Z perspektywy czasu widzę, że zrobiłam mały błąd dzieląc mój wpis na kilka części, z prostej przyczyny - nie mogę zebrać myśli, zmęczenie podróżą zaczyna puszczać i spędzam dużo czasu na odsypianiu jej. Nie tylko ja, ale i Bartek przesypia większość dnia i nocy. Pokazuje to, że jednak takie wyprawy wyciągają mnóstwo energii z człowieka, więcej niż mógłby on się spodziewać. No, ale skoro obiecałam dalszą część to nie wypada się z tego nie wywiązać. Tak, więc kontynuujemy podróż.
Noc mija nam stosunkowo spokojnie, kilka nocnych karmień, które przebiegają bez większych komplikacji. Synek budzi się kilka razy częściej niż normalnie, ale nie wpływa to znacząco na jakość snu (po 4 miesiącach można się przyzwyczaić do takich nocy). Ok. godziny piątej następuje "trwała" pobudka, szybki prysznic i przygotowanie się do śniadania (ubranie Bartusia, spakowanie potrzebnych rzeczy na warsztaty, przygotowanie wózka) i ruszamy na dół do Restauracji Hetmańskiej na hotelowe śniadanie. Przy wejściu wita nas przesympatyczna kelnerka, która wskazuje nam miejsce, gdzie możemy usiąść i bezpiecznie ulokować wózek. Po zamówieniu herbatki dla siebie i kawy dla Czekoladowej Babci, udaje się na "poszukiwania" czegoś odpowiedniego na śniadanko. A jest z czego wybierać, bufet śniadaniowy jest naprawdę imponujący, zaczynając od zwykłych dżemów, miodów, nutelli, a kończąc na kiełbaskach z cebulką, czy specjalnych dietetycznych produktach. Sama nie szaleję za bardzo, biorę standardowe składniki typu: ser żółty, biały, chlebek, masełko, jajko, rogaliki francuskie, kawałek serniczka, czy też bułeczkę. Nawet nie wiem kiedy zapełniam się do granic możliwości i pozwalam sobie już tylko na wodę mineralną niegazowaną. Po śniadanku rozpoczyna się najważniejsza część dnia - warsztaty z marką Pampers.
W tym celu udajemy się windą na 1 piętro do Salonu Saskiego. Zaraz po otwarciu drzwi windy, na miejscu wita nas cały zespół Pampersa - p.Marta Żysko - Pałuba - psycholog dziecięcy, ekspert Instytutu Pampers, p.Katarzyna Sempolska - ekspert Instytutu Pampers od rekreacji ruchowej mamy i dziecka, organizatorki całych warsztatów oraz inne mamy blogujące, które z tego miejsca serdecznie pozdrawiam (
Hafija,
wiewi00ra,
racjoo,
Agrafka,
Grzegorzowa,
Kahlan84) a także dzieciaczki i tatusiów obecnych na warsztatach :)
Nie zapominajmy o panu fotografie, który jak prawdziwy profesjonalista, nie marnując czasu "strzela" sesyjkę mi, Czekoladowej Babci i Bartulkowi. Nie do końca wiemy co się dzieje, ale ok ;))) Czekoladce nie za bardzo spodobało się to całe zamieszanie, które wytworzyło się wokół jego osoby i nie omieszkał tego zaprezentować. Wykrzywił swoją śliczną czekoladową twarzyczkę w coś na kształt podkowy - znak, że zaraz będzie płakać ;p Dlatego szybko udajemy się na bok, w celu uspokojenia go, nie obywa się bez pana Cyca, no ale to chyba zrozumiałe ;))) W trakcie karmienia do ekipy dołącza trzeci ekspert - dr n.med Danuta Rosińska-Borkowska - pani dermatolog. Gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca przy stolikach, rozpoczynają się wykłady.
