niedziela, 20 października 2013

Nie pal przy dziecku.

Zakopane. Ciepły wieczór. Przyszkolny plac zabaw. Trzy rodziny, trójka dzieci, trzy mamy. W tym ja. Czekoladka zjeżdża sobie ze zjeżdżalni, pozostałe dzieciaczki bawią się w piaskownicy. Nagle jedna mama odpala papierosa i siada na rogu piaskownicy. Niecały metr od niej siedzą dzieci. W tej samej chwili druga mama zwraca uwagę pani obok, że jeśli musi już palić, to może nie przy dzieciach. Pani z papierosem oburzona odchodzi w inny kąt placu zabaw, oczywiście nie opuszczając go. Wszystko obserwuję z boku, ale jestem tak samo oburzona jak pani, która zwróciła uwagę tej kobiecie. Nie odzywałam się, bo ubiegła mnie tamta mama, ale "paliło się we mnie" ostrzej niż zapalony przez tę kobietę papieros. Przecież tutaj nie chodzi tylko o samo zdrowie, które jest bardzo ważne, ale także o przykład dawany dzieciom. Z kogo, jak nie z dorosłych, dzieci mają czerpać wzorce?

Nie lubię papierosów, nie rozumiem tego nałogu i chyba nawet nie chcę tego zrozumieć. Śmiało mogę napisać, że wkurza mnie palenie papierosów. A już totalnie palenie przy dzieciach i przy ciężarnych! 

W rodzinie pali tylko moja Mama, Babcia Czekoladki. Odkąd namówiłam ją na spróbowanie rzucenia palenia z ExSmokers, zdecydowanie ograniczyła palenie. Nie rzuciła całkowicie, ale zmniejszyła ilość wypalanych papierosów. To, czego nie mogę zarzucić Mamie, to palenie przy dzieciach. Zawsze odchodzi w ustronne miejsce i dopiero tam oddaje się swojemu nałogowi. Teraz nawet stara się nie pokazywać Czekoladce z fajką w ręce. Tak, jak wspominałam jakiś czas temu, Bartuś jest na etapie naśladowania wszystkich i wszystkiego, dlatego moment, w którym zaczął udawać, że sam pali był przełomowy. Teraz Babcia świeci przykładem, przynajmniej przed Wnuczkiem, który wcale nie musi kojarzyć papierosów z ukochaną osobą. Z kimś kogo kocha i szanuje.


I za to należą się jej gratulacje. Jak wiecie, aktywnie wspieram kampanię społeczną - Eks Palacze. Niedawno, z okazji Dnia Eks Palacza, uruchomiona została możliwość złożenia wirtualnych gratulacji osobie, która poradziła sobie z paleniem lub osobie, która walczy ze swoim nałogiem. Razem z gwiazdami, które także wsparły akcję - Wiktorią Azarenką i Bobem Sinclairem - można pogratulować ekspalaczowi. Gratulacje składane są m.in. poprzez Facebook'a. I ja właśnie w taki sposób pogratulowałam swojej Mamie. Ten post również niech będzie dla niej motywacją do dalszej walki. Walki o swoje zdrowie oraz zdrowie najbliższych. 

Jeśli Wy także macie osobę, której chcielibyście złożyć takie wirtualne gratulacje, zapraszam na stronę kampanii :) Także polecam takie wsparcie osobom, które zmagają się z nałogiem. Razem "zmniejszajmy" ilość palących rodziców i dziadków :))))

***

sobota, 19 października 2013

Czekoladowy Dinopociąg.

Wracam do Was na dobre. Postaram się pogodzić prowadzenie obu blogów. Za dużo niesamowitych chwil ucieka mi między palcami. Często łapię się na tym, że zwyczajnie zapominam co robiliśmy w danym miesiącu. Tak być nie może! :) Niech ten wpis będzie początkiem "starego" bloga :)

Co prawda, nie nadrobię tych wszystkich tygodni "z poza blogowania", ale postaram się chociaż na bieżąco informować co słychać u Naszego Czekoladowego Szczęścia.


Dzisiaj będzie pociągowo. To ostatnio jedno z najczęściej wspominanych wydarzeń z życia Czekoladki. Nie ma się co dziwić. W dzisiejszych czasach, niektóre dzieci częściej podróżują samolotami niż pociągami. Ja jestem z tej ery, w której takie przejażdżki były na porządku dziennym. Aż trudno mi uwierzyć, że to był pierwszy ŚWIADOMY przejazd Czekoladki pociągiem. I znowu do Warszawy :) Pierwszej ma prawo nie pamiętać - miał niecałe 4 miesiące {TUTAJ relacja} :) Ale tą podróż na 100% zapamięta. Czekał na nią od bardzo dawna i chyba właśnie to sprawiło, że nie miał najmniejszych problemów z wytrzymaniem 3h z Krakowa do Warszawy :)

czwartek, 26 września 2013

Tęsknię...

Tęskni mi się za tym blogiem. Chyba najwyższa pora tutaj wrócić? Czy ktoś jeszcze tutaj zagląda? :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Granice prawnego absurdu.

Wczoraj oglądając Fakty w TVN, wstrząsnął mną reportaż o dziadkach, którzy oskarżeni zostali o "upasienie" swojego wnuczka {5-letnie dziecko przy wzroście 109cm waży 31kg}. O ile sama waga dziecka jest sprawą wartą wyjaśnienia, o tyle podejścia do całej sprawy jest z lekka mówiąc, masakryczne. Nie rozumiem logiki kuratora, który po pierwsze nie przebierając w słowach oskarża dziadków o utuczenie wnuka, a następnie sugeruje zmianę opiekunów dziecka. Ciekawe dla kogo to ma być dobre rozwiązanie? Dla dziecka? Dla dziadków? A nie lepiej umówić babcię i dziadka z dietetykiem, który przeanalizuje jadłospis dziecka i doradzi, w jaki sposób karmić wnuka? Nie lepiej skierować dziecko na badania lekarskie, który wykluczy choroby genetyczne lub/i zasugeruje aktywność fizyczną? Czy idąc logiką kuratora, należy odebrać wszystkie dzieci, wszystkim rodzicom, które są niebezpiecznie otyłe? A co z najsłynniejszymi celebrytkami, które wszem i wobec chwalą się swoją tuszą? Czy one również powinny zostać odebrane swoim rodzicom, gdy były dziećmi? Ciekawa jestem finału tej całej sytuacji - nie zazdroszczę dziadkom, którzy muszą udowadniać, że wcale nie chcą wyrządzić krzywdy swojemu wnukowi.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Stop idiotom rowerowym.

Wpis, co prawda z mojego drugiego bloga, ale czuję potrzebę wklejenia go także i tutaj.

Ja pierniczę {chyba muszę przestać używać tego sformułowania, bo nawet mój Syn, jak się wkurzy to tak mówi}, dlaczego ludzie są tak głupi? Czy impulsem o dbanie o swoje bezpieczeństwo musi być tragedia, która bezpośrednio nas dotknie? O co chodzi? Już wyjaśniam. Wczoraj podczas wieczornej przejażdżki samochodem miałam nieprzyjemność obserwować tabuny głupich ludzi, którzy jak gdyby nigdy nic jeździli sobie poboczem nieoznakowanymi i nieoświetlonymi rowerami. No normalnie nóż się w kieszeni otwiera. Jedzie toto takie zadowolone, z dzieciakiem w foteliku przypiętym do bagażnika, zero oznakowania, odblasku, czy światełka. Gdzie jest rozum, ja się pytam. No gdzie? Czyżby wyparował od nadmiaru słońca? Nie mogę spokojnie patrzeć na takich debili, którzy ryzykują nie tylko swoje życie, ale przede wszystkim małego dziecka! A potem się dziwić, że w TV trąbią o nieodpowiedzialnych rodzicach.

Ja wiem, że człowiek może popełniać błędy, zdaję sobie z tego sprawę, bo sama idealna nie jestem i nie raz coś zaćmi mi umysł i zrobię coś głupiego, ale do cholery jasnej, wszędzie trąbią o tym, żeby uważać podczas wieczornych spacerów/przejażdżek rowerowych, w szczególności wzdłuż ruchliwej drogi. Sama nie wiem, co musiałoby się stać, żeby jedno, czy drugie z rodziców włączyło mózg i zadbało o kamizelkę odblaskową dla swojego dziecka albo dla siebie. Ja wiem, że może to być niewygodne, że może być gorąco, ale tutaj należy się zastanowić - wolisz być żywym spoconym, czy zimnym trupem?

Skupiam się tutaj przede wszystkim na rodzicach, ale problem dotyczy także innych rowerzystów/biegaczy/spacerowiczów.

