sekrecie pochwalimy się Wam, że jeśli macie chęć i ochotę to możecie nas z Czekoladką znowu zobaczyć w najnowszym wydaniu "Dobra Mama" :)))) - od 29 maja w kioskach :)

Czekoladowe buziaki :)

***

piątek, 27 kwietnia 2012

Cem.

To, że Czekoladka ma twardy charakter to wiem nie od dziś. Po raz pierwszy pokazał go przy porodzie, gdy walczył z długaśną pępowiną - z tej walki wyszedł zwycięsko, co napełniło go przekonaniem, że jeśli się czegoś bardzo chce i się o to walczy, to można to osiągnąć. Od tamtej pamiętnej chwili, Bartunia codziennie udowadnia sobie i innym, że jeśli założy sobie jakiś cel, to w końcu go zrealizuje (z reguły bardzo szybko ;)). Ostatnim takim ukochanym wyzwaniem Czekoladki jest przekonanie Mamy i Babci, że spacerek musi się odbywać tak jak on tego sobie zażyczy. Trasa naszej przechadzki jest z góry zaplanowana przez Bartusia. To on kieruje naszymi nogami, decyduje gdzie w danej chwili się udamy. Z reguły wygląda to mniej więcej tak, że Simba siedząc w swojej miętowej karecie, wyciąga swój Czekoladowy paluszek i wskazuje miejsce, do którego w tej chwili chce zawitać. Gdy ów paluszek nie zostanie zauważony (lub zostanie "przypadkowo" zignorowany) Król złości się, odwraca i krzyczy: "Cem". Najczęściej sytuacja taka ma miejsce w okolicach jego ukochanej huśtawki. Już od połowy drogi Bartunia jedzie z wyciągniętym palcem wskazującym, sygnalizując, że on doskonale wie, że lada moment zza górki wyłoni się jego bujaczek. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że Czekoladka idealnie zakodował sobie w swojej kędziorkowej głowie, że spacerek = huśtanie. Nie wyobraża sobie innej opcji. Co więcej, Bartek cechuje się doskonałą pamięcią i orientacją w terenie. Normalnie można tak zmieniać trasy, tak kombinować, a on i tak wie, że tu i tu będzie huśtawka i w tej chwili należy zasygnalizować chęć postoju z huśtaniem. To nie jedyny przykład - wystarczy w domu inaczej położyć słuchawkę od prysznica lub wanienkę, a Czekoladka od razu krzyczy i pokazuje palcem, że coś tutaj nie gra. Uspokaja się zaraz po poprawieniu danej rzeczy. Taki mały pedancik mi rośnie. Okruszki na podłodze? Chwila moment i już Bartulek informuje, że tak nie może być ;)) Normalnie terror w żywy dzień ;)))
A jeśli już o "ceniu" mowa, to słowo to powtarzane jest każdorazowo przy piciu/jedzeniu przez Mamę/Babcię/Dziadka/Wujka, wystarczy podsunąć talerz/kubek pod Czekoladowy nosek i już pojawia się uśmiech na jego twarzy. Dzisiaj największą frajdę sprawiało mu podawanie chrupek, którym odgryzał końcówkę i później ze szczerą radością wkładał do Maminem buzi :))) Słodziaczek. Uwielbiam tą naszą komunikację. Cieszę się, że Bartulek jest już taki rozumny i potrafi sygnalizować swoje potrzeby. To naprawdę ułatwia nam życie :))) Jeszcze tylko, żeby przestał się tak złościć, gdy mu coś nie wychodzi, a byłoby jak w niebie :)))

***
Skoro już o nowościach mowa, to muszę się pochwalić, że udało nam się przekonać Czekoladkę do kąpieli przy asyście Czekoladowej Babci. Wystarczyło tylko dać mu do łapek plastikowe klocki, którymi może celować w ubierającą go Mamę i od razu życie nabrało kolorów ;)))) Także jeden problem mamy z głowy. Gorzej wygląda sprawa z nocnym spaniem, Bartuś po wyjeździe Taty jest tak zdezorientowany, że wskakuje na mnie i nie chce ze mnie zejść. Dochodzi do tego, że z lękiem usypia na mojej klatce piersiowej i dopiero w fazie głębokiego snu udaje mi się go odłożyć na poduszkę. Wydaje mi się, że ma to związek z zaburzonym poczuciem bezpieczeństwa i "stratą" Taty, ale czy tak jest na 100% to nie wiem. Spotkał się ktoś z czymś podobnym? Nie wiem, jak zapewnić go, że ja się nigdzie bez niego nie wybieram... :))))) Moja Mała Przylepka.

