poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Koniec.

Nasze Czekoladowe Szczęście...

sobota, 20 kwietnia 2013

10!

Dokładnie tyle dni zostało do powrotu Dużej Czekoladki! Nie mogę się doczekać, Bartuś także. Na początku nie chciałam mu mówić, że lada dzień Tata będzie z nami, bo bałam się jego reakcji {obecnie jest na etapie, że chce wszystko mieć tu i teraz. Słowa 'za chwilę', 'za minutkę', 'później', 'za 10 dni' nie istnieją oO}. Na szczęście tym razem Czekoladka przyjął te słowa bez krzyku i płaczu i teraz non stop powtarza: "Tata pójdzie spacerek z Bartusiem". Rany. Nie mogę się doczekać tej chwili. Wszystko będzie jak dawniej. Nie mam zamiaru rozstawać się ponownie. To jest chore. Sytuacja, w której rodzic nie widzi swojego dziecka tak długo, nie powinna mieć nigdy miejsca. Podjęliśmy pewne decyzje, które miejmy nadzieję pozwolą zmienić tą sytuację raz na zawsze. Ja od kilku dni namiętnie szukam pracy {jeżeli ktoś coś wie, to proszę o informację :)} - teraz, gdy Mąż będzie z nami, śmiało mogę się 'wyrwać' na kilka godzin. Do tej pory było to niemożliwie, bo nie miałam z kim zostawić Czekoladki. No, ale... Nie zapeszajmy. Oby wszystko się udało :)

Wczoraj zrobiłam sobie listę życzeń - znalazły się na niej przepyszne smakołyki z Tanzanii, czyli:
-awokado,
-nerkowce,
-kasawa,
-banany do gotowania,
-przyprawy do ugali i pilau,
- kokosy.

W sumie to nie wiem, czy to jest wszystko. Ooo przypomniało mi się, że jeszcze potrzebuję nową buteleczkę olejku kokosowego do Czekoladkowych włosów. Koniecznie muszę napisać do Dużej Czekoladki jeszcze z tą prośbą. Rany. Nie wierzę, że za niecałe 2 tygodnie przytulę się do Męża. Wiem, to nie jest normalne, ale niestety tak wygląda nasze życie na dzień dzisiejszy. Mam nadzieję, że była to ostatnia, tak długa rozłąka.

Mężu, czekamy :*

***



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Bo brzuch to nie popielniczka.

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł, który mówił, że aż 30% palących kobiet nie rzuca palenia tuż po ujrzeniu dwóch kresek na teście ciążowym, a aż 11% ciężarnych przyznaje się do palenia w trakcie ciąży! Naprawdę mnie to zszokowało. Sama będąc w ciąży, od razu całkowicie zmieniłam swój styl życia - przestałam pić alkohol, w tym mojego ukochanego Reddsa, bardziej zwracałam uwagę na to, co wkładam do buzi i w ogóle starałam się zdrowo odżywiać. Dodatkowo zaczęłam zwracać uwagę na to, w jakich miejscach się znajduję. Pamiętam, jak unikałam przystanków autobusowych, bo nie wiedzieć czemu, tuż obok nich zawsze było najwięcej palaczy. Przerażające było to, że palące obok mnie osoby, w ogóle nie zwracały uwagi na to, że jestem w widocznej ciąży i zatruwają nie tylko siebie, czy mnie, ale przede wszystkim niewinnego małego człowieka. Na szczęście sprytnie udawało mi się unikać takich ludzi, dzięki czemu teraz mogę bez wyrzutu powiedzieć - dbałam o Czekoladkę od samego początku. 

Niedawno obejrzałam reportaż - prowokację, podczas której kobieta ze sztucznym ciążowym brzuchem, podchodziła kolejno do ludzi na przystanku i prosiła ich o podpalenie papierosa. Szokujące było to, że żadna z 'podpalających' owego papierosa osób nie zwróciła kobiecie uwagi, że nie powinna palić będąc w zaawansowanej ciąży. Na późniejsze pytania dziennikarza, dlaczego tego nie zrobili, ludzie odpowiadali, że to nie jest ich sprawa, bądź, że nie zauważyli, żeby kobieta była w ciąży. Przerażające. Nie jestem fanatyczką, ale naprawdę w takich chwilach nóż mi się otwiera w kieszeni. Tu nie chodzi o tą kobietę, tylko o małą bezbronną istotę, która ma prawo do zdrowego rozwoju. 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Spacerowe przemyślenia.

W końcu wyszło słońce. Co prawda, Czekoladka na jego widok wcale nie jest zadowolony - zawsze, o poranku wkrada się do naszego pokoju i atakuje zaspane oczy. Bartuś głośno wygania je z okrzykiem: Sun! Nie, nie. Boję się. Słonić {czyt. zasłonić okno}, no ale co ja mu zrobię, że słoneczko kocha nasz pokój :D Ja tam się cieszę na jego widok. Nie mogę się doczekać aż zrobi się na tyle ciepło, że będziemy mogli wychodzić na zewnątrz w samych t-shirtach i spodenkach <3

Dzisiaj, pomimo tego słońca, na zewnątrz wcale nie było ciepło. Zmarzłam podczas spacerku niesamowicie. Dobrze, że ciepło ubrałam Czekoladkę, bo inaczej pewnie i on by zamarzł. A tak to, odbyliśmy prawie 2h spacerek w towarzystwie koleżanki Julki i jej Mamy {często mijaliśmy się na spacerach, a teraz była okazja pospacerować razem i się bliżej zapoznać}. Julka jest niewiele młodsza od Czekoladki, ale jest zdecydowanie wyższa. Ale co się dziwić, jak jej rodzice są wysocy, a ja z Dużą Czekoladką niekoniecznie ;) 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Po co dziecku zabawki?

Okey, ale zanim zacznę o zabawkach, czas nadrobić zaległości. A jest tego troszkę.

Po pierwsze - Wielkanoc - Czekoladka po raz trzeci wybrał się z Mamą i Babcią z koszyczkiem do kościoła. Wszystko z pozoru było takie same, za wyjątkiem jednego ważnego szczegółu - w tym roku Bartunia miał swój własny koszyczek, który z dumą niósł jakieś ekhm... 10 metrów :D Tym sposobem, Mama sama 'tachała' dwa koszyczki z jedzonkiem i samochodzikiem. Tak, tak. Czekoladka w swoim koszyczku miał swój ukochany, czerwony, malutki resoraczek :) Do kościoła standardowo weszła sama Mama - Czekoladka z Babcią woleli oglądać balony i... trzęsącego się z zimna pieska :) 

Po drugie - bilans dwulatka - w piątek w końcu udało nam się dotrzeć do pani doktor. Teoretycznie powinniśmy się tam znaleźć miesiąc temu, ale niestety choroba skutecznie przesunęła nam to w czasie. Tym razem, po raz pierwszy od narodzin Czekoladki, byłam sama u lekarza. Do tej pory towarzyszył mi albo Mąż, albo Mama ;p Troszkę się bałam reakcji Bartusia, ale wszystko poszło wyjątkowo sprawnie. Nie mówię, że obyło się bez płaczu, czy krzyku, ale i tak było zdecydowanie lepiej niż sobie to wyobrażałam. W poczekalni razem z Czekoladką śpiewaliśmy sobie alfabet i liczyliśmy po angielsku, żeby choć na chwilkę zapomnieć o tym, gdzie się znajdujemy ;)