Grrrr... Krew się we mnie zagotowała wczoraj i nie była to tylko wina wszędobylskiego upału. 

sobota, 27 lipca 2013

Dziś Afryka przyjeżdża do nas :)

Dzień rozpoczął się przyjemną pogawędką z Mężem. Synek w końcu mógł zaprezentować swoje zdolności recytatorskie i muzykalne, czyli: ślimak pokaż rogi, babko, babko udaj się, twinkle twinkle little star, i love you - wersja Barneya, hmmm... i coś tam jeszcze było, ale nie bardzo pamiętam. Uwielbiam takie poranki, chociaż nie ukrywam, że wolałabym je spędzać nie na Skypie, ale we własnym łóżku z Mężem i Synkiem u boku. No cóż. Nie można mieć wszystkiego. Wierzę, że wszystko idzie ku lepszemu. Ostatnio jestem optymistką, więc stąd ta wiara w pozytywne zmiany :) 


Nie wiem, czy dobrze widać na fotkach, ale zarówno Mała Czekoladka, jak i Duża, mają charakterystyczną literkę M na swoich dłoniach. Śmiejemy się z Mężem, że to ich znak miłości :) Nie ważne jak daleko są od siebie, zawsze będą się kochać i wspierać :) 

Co dzisiaj mamy w planach? Festiwal afrykański - mam nadzieję, że upał troszkę zmaleje i będziemy mogli w spokoju napawać się tymi emocjami :) Ciekawe kogo dzisiaj uda się nam tam spotkać. Wiem, że moją koleżankę z uczelni na bank, ale czy jeszcze kogoś? :) A może ktoś z Was się wybiera na Pustynię Błędowską? Jeśli tak, to do zobaczenia wkrótce - tj. gdy Mały Czekoladowy Golaskowy Brzuszek wstanie z popołudniowej drzemki :)

***

Hjuston, mamy problem - Czekoladka pali papierosy!

Czekoladka pali papierosy i rozmawia przez telefon z wyimaginowanym Tatą. Naprawdę. Nie ściemniam. Od dłuższego czasu, Bartula naśladuje Babcię palącą papierosy - gdy widzi, że Babcia wychodzi na balkon, zabiera swoją słomkę od soczku, telefon i idzie za Babcią na balkon. W pierwszej chwili mnie to śmieszyło, ale po przeanalizowaniu faktów, zmroziło krew w moich żyłach. No bo jak to - Czekoladka i papierosy? Okey... Na razie sztuczne, ale czy wzorzec palącej najbliższej osoby nie będzie się mu kojarzył z czymś fajnym, dobrym i godnym naśladowania? No właśnie. W tym problem. Dostrzegam go ja i dostrzega go Babcia, której także nie jest do śmiechu, że Wnuczek tak idealnie naśladuje niekoniecznie fajne zachowania. Nie winię swojej Mamy - wiem, jak ciężko jest wygrać z nałogiem, sama aktualnie zmagam się ze swoim nałogiem słodyczowym. Może dla niektórych nie jest to takie samo 'przewinienie', ale dla mnie nałóg to nałóg. Po krótkiej rozmowie z Babcią Czekoladki, doszłyśmy do wniosku, że trzeba podjąć kroki ku rzuceniu palenia. Niestety palenie na zewnątrz nie pomaga, bo Bartuś i tak sam potrafi wyjść na balkon, gdzie może zobaczyć Babcią z nieładną 'słomką'. Więc co zrobić? Ano rzucić dziadostwo w cholerę :D

sobota, 20 lipca 2013

Mówię po polsku.

Kolejny wpis z serii - co Bartuś umie. A jest tego troszkę. Gaduła z niego niesamowita. Śmiało mogę powiedzieć, że każdy, nawet osoba z zewnątrz, jest w stanie się z nim dogadać. Nooo... Chociaż z tymi osobami z zewnątrz różnie bywa, bo Czekoladka jest bardzo ostrożny w stosunku do nieznajomych. Woli obserwować z boku niż się spoufalać, co ja osobiście popieram. Zbyt dużo razy zawiodłam się na ludziach, żeby im tak łatwo zaufać. No, ale ja nie o tym. Bartunia od kilku dni, chodzi z Babcią do sklepu po bułki i... Michaszki {z tymi Michaszkami jest osobna historia, ale o tym może kiedyś indziej}. Sam waży, naciska znaczek z odpowiednim produktem i zadowolony paraduje po sklepie. Następnie daje pieniążek pani ekspedientce, mówi: Dziękuję i zabiera resztę :) Na koniec ładnie mówi: Do widzenia, po czym wraca zadowolony do Mamy i wszystko jej opowiada. Z tymi słowami: "Dziękuję, proszę, do widzenia, dzień dobry", jest tak, że Bartuś od najwcześniejszych dni uczony jest o potędze tych zwrotów. Sam zauważył, że gdy zrobi coś źle, mówi: Przepraszam... i czasami ponownie robi coś złego, ale nad tym wciąż pracujemy ;) Grunt, że wie, że trzeba przepraszać.

Z czego jeszcze jestem dumna? Z umiejętności odpowiedzenia na pytania:
Jak masz na imię? Bartuś.
Ile masz lat? Two.
Gdzie mieszkasz? Tutaj pada nazwa miasta, państwa i ulicy.
Jak masz na nazwisko? Pada drugie imię i nazwisko.
Jak ma na imię Mama? Juśka lub Justyna  {z tym też wiąże się jedna śmieszna historia :D}
Jak ma na imię Babcia? Tutaj pada imię babci.
Jak ma na imię Dziadek? Tutaj pada imię dziadka.

A potem Bartuś stwierdza: Mówię po polsku :D Hehehe z małym wyjątkiem w pytaniu o wiek :) Czekoladowy Tata zamartwia się, że Synek mówi od niego lepiej po polsku, no ale cóż... W końcu to rodzony Polak. Szkoda tylko, że brak Taty wpływa na jakość suahili i angielskiego :( Staram się jak umiem uczyć go także angielskiego, ale nie jest to takie naturalne, jak w przypadku przebywania razem z Tatą. Fakt umie alfabet, liczyć do 12, ale wszystko to zawdzięcza bajkom, a nie kontaktowi z "żywym" językiem. Ech, dobra nic już nie piszę, bo mi się smutno zrobiło....

***

środa, 17 lipca 2013

'Nie' z czasownikami mówimy na końcu :)

czyli nowa zasada gramatyczna ustalona przez Czekoladkę.

Możesz NIE, jemy NIE, spać NIE, psi NIE {nie śpi}, czyli kilka przykładów przeczeń wg Bartusia. Nie wiem, dlaczego akurat taki sposób zaprzeczeń najbardziej mu przypasował, ale chyba nawet nie będę się w to zagłębiać. Zabawne jest to, że nawet powtarzając po kimś przeczenia, Czekoladka i tak zmieni kolejność słów :) Ma to swój urok :)

A nadrabiając - kilkanaście dni temu, razem z Bartusiem i Babcią Czekoladki wybraliśmy się na pobliskie łąki, w celu puszczania latawca na wietrze. Super zabawa i powrót do dzieciństwa :) Nasz Kubusiowy 'samolot' szybował wysoko, wysoko na niebie, a Czekoladka z radością krzyczał: "Babcia! Uważaj na gowe {głowę} Bartusia! Babcia! Uważaj! Pan idzie :)". Tak oto Czekoladowy Bartuś dbał o bezpieczeństwo swoje i innych spacerujących :) Chyba nie muszę mówić, kto wyciągał latawiec z krzaczastych opresji :P W trakcie zabawy spotkaliśmy Pana, który zaplątał się w nasz sznurek, ale podszedł do tego bardzo na luzie i powiedział, że sam się kiedyś tak bawił w dzieciństwie :) Okazało się, że ów Pan doskonale kojarzy naszą Czekoladką Rodzinę, ale w sumie co się dziwić... Jesteśmy bardzo charakterystyczną rodzinką i to właśnie za sprawą Kochanej Czekoladowej Bartulki :) {okeeey, gdy Mąż jest w Polsce, to także za jego sprawką ;)}

A oto krótka fotorelacja z tego latawcowego szaleństwa.

piątek, 28 czerwca 2013

Chcę dzidziusia.

Dzień jak co dzień. Siedzimy z Synkiem w pokoju, zjeżdżamy autkami z górki utworzonej z materaca, w tle słychać telewizor. Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, Czekoladka wypala: Chcę dzidziusia. Ja spoglądam na niego, potem na TV, a tam mały, słodki śpiący noworodek. Jeszcze raz spoglądam na Czekoladkę i pytam: Syneczku, chcesz dzidziusia? Na co on kiwa głową twierdząco i odpowiada tak. Ekhm. Mówię do niego: Ale wiesz, że dzidziusie jedzą cycusia? Gdybyśmy mieli dzidziusia, to Bartuś by już nie mógł jeść cycusia, bo cycusia potrzebowałby dzidziuś. Czekoladka słucha tego wszystkiego z mądrym wyrazem twarzy, na co mówi: Dzidziuś je cycusia, Bartuś niee. Ja potwierdzam jego słowa i pytam: Dalej chcesz dzidziusia? Tak - odpowiada Czekoladka - Chcę dzidziusia.

No i masz Ci babo placek. Hahaha. Jestem przekonana, że byłby kochanym starszym bratem. Z taką troską i miłością, jaką dba o misie, na 100% super odnalazłby się w roli opiekuna dzidziusia. Heh, szkoda, że raczej szybko nie będzie nam tego przeżyć. Czasami się zastanawiam, czy w ogóle będzie mu dane opiekować się młodszym rodzeństwem. Coraz częściej zaczynam w to wątpić. Chociaż... Nauczyłam się, żeby w życiu nic nigdy nie planować, bo tylko rozśmieszam Pana Boga. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Tufafka pod chmurką, czyli testujemy blender Bosch MSM 66150 + KONKURS! :)

Kochani, od kilkunastu dni, mam okazję testować nowy blender Bosch MSM 66150. Sezon letni wyjątkowo sprzyja wykorzystywaniu sprzętu - na straganach, targach i w sklepach mnóstwo truskawek, pomalutku pojawiają się owoce leśne. Wystarczy tylko dokupić jogurt naturalny lub mleko, wszystko razem zmiksować i orzeźwiający koktajl gotowy. Podobnie ma się sprawa z mrożonymi owocami leśnymi - idealna propozycja na tropikalne upały, które za i przed nami :) 


Na pierwszy rzut testów poszedł rozdrabniacz uniwersalny, który można wykorzystywać do rozdrabniania mięsa, twardego sera, cebuli, ziół, czosnku, warzyw, owoców, orzechów, migdałów, czekolady. My wykorzystywaliśmy go głównie do rozdrabniania owoców, ziół i czekolady, które następnie mieszaliśmy z mlekiem i zamrażaliśmy w postaci pysznych lodów :)


Noże rozdrabniacza są naprawdę ostre, co jest niewątpliwym plusem, ale warto zwrócić także uwagę na ewentualną możliwość skaleczenia podczas zakładania/zdejmowania i mycia nożyków. Pojemnik posiada specjalne antypoślizgowe 'przyssawki', dzięki czemu możemy skupić się tylko na samym włączaniu przycisku, bez obawy, że coś nam się przesunie, przewróci lub spadnie.