Na początku krótkie wprowadzenie odnośnie marki Pampers - przybliżenie historii powstania samego pomysłu produkcji pieluszek, a także podkreślenie, że Pampers to nie tylko pieluszki, ale co ważne - grupa ekspertów, którzy dbają o jakość produktów wychodzących z firmy Procter & Gamble. Co mnie najbardziej zaciekawiło, to historia powstania samych pieluszek, którą nie omieszkam sobie tutaj przybliżyć. Otóż był sobie dziadek, który nie mógł patrzeć jak matki męczą się ze zmianą tetrowych pieluch, jako, że sam miał wnuczka postanowił wymyślić coś, co ułatwi życie rodzicom. Wpadł na genialny pomysł wyprodukowania słynnych "pampersów", które od 50 lat ułatwiają życie rodzicom na całym świecie, a od 20 lat istnieją na polskim rynku. Nie należy zapominać, że marka Pampers to nie tylko pieluszki, ale też chusteczki nawilżające, które w znaczący sposób wpływają na higienę i ochronę skóry dziecka. Dalsza część wprowadzenia opierała się na przybliżeniu marki Pampers - współpracy z UNICEF'em, organizowaniu pomocy w krajach afrykańskich (mój ulubiony temat :D) oraz kilka słów o organizowanej po raz kolejny Akademii Zdrowego Rozwoju, która zawita do różnych polskich miast. Dla mnie najważniejszy jest oczywiście Kraków, dlatego podaję datę przyjazdu namiotu do tego miasta - 19-21 sierpnia (inne miasta to: Warszawa, Łódź, Chorzów, Wrocław, Poznań, Szczecin, Gdańsk i Bydgoszcz - jeśli ktoś chce mogę podać daty przyjazdu Akademii). Ja będę w Krakowie z Bartulkiem, Czekoladową Babcią i mam nadzieję, że i Czekoladowy Tata się skusi. Tak więc, jeśli się tam wybierzecie to może uda się nam poznać :))) Dla niezorientowanych, pokrótce przybliżę o co w ogóle chodzi z tą Akademią Zdrowego Rozwoju - jest to super akcja, która pozwoli dorosłym zmierzyć się wyzwaniami, które na co dzień stają przed maluchami i spojrzeć na świat oczami dziecka. W namiocie przygotowane zostaną specjalne "przeszkody" dnia codziennego, które rodzice będą mogli sami pokonać m.in. olbrzymie ubranie i trudność w poruszaniu się w nim, czy nauka chodzenia :P Także zapowiada się ciekawie. Ale dość tego mojego wykładu.
Po tym krótkim wprowadzeniu, do głosu doszła pani dermatolog, która w dość interesujący sposób przybliżyła problem odparzenia pieluszkowego oraz scharakteryzowała najważniejsze różnice pomiędzy skórą bobaska, a skórą dorosłego. Myślę, że w kolejnych postach postaram się troszkę przemycić informacji z wykładów, żebyście i Wy mogły z nich skorzystać. A tymczasem przechodzimy do pani psycholog, która z kolei mówiła o istocie snu w życiu noworodka i niemowlęcia. Trzeci ekspert skupił się na kontakcie rodzica z dzieckiem poprzez wspólne ćwiczenia i czas spędzony z maluchem. Było to o tyle interesujące, że na własnej skórze mogliśmy się nauczyć fajnych ćwiczeń, które potem można wykorzystać w domku. O tym również w kolejnych postach. Generalnie wykłady były naprawdę ciekawe i co najważniejsze nie przynudzały. Sama nie uczestniczę w wykładach na uczelni (nieładnie mtotowangu, nieładnie ;p), ale muszę przyznać, że te mnie wciągnęły (być może dlatego, że poruszały tematy tak bliskie mojej osobie). Podczas tych wszystkich przemówień Czekoladka zdecydowała, że jednak pochłanianie wiedzy pozostawi Mamie, a sama zrelaksuje się w wózeczku. Obudziła się dopiero na ćwiczenia praktyczne, oczywiście po wcześniejszym jedzonku (bo przecież energię na zabawę trzeba mieć, co nie? :P).
