wtorek, 28 maja 2013

Gdzie kończy się, a zaczyna się prywatność dziecka.

Wiem, wiem. Patrząc przez okno, aż trudno uwierzyć, że niespełna tydzień temu można było wygrzewać się w samym bikini na plaży, ale taka jest niezaprzeczalna prawda. Sama ubolewałam, że nie założyłam kostiumu podczas wyjazdu nad jezioro, no ale... Tłumaczyłam to sobie: Pewnie będę jedyna, nie wiem czy mi wypada, a to to, a to tamto. A nie byłabym. Ludzie spragnieni promieni słonecznych, śmiało odkrywali swoje ciała, wskakując w swoje kąpielówki i stroje kąpielowe. Dorośli... Bo dzieci, nie wiedzieć czemu, owego ubioru na sobie nie miały. No właśnie. Nie miały. Co dla mnie jest niezrozumiałe. Ja wiem, że taka 'moda', ja wiem, że tak wygodniej, ale czy zwykłe majteczki {jeśli już nie chcemy kisić dziecka w pampersie} naprawdę tak przeszkadzałyby dzieciom w ich wodnych i piaskowych zabawach? Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem rodziców, którzy wystawiają swoje dzieci i ich ciała na widok zupełnie obcych ludzi. Ja wiem, że teoretycznie każdy ma to samo, ale czy to oznacza, że każdemu musimy to udowadniać na każdym kroku? Nie chodzi mi tylko o higienę, ale przede wszystkim o prawo do prywatności i intymności. Dziecko też ma to prawo i nikt inny, tylko RODZICE/opiekunowie powinni tej prywatności strzec. Już nawet nie mówię o masie fotek z kąpieli wrzucanych na bloga/facebooka, nie moja sprawa i nie mnie to oceniać. Ale, gdy obok mnie przebiega 5letnie nagie dziecko, to aż mi się normalnie nóż w kieszeni otwiera. Bo skąd wiemy, kim są inni plażowicze, skąd mamy pewność, że żaden z nich nie ma zaburzeń psychicznych i golizny dziecka nie potraktuje jako swego rodzaju zachęty do skrzywdzenia dziecka? Niestety żyjemy w takich czasach, w których zrobienie fotki gołemu dziecku zajmuje mniej niż 5 sekund i powinno się mieć na to baczenie. Bo nie wiem jak Wy, ale ja nie chciałabym znaleźć zdjęcia nagiego Czekoladki w Internecie... O innych rzeczach nawet nie myślę!

Apeluję do rodziców - pomyślcie zanim rozbierzecie swoje dziecko na plaży/nad jeziorem/na basenie. To, że dziś nic złego się nie stało, nie znaczy, że jutro nic się nie stanie. 'W najlepszym' przypadku będzie to 'tylko' 'głupia' fotka roznegliżowanego dziecka zrobiona przez przypadkową osobę i wrzucona do sieci.

***

poniedziałek, 27 maja 2013

Biedronko! Carrefourze! Gniewam się na was!

I nie wiem, czy będę dalej robić u was zakupy z Czekoladką. No, bo jak to tak dyskryminować Małego Człowieka, który chce samodzielnie zrobić u was zakupy? No, jak to tak? Do tej pory, przynajmniej u mnie w Carrefourze, były małe wózki sklepowe dla dzieci, ale od jakiegoś czasu ich nie ma! Pewnie każdy kojarzy, o których wózkach piszę - takich małych z chorągiewką. Ooo takie, jak te w Stokrotce.


Czekoladka je uwielbia i zaraz po wejściu do sklepu prosi o swój koszyczek. O ile w Stokrotce taki jest, o tyle w dwóch wymienionych przeze mnie sklepach ich nie ma! {kochani, a jak jest u Was? może to tylko u mnie w mieście sprawy tak się mają?}. Utrudnia mi to niesamowicie zakupy. Czekoladka płacze i prosi o koszyk, a gdy słyszy, że takowego nie ma, jest wściekły jak osa. Z trudem udaje mi się go przekonać do jazdy wewnątrz wózka. Ech, no masakra jednym słowem. Chyba napisze petycję do Biedronki i Carrefoura :D Ale wcześniej muszę się rozeznać, czy w innych miastach jest podobnie? Proszę o informację :)

***

niedziela, 26 maja 2013

W poszukiwaniu 'skręconego skrzydła' :)

Nadrabiam zaległości. Dzisiaj będzie o kolejnym nietypowym spotkaniu, które miało miejsce zupełnie przypadkowo podczas pozornie normalnego spacerku.

Czekoladka, jak na faceta przystało, lubuje się w huczących, buczących, hałasujących maszynach. Fascynują go wszelkie samoloty, ciężarówki, pociągi, koparki, śmieciarki, betoniarki... i tak dalej, i dalej. Większość z tych pojazdów ma okazję obserwować na codziennych spacerkach. Jednak to, co udało nam się zobaczyć z zupełnego bliska przerosło Czekoladowe oczekiwania. No, bo powiedzcie mi, czy codziennie udaje Wam się zobaczyć startujący helikopter? Bo nam nie. Owszem niedawno widzieliśmy mnóstwo samolotów/helikopterów {o tym wkrótce}, ale były one w bezruchu. Dlatego tak duże wrażenie robiło na nas niespodziewane lądowanie i startowanie helikoptera z lądowiska na szpitalu.


Korzystając z okazji...

Naszego Święta wszystkim Mamom {ciężaróweczkom także} życzę mnóstwo radości, cierpliwości, wytrwałości i miłości od swoich dzieciaczków. Bo prawda jest taka, że nie ma piękniejszej i prawdziwszej miłości niż miłość rodzicielska. Każdego dnia powinnyście o tym pamiętać :) Wszystkiego najlepszego Mamusie! :)

Teraz troszkę prywaty - Mamo, ściskam mocno i obiecuję regularnie zamieszczać tutaj wpisy o Twoim ukochanym wnuczku :) :* Buziaki :)

http://www.wallsfeed.com/happy-mothers-day-2/

sobota, 25 maja 2013

Bo ja lubię... mówić z Tobą!

Dzień jak co dzień. Duża Czekoladka po pracy dzwoni do nas na Skypie. Odbieramy - ja i Czekoladka. Bartuś zaczyna:
Bartuś: -A....ku {imię Taty}
Tata: -Bartunciu!
B: -Bambo {czyt. Mambo ;)}
T: -Poa!
T: -Mambo Bartuniu?
B: -Pooooła!
T: -How are you my Son?
B: -Ajm faaaaaaaajn. End ju? {tutaj troszkę pomaga Mama, która podpowiada dalsze kwestie do ucha Czekoladki. Alee ciiiii, bo Tata o tym nie wie ;)}.
T: -I am fine too :)
B: Ajloju.
T: I love you too!
B: Ajmisju.
T: I miss you too my baby boy! 

I potem przychodzi pora na rozmowę Żony z Mężem. Oczywiście Synek czasami się dołącza, ale z reguły po tym krótkim powitaniu z radością ucieka do pokoju Babci :) W końcu musi się pochwalić, że rozmawiał z Tatą.

To taka mała odpowiedź na pytanie: po jakiemu rozmawiacie z Dużą Czekoladką. Ja rozmawiam z Mężem po polsku {czasami mieszamy polski i ang}, w przypadku, gdy piszemy, używamy języka angielskiego + kilku słówek po suahili {Mężowi tak wygodniej}. Z kolei Czekoladka rozmawia z Tatą w 3 językach. Nie wiem, ile z tego rozumie, no ale ;)

Ech, tęskni mi się. Każdego dnia, coraz mocniej....

***

Coś smacznego i zdrowego dla dzieciaczków :)

Wspominałam o tym już na swoim blogu fitnessowym, ale nie wiem, czy każdy tam dociera {swoją drogą zapraszam :)}, dlatego postanowiłam napisać o tym także i tutaj. Jakiś czas temu, udałam się z Czekoladką do Ikei w poszukiwaniu foremek na lody. Wypatrzyłam je na stronie internetowej Ikei i od razu zapragnęłam je mieć u siebie. 

ikea.com

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wybrałam się do Ikei i oto je mam :) Co prawda, nie różowe, o których marzyłam, ale niebieskie :) I to dwie 6częściowe paczuszki :) Moje serce się raduje na ich widok. W planach mam zrobić lody z naturalnego, świeżo wyciskanego soku pomarańczowego, bo takiej opcji jeszcze nie próbowałam :) Do kilku z nich dodam odrobinę miąższu, żeby czuć smak prawdziwej pomarańczy :) Mmmmm...

piątek, 24 maja 2013

Mama ci-pa?!

czyli o tym, jak Czekoladka przekręca słowa :) Prawda jest taka, że większość słów, Czekoladka wymawia bardzo wyraźnie, ale jest wśród nich kilkanaście takich wyrazów, które notorycznie przekręca, dlatego postanowiłam je spisać w jednym miejscu. 

Właściwie to mogę napisać, że ten post pełni dwojaką funkcję. Po pierwsze, jest to wpis roboczy "ku pamięci" - codziennie będę tutaj dopisywać nowe słówka, które usłyszę z ust Czekoladki i będą one godne zapamiętania. Po drugie, jest to specjalny słowniczek dla Dużej Czekoladki, który zamartwia się, że po powrocie do Polski, nie będzie rozumiał swojego Czekoladowego Synka. Dlatego, żeby mu ułatwić komunikację z Czekoladką, postanowiłam spisać wszystkie neologizmy Bartunka :) 

czwartek, 23 maja 2013

Bo warto pomyśleć także o rodzinie...

Ubezpieczenie to bardzo ważna sprawa w życiu człowieka. Wiadomo, że wypadki chodzą po ludziach, dlatego warto pomyśleć o swojej przyszłości już teraz. Ubezpieczenie, to kupowanie spokoju i poczucia, że w sytuacji, gdy spotka nas coś złego, możemy liczyć na wsparcie finansowe. Warto o tym porozmawiać zwłaszcza, gdy dokonuje się jakaś ważna zmiana w naszym życiu np. powiększenie rodziny. Jednak o co pytać? Sama mam z tym mnóstwo problemów, ale tak naprawdę do tej pory mało mnie to interesowało. Ubezpieczenie było mi potrzebne tylko w razie wypadku lub kontuzji na AWFie. A teraz? Teraz, gdy Czekoladka jest ze mną wszystko się zmieniło. Wraz z jego pojawieniem się na świecie, zaczęłam myśleć nie tylko o sobie, ale przede wszystkim o swoich najbliższych. Na szczęście Aviva stworzyła fajną opcję ubezpieczenia dla całej rodziny - oferta obejmuje leczenie chorób tj. rak, zawał udar, rehabilitację po wypadku, 'pensję' w razie poważniejszych powikłań, które uniemożliwią powrót do pracy, pieniądze na leczenie w prywatnych klinikach, a także ubezpieczenie dla naszych bliskich. Po więcej szczegółów odsyłam na strony: www.aviva.pl, www.avivainvestors.pl, www.aviva.com, https://www.youtube.com/user/aviva/.

W szczególności polecam programy ubezpieczeniowe dla dzieci: http://www.aviva.pl/zycie-i-zdrowie/programy-dla-dzieci.html

Wózkodrajwer.

Okey. Powtórzę się i kolejny raz napiszę, że zaniedbałam tego bloga. Dostałam porządny 'ochrzan' od Mamy, że olewam Czekoladkowego bloga, dlatego postanawiam poprawę i będę codziennie wrzucać minimum jeden wpis :) Tyle dzieje się w życiu Czekoladki, że na bank nie będzie mi brakować tematów do opisania.

Zacznę od najświeższych wieści. Otóż w minioną niedzielę, wybraliśmy się {Czekoladka, Mama, Dziadek i Babcia} nad jeziorko, w celu rozpoczęcia sezonu grillowego {Dziadek}, piaskowo - wodnego {Czekoladka} i rolkowego {Mama i Babcia}. Śmiało mogę napisać, że każdy z utęsknieniem czekał na swoją część i co najważniejsze, każdemu udało się ową część zaliczyć. Mama z Babcią pośmigały na rolkach, podczas gdy Bartuś bawił się wodą z pobliskiego jeziorka pod czujnym okiem grillującego Dziadka :D Nie sądziłam, że te wszystkie czynności można tak sprytnie połączyć, ale jak widać udało się. Chyba nikogo nie zdziwię, gdy napisze, że najbardziej zadowoloną z niedzielnego wypadu nad jezioro osobą był... Bartuś. Ale to chyba nikogo nie zaskoczyło - woda, piasek, zabawki, piłka, trawa... Czegóż więcej może od życia chcieć dwuletni chłopiec? Czekoladka czerpał niesamowitą radość z przelewania, wylewania, podlewania i ogólnego taplania się wodą. Największą radochę sprawiało mu wlewanie wody do swoich adidasów i dreptanie w mokrych skarpetach po piasku :D {nic to, że Mama nie wzięła na zmianę ani butów, ani skarpetek. Aparatu też nie wzięłam, stąd fotki z komórki :D}.


sobota, 4 maja 2013

Nietypowe Czekoladowe spotkania.

Powracam na dobre tory - znowu przestawiłam się na pozytywne myślenie. Mam nadzieję, że będzie to miało wydźwięk w nadchodzących postach o Czekoladce. Bo w jego życiu dzieje się sporo, a ja głupia, przez moje lenistwo, na chwilę zapomniałam dla kogo piszę tego bloga. No, ale dość gadania - przejdźmy do rzeczy.

W ostatnich kilku dniach Bartunia miał okazję zmienić swoją codzienną osiedlową trasę, na całkiem przyjemne, nie tak bardzo odległe leśno - wodne klimaty. Jako, że Czekoladka jest teraz wieeeeeeeeelkim miłośnikiem wody {jeśli spotkacie kiedyś Czekoladowego chłopca i jego Mamę wrzucających kamienie/szyszki/orzechy do rzeczki, to możecie być pewni, że właśnie spotkaliście bohaterów Naszego Czekoladowego Szczęścia ;)}, to postanowiliśmy go zabrać nad wodę tak wieeeeelką, jak jego miłość :) No okey, może troszkę przesadziłam z tym rozmiarem, bo miłość Czekoladki jest nie do opisania, no ale... Nad wodą byliśmy i temu nikt nie może zaprzeczyć. Na dowód załączam te oto fotki:

piątek, 3 maja 2013

Wyjaśnienie.

Raaaannny. Nie spodziewałam się takiego odzewu z Waszej strony. Wpis, wbrew pozorom, nie był o końcu mojej tęsknoty za Dużą Czekoladką. Niestety tęsknota się nie skończyła - nie ma Męża z nami w Polsce. Sprawy zawodowe zatrzymały go w Tanzanii - oboje ustaliliśmy, że tak będzie lepiej - w dzisiejszych czasach należy szanować swoją pracę, bo naprawdę łatwo ją stracić, a ciężko zyskać, dlatego dla dobra naszej przyszłości postanowiliśmy, że przeniesiemy w czasie nasze spotkanie. Wiem - jest to dziwne, tym bardziej, że nie widzieliśmy się pół roku, ale ja wierzę, że w końcu los się do nas uśmiechnie i razem będziemy tworzyć szczęśliwą rodzinę. Mamy wiele planów, wiele niespełnionych marzeń, ale jestem przekonana, że do końca roku, nasze życie się ustabilizuje. 

Wiele osób zadaje mi pytanie, dlaczego nie polecisz do Tanzanii z Synkiem? Będziecie razem, we trójkę, Bartek będzie miał Tatę na co dzień. Pozwólcie, że o tym decydować będziemy w swoim rodzinnym gronie. Na tę chwilę nie mamy warunków do przeprowadzki - gdyby to chodziło tylko o mnie, to mogłabym nawet dzisiaj spakować się, wsiąść w samolot i polecieć do Męża. Kocham go i chcę być przy nim, nie ważne, czy w małym pokoiku, czy w dużym domu. Jednak tutaj należy spojrzeć na kogoś ważniejszego niż ja - na Czekoladkę. Owszem tęskni za Tatą, wciąż o nim pamięta i go woła, ale jestem przekonana, że ta decyzja, którą wspólnie podjęliśmy jest słuszna. Gdy tylko warunki w Tanzanii pozwolą nam na przeprowadzkę, pewnie to uczynimy. Dla dobra naszej rodziny. Na tą chwilę nie chcę bardziej rozwijać tego tematu i wierzę, że uszanujecie moje zdanie.