Pokrywka rozdrabniacza, podobnie jak w przypadku pozostałych elementów wyposażenia blendera, działa na zasadzie zatrzasku - nic nie trzeba wkręcać/przekręcać - wystarczy tylko klik i wszystko ładnie współgra.

W przypadku drugiego połączenia, które dostępne jest w zestawie tj. metalowa końcówka miksująca i korpusu urządzenia - naszym najczęstszym 'polem do testowania' były koktajle oraz desery.

piątek, 21 czerwca 2013

Wyniki konkursu z Boschem :)

Temat energooszczędności jest coraz częściej poruszany we wszelkich mass mediach. Wczoraj dla przykładu, oglądałam program o domu pasywnym, który wykorzystywał najnowsze nowinki z zakresu oszczędzania energii. Sama także staram się być 'świeża' w temacie - doskonale wiem, że nie należy zostawiać ładowarek w gniazdkach elektrycznych, używam energooszczędnych żarówek, gaszę światło i sprzęty elektroniczne w pomieszczeniach, w których nie przebywam, ale tak naprawdę głównym 'strażnikiem energii' w naszym mieszkaniu jest Czekoladka - wyłącza TV z czuwania, gasi światło po skorzystaniu z WC {zawsze każe się podnosić po zamknięciu drzwi :D}, segreguje nakrętki {jego ulubiona zabawa}. Nie bez znaczenia są w tym bajeczki, które zakupiła Babcia - pokazane jest w nich, w jaki sposób należy dbać o odpady, jak je segregować itp. Uważam, że taki sposób tj. zabawa + nauka, jest najlepszym sposobem nauki dziecka :)


czwartek, 20 czerwca 2013

Czas na... RELAKS :)

Aaaa. Topię się. Nasz klimat mnie zaskakuje każdego dnia - albo jest zimno, jak na Syberii, albo jest gorąco, jak hmmm... w Tanzanii {chociaż mój Mąż twierdzi, że w Tanzanii nigdy nie jest tak duszno i gorąco, w co jakoś nie mogę mu uwierzyć}. 

Na szczęście są plusy takich upałów - o wiele łatwiej idzie nam nauka nocnikowania. Czekoladka może biegać w majteczkach, bez obawy, że zmoczy spodnie i się przeziębi :) Teraz wystarczy szybkie zrzucenie majteczek i pach na nocnik lub wc :) Wiem, że troszkę późno, ale naprawdę do tej pory szło nam to opornie, głównie przez strach Bartusia przed siadaniem na nocnik. Teraz jest inaczej. Pochwalę się nawet, że dzisiaj udało nam się zrobić całe siku do nocnika :D Duma mnie rozpiera :) Lepiej późno niż wcale :D

Tak, jak wspominałam na początku - pogoda nas rozpieszcza. A może powinnam napisać - rozpuszcza. Ale... Radzimy sobie i z tym. Rozpoczęliśmy sezon basenikowy :) Tym razem większy i głębszy niż rok temu :) Teraz śmiało mogę towarzyszyć Czekoladce taplając się w wodzie :D

ROK TEMU

wtorek, 18 czerwca 2013

Egypt - Tanzania.

Ciężko być obcokrajowcem w Polsce. Zapewne tak samo ciężko, jak Polakowi w Tanzanii, Egipcie, Etiopii, czy innym kraju. Nie wypowiadam się o innych krajach, bo nie mam o tym zielonego pojęcia. Od zawsze mieszkam w Polsce, ale od niedawna mam do czynienia w obcokrajowcami. Właściwie dopiero w momencie poznania mojego Męża, zaczęłam na poważnie dostrzegać problemy obcokrajowców w naszym kraju. Nie chodzi mi tutaj tylko o różnice kulturowe, ale przede wszystkim o samotność wśród ludzi. To dlatego większość przyjezdnych od samego początku trzyma się razem. Tak, jak mój Mąż i jego znajomi z Tanzanii. Gdziekolwiek by nie pojechał, gdziekolwiek by nie chciał przenocować, a wie, że w danym mieście jest jakiś Tanzańczyk/Zambijczyk, może być pewien, że właśnie ma zapewniony nocleg. Nie jest to tylko czcze gadanie - była sytuacja, że Duża Czekoladka musiał wyjechać do Łodzi - teoretycznie nikogo tam nie zna, a w praktyce wszystkich Tanzańczyków. I tak, bez najmniejszego problemu od razu znalazł miejsce do spania. Afrykańczycy mają jakąś dziwną {bardzo fajną zresztą} umiejętność trzymania się razem. Wiadomo, że są podziały na wschód i zachód, północ i południe. Nigeryjczycy trzymają się z Nigeryjczykami, Angolczycy z ludźmi z Angoli, a Tanzańczycy w większości z krajami wschodnimi Afryki. Ale w momencie, gdy spotkają się na ulicy, zawsze jeden do drugiego powie cześć i zagada. Tak, jakby łączył ich kolor skóry. Hehe w sumie to zrozumiałe - w białym społeczeństwie, jakoś tak raźniej zobaczyć 'swojego, czarnego'.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Precz z łapami.

Jakiś czas temu, na swoim prywatnym koncie facebook'owym, wywołałam kontrowersje swoim wpisem na tablicy: "Jeszcze raz ktoś podejdzie do mojego dziecka i zacznie go dotykać po włoskach/rączkach/BUZI/ ze słowami: "Jaki fajny murzynek" dostanie w gębę! To jest człowiek, a nie maskotka. Ja pier...ole.". Był to bardzo spontaniczny wpis, spowodowany wcześniejszym 'kontaktem' z pewną panią na spacerku, która mijając mnie i Czekoladkę zaczęła go dotykać parasolką zapakowaną w reklamówkę. O samym tekście o murzynku nie będę się wypowiadać, bo po rozmowach z wieloma osobami, doszłam do wniosku, że wymaganie w Polsce innego słownictwa na temat Ciemnoskórych, jest walką z wiatrakami. Taką mamy kulturę, tak wychowuje się dzieci od najmłodszych lat, więc chcąc nie chcąc muszę przyjąć, że takie określenia będą padać w kierunku mojego Syna i Męża. Nie ukrywam, że ciężko mi nie reagować, ale staram się to robić naprawdę w delikatny sposób - na zasadzie: Nie lubię tego określenia, jeśli już Pan/Pani chce go określać rasowo - to jest Mulatek - z Matki Polki, z Ojca Tanzańczyka. Das ist Ende.

środa, 12 czerwca 2013

Jak używać, żeby nie nadużywać - czyli ZAPRASZAMY NA KONKURS Z BOSCHEM :)

Prąd, woda, gaz - czyli w wielkim uproszczeniu wszystko to, bez czego nie wyobrażamy sobie życia, a o czym nie myślimy na co dzień {no pomijając moment otwierania listu z rachunkiem za energię}. Zasoby te wykorzystujemy każdego dnia - podczas oglądania telewizji, zmywania naczyń, gotowania obiadu. Codziennie licznik zużycia energii okręca się niezliczoną ilość razy wokół własnej osi, nabijając coraz to większe rachunki. No właśnie - czy mamy na nie jakiś wpływ? Czy możemy w jakimś stopniu zmniejszyć zużycie energii we własnym gospodarstwie? Zapewne większość z Was odpowie "jasne, że tak". Okey - Wy o tym wiecie, a co z Waszymi dziećmi? Czy uczycie ich oszczędzania energii?

Jeśli i na to pytanie kiwacie twierdząco głową, to super! W takim razie zapraszam Was do dalszej części wpisu. 


niedziela, 2 czerwca 2013

Jak odstawić dziecko od piersi?

No właśnie jak? Był czas, że mogłam to zrobić w miarę bezproblemowo, ale sama nie byłam na to gotowa. Teraz, gdy wydaje mi się, że to najwyższy czas, Czekoladka nie jest na to w pełni gotowy. Czasami mam wrażenie, że on traktuje cycusia, jako smoczek. Naprawdę. Nie sądzę, że jest on mu potrzebny do jedzenia. Rany, rany. Proszę Was o rady, jak, w miarę bezstresowo odstawić dziecko od piersi?


