Pamiętacie jak wspominałam Wam o różnych marzeniach odnośnie przyszłości Czekoladki? Tata pragnął by Synek został piłkarzem, wujek chciał zrobić z chrześniaka światowego tenisistę, a Mama pragnęła jedynie dobra dziecka, bez względu na to kim miałby być. Dlaczego o tym wspominam? Otóż moja Mama (a Babcia Czekoladki) wymyśliła sobie, że Bartuś będzie nikim innym jak... ornitologiem (!!!) haha. Oczywiście więcej jest w tym żartu niż prawdy, ale podstawy do takiego myślenia są. A skąd? Ano stąd, że Karmelek od wczesnych tygodni swojego życia z zapartym tchem obserwował latające i lądujące ptaszki, a to krakowskie gołębie pod Maminą uczelnią, a to wróbelki z domowego okna, a to wrony radośnie kraczące o poranku.
Na początku była to zwykła obserwacja, ale od jakiegoś czasu skupiony wzrok Czekoladki przemienił się w olbrzymie Czekoladowe salwy śmiechu. Właściwie to ciężko mi sprecyzować tą Czekoladową reakcję, bo jest to pomieszanie śmiechu z głośnym piskiem. Utrzymanie Bartulka podczas takiej radości jest nie lada wyzwaniem.
Niestety (a może i stety), to całe "ornitologowanie" z reguły odbywa się, podczas gdy Mama ciężko studiuje na uczelni. W tym czasie, Babcia z wnuczkiem namiętnie wyglądają przez balkonowe okno i wypatrują ptaków. A teraz przechodzimy do znaczącej roli Dziadka, w tym całym ptasim safari. Muszę Wam powiedzieć, że biedny Babu zmuszony został przez Króla Simbę i Babciną Królową do zrobienia "lądowiska" dla ptaków. Dokładnie tak.
A jak to dokładnie wygląda, możecie zobaczyć sobie na fotkach. W skrócie - jest to swego rodzaju platforma, na którą Babcia, Dziadek, a czasami Mama wysypują różnorodne ziarenka dla wygłodniałych ptaszków. A powiem Wam, że jest kogo karmić. Przylatują do nas najróżniejsze ptaszorki - a to wróbelki, a to sikorki z żółtymi brzuszkami, a to sroki złodziejki, a także szaruteńkie gołąbki.
Radość Bartusia z obserwowania tych ptasich schadzek jest niesamowita. Skacze, wyrywa się z rąk i wręcz chce potowarzyszyć kompanom w ich obiadkach. Ale to nie koniec Karmelkowych atrakcji. Otóż, gdy ptaki spowszednieją Bartulkowi, zawsze może liczyć na urozmaicenie swojego safari poprzez podglądanie dwóch kotków, które upodobały sobie nasz ogródek. Wystarczy delikatnie poruszyć drzwiami balkonowymi, a te w mig zjawiają się pod naszym balkonem. Nie raz, nie dwa Król Simba śmieje się z ich malutkich rozumków, gdy zawzięcie wspinają się na brzozę i próbują złapać nasze sikoreczki.
Hihihi... taki oto mamy swego rodzaju zwierzyniec za oknem. A na koniec musimy serdecznie podziękować Babci i Dziadziusiowi za tak wczesne edukowanie małego Wnuczka :)))) Co jak co, ale nauka dbania o zwierzątka przekazywana jest mu od najmłodszych lat :)))
Gorzej jak przyprowadzi mi do domu jakiegoś pająka albo ślimaka, jak to Mama miała w zwyczaju w dzieciństwie. Haha, wtedy chyba tego nie przeżyję ;)))) No ok, przeżyję, bo sama tak robiłam, ale jak przyniesie mi do domu afrykańską czarną mambę to ja podziękuję ;))))
Na początku była to zwykła obserwacja, ale od jakiegoś czasu skupiony wzrok Czekoladki przemienił się w olbrzymie Czekoladowe salwy śmiechu. Właściwie to ciężko mi sprecyzować tą Czekoladową reakcję, bo jest to pomieszanie śmiechu z głośnym piskiem. Utrzymanie Bartulka podczas takiej radości jest nie lada wyzwaniem.
Niestety (a może i stety), to całe "ornitologowanie" z reguły odbywa się, podczas gdy Mama ciężko studiuje na uczelni. W tym czasie, Babcia z wnuczkiem namiętnie wyglądają przez balkonowe okno i wypatrują ptaków. A teraz przechodzimy do znaczącej roli Dziadka, w tym całym ptasim safari. Muszę Wam powiedzieć, że biedny Babu zmuszony został przez Króla Simbę i Babciną Królową do zrobienia "lądowiska" dla ptaków. Dokładnie tak.
A jak to dokładnie wygląda, możecie zobaczyć sobie na fotkach. W skrócie - jest to swego rodzaju platforma, na którą Babcia, Dziadek, a czasami Mama wysypują różnorodne ziarenka dla wygłodniałych ptaszków. A powiem Wam, że jest kogo karmić. Przylatują do nas najróżniejsze ptaszorki - a to wróbelki, a to sikorki z żółtymi brzuszkami, a to sroki złodziejki, a także szaruteńkie gołąbki.
Radość Bartusia z obserwowania tych ptasich schadzek jest niesamowita. Skacze, wyrywa się z rąk i wręcz chce potowarzyszyć kompanom w ich obiadkach. Ale to nie koniec Karmelkowych atrakcji. Otóż, gdy ptaki spowszednieją Bartulkowi, zawsze może liczyć na urozmaicenie swojego safari poprzez podglądanie dwóch kotków, które upodobały sobie nasz ogródek. Wystarczy delikatnie poruszyć drzwiami balkonowymi, a te w mig zjawiają się pod naszym balkonem. Nie raz, nie dwa Król Simba śmieje się z ich malutkich rozumków, gdy zawzięcie wspinają się na brzozę i próbują złapać nasze sikoreczki.
Hihihi... taki oto mamy swego rodzaju zwierzyniec za oknem. A na koniec musimy serdecznie podziękować Babci i Dziadziusiowi za tak wczesne edukowanie małego Wnuczka :)))) Co jak co, ale nauka dbania o zwierzątka przekazywana jest mu od najmłodszych lat :)))
Gorzej jak przyprowadzi mi do domu jakiegoś pająka albo ślimaka, jak to Mama miała w zwyczaju w dzieciństwie. Haha, wtedy chyba tego nie przeżyję ;)))) No ok, przeżyję, bo sama tak robiłam, ale jak przyniesie mi do domu afrykańską czarną mambę to ja podziękuję ;))))
Źródło: http://www.africanreptiles-venom.co.za/black_mamba.html
PS. woskowy kiboko przyniósł mi szczęście. Wszystko poszło po mojej myśli. Jupi :)))) Szkoda, że teraz umieram z niewyspania i zatkanego nosa :(
***
mały czekoladowy słowniczek:
babu - dziadek
kiboko - hipopotam
***