czwartek, 29 listopada 2012

Nie tak ma być!

Wczoraj {przedwcześnie} zadowolona z wielkich Czekoladowych rewolucji, szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Dokładnie godzinę później {o 22:00}. Czekoladka obudził się z przeraźliwym płaczem, którego nie umiałam opanować. Skończyło się na tym, że Bartul zebrał się i pobiegł z płaczem do pokoju Babci. Tam jeszcze długo dochodził do siebie. Padł przytulony do mnie i do Babci o 00:30. Po niecałych 2 godzinach powtórka z rozrywki, tyle, że tym razem szybciej udało nam się opanować jego płacz. Co jest grane? Nie było sytuacji, żeby Bartulek się czegoś wystraszył, nikt go nie bije, nikt na niego nie krzyczy - nie wiem skąd te jego lęki. To znaczy domyślam się, że może to być powiązane z wyjazdem Dużej Czekoladki, bo podobnie reagował za pierwszym i drugim razem, gdy Tata mu zniknął z dnia na dzień. Krzyki momentalnie kończyły się, gdy byliśmy w trójkę... Niestety problem z późnym zasypianiem jest obecny od jakiś 3 miesięcy, bez względu na to, czy jest z nami Tata, czy nie. 

Nie wiem jak mam mu pomóc. Wylot Męża był konieczny. Nie mieliśmy na to większego wpływu. Jedyną opcją, żebyśmy byli wszyscy razem jest przeprowadzka do Tanzanii, na którą na razie nie możemy sobie pozwolić. Ech. Ciężka sprawa. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Czekoladka naprawdę to przeżywa. Niby cieszy się jak widzi Tatę na Skypie, rzuca do niego piłkę, nawołuje do wspólnego grania, podaje mu Misie, samochody, pokazuje książeczkę... ale właśnie to, że Tata nie może kopnąć tej piłki, przytulić Misia, poczytać bajki, sprawia, że Bartuś smutnieje. Gdy tylko kończę rozmawiać z Mężem, ten od razu podbiega do komputera, podłącza z powrotem kamerę i krzyczy: "Tata, tata". Serce mi pęka.



Life is too complicated.

***

środa, 28 listopada 2012

Znaczenie snu w życiu dziecka + EDIT.

Dziewczyny. Widzicie, która jest godzina? No właśnie. Nie ma nawet 21, a moja Czekoladka już śpi. Nie mogę w to uwierzyć. Chociaż po jego dzisiejszym dniu, to było pewne, że padnie zaraz po "Na Wspólnej", które uwielbia. 

Złożyło się na to kilka czynników:
-Bartunia DOBROWOLNIE wstał dzisiaj o 8:30 {był bardzo śpiący, ale o dziwo nie chciał dłużej spać}
-brak popołudniowej drzemki {właściwie to ona była, tyle, że 15minutowa na ramieniu Mamy. Czekoladka zwyczajnie usnął mi podczas spaceru oO. A dawno takie coś nie miało miejsca}
-po powrocie ze spacerku, Czekoladka nie kontynuował snu, tylko po wyciumcianiu Cyca zabrał się do rozrabiania.

Tym sposobem oczy Czekoladki schodziły się już od godziny 18. Przetrzymaliśmy go do 21 {kąpiel, zabawa} i teraz padł jak mucha.

Z cyklu nocnych przemyśleń...

Siedzę na łóżku, tuż obok mnie leży Czekoladka. Śpi od jakiś 10 minut {jest 1:00}. A ja zamiast iść spać tuż koło niego, rozmyślam. Nie lubię takich chwili - nawet mój Mąż kiedyś powiedział, że stanowczo za dużo myślę i analizuję. Ma rację. Z tych moich rozmyślań nigdy nic dobrego nie powstało. Tylko zły nastrój i jeden wielki dół. Tak jak teraz. Ze łzami w oczach patrzę na mojego Małego Bezbronnego Simbę, a w mojej głowie roi się milion przeróżnych pytań.

Dlaczego?