Nie ukrywam - karmienie piersią to najpiękniejsza czynność, jaka wiąże się z macierzyństwem, ale wiem, że trzeba mieć we wszystkim umiar. Nie jestem laktywistką-terrorystką, która wszystkich wokół namawia do karmienia - nie moje piersi, nie moje dziecko, nie moja sprawa. To, że ja to kocham, nie znaczy, że pani A, czy B musi też kochać, a jak nie kocha to jest gorsza. Co to, to nie.
Ja sama czuję, że przyszedł najwyższy czas na odstawienie Czekoladki. Tylko, jak mu to uzmysłowić :D? Raaaany. Jeszcze niedawno płakałam, jak Bartuś odrzucił cycka, a teraz dużo bym dała, żeby sam się 'odcycusiował'. Staram się mu wytłumaczyć, że już jest duży i cycus idzie na emeryturę, ale to do niego nie przemawia :D
Pomocyyyy!

***

sobota, 1 czerwca 2013

Mama robi siku...

czyli, że Mama w końcu wybrała się do fryzjera. Dlaczego siku? Ano tak właśnie Czekoladka wytłumaczył sobie, dlaczego Mamy nie ma przy nim. Tak, więc Mama robiła 'siku', a Bartuś aktywnie spędzał czas z Babcią nad stawem. A co takiego robili? Tylko spójrzcie:


Hihi, tak, tak. Puszczali papierowe statki na wodzie, które wcześniej wykonał dla nich Dziadek. Następnie karmili kaczki oraz całe ławice rybek, których niestety nie widać za dobrze na fotce, ale możecie mi wierzyć na słowo, że one naprawdę tam były :) Bartuś bardzo dzielnie znosił przedłużające się 'siku' Mamy :) Podczas tego czekania, Czekoladka stał się bogatszy nie tylko o nowe doświadczenia z puszczaniem statków na wodzie, ale także o 3 samochodziki, które dostał od Pani w sklepie. Heh, taki to pożyje - bądź gdzie wejdzie, a już wszystko dostaje za darmo :D Szkoda, że Mama tak nie ma, no aleee... Chyba efekt był wart swojej ceny <3 Moje wymarzone ombre hair <3


***

wtorek, 28 maja 2013

Gdzie kończy się, a zaczyna się prywatność dziecka.

Wiem, wiem. Patrząc przez okno, aż trudno uwierzyć, że niespełna tydzień temu można było wygrzewać się w samym bikini na plaży, ale taka jest niezaprzeczalna prawda. Sama ubolewałam, że nie założyłam kostiumu podczas wyjazdu nad jezioro, no ale... Tłumaczyłam to sobie: Pewnie będę jedyna, nie wiem czy mi wypada, a to to, a to tamto. A nie byłabym. Ludzie spragnieni promieni słonecznych, śmiało odkrywali swoje ciała, wskakując w swoje kąpielówki i stroje kąpielowe. Dorośli... Bo dzieci, nie wiedzieć czemu, owego ubioru na sobie nie miały. No właśnie. Nie miały. Co dla mnie jest niezrozumiałe. Ja wiem, że taka 'moda', ja wiem, że tak wygodniej, ale czy zwykłe majteczki {jeśli już nie chcemy kisić dziecka w pampersie} naprawdę tak przeszkadzałyby dzieciom w ich wodnych i piaskowych zabawach? Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem rodziców, którzy wystawiają swoje dzieci i ich ciała na widok zupełnie obcych ludzi. Ja wiem, że teoretycznie każdy ma to samo, ale czy to oznacza, że każdemu musimy to udowadniać na każdym kroku? Nie chodzi mi tylko o higienę, ale przede wszystkim o prawo do prywatności i intymności. Dziecko też ma to prawo i nikt inny, tylko RODZICE/opiekunowie powinni tej prywatności strzec. Już nawet nie mówię o masie fotek z kąpieli wrzucanych na bloga/facebooka, nie moja sprawa i nie mnie to oceniać. Ale, gdy obok mnie przebiega 5letnie nagie dziecko, to aż mi się normalnie nóż w kieszeni otwiera. Bo skąd wiemy, kim są inni plażowicze, skąd mamy pewność, że żaden z nich nie ma zaburzeń psychicznych i golizny dziecka nie potraktuje jako swego rodzaju zachęty do skrzywdzenia dziecka? Niestety żyjemy w takich czasach, w których zrobienie fotki gołemu dziecku zajmuje mniej niż 5 sekund i powinno się mieć na to baczenie. Bo nie wiem jak Wy, ale ja nie chciałabym znaleźć zdjęcia nagiego Czekoladki w Internecie... O innych rzeczach nawet nie myślę!

Apeluję do rodziców - pomyślcie zanim rozbierzecie swoje dziecko na plaży/nad jeziorem/na basenie. To, że dziś nic złego się nie stało, nie znaczy, że jutro nic się nie stanie. 'W najlepszym' przypadku będzie to 'tylko' 'głupia' fotka roznegliżowanego dziecka zrobiona przez przypadkową osobę i wrzucona do sieci.

***

poniedziałek, 27 maja 2013

Biedronko! Carrefourze! Gniewam się na was!

I nie wiem, czy będę dalej robić u was zakupy z Czekoladką. No, bo jak to tak dyskryminować Małego Człowieka, który chce samodzielnie zrobić u was zakupy? No, jak to tak? Do tej pory, przynajmniej u mnie w Carrefourze, były małe wózki sklepowe dla dzieci, ale od jakiegoś czasu ich nie ma! Pewnie każdy kojarzy, o których wózkach piszę - takich małych z chorągiewką. Ooo takie, jak te w Stokrotce.


Czekoladka je uwielbia i zaraz po wejściu do sklepu prosi o swój koszyczek. O ile w Stokrotce taki jest, o tyle w dwóch wymienionych przeze mnie sklepach ich nie ma! {kochani, a jak jest u Was? może to tylko u mnie w mieście sprawy tak się mają?}. Utrudnia mi to niesamowicie zakupy. Czekoladka płacze i prosi o koszyk, a gdy słyszy, że takowego nie ma, jest wściekły jak osa. Z trudem udaje mi się go przekonać do jazdy wewnątrz wózka. Ech, no masakra jednym słowem. Chyba napisze petycję do Biedronki i Carrefoura :D Ale wcześniej muszę się rozeznać, czy w innych miastach jest podobnie? Proszę o informację :)

***

niedziela, 26 maja 2013

W poszukiwaniu 'skręconego skrzydła' :)

Nadrabiam zaległości. Dzisiaj będzie o kolejnym nietypowym spotkaniu, które miało miejsce zupełnie przypadkowo podczas pozornie normalnego spacerku.

Czekoladka, jak na faceta przystało, lubuje się w huczących, buczących, hałasujących maszynach. Fascynują go wszelkie samoloty, ciężarówki, pociągi, koparki, śmieciarki, betoniarki... i tak dalej, i dalej. Większość z tych pojazdów ma okazję obserwować na codziennych spacerkach. Jednak to, co udało nam się zobaczyć z zupełnego bliska przerosło Czekoladowe oczekiwania. No, bo powiedzcie mi, czy codziennie udaje Wam się zobaczyć startujący helikopter? Bo nam nie. Owszem niedawno widzieliśmy mnóstwo samolotów/helikopterów {o tym wkrótce}, ale były one w bezruchu. Dlatego tak duże wrażenie robiło na nas niespodziewane lądowanie i startowanie helikoptera z lądowiska na szpitalu.


Korzystając z okazji...

Naszego Święta wszystkim Mamom {ciężaróweczkom także} życzę mnóstwo radości, cierpliwości, wytrwałości i miłości od swoich dzieciaczków. Bo prawda jest taka, że nie ma piękniejszej i prawdziwszej miłości niż miłość rodzicielska. Każdego dnia powinnyście o tym pamiętać :) Wszystkiego najlepszego Mamusie! :)

Teraz troszkę prywaty - Mamo, ściskam mocno i obiecuję regularnie zamieszczać tutaj wpisy o Twoim ukochanym wnuczku :) :* Buziaki :)

http://www.wallsfeed.com/happy-mothers-day-2/

sobota, 25 maja 2013

Bo ja lubię... mówić z Tobą!

Dzień jak co dzień. Duża Czekoladka po pracy dzwoni do nas na Skypie. Odbieramy - ja i Czekoladka. Bartuś zaczyna:
Bartuś: -A....ku {imię Taty}
Tata: -Bartunciu!
B: -Bambo {czyt. Mambo ;)}
T: -Poa!
T: -Mambo Bartuniu?
B: -Pooooła!
T: -How are you my Son?
B: -Ajm faaaaaaaajn. End ju? {tutaj troszkę pomaga Mama, która podpowiada dalsze kwestie do ucha Czekoladki. Alee ciiiii, bo Tata o tym nie wie ;)}.
T: -I am fine too :)
B: Ajloju.
T: I love you too!
B: Ajmisju.
T: I miss you too my baby boy! 

I potem przychodzi pora na rozmowę Żony z Mężem. Oczywiście Synek czasami się dołącza, ale z reguły po tym krótkim powitaniu z radością ucieka do pokoju Babci :) W końcu musi się pochwalić, że rozmawiał z Tatą.

To taka mała odpowiedź na pytanie: po jakiemu rozmawiacie z Dużą Czekoladką. Ja rozmawiam z Mężem po polsku {czasami mieszamy polski i ang}, w przypadku, gdy piszemy, używamy języka angielskiego + kilku słówek po suahili {Mężowi tak wygodniej}. Z kolei Czekoladka rozmawia z Tatą w 3 językach. Nie wiem, ile z tego rozumie, no ale ;)

Ech, tęskni mi się. Każdego dnia, coraz mocniej....