Po różnych szaleństwach na dmuchanej piłce, wyginaniach na macie i sesji fotograficznej Bartulka, przyszła kolej na indywidualne porady ekspertów. Postanowiłam wykorzystać ten czas na zgłębienie wiedzy o skórze mojego Mulatka, a także o rady psycholog nt. snu Czekoladki. Co ważne, w końcu trafiłam na prawdziwych profesjonalistów, od pani dermatolog (która nota bene doskonale zna skórę Ciemnoskórych, gdyż sama spędziła sporo czasu w krajach afrykańskich) dowiedziałam się, że przyczyną jaśniejszych plamek na twarzy Czekoladki, jest nie krem Oilatum, czy inne kremy (zwracam honor!!!!!!!) a po prostu moja dieta. Okazało się, że Synek najprawdopodobniej uczulony jest na jajka, tak więc muszę zmodyfikować swoją dietę (bye bye jajka, makarony jajeczne, biszkopty, cytrusy i inne smakołyki :(), ale jest o co walczyć. Nie pozwolę, żeby twarz Bartulka szpeciły te plamki. Upewniłam się też, że wybór Oilatum i innych emolientów jest trafiony, więc chociaż o to jestem spokojna. Od pani psycholog dowiedziałam się, że Czekoladka nie prześpi mi całej nocy dopóki nie nauczę go samodzielnego zasypiania i nie reagowania na każde jego stęknięcie. Będzie to ciężkie, ale wierzę, że dam radę. :)))
Z pulsującą głową pełną wiadomości i upominkiem od firmy Pampers udaliśmy się na wspólny lunch do restauracji hotelowej. Jedzenie i tym razem delikatnie zmienione z racji mojej diety matki karmiącej. Bartulkowi najwyraźniej nudziło się podczas, gdy Mama delektowała się tymi pychotkami - pokazywał jaki to on ma temperament (nawet ekspertki stwierdziły, że jest nad wyraz silny i ciekawy świata, no bo kto to widział, żeby 4 miesięczne dziecko pewnie trzymało głowę, baaa... chciało chodzić i siedzieć, taki oto jest Bartuś ;p). Koleżanki - bloggerki stwierdziły, że już wiedzą, dlaczego nie widać po mnie pozostałości ciąży - Bartek nie daje mi utyć, z nim nie ma czasu na siedzenie, wszystkie pochłonięte przeze mnie kalorie spalane są w postaci spacerków z "panem ciekawskim". Hihihi... To nie moja wina, że Czekoladka jest zainteresowana wszystkimi i wszystkim ;) A, że temperamencik ma, to ja to doskonale wiem, i bynajmniej nie jest to zasługa tanzańskich korzeni ;p Po lunchu przyszedł czas na
zwiedzanie fabryki Pampersa na warszawskim Targówku.
Opcja ta nie spodobała się Bartusiowi. Zakomunikował to tak donośnie, że nikt, dosłownie nikt, nie miał ku temu wątpliwości. Na szczęście chwila na świeżym powietrzu skutecznie go przekonała do tego, że jednak Mama chciałaby zobaczyć jak powstają jego "pampiorki". Czekoladowa Babcia przejęła opiekę nad Synkiem, a Mama (pod warunkiem możliwości zawrócenia w momencie kryzysowym) weszła na teren fabryki (żeby wejść na jej teren należy pokazać dowód tożsamości ze zdjęciem, następnie drukowany jest specjalny imienny identyfikator i wręczana jest informacja z podstawowymi zagadnieniami BHP - foto poniżej).
Jako, że wewnątrz nie można robić fotek, (jest to w pełni zrozumiałe) to nie pokażę Wam jak wygląda fabryka, ale możecie mi uwierzyć, że wszystko jest na jak najwyższym poziomie. Na terenie fabryki obowiązkowo należy założyć zatyczki do uszu oraz ochraniacze na buty. Moje były wyjątkowo niewygodne (ech, uroki małych stóp ;p) i sprawiły, że czułam się jak koń haha. Naprawdę. Zresztą nawet odgłos wydawany podczas chodzenia przypominał mi tętent kopyt, ale do rzeczy ;))) Po zabezpieczeniu uszu i obuwia weszliśmy do "serca fabryki". Fabryka, jak to fabryka - taśmy produkcyjne, mnóstwo przeróżnych materiałów zaczynając od rzep, a kończąc na materiale z obrazkami znanymi z pieluszek. Zapomniałam napisać, że po fabryce oprowadzał nas bardzo sympatyczny pracownik, który odpowiadał na nasze nawet najgłupsze pytania ;p Dzięki niemu dowiedziałyśmy się, że w ciągu 1 minuty (!!) powstaje 910 pieluszek, a obecnie testowana jest maszyna, która ma zwiększyć tę liczbę do 1000. Imponujące. Powiem Wam w sekrecie, że możecie być pewne, że wszystkie pampersy są dokładnie sprawdzane i selekcjonowane. Nie ma mowy o znalezieniu w paczce wadliwego czy dotkniętego przez obcych pampersa. Świeżutka paczuszka otwarta przy nas w celach poglądowych wylądowała w koszu. Również mogę Was zapewnić, że firma
Procter & Gamble doskonale wie co robi, czego dowodem jest zaufanie Mam nie tylko z naszego kraju (także Turcji czy Rosji ;))) Planowane są nowe niespodzianki dla użytkowników pieluszek, ale nie wiem czy mogę o tym pisać hihi. Po zwiedzaniu fabryki przyszedł czas na test pieluszek i chusteczek. Wszystko odbywało się dokładnie tak jak w reklamie. Sprawdzana była chłonność pieluszek firmy Pampers oraz konkurencyjnych, a także pH chusteczek nawilżających. Chyba nie muszę pisać kto wygrał hehe.
Mogę Was zapewnić, że nie zrezygnuję z kupowania Pampersów. Dla mnie są najlepsze i nie piszę tego, dlatego, że dzięki tej firmie miałam okazję być w stolicy. Nic z tych rzeczy. Po prostu te pieluszki jak na razie najlepiej się sprawdzają, a miałam okazję wypróbować inne, tańsze wersje.
Po wysłuchaniu naszych opinii na temat produktów i sugestii mam odnośnie proponowanych nowinek udałyśmy się z powrotem do autobusu, by na nowo wrócić do hotelu. Szczerze, to nie mogłam się do końca skupić w tej fabryce, gdyż cały czas myślami byłam przy Czekoladowej Babci i Bartku. Okazało się, że Synek po długiej walce stoczonej z Babcią zapadł w sen. Przyczyniła się do tego kreatywność mojej Mamy - specjalnie zaimprowizowana bajka hehehe. Podczas podróży powrotnej, głodny Bartek pokazał siłę swoich płuc, tak więc co sił w nogach biegłam do hotelu w celu jego nakarmienia. Gdy już Czekoladowy brzuszek był pełen mleczka, wraz z Czekoladową Babcią udałam się na 3 daniową kolację do hotelowej restauracji (poniżej voucher na kolację :))
Jedzenie po raz kolejny zostało przygotowane zgodnie z zasadami diety Matki Karmiącej :P Po kolacji i szybkim ogarnięciu się wyruszyłyśmy na podbój stolyyyycy, ale o tym w kolejnym poście :)
cdn...
PS. widzicie godzinę publikacji? Bartulek zaserwował nam wczesną pobudkę hihihi. Smyk obudził się o 00.50 i zdecydował, że nie pójdzie spać. Mama odpaliła kompa ok. 3:50, a ten myk i już śpi... Ale nie ma tego złego ;)
***