We miss You Daddy... Wracaj już!!!!!


A nie chwaliłam się, wczoraj Mąż zrobił mi niespodziankę urodzinową i specjalnie kupił kartę i zadzwonił do mnie z życzeniami. Najssss saprajssss :))) Kochany mój :)))

***

wtorek, 24 kwietnia 2012

Moja mała blondyneczko :)

Dzidzi! Dzidzi! - usłyszałam zza przeglądanej gazety. 
Co chcesz Bartusiu? Wziąć Cię na ręce? Co Ci pokazać? - odpowiedziałam na wołanie.
Dzidzi! Dzidzi! - Bartulek w dalszym ciągu powtarzał te oto słowa. Dzidzi, dzidzi! - krzyczał Bartunek.
On widzi dziewczynkę z tyłu gazety, przecież mówi Ci, że jest tam dzidzi - powiedziała Babcia Czekoladki.



I tym oto sposobem dowiedziałam się, o wielkiej miłości mojego Syna. Faktycznie po odwróceniu gazety moim oczom ukazała się śliczna dziewczynka o blond włoskach. Na sam jej widok, Czekoladce śmieją się oczy i pojawia się uśmiech z błyskającymi ząbkami. Rany, rany. Kto by pomyślał, że Moja Mała Czekoladka to taki kochaś :)))) Od tej pory dziewczynka z gazety towarzyszy nam od rana do wieczora. Gdy tylko Bartunia ma zły nastrój, wystarczy pokazać mu "blond dzidzi" i od razu poprawia mu się humor. Jest to o tyle ciekawe, że do tej pory jego uśmiech wywołują w większości blondyneczki. Na brunetki tak nie reaguje. To właśnie białogłowe zawracają mu w głowie jak mało kto. Nie myślcie sobie, że dziewczynka z gazety jest to jedyną, a gdzie tam. 


Kilka dni wcześniej zauroczyła go blondynka z Barneya, a jeszcze wcześniej jasnowłosa dzidzia z ośrodka podczas szczepienia. Czy to oznacza, że powinnam się szykować na synową - blondynkę :)? Nie, żebym miała coś przeciwko temu, ale jest to dziwne zważywszy na to, iż Czekoladowy Tata zarzeka się, że nie podobają mu się blondynki (wszak wybrał mnie - brunetkę), Dziadek Czekoladki też wybrał ciemnowłosą Babcię... Tak, więc do kogo podała się Czekoladka? Czyżby do Wujka... ;)))? We will see. Tymczasem wykorzystuję dzidzię z gazety do poprawiania humoru Synkowi, a gdy już miłość troszkę przygaśnie schowam naszą małą blondyneczkę do pudełeczka wspomnień, by po latach porównać wybory mojego Syna ;))))




***
Przypominam o giveaway, które organizujemy z okazji 100 fanów na Facebook'u. Więcej informacji po kliknięciu w obrazek :) Serdecznie zapraszamy :)


***

Giveaway "100"

Proszę, proszę. Jeszcze się dzień dobrze nie zaczął, a już tyle pozytywnych informacji do mnie dotarło. Jedną z nich, mogę się już teraz z Wami podzielić (w końcu spora część z Was przyczyniła się do tego dobrego newsa). Kochani moi, w dniu dzisiejszym, około 11:10 ;), na naszym facebook'owym Czekoladowym liczniku stuknęła okrągła setka! :) Wow, pękam z dumy, tym bardziej, że osoby, które nas tam polubiły, aktywnie uczestniczą w życiu bloga i wymieniają się z nami swoimi spostrzeżeniami :) Zakładając fanpage'a Naszego Czekoladowego Szczęścia byłam przekonana, że tylko najbliższa rodzina tam nas polubi, wszak nikogo nie planowałam zmuszać do "lajkowania" strony poprzez podstępne sztuczki, a tu taka niespodzianka. Jest już nas 100. I zapewniam Was, że tak licznej rodziny nie mam ;))) W ramach podziękowania chciałam ogłosić dzisiaj dla wszystkich czytelników, fanów i niefanów facebook'owych małe rozdanie giveaway, którego nagrodą będą tanzańskie upominki biżuteryjne (tak, tak once again).