***

Coś smacznego i zdrowego dla dzieciaczków :)

Wspominałam o tym już na swoim blogu fitnessowym, ale nie wiem, czy każdy tam dociera {swoją drogą zapraszam :)}, dlatego postanowiłam napisać o tym także i tutaj. Jakiś czas temu, udałam się z Czekoladką do Ikei w poszukiwaniu foremek na lody. Wypatrzyłam je na stronie internetowej Ikei i od razu zapragnęłam je mieć u siebie. 

ikea.com

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wybrałam się do Ikei i oto je mam :) Co prawda, nie różowe, o których marzyłam, ale niebieskie :) I to dwie 6częściowe paczuszki :) Moje serce się raduje na ich widok. W planach mam zrobić lody z naturalnego, świeżo wyciskanego soku pomarańczowego, bo takiej opcji jeszcze nie próbowałam :) Do kilku z nich dodam odrobinę miąższu, żeby czuć smak prawdziwej pomarańczy :) Mmmmm...

piątek, 24 maja 2013

Mama ci-pa?!

czyli o tym, jak Czekoladka przekręca słowa :) Prawda jest taka, że większość słów, Czekoladka wymawia bardzo wyraźnie, ale jest wśród nich kilkanaście takich wyrazów, które notorycznie przekręca, dlatego postanowiłam je spisać w jednym miejscu. 

Właściwie to mogę napisać, że ten post pełni dwojaką funkcję. Po pierwsze, jest to wpis roboczy "ku pamięci" - codziennie będę tutaj dopisywać nowe słówka, które usłyszę z ust Czekoladki i będą one godne zapamiętania. Po drugie, jest to specjalny słowniczek dla Dużej Czekoladki, który zamartwia się, że po powrocie do Polski, nie będzie rozumiał swojego Czekoladowego Synka. Dlatego, żeby mu ułatwić komunikację z Czekoladką, postanowiłam spisać wszystkie neologizmy Bartunka :) 

czwartek, 23 maja 2013

Bo warto pomyśleć także o rodzinie...

Ubezpieczenie to bardzo ważna sprawa w życiu człowieka. Wiadomo, że wypadki chodzą po ludziach, dlatego warto pomyśleć o swojej przyszłości już teraz. Ubezpieczenie, to kupowanie spokoju i poczucia, że w sytuacji, gdy spotka nas coś złego, możemy liczyć na wsparcie finansowe. Warto o tym porozmawiać zwłaszcza, gdy dokonuje się jakaś ważna zmiana w naszym życiu np. powiększenie rodziny. Jednak o co pytać? Sama mam z tym mnóstwo problemów, ale tak naprawdę do tej pory mało mnie to interesowało. Ubezpieczenie było mi potrzebne tylko w razie wypadku lub kontuzji na AWFie. A teraz? Teraz, gdy Czekoladka jest ze mną wszystko się zmieniło. Wraz z jego pojawieniem się na świecie, zaczęłam myśleć nie tylko o sobie, ale przede wszystkim o swoich najbliższych. Na szczęście Aviva stworzyła fajną opcję ubezpieczenia dla całej rodziny - oferta obejmuje leczenie chorób tj. rak, zawał udar, rehabilitację po wypadku, 'pensję' w razie poważniejszych powikłań, które uniemożliwią powrót do pracy, pieniądze na leczenie w prywatnych klinikach, a także ubezpieczenie dla naszych bliskich. Po więcej szczegółów odsyłam na strony: www.aviva.pl, www.avivainvestors.pl, www.aviva.com, https://www.youtube.com/user/aviva/.

W szczególności polecam programy ubezpieczeniowe dla dzieci: http://www.aviva.pl/zycie-i-zdrowie/programy-dla-dzieci.html

Wózkodrajwer.

Okey. Powtórzę się i kolejny raz napiszę, że zaniedbałam tego bloga. Dostałam porządny 'ochrzan' od Mamy, że olewam Czekoladkowego bloga, dlatego postanawiam poprawę i będę codziennie wrzucać minimum jeden wpis :) Tyle dzieje się w życiu Czekoladki, że na bank nie będzie mi brakować tematów do opisania.

Zacznę od najświeższych wieści. Otóż w minioną niedzielę, wybraliśmy się {Czekoladka, Mama, Dziadek i Babcia} nad jeziorko, w celu rozpoczęcia sezonu grillowego {Dziadek}, piaskowo - wodnego {Czekoladka} i rolkowego {Mama i Babcia}. Śmiało mogę napisać, że każdy z utęsknieniem czekał na swoją część i co najważniejsze, każdemu udało się ową część zaliczyć. Mama z Babcią pośmigały na rolkach, podczas gdy Bartuś bawił się wodą z pobliskiego jeziorka pod czujnym okiem grillującego Dziadka :D Nie sądziłam, że te wszystkie czynności można tak sprytnie połączyć, ale jak widać udało się. Chyba nikogo nie zdziwię, gdy napisze, że najbardziej zadowoloną z niedzielnego wypadu nad jezioro osobą był... Bartuś. Ale to chyba nikogo nie zaskoczyło - woda, piasek, zabawki, piłka, trawa... Czegóż więcej może od życia chcieć dwuletni chłopiec? Czekoladka czerpał niesamowitą radość z przelewania, wylewania, podlewania i ogólnego taplania się wodą. Największą radochę sprawiało mu wlewanie wody do swoich adidasów i dreptanie w mokrych skarpetach po piasku :D {nic to, że Mama nie wzięła na zmianę ani butów, ani skarpetek. Aparatu też nie wzięłam, stąd fotki z komórki :D}.


sobota, 4 maja 2013

Nietypowe Czekoladowe spotkania.

Powracam na dobre tory - znowu przestawiłam się na pozytywne myślenie. Mam nadzieję, że będzie to miało wydźwięk w nadchodzących postach o Czekoladce. Bo w jego życiu dzieje się sporo, a ja głupia, przez moje lenistwo, na chwilę zapomniałam dla kogo piszę tego bloga. No, ale dość gadania - przejdźmy do rzeczy.

W ostatnich kilku dniach Bartunia miał okazję zmienić swoją codzienną osiedlową trasę, na całkiem przyjemne, nie tak bardzo odległe leśno - wodne klimaty. Jako, że Czekoladka jest teraz wieeeeeeeeelkim miłośnikiem wody {jeśli spotkacie kiedyś Czekoladowego chłopca i jego Mamę wrzucających kamienie/szyszki/orzechy do rzeczki, to możecie być pewni, że właśnie spotkaliście bohaterów Naszego Czekoladowego Szczęścia ;)}, to postanowiliśmy go zabrać nad wodę tak wieeeeelką, jak jego miłość :) No okey, może troszkę przesadziłam z tym rozmiarem, bo miłość Czekoladki jest nie do opisania, no ale... Nad wodą byliśmy i temu nikt nie może zaprzeczyć. Na dowód załączam te oto fotki:

piątek, 3 maja 2013

Wyjaśnienie.

Raaaannny. Nie spodziewałam się takiego odzewu z Waszej strony. Wpis, wbrew pozorom, nie był o końcu mojej tęsknoty za Dużą Czekoladką. Niestety tęsknota się nie skończyła - nie ma Męża z nami w Polsce. Sprawy zawodowe zatrzymały go w Tanzanii - oboje ustaliliśmy, że tak będzie lepiej - w dzisiejszych czasach należy szanować swoją pracę, bo naprawdę łatwo ją stracić, a ciężko zyskać, dlatego dla dobra naszej przyszłości postanowiliśmy, że przeniesiemy w czasie nasze spotkanie. Wiem - jest to dziwne, tym bardziej, że nie widzieliśmy się pół roku, ale ja wierzę, że w końcu los się do nas uśmiechnie i razem będziemy tworzyć szczęśliwą rodzinę. Mamy wiele planów, wiele niespełnionych marzeń, ale jestem przekonana, że do końca roku, nasze życie się ustabilizuje. 

Wiele osób zadaje mi pytanie, dlaczego nie polecisz do Tanzanii z Synkiem? Będziecie razem, we trójkę, Bartek będzie miał Tatę na co dzień. Pozwólcie, że o tym decydować będziemy w swoim rodzinnym gronie. Na tę chwilę nie mamy warunków do przeprowadzki - gdyby to chodziło tylko o mnie, to mogłabym nawet dzisiaj spakować się, wsiąść w samolot i polecieć do Męża. Kocham go i chcę być przy nim, nie ważne, czy w małym pokoiku, czy w dużym domu. Jednak tutaj należy spojrzeć na kogoś ważniejszego niż ja - na Czekoladkę. Owszem tęskni za Tatą, wciąż o nim pamięta i go woła, ale jestem przekonana, że ta decyzja, którą wspólnie podjęliśmy jest słuszna. Gdy tylko warunki w Tanzanii pozwolą nam na przeprowadzkę, pewnie to uczynimy. Dla dobra naszej rodziny. Na tą chwilę nie chcę bardziej rozwijać tego tematu i wierzę, że uszanujecie moje zdanie.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Koniec.

Nasze Czekoladowe Szczęście...

sobota, 20 kwietnia 2013

10!

Dokładnie tyle dni zostało do powrotu Dużej Czekoladki! Nie mogę się doczekać, Bartuś także. Na początku nie chciałam mu mówić, że lada dzień Tata będzie z nami, bo bałam się jego reakcji {obecnie jest na etapie, że chce wszystko mieć tu i teraz. Słowa 'za chwilę', 'za minutkę', 'później', 'za 10 dni' nie istnieją oO}. Na szczęście tym razem Czekoladka przyjął te słowa bez krzyku i płaczu i teraz non stop powtarza: "Tata pójdzie spacerek z Bartusiem". Rany. Nie mogę się doczekać tej chwili. Wszystko będzie jak dawniej. Nie mam zamiaru rozstawać się ponownie. To jest chore. Sytuacja, w której rodzic nie widzi swojego dziecka tak długo, nie powinna mieć nigdy miejsca. Podjęliśmy pewne decyzje, które miejmy nadzieję pozwolą zmienić tą sytuację raz na zawsze. Ja od kilku dni namiętnie szukam pracy {jeżeli ktoś coś wie, to proszę o informację :)} - teraz, gdy Mąż będzie z nami, śmiało mogę się 'wyrwać' na kilka godzin. Do tej pory było to niemożliwie, bo nie miałam z kim zostawić Czekoladki. No, ale... Nie zapeszajmy. Oby wszystko się udało :)

Wczoraj zrobiłam sobie listę życzeń - znalazły się na niej przepyszne smakołyki z Tanzanii, czyli:
-awokado,
-nerkowce,
-kasawa,
-banany do gotowania,
-przyprawy do ugali i pilau,
- kokosy.

W sumie to nie wiem, czy to jest wszystko. Ooo przypomniało mi się, że jeszcze potrzebuję nową buteleczkę olejku kokosowego do Czekoladkowych włosów. Koniecznie muszę napisać do Dużej Czekoladki jeszcze z tą prośbą. Rany. Nie wierzę, że za niecałe 2 tygodnie przytulę się do Męża. Wiem, to nie jest normalne, ale niestety tak wygląda nasze życie na dzień dzisiejszy. Mam nadzieję, że była to ostatnia, tak długa rozłąka.

Mężu, czekamy :*

***



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Bo brzuch to nie popielniczka.

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł, który mówił, że aż 30% palących kobiet nie rzuca palenia tuż po ujrzeniu dwóch kresek na teście ciążowym, a aż 11% ciężarnych przyznaje się do palenia w trakcie ciąży! Naprawdę mnie to zszokowało. Sama będąc w ciąży, od razu całkowicie zmieniłam swój styl życia - przestałam pić alkohol, w tym mojego ukochanego Reddsa, bardziej zwracałam uwagę na to, co wkładam do buzi i w ogóle starałam się zdrowo odżywiać. Dodatkowo zaczęłam zwracać uwagę na to, w jakich miejscach się znajduję. Pamiętam, jak unikałam przystanków autobusowych, bo nie wiedzieć czemu, tuż obok nich zawsze było najwięcej palaczy. Przerażające było to, że palące obok mnie osoby, w ogóle nie zwracały uwagi na to, że jestem w widocznej ciąży i zatruwają nie tylko siebie, czy mnie, ale przede wszystkim niewinnego małego człowieka. Na szczęście sprytnie udawało mi się unikać takich ludzi, dzięki czemu teraz mogę bez wyrzutu powiedzieć - dbałam o Czekoladkę od samego początku. 

Niedawno obejrzałam reportaż - prowokację, podczas której kobieta ze sztucznym ciążowym brzuchem, podchodziła kolejno do ludzi na przystanku i prosiła ich o podpalenie papierosa. Szokujące było to, że żadna z 'podpalających' owego papierosa osób nie zwróciła kobiecie uwagi, że nie powinna palić będąc w zaawansowanej ciąży. Na późniejsze pytania dziennikarza, dlaczego tego nie zrobili, ludzie odpowiadali, że to nie jest ich sprawa, bądź, że nie zauważyli, żeby kobieta była w ciąży. Przerażające. Nie jestem fanatyczką, ale naprawdę w takich chwilach nóż mi się otwiera w kieszeni. Tu nie chodzi o tą kobietę, tylko o małą bezbronną istotę, która ma prawo do zdrowego rozwoju. 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Spacerowe przemyślenia.

W końcu wyszło słońce. Co prawda, Czekoladka na jego widok wcale nie jest zadowolony - zawsze, o poranku wkrada się do naszego pokoju i atakuje zaspane oczy. Bartuś głośno wygania je z okrzykiem: Sun! Nie, nie. Boję się. Słonić {czyt. zasłonić okno}, no ale co ja mu zrobię, że słoneczko kocha nasz pokój :D Ja tam się cieszę na jego widok. Nie mogę się doczekać aż zrobi się na tyle ciepło, że będziemy mogli wychodzić na zewnątrz w samych t-shirtach i spodenkach <3

Dzisiaj, pomimo tego słońca, na zewnątrz wcale nie było ciepło. Zmarzłam podczas spacerku niesamowicie. Dobrze, że ciepło ubrałam Czekoladkę, bo inaczej pewnie i on by zamarzł. A tak to, odbyliśmy prawie 2h spacerek w towarzystwie koleżanki Julki i jej Mamy {często mijaliśmy się na spacerach, a teraz była okazja pospacerować razem i się bliżej zapoznać}. Julka jest niewiele młodsza od Czekoladki, ale jest zdecydowanie wyższa. Ale co się dziwić, jak jej rodzice są wysocy, a ja z Dużą Czekoladką niekoniecznie ;) 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Po co dziecku zabawki?

Okey, ale zanim zacznę o zabawkach, czas nadrobić zaległości. A jest tego troszkę.

Po pierwsze - Wielkanoc - Czekoladka po raz trzeci wybrał się z Mamą i Babcią z koszyczkiem do kościoła. Wszystko z pozoru było takie same, za wyjątkiem jednego ważnego szczegółu - w tym roku Bartunia miał swój własny koszyczek, który z dumą niósł jakieś ekhm... 10 metrów :D Tym sposobem, Mama sama 'tachała' dwa koszyczki z jedzonkiem i samochodzikiem. Tak, tak. Czekoladka w swoim koszyczku miał swój ukochany, czerwony, malutki resoraczek :) Do kościoła standardowo weszła sama Mama - Czekoladka z Babcią woleli oglądać balony i... trzęsącego się z zimna pieska :) 

Po drugie - bilans dwulatka - w piątek w końcu udało nam się dotrzeć do pani doktor. Teoretycznie powinniśmy się tam znaleźć miesiąc temu, ale niestety choroba skutecznie przesunęła nam to w czasie. Tym razem, po raz pierwszy od narodzin Czekoladki, byłam sama u lekarza. Do tej pory towarzyszył mi albo Mąż, albo Mama ;p Troszkę się bałam reakcji Bartusia, ale wszystko poszło wyjątkowo sprawnie. Nie mówię, że obyło się bez płaczu, czy krzyku, ale i tak było zdecydowanie lepiej niż sobie to wyobrażałam. W poczekalni razem z Czekoladką śpiewaliśmy sobie alfabet i liczyliśmy po angielsku, żeby choć na chwilkę zapomnieć o tym, gdzie się znajdujemy ;)

czwartek, 28 marca 2013

Pożegnania nadszedł czas.

Dwa lata razem - dla jednym to dużo, dla drugich w sam raz. Dla mnie jako matki za długo. Dla Czekoladki jako dziecka w sam raz. Do pożegnania podchodziłam nie raz, nie dwa. Zawsze kończyło się na tym samym. Troszkę z wygody, troszkę z żalu wciąż kontynuowaliśmy to, co zaczęliśmy ponad 2 lata temu. Aż do pamiętnej choroby. Wtedy to, Czekoladka sam zadecydował, że dorósł i pożegnał się ze swoim przyjacielem - SMOCZKIEM.  Obyło się bez płaczu, obyło się bez krzyku. Po prostu naturalna kolej rzeczy. Teraz na widok smoczka krzywi się i mówi: Blee. Dla bezpieczeństwa pochowałam wszystkie smoczki, co by Czekoladka na nowo za nim nie zatęsknił. Nie chciałam o tym pisać od razu, ale teraz po ponad tygodniu mogę oficjalnie ogłosić, że POŻEGNALIŚMY SIĘ Z PANEM SMOCZKIEM. Ulga! Naprawdę. Nie mogłam przeżyć, że dwuletnie dziecko wciąż zasypia z 'cycusiem' - bo w ciągu dnia raczej Bartuś nie domagał się smoka od dłuższego czasu.
Pamiętam, gdy jeszcze nie byłam mamą, nie mogłam patrzeć na 'duże dzieci' ze smoczkiem. Zawsze byłam przekonana, że moje dziecko pożegna się z cumelkiem po pierwszych urodzinach. Yhy. Życie i charakter Czekoladki zweryfikował moje postanowienie ;) No, ale... Grunt, że się udało. Niepotrzebne były podchody z odcinaniem kawałka smoczka, czy tłumaczenie, że ukradł go sąsiad ;) Samo przyszło, samo poszło. Jestem dumna z Czekoladki, że sam zrozumiał, że już nie jest dzidziusiem, tylko dużym chłopcem :) Brawo :*


***
 

czwartek, 21 marca 2013

1/2 Tanzanii w domu.

