Dwa lata razem - dla jednym to dużo, dla drugich w sam raz. Dla mnie jako matki za długo. Dla Czekoladki jako dziecka w sam raz. Do pożegnania podchodziłam nie raz, nie dwa. Zawsze kończyło się na tym samym. Troszkę z wygody, troszkę z żalu wciąż kontynuowaliśmy to, co zaczęliśmy ponad 2 lata temu. Aż do pamiętnej choroby. Wtedy to, Czekoladka sam zadecydował, że dorósł i pożegnał się ze swoim przyjacielem - SMOCZKIEM. Obyło się bez płaczu, obyło się bez krzyku. Po prostu naturalna kolej rzeczy. Teraz na widok smoczka krzywi się i mówi: Blee. Dla bezpieczeństwa pochowałam wszystkie smoczki, co by Czekoladka na nowo za nim nie zatęsknił. Nie chciałam o tym pisać od razu, ale teraz po ponad tygodniu mogę oficjalnie ogłosić, że POŻEGNALIŚMY SIĘ Z PANEM SMOCZKIEM. Ulga! Naprawdę. Nie mogłam przeżyć, że dwuletnie dziecko wciąż zasypia z 'cycusiem' - bo w ciągu dnia raczej Bartuś nie domagał się smoka od dłuższego czasu.
Pamiętam, gdy jeszcze nie byłam mamą, nie mogłam patrzeć na 'duże dzieci' ze smoczkiem. Zawsze byłam przekonana, że moje dziecko pożegna się z cumelkiem po pierwszych urodzinach. Yhy. Życie i charakter Czekoladki zweryfikował moje postanowienie ;) No, ale... Grunt, że się udało. Niepotrzebne były podchody z odcinaniem kawałka smoczka, czy tłumaczenie, że ukradł go sąsiad ;) Samo przyszło, samo poszło. Jestem dumna z Czekoladki, że sam zrozumiał, że już nie jest dzidziusiem, tylko dużym chłopcem :) Brawo :*
***