A oto zasady:


  • zostawiamy komentarz z imieniem i adresem mailowym pod tym postem,
  • wklejamy powyższy obrazek na swojego bloga (osoby bez bloga proszę o zamieszczenie informacji np. na swoim facebooku) w widocznym miejscu z aktywnym linkiem do tego postu,
  • jako, że Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, chciałabym poznać Wasze zdanie na temat bloga, o czym lubicie tutaj poczytać, jakie tematy Was sprowadzają, jak się tutaj znaleźliście, plusy i minusy Naszego Czekoladowego Bloga, co Wam się podoba, a co nie itp., itd. :))
  • nagrodą jest m.in. tanzańska, biżuteryjna niespodzianka, ale to nie wszystko :))) Nie wykluczam, że w trakcie zabawy może zwiększyć się liczba obdarowanych, to zależy tylko od Was i Waszego udziału w rozdaniu :)))
Setne giveaway zaczyna się dokładnie w chwili opublikowania tego postu, a kończy się 03.05.2012, a dzień później postaram się ogłosić wyniki. Powodzenia! :)))))


PS. bądźcie czujni, to nie koniec niespodzianek dla Was :)

***

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Pieskie życie.

O miłości Czekoladki do piesków wspominałam już w tym poście. Bartunia z coraz większą śmiałością i entuzjazmem reaguje na czworonogi, radośnie zaczepiając wszystkie osiedlowe futrzaki. Możecie tylko sobie wyobrazić jego olbrzymią radość na widok osobistego czarno-brązowego kundelka. Gdybyście tylko widzieli jego wielki podsmoczkowy uśmiech i czarne śmiejące się węgiełki w oczkach. Po prostu cudowny widok :-) 


Co najpiękniejsze, ta radość nie minęła po jednym dniu, miłość pomiędzy naszą Małą Czekoladką, a pieskami kwitnie każdego dnia. Nie, nie pomyliłam się pisząc w liczbie mnogiej, bo piesków jest kilka. Pluszaki, które zupełnie przypadkowo zostały odnalezione przez Babcię Czekoladki podczas porządkowania starych zabawek rozwiązały problem braku piesków w zasięgu Czekoladowego wzroku. Teraz, gdy Bartuś tylko zapragnie, może zobaczyć i dotknąć swoich czworonożnych przyjaciół :))


Z pieskowymi przyjaciółmi jest taka historia, że jakiś czas temu, dostaliśmy wielką pakę pluszaków od kolegi Czekoladowego Taty, które czekały na "lepsze czasy". I dokładnie teraz one nastały. Idealnie wpasowały się one w naszą psią miłość :) Od tej pory najlepszymi przyjaciółmi Bartusia są kundelki, które towarzyszą nam w najciekawszych codziennych czynnościach: oglądają z nami Barneya, uczą się literek i cyferek, śpią, a nawet huśtają się na huśtawce :))))


I tym sposobem pomalutku nastaje era ukochanej Czekoladowej maskotki. Ciekawe czy to chwilowe zauroczenie, czy miłość po grób? :))) Ja niestety, nie pamiętam swojej ukochanej zabawki z dzieciństwa :/ A jak było u Was?

***

niedziela, 22 kwietnia 2012

Wielkie wow.

Bo czyż inaczej można określić reakcję Małej Czekoladki na wieeelką wodną przestrzeń? Bartunia w dniu dzisiejszym miał okazję po raz pierwszy zobaczyć jezioro i nie powiem, zrobiło to na nim wrażenie. Z uśmiechem na ustach obserwował tą wielką ilość wody, która delikatnie poruszała się w rytm spadających kropli deszczu. Właśnie tak mniej więcej wyglądała nasza niedziela. Grillowanie połączone ze spacerowaniem wzdłuż pobliskiego jeziora. Niestety kapryśna pogoda zrobiła nam psikusa w postaci deszczu, ale i tak nie przeszkodziło to Czekoladce w przemierzaniu kilometrów na swoich małych nóżkach, a także w zabawie na trawie. Bartuś odkrył niesamowitą frajdę w podrzucaniu, przerzucaniu i łamaniu małych gałązek oraz liści leżących na trawie. Ja oczywiście wyobraziłam sobie Synka za ok. 5 lat, gdy biega za Dziadkiem z drewnianym łukiem i bawi się w podchody. Jestem przekonana, że właśnie tak będą wyglądać ich wspólne zabawy. Kreatywność i tworzenie czegoś z niczego, to określenia niesamowicie pasujące do moich rodziców. Nie zapomnę jak Tata wybudował nam szałas w lesie, w którym bawiliśmy się z moim bratem podczas wakacyjnego wyjazdu, z kolei wystrugane własnoręcznie przez Tatę łuki robiły furorę wśród innych rówieśników :)))) Ach, cóż to były za atrakcje. O pontonie z plastikowych butelek oraz huśtawce na drzewie nie wspomnę. Cudowne wspomnienia z dzieciństwa. Właśnie o tym marzę, chcę, żeby mój Synek za kilkanaście lat mógł usiąść sobie wieczorem w pokoju i mógł pomyśleć o wszystkim tym, czego doświadczył w swoim dzieciństwie. I chcę, żeby były to tylko dobre wspomnienia. Mam nadzieję, że tak będzie :)))) Tymczasem zapraszam na małe fotograficzne podsumowanie dnia ;)))









Hihihi, jak widać z Czekoladką postawiliśmy na kolory :))) Troszkę wiosny na ubraniach nikomu nie zaszkodzi :)))

***

sobota, 21 kwietnia 2012

Duża Czekoladka patrzy :)

To, że Duża Czekoladka jest daleko, chyba nie muszę przypominać. Praktycznie w każdym poście to powtarzam. Tęsknię ja, tęskni on i tęskni Mała Czekoladka. Tęsknimy w trójkę. Na szczęście w dobie XXI wieku, technologia daje nam mnóstwo możliwości minimalizowania naszej tęsknoty. Wiadomo, że nic nie zastąpi (jak to śpiewała Rihanna) kontaktu "chest to chest, nose to nose, palm to palm", ale gdy nie ma się wyboru to nawet sam widok drugiej osoby dużo znaczy. Poprzednim razem, gdy Duża Czekoladka była w Tanzanii kontaktowaliśmy się przez skype, wraz z opcją podglądania przez kamerę. Niestety wymagało to od nas synchronizacji czasowej, a co za tym idzie układanie planu dnia pod możliwości internetowe Męża. Na tamte warunki nie stanowiło to większego problemu, natomiast teraz, gdy Mała Czekoladka pojawiła się na świecie i zrzuciła Mamę na niższą część Czekoladowego serca, Tata zapragnął mieć oko na Synka, w każdej możliwej chwili, nawet wtedy, gdy Mama nie ma włączonego laptopa. Na szczęście to pragnienie wcale nie okazało się takie wygórowane, jakby się mogło wydawać, gdyż jakiś czas temu nawiązaliśmy współpracę z firmą D-Link, która obdarowała nas kamerką internetową DCS-942L, dzięki której Duża Czekoladka może bawić się w 24 godzinnego Wielkiego Brata ekhm... Tatę/Męża.


Jeszcze przed wylotem Męża, poprosiłam go o sprawdzenie funkcjonowania tego ciekawego gadżetu na jego komputerze, tak bym miała pewność, że już na miejscu wszystko będzie działało bez zarzutu (także chciałam mieć pogląd, jak wszystko zainstalować na swoim komputerze ;)). Instalacja urządzenia okazała się bajecznie prosta, śmiało mogę powiedzieć, że bez obaw sama bym sobie z tym poradziła. Instrukcja zarówno komputerowa, jak i książeczkowa jest w kilku językach, w tym po polsku, więc cały proces instalacji przebiega bezproblemowo. W przypadku instrukcji komputerowej, sam program sprawnie prowadzi nas przez kolejne etapy instalowania urządzenia. A to jest naprawdę duży plus. Zapewniam Was, że nawet osoba, która nie ma zielonego pojęcia o nowinkach technologicznych sobie z tym poradzi. 


Gdy już mieliśmy zainstalowaną kamerę na komputerze, a tym samym podłączoną zasilaczem sieciowym do kontaktu oraz kablem do routera, którego końcówka dopasowana jest do wejścia internetowego, co wg mnie jest dużym plusem (niestety akurat nie mamy funkcji Wi-Fi Protected Setup (WPS), ale taka opcja też istnieje) i ustawioną kamerkę przeszliśmy do etapu zakładania konta na mydlink - jest to niezbędne do odbierania obrazu z kamery na komputerze (rejestracja trwa raptem 5 minut). Dzięki usłudze mydlink, z każdego dowolnego miejsca gdzie mamy dostęp do Internetu, możemy zobaczyć obraz z podglądanego miejsca. Nasza pierwsza próba testowa miała miejsce w wujkowym pokoju, gdy Bartunek pod okiem Babci bawił się zabawkami edukacyjnymi. Jako, że była to późna pora, obraz zarejestrowany został w trybie nocnym (kamera automatycznie przełącza się na odpowiedni tryb za pomocą wbudowanego czujnika światła). 


Natomiast tryb dzienny został przetestowany tajemnie przez naszego Czekoladowego Tatę! I to zupełnie nieświadomie. Dowiedziałam się o tym w momencie przeglądania maili, w jednym z nich znalazłam takie oto piękne zdjęcia (wybrałam jedno, które nadaje się do publikacji), zrobione przez mojego Męża podczas naszej zabawy z podpisem: "Big Chocolate patrzy" :))) Oczywiście wcześniej podałam mu dane do konta na mydlink (jest to konieczne, bo chyba nikt by nie chciał, żeby niepowołane osoby obserwowały i słuchały Waszych rodzinnych sekretów ;)).




Naprawdę zrobił mi niezłą niespodziankę, tym bardziej, że zupełnie zapomniałam o włączonej kamerze (i pomyśleć, że poza podglądaniem nas, byliśmy też podsłuchiwani ;))) - tak, tak, kamera ma wbudowany mikrofon, który na szczęście można wyłączyć). Tak jak wspominałam, kamera może być podłączona samodzielnie nawet 24h, niepotrzebny jest do tego włączony laptop. Jak widać na załączonej fotce, zdjęcia robione przez kamerę mają naprawdę dobrą jakość. Podobnie wygląda sytuacja z obrazem w komórce - istnieje możliwość podglądu na żywo za pomocą telefonu komórkowego. Super opcja przy takiej panikarze jak ja. Wystarczy tylko ze strony mydlink pobrać odpowiednią darmową aplikację i cieszyć się widokiem dziecka na wyświetlaczu :))) 

My naszą kamerkę umiejscowiliśmy w pokoju Bartusia, wśród pluszaków w ogóle nie rzuca się w oczy. Ot taka śliczna biała błyskotka :) Na początku znajdowała się ona na szafce, ale jednak jej lekka budowa zmusiła nas do zmiany jej miejsca "zamieszkania". Oczywiście po powrocie Dużej Czekoladki do domu, kamerka nie będzie chodziła non stop, tak jak do tej pory ;))) Nie chcemy "permanentnej inwigilacji".


Jak do tej pory kamera spisała się na medal. W przyszłości planujemy wykorzystać ją przy monitorowaniu pustego mieszkania. Wtedy też przekonamy się, czy opcja reakcji na ruch i powiadomienia mailowego o tym fakcie, to prawda czy fałsz :) Hehehe, chociaż szczerze wolałabym, nie zobaczyć maila z informacją o nieznanym źródle ruchu w swoim domu pod naszą nieobecność ;))) 

Z czystym sumieniem mogę polecić zakup takiego gadżetu rodzicom, którzy mają malutkie dziecko w domu. Można powiedzieć, że to taka nowoczesna wersja elektronicznej niani, z tą jednak zaletą, że poza dźwiękiem jest również obraz. Także jest to fajna opcja dla pracujących czy studiujących Mam, które lubią mieć wszystko pod kontrolą ;))) Kamerka to nie tylko urządzenie dla rodziców, co to to nie. To idealne rozwiązanie na kontrolę mieszkania podczas naszej nieobecności w domu.



Jedyną wadą jaką zaobserwowałam jest wysoka cena - kamera, którą my testowaliśmy to koszt ok. 350 zł (w ofercie D-Link dostępne są także tańsze, wcale nie gorsze modele), co może zniechęcić wielu młodych rodziców, którzy i tak mają masę innych wydatków. Jednak po podliczeniu plusów wynikających z użytkowania tego cudeńka, myślę, że warto wydać taką kwotę dla swojego komfortu psychicznego :)))

Na zakończenie chciałam serdecznie podziękować firmie D-Link, a w szczególności panu Kamilowi, za możliwość przetestowania na "własnej skórze" uroków tej technologicznej perełki. Jesteśmy przekonani, że jeszcze nie raz, będzie ona w naszym użyciu.

***

piątek, 20 kwietnia 2012

Bob Piaskowniczy.

Tata bawi się w bielutkim piasku Oceanu Indyjskiego (potwierdzone - o 11 był już w Tanzanii :)), a my na znak solidarności wskoczyliśmy dzisiaj do naszej prywatnej piaskownicy :) A co się będziemy. Pogoda nas dzisiaj rozpieściła i w końcu postanowiła rywalizować z tą tanzańską, więc wiadomym było, że trzeba ją wykorzystać w 100% :) Na dobry początek wybraliśmy się razem z Babcią Czekoladki (oraz nowym "starym" pluszowym psim kolegą) na spacerek, podczas którego zahaczyliśmy o, już dobrze nam znane, huśtawki. Bartunia wraz z nowym kolegą bujali się to w jedną, to w drugą stronę, ciesząc się przy tym niesamowicie. Po południu, gdy temperatura na termometrze podskoczyła do 20 kreski Celsjusza, Babcia wpadła na genialny pomysł piaskownicowego chrztu bojowego.


Uzbrojeni w cysternę, koparkę i inne niezbędne narzędzia udaliśmy się do naszej czerwoniutkiej plaży pełnej żółtego piachu i zaczęliśmy kopać, grabić, przesiewać i "gotować" przeróżne mniej i bardziej udane babki. 




Czekoladka na początku z niepewnością dotykał dziwnych malutkich drobinek piasku, które co rusz przyklejały się do jego rączek, ale po kilkunastu minutach zabaw, już bez obaw "klepał" foremki z piachem. Niestety za każdym razem, gdy chciałam ująć to na fotografii, to Czekoladowa rączka uciekała w innym kierunku. No cóż. Może następnym razem się uda. 



W ruch poszły także dobrze Wam znane zabawki WADERA, które postanowiliśmy tym razem wykorzystać w ekstremalnych warunkach. Kolejny raz przekonaliśmy się, że zarówno koparka, jak i cysterna są super urozmaiceniem zabawy. Łopata ładowarki przerzucała tabuny piachu, który wsypywała wprost do otworu cysterny. Po prostu istne szaleństwo. Gorzej już było w momencie czyszczenia zabawek po testach - cysterna wciąż ma w sobie pokłady piachu oO (to taki minusik ekstremalnych zabaw ;)).



Po około godzinnej zabawie, gdy pogoda się już troszkę popsuła pozbieraliśmy zabawki i ku niezadowoleniu Simby wróciliśmy do środka.



Jak widać, staramy się wypełnić Bartunkowi każdą wolną chwilę, tak by nie miał czasu na tęsknotę za Tatą, ale niestety nie zawsze wychodzi tak, jakby człowiek tego chciał. Czekoladka tęskni i to widać gołym okiem. Nie chce jeść, nie chcę się kąpać, jest niespokojny i wypatruje Taty. Na widok Dużej Czekoladki na filmiku w komputerze Babci (wygaszacz ekranu to mnóstwo filmików z życia wnuczka), wyciąga palca i woła: Tata, tata :((((( Serce mi pęka... Tęsknimy za Tobą, Tato i Mężu :(

***