Czekoladka jest 'biednym dzieckiem'. Non stop ktoś mu znika, non stop ktoś wyjeżdża na dłużej - jedynie Mama jest przy nim 24h na dobę. Ledwo zdąży się przyzwyczaić, że kogoś nie ma, a ten ktoś już powraca. Podobnie działa to w drugą stronę - ledwo przyzwyczai się, że ktoś jest, a ten ktoś już pakuje swoją walizkę i wyjeżdża. Tak jak Wujek Marcinek {Czekoladka właśnie tak mówi o swoim chrzestnym - Marcinek}, który dzisiaj w nocy wrócił z Tanzanii. O tym, że powróci Bartuś wiedział od dnia wczorajszego. Na każde moje: A wiesz, że jutro wraca Marcinek?, Czekoladka krzyczał: Marcinek? Stttttąąąąd! Co oznaczało mniej więcej tyle, że Bartuś nie chce widzieć wujka z powrotem w domu. Dlaczego? Ano sprawa jest naprawdę łatwa do wyjaśnienia. Marcinek, pomimo swoje dorosłego wieku, lubi dokuczać swojemu Czekoladowemu Chrześniakowi. A to zabierze mu zabawkę, a to przytuli Czekoladkę, gdy ten nie ma na to ochoty, a to nie pozwoli mu posiedzieć na komputerze... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Oczywiście Wujek mówi, że on się w ten sposób bawi z Bartusiem, ale Bartuś ma na ten temat inne zdanie. Pewnie pomyślicie sobie, że Czekoladka nie lubi wujka. Nic bardziej mylnego. Gdy Wujek za długo nie przychodzi do Bartusia, ten go woła i chowa się za Mamę. Mało przekonujące? No to wyobraźcie sobie tylko, że w praktycznie każdej bajce, Bartuś dziwnym trafem odnajduje Marcinka - a to w chłopczyku tańczącym w rytm muzyki, a to w innym stworku. Marcinek jest wszędzie. I o dziwo jest lubiany przez Czekoladkę.


Pewnie ciekawi Was, jak wyglądała reakcja Czekoladki na powrót Wujka? Na początku był wieeeeeelki płacz {Mama! Widziałem Marcinka. A potem ryyyk}, potem lekkie zaciekawienie, a na końcu wspólna zabawa. Można? Ano można. Jak widać, nie taki Wujek straszny, jak go Czekoladka maluje :D

Tym bardziej, że Wujek przywiózł mnóstwo smakołyków z Tanzanii, które zagościły w naszych brzuszkach. Oczywiście owe smakołyki znalazły się u Wujka w torbie, dzięki Dużej Czekoladce, no ale nie będziemy już w to wnikać. I tak Bartuś miał okazję skosztować smażonych bananów, soku z mango, ryby prosto z Oceanu Indyjskiego i słodkich ziemniaków :) Czy smakowało? Odpowiedzią niech będzie Czekoladowe: "Mniam, mniam, mniamyyyyy" :)

Teraz tylko czekamy na powrót Czekoladowego Taty i masy kolejnych smakowitych podarunków :D

***

środa, 20 marca 2013

Czekoladka we własnej osobie :)

Zabawne - jeszcze dziś rano nosiłam się z zamiarem zamknięcia bloga i pożegnania się z wszystkimi czytelnikami Naszego Czekoladowego Szczęścia - by tuż po południu na nowo odnaleźć sens dzielenia się z Wami naszymi losami. Blog ten, to część mojego życia - tego obecnego, bo dawniej nie wyobrażałabym sobie pisać o swoim życiu w tak publicznym miejscu. Prawdą jest, że nie piszę tutaj o wszystkim - dużo spraw zachowuję dla siebie i swojej rodziny - nie lubię narzekać, wypłakiwać się i prać publicznie brudów. Moje życie to nie bajka, ale życie Czekoladki - jak każdego dziecka, niech chociaż przez tych paręnaście lat bajką będzie. Wielu osobom to nie odpowiada, ale przecież w sieci jest cała masa blogów - do koloru i wyboru - więc nigdy nikogo nie zmuszałam i nie zmuszam do czytania moich wypocin.

Wiem jednak, że część z Was wciąż ze mną jest. Dostaję masę pięknych maili, z wieloma osobami naprawdę się wirtualnie 'zaprzyjaźniłam'. Doceniam to i dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście, nawet jak czasami mnie tutaj nie ma.

wtorek, 12 marca 2013

{Niestety} kolekcjonujemy naklejki.

Za nami kolejna wizyta u lekarza. Nie u naszego pediatry, a u przemiłego pana doktora, który z każdą wizytą nieświadomie 'pcha' mnie do zmiany lekarza prowadzącego Czekoladkę. Nie wiem dlaczego, ale darzę go dużym zaufaniem. No, ale to temat do przemyślenia, nie będę nic robić pochopnie. Na tą chwilę i tak pan doktor prowadzi 'sprawę' Bartusia. Jak tym razem przebiegła wizyta? Czekoladka od momentu ujrzenia budynku przychodni płakał i nie chciał wejść do środka - doskonale wiedział, po co tam idziemy. Na szczęście po parunastu minutach płaczu, zdecydował się wejść na Babcinych rękach, a po kolejnych minutach, dał zdjąć sobie kurtkę, czapkę i rękawiczki, i nawet bawił się z dziećmi, które także czekały na swoją wizytę lekarską {!!!!}. Jestem pozytywnie zaskoczona, tym bardziej, że do tej pory Czekoladka nie bardzo lubił towarzystwo innych dzieci. Teraz to się zmieniło - znakiem tego niech będzie fakt, że Bartuś dał swój samochodzik dziewczynce do zabawy :D Wiem, dla niektórych rodziców to norma, ale dla mnie to nowość. Sama wizyta u lekarza też przebiegła w mniejszym krzyku niż ostatnio. Bartunia dał zbadać sobie plecki, brzuszek no i gardziołek. Dostaliśmy nowe recepty i nowe lekarstwa. Ech. Normalnie serce mnie boli, jak widzę, ile tego wszystkiego jest :( Doktor powiedział, że naprawdę nie lubi dawać tyle lekarstw dzieciom, no ale w tym przypadku musimy tak postąpić. Ja się z nim zgadzam, tym bardziej, że wczoraj przewertowałam fora w poszukiwaniu informacji o chorobie Bartusia i tam też wyczytałam, że lepiej dodać kilka leków niż coś zaniedbać. No i tak robimy. Poza nową receptą, Czekoladka dostał drugą naklejkę 'dzielnego pacjenta' - mam nadzieję, że nasza kolekcja nie powiększy się o kolejne naklejki {no ok, nie wliczam naklejki na kontroli u pana doktora ;)}.

poniedziałek, 11 marca 2013

Wszystko się komplikuje.

Wiem, że ostatnio jestem monotematyczna - jak nie karmienie {a właściwie jego brak}, to choroba Czekoladki, ale uwierzcie mi, że te dwa tematy totalnie zawładnęły moją głową. Denerwuje mnie to, że lekarstwa, które przepisał lekarz nie działają {przynajmniej ja nie widzę znaczącej poprawy}. Pewnie potrzeba czasu, bo stan zapalny jest naprawdę zaawansowany, ale ja już naprawdę nie mogę patrzeć na płaczącą z bólu Czekoladkę. Widzę, jak świecą mu się oczy do 'zabronionych' produktów, jak prosi, żeby móc spróbować pomarańcza, chociaż doskonale wie, że słodkie i kwaśne jeszcze bardziej sprawiają mu ból. Biedactwo moje. Wczoraj przepłakał całe popołudnie, dopiero po podaniu syropu przeciwbólowego troszkę się uspokoił. No, ale jutro idziemy znowu do lekarza, może coś zaradzi. Ale i tak najgorsze jest to, że Czekoladka przypomniał sobie o cycusiu. Dlaczego piszę, że to jest najgorsze? Ano dlatego, że ja już prawie całkowicie straciłam pokarm! Podjęłam decyzję, że odstawiam Bartusia, więc codziennie piłam szałwię i do tego odciągałam pokarm. Dzisiaj spróbowałam odciągnąć mleko, a tam prawie nic nie leciało. Wczoraj podczas wielkiego płaczu, Bartuś wręcz błagał o cycusia, a ja musiałam zachować spokój i wytłumaczyć mu, że w cycusiach nie ma już mleczka i że teraz pijemy z kubeczka wodę lub mleko, ale nie mamine :( Serce mi krwawiło, naprawdę, ale wiem, że teraz nie ma odwrotu. Poza tym ja wiem, że on nie dałby rady ssać, tylko by się wkurzył, że go boli, a ja bym na nowo zatęskniła za karmieniem. Gaaaasz. W życiu nie sądziłam, że odstawianie od piersi to taki koszmar. Niestety jeszcze bardziej bolesny, gdy Czekoladka prosi o mleczko. Dzisiaj podczas odkurzania położył się na łóżku {zawsze tak robi, gdy odkurzam} i wołał: "Mama, cycy :)" - kolejny raz ze łzami w oczach tłumaczyłam mu, że już nie ma mleka, a on podciągnął mi koszulę, pokazał na cyca i powiedział: "Mama, mleko :)". Rannny. Muszę być twarda, muszę. Dla naszego dobra...

A tak w ogóle to marzę o wyjeździe, gdzieś daleko... daleko... daleko...


***

niedziela, 10 marca 2013

Happy Birthday Bartuniu :)

Jak już wiecie, w czwartek Czekoladka miał 2 urodziny. Z racji choroby oraz nieobecności Taty i Chrzestnego, w tym roku nie było większego świętowania. Ograniczyliśmy się do urodzinowego tortu, dmuchania świeczki i śpiewania 'Happy Birthday' w nielicznym gronie. 


Nie oznacza to jednak, że inni zapomnieli o Czekoladce. Co to, to nie :) Zarówno Babcia - Pra, jak i Czekoladowa Chrzestna pamiętali o tym ważnym dla nas dniu i złożyli życzenia Bartusiowi na piśmie :) Karteczki urodzinowe przypadły Bartusiowi niesamowicie do gustu - jedna z racji samochodów, a druga ukochanych gwiazdek :D Serdecznie dziękujemy za pamięć :*

sobota, 9 marca 2013

Jestem dziwna?

Dzisiaj powtórka z rozrywki - Czekoladka próbował ssać cyca, ale za chwilę był płacz, że go 'parzy' i 'boli'. Niestety dziąsła wciąż go bolą, to i cycusiać biedak nie może. Momentami widzę, że chce, ale zwyczajnie się boi bólu. To chyba początek końca naszej mlecznej przygody.

A ja? Siedzę, analizuję i w głowie tworzę sobie listę plusów 'cycusiowej wolności':
-będę mogła ćwiczyć bez obawy, że lada chwila Czekoladka zapragnie cyca,
-będę mogła wyjść pobiegać, bez myślenia, że Bartuś czeka na mleczko,
-będę mogła skosztować Reddsa ;) i napić się porannej kawy z mlekiem,
-być może po ponad 2 latach w końcu uda mi się przespać całą noc,
-będę mogła jeść wszystko {chociaż raczej tutaj nie było ograniczeń ;p} i przyjmować wszystkie leki...

Po takich myślach, zaraz pojawia się opamiętanie i szereg wspomnień:
-uśmiech cycusiowy tj. podczas karmienia widać język, który próbuje utrzymać cyca i jednocześnie się śmiać, 
-zmienianie strony podczas karmienia z Czekoladową komendą: 'stronę' i moim pytaniem: 'prawą czy lewą', chociaż dobrze wiedziałam, że Bartuś chce drugiego cyca.
-szczypanie cycusia i odwracanie Maminej głowy, gdy ta chciała przerwać tą ciekawą zabawę,
-karmienie najpierw Czekoladki, a potem wszystkich miśków i samochodów,
-wołanie: "Mama cycyyyy" i szybkie kładzenie się na poduszkę i czekanie na Mamę,
-milion fotek w przeróżnych miejscach podczas karmienia piersią, zaczynając na AWFie, a kończąc na sejmie :)


Mogłabym tak wspominać i wspominać, ale czuję jak łzy napływają mi do oczu. Wiem, że Czekoladka dorasta, to nieuniknione i muszę mu na to pozwolić, nie zmienia to jednak faktu, że w głębi duszy przeżywam swoją małą żałobę. Czas się pogodzić z końcem karmienia, a w myślach pielęgnować te wszystkie cycusiowe chwile i cieszyć się, że było mi dane karmić tak długo...

Heh, i pomyśleć, że sama 'śmiałam się' z mojej Babci, która mówiła, że nie może patrzeć jak karmię, bo tęskni do tych chwili...

***

piątek, 8 marca 2013

Niespodziewany obrót zdarzeń.

Dzisiaj mijałoby 2 lata, jak karmię Czekoladkę piersią. Niestety nie mija. Od wczoraj Bartuś zwyczajnie odrzucił cyca. Wiem, że ma to związek z jego chorobą {byliśmy dzisiaj u lekarza i okazało się, że Czekoladka ma zapalenie ślinianek i mocno zaczerwienione dziąsła}, ale sama nie bardzo wiem, jak mam się zachować w tej sytuacji. Do niedawna zastanawiałam się, jak w bezbolesny i bezstresowy sposób zrezygnować z karmienia piersią, a teraz, gdy Bartunia sam zadecydował, że to koniec, ja nie umiem się w tym wszystkim odnaleźć. Nie wiem, czy mam iść do lekarza po tabletkę na zatrzymanie laktacji, czy mam przeczekać okres choroby, bo być może jeszcze mu się odmyśli i zapragnie na nowo cyca. Z jednej strony jestem zadowolona, że to byłaby jego decyzja, a z drugiej serce mi pęka na myśl, że to ma być koniec naszej mlecznej przygody. Wiem, wiem - Czekoladka ma już dwa lata, więc wg większości to już najwyższy czas, żeby przestać się karmić, ale z drugiej strony, ja wcale nie jestem gotowa na to rozstanie. Na tą chwilę odciągam mleko wszystkimi możliwymi sposobami, walczę z bólem piersi i piję szałwię, która ma mi pomóc w zmniejszeniu wytwarzania mleka. Co będzie potem? Sama nie wiem, ale coś czuję, że wraz z 2 rokiem, Czekoladka wkroczył na inny poziom - nie jest już małym dzidziusiem, tylko dużym chłopcem, który musi się uniezależnić od Mamy...


Jeśli mogę prosić w komentarzach o rady na temat domowego zatrzymania laktacji albo jej zmniejszenie - będę wdzięczna, bo moje piersi naprawdę wołają o Czekoladową Buźkę! Aaaaa.... :(

***

czwartek, 7 marca 2013

Czekoladka ma DWA LATKA :)

Niestety urodzinek nie spędzamy w uroczystych nastrojach - od wczoraj Bartuś gorączkuje. Całą noc spał niespokojnie, budził się praktycznie co godzinę, a o 4 wstał na dobre. Ech. Coś czuję, że tym razem bez lekarza ani rusz - to już prawie 3 tygodnie jak chorujemy. Masakra jakaś.
Jedynym plusem tej całej sytuacji było to, że mogłam zaśpiewać mu "Happy Birthday" dokładnie o 5:45 - czyli o tej samej godzinie, o której się urodził. Chociaż to poprawiło mu troszkę humor. Wygłupiałam się z pacynkami na rękach i tańczyłam dla mojego Czekoladowego Solenizanta w rytm urodzinowej piosenki :)


Z okazji 2 urodzin postanowiłam uwiecznić Czekoladową rączkę na papierze - nie zmuszałam go do pomalowania dłoni {po lewej stronie rączka 9miesięcznego Bartusia} - ale tym razem odrysowałam ją na kartce papieru. O dziwo Czekoladka współpracował i z dumą oglądał swoją odrysowaną dłoń. Teraz mam pamiątkę, że hoho. Za rok zrobię porównanie i także odrysuję, wtedy już 3 letnią Czekoladową rączkę :)


Synku, kochany mój - w tym wyjątkowym dniu życzę Ci przede wszystkim ZDROWIA - bo jestem pewna, że miłości i szczęścia w życiu Ci nie braknie, gdy będziesz zdrowy. Sto lat Czekoladko :*

***


piątek, 1 marca 2013

Mama karmiąca ma zapalenie zatok.

Tak jak w tytule. Od prawie 2 tygodni zmagam się z przeziębieniem - na początku był to intensywny ból gardła, który przeszedł w ból migdała, a następnie pojawił się katar. Nie było by w tym nic nowego, gdyby nie fakt, że po wyzdrowieniu {tak mi się wydawało}, nagle w nocy obudziłam się ze straszliwym bólem gardła/nosa/szczęki i dziąseł. Do tego doszedł przeraźliwy katar {kolor i inne szczegóły Wam oszczędzę}. Wczoraj nie mogłam normalnie schylić głowy w dół - kąpanie Bartka było dla mnie olbrzymim wyzwaniem. Po krótkiej analizie objawów doszłam do wniosku, że mam zapalenie zatok przyszczękowych - naprawdę nie pamiętam, żebym kiedykolwiek podobnie cierpiała. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chciałam dzisiaj iść z Czekoladką na bilans dwulatka, no ale nie będę ryzykować zdrowia malutkich dzieci - nie chcę nikomu dziecka zarazić, więc wybierzemy się do pediatry, jak tylko dojdę do siebie.

Mama od razu chciała mnie wysłać do lekarza, co by mnie obejrzał, ale stwierdziłam, że zanim podejmę tak radykalne kroki, postaram się doleczyć domowymi sposobami. Pewnie większość z Was powie, że lepiej od razu wziąć antybiotyk, ale jest jeden myk - jestem uczulona na penicylinę i każdy antybiotyk to dla mnie niepotrzebny stres i wypatrywanie objawów wstrząsu anafilaktycznego {niestety przechodziłam przez to w wieku 18 lat}, a po drugie nie chcę przyjmować antybiotyków karmiąc piersią {zresztą ja w ogóle nie lubię leków i naprawdę mało ich brałam w życiu}.

Jak się leczę karmiąc piersią?
-na kaszel piję okropny wywar z imbiru {o fuuuuuj, ale naprawdę pomaga},
-na zatoki stosuję maść kamforową i amol, dodatkowo robię sobie inhalacje z gorącej słonej wody,
-na ból gardła 'cyckam' plasterek imbiru {ostrzegam - piecze jak jasna cholera ;)}

Muszę stwierdzić, że od wczoraj widzę wielką poprawę - przede wszystkim po inhalacji z gorącej słonej wody. Na początku próbowałam inhalacji wody z azulanem, ale mało mi pomogła. Sól w moim przypadku okazała się zbawienna. 

Wczoraj na fanpage'u dostałam kilka fajnych propozycji na domową walkę z zapaleniem zatok m.in. "ugotowane i potłuczone ziemniaki położone na ściereczce na miejsca, gdzie znajdują się zatoki. Przykryć ręcznikiem i trzymać aż czuć chłód; liście kapusty działają antyzapalnie - przykładać lekko rozgniecione, bez nerwu środkowego miejsca ze stanami zapalnymi; ograniczyć węglowodany w diecie, przynajmniej podczas leczenia;" - jest to rada od koleżanki mojej Mamy, za którą baaaardzo dziękuję :) Dzisiaj muszę spróbować także tych sposobów, chociaż muszę przyznać, że po wczorajszych inhalacjach czuję się o niebo lepiej :)

Jeśli znacie jakieś skuteczne metody dla kobiet karmiących na przeziębienie to poproszę o nie w komentarzach. Buziaki :)

***