Jestem świeżo po przeczytaniu wywiadu z pół Tanzańczykiem, pół Polakiem, chociaż on sam o sobie mówi, że jest w całości Polakiem i w całości Tanzańczykiem {"jestem Polakiem i Tanzańczykiem. Nie pół Polakiem. Nie mulatem, ale w pełni Polakiem i w pełni Tanzańczykiem. Człowiekiem dwóch kultur."}. Przeczytałam ten wywiad z ciekawości, gdyż znam osobiście głównego bohatera. To przyjaciel Dużej Czekoladki i świadek na naszym ślubie. 
Po co w ogóle o tym rozmyślam? Otóż pewien fragment wrył mi się totalnie w psychikę. Fragment mówiący o pierwszych 7 latach spędzonych przez niego w Polsce {kolejne lata życia spędził w Tanzanii, akceptowany przez Tanzańczyków}. O negatywnych doświadczeniach i niemiłych zachowaniach ludzi w stosunku do niego i jego ojca. Tylko i wyłącznie ze względu na jego kolor skóry. Podobne doświadczenia opisuje inny Tanzańczyk, który przyjechał do Polski na studia {"Po trzech tygodniach zobaczyłem jak jest naprawdę. Gdy wracałem z dyskoteki spotkałem chuliganów i zostałem pobity. Ukradli mi pieniądze i zegarek. Wtedy zacząłem trochę rozumieć po polsku i rozumiałem co ludzie mówili do mnie na ulicy: Murzyn, Bambo, Czarnuch, Polska dla Polaków... Mówiłem o tym moim nauczycielom, ale oni odpowiadali, że taka jest Polska i muszę dbać o moje bezpieczeństwo."} Naprawdę przykra sprawa.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Sukces! :)

No dobra, może tytuł troszkę nad wyrost, ale naprawdę jestem zadowolona i dumna z mojego Synka. Tak jak wspominałam, od dłuższego czasu jesteśmy bezwózkowi {to nie nasz wymysł, po prostu Bartuś nie lubi siedzieć w wózku/rowerku, woli mieć kontrolę nad tym gdzie idziemy}, dlatego nasze spacery zawsze odbywały się na nogach/rękach. Nie, nie pomyliłam się z tym czasem przeszłym. Odbywały się. Bo, proszę mi uwierzyć na słowo moi mili, dzisiaj Czekoladka zrobił mi wielką niespodziankę i spacerował całe 1,5h sam na własnych nogach. Na każde moje podnoszenie {a to samochód jechał, a to chciałam coś pokazać} Bartuś ze złością wyrywał się i zeskakiwał na ziemię :D

Raaaanyyyy. Ale wygoda, ale komfort. Móc spacerować z Synkiem ZA RĘKĘ bez bolących rąk i pleców. Od razu życie staje się prostsze. Nawet 20minutowe stanie koło ulicy i patrzenie na przejeżdżające samochody jestem w stanie znieść z uśmiechem na twarzy:)

 Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale mam nadzieję, że to zmiana na zawsze :)))) 

Chwilo trwaj wiecznie :)

PS. jeszcze tak zmienić te godziny snu, a będzie jak w bajce ;p


***

Raz, dwa, trzy... czyli liczymy po suahili. SOMO LA TATU.

Mambo! :) Jak Wam  minął weekend? Bo nam baaaaardzo szybko. Dopiero odkąd na blogu pojawiły się cotygodniowe lekcje suahili, widzę jak ten czas ucieka. Ledwo umieszczę jedną lekcję, to już za chwilę czas na nową :)


W dzisiejszej, już trzeciej, lekcji suahili skupimy się na nauce cyfr i liczb.

SOMO LA TATU - lekcja 3.

Dzisiaj będzie krótko i na temat. Niestety będzie to lekcja tzw. pamięciówka. Po prostu musimy nauczyć się ciągu liczb, które posłużą nam przy tworzeniu innych. Na pierwszy rzut idzie pierwsza dziesiątka:

0 - sifuri {czyt. sifuri}
1 - moja {czyt. modża}
2 - mbili {czyt. mbili}
3 - tatu {czyt. tatu}
4 - nne {czyt. ne}
5 - tano {czyt. tano}
6 - sita {czyt. sita}
7 - saba {czyt. saba}
8 - nane {czyt. nane}
9 - tisa {czyt. tisa}
10 - kumi {czyt. kumi}

niedziela, 25 listopada 2012

A ja kocham Bab-Ci {ręce}!

O tym, że Duża Czekoladka wyjechał, chyba nikomu nie muszę przypominać. Jednak to, jakie zmiany pociągnął za sobą ten wyjazd, to jest warte zanotowania. Do tej pory, gdy Tata chodził z nami na spacerki, Bartunia połowę czasu spędzał na swoich nogach, a drugą połowę na rękach Mamy (wózek już od dawien dawna został wydelegowany do Wujka M. na strych). Niestety pokutuje noszenie Czekoladki w niemowlęcym okresie, gdy każdy truchlał na myśl, o niemiłych szpitalnych perypetiach. Bartunia, jako bardzo rozumne i sprytne dziecko, wymyślił sobie w swojej Czekoladowej głowie, że przecież, on wcale nie jest jeszcze taki duży i wciąż można go nosić na rękach (na nic nasze prośby i groźby). Spacer bez dźwigania "klocka" to spacer nieodbyty. Do tej pory, jak już wspomniałam, rola ta przynależała się Mamie (na widok wyciągniętych Tacinych rąk, Bartunia reagował krzykiem i kopaniem). Wszystko zmieniło się po wylocie Taty. Teraz, gdy nie ma go z nami fizycznie, Bartuś znalazł sobie inny nożno-ręczny transport - Babcię. Nie wiem skąd ta nagła zmiana, wszak do tej pory najbardziej kochał moje ręce. Niestety teraz ten {nie}miły "prawie 13 kg obowiązek" spadł wprost na Babcine ręce. Oczywiście staramy się jak możemy przekonać Czekoladkę, że świat zwiedzany na własnych nogach jest o wiele ciekawszy, ale on i tak stara się wdrapać na ręce. Na szczęście, Babcia ma głowę nie od parady, i wspólnie ze mną wymyśla różne "odwracacze Czekoladowego wzroku". A to wchodzenie po podjeździe, a to wchodzenie po schodach, a to deptanie "kocich jajek" {patrz foto}, a to szukanie wiewiórek, a to gonienie kota. I tak, od kroku do kroku, udaje nam się przebyć spacer, {prawie} bez noszenia na rękach. 

bazarek.pl
Wiem, wiem, zaraz posypią się komentarze, że to nasza wina, że sami sobie na to zasłużyliśmy - tak wiemy i bijemy się w piersi - NASZA WINA, NASZA WINA, NASZA BARDZO WIELKA WINA. No, ale... Tak jak wspominałam, próbujemy zapanować nad rządami Króla Simby... i prosimy Was o mentalne wsparcie :)

A jeśli już o Babci mowa - Bartunia, ni z tego ni z owego, postanowił zmienić pewne ważne określenie. Z dumą komunikuję, że nie ma już u nas w domu Babki, nareszcie zawitała do nas BABCIA :) Brawa dla Czekoladki :) Teraz bez wstydu mogę iść z Bartusiem na huśtawkę i nasłuchiwać miłego wołania Babci, a nie BABKI :))) {uwierzcie mi, raz nieźle spaliłam buraka, gdy wszystkie dzieci mówiły do swoich babć 'babciu', tylko Bartek krzyczał BAB-KA!}

***

piątek, 23 listopada 2012

"On się chyba z Wami kłóci?"

Aj. Dawno się nie odzywałam. Wybaczcie, ale ostatnio pochłonęło mnie coś innego {drugi blog i związane z nim zobowiązania, ale o tym wkrótce} oraz wirtualne randki z Mężem na Skypie (i wspólne 'granie' Małej Czekoladki z Tatą w piłkę). Na szczęście mamy to udogodnienie, że możemy codziennie się widzieć i słyszeć, dzięki czemu nie tęsknimy tak bardzo za sobą. Ja wiem co u niego, on wie co u mnie, więc jesteśmy dużo spokojniejsi. Chociaż ja nie do końca. Niestety w Tanzanii obecnie jest pora deszczowa, a co za tym idzie jest mnóstwo komarów, w tym także malarycznych. Codziennie, gdy rozmawiamy, widzę jak Duża Czekoladka zabija te wstrętne komarzyska. Na nic moskitiery, na nic spraye przeciwko komarom, one i tak znajdują sposób, by dostać się do środka. Ech. Mam nadzieję, że Mąż nie zachoruje, tak jak w kwietniu. Bleh. Niby wiem, że to jego klimat, że mieszkał tam prawie całe życie, ale jednak wciąż się martwię o tą moją Większą Czekoladkę :(


A co u nas nowego? Bunt {prawie}dwulatka trwa na potęgę. Śmiało mogę powiedzieć, że po wyjeździe Dużej Czekoladki bunt zwiększył się podwójnie. Bartek rządzi, Bartek rozkazuje, Bartek pokazuje swoją złość... a my próbujemy wytłumaczyć mu, że jednak to my tutaj dyktujemy warunki. Z jakim skutkiem? Różnym. Najczęściej kończy się na Czekoladkowym płaczu i naszym pękającym sercu, ale i kamiennej twarzy. Zdajemy sobie sprawę, że Czekoladka stosuje tzw. "próbę sił" i to jest jedyny moment, w którym możemy mu pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi. Nie jest to łatwa sztuka, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Przed nami czas wzmożonej cierpliwości, opanowania i zrozumienia Czekoladowych napadów złości. I przede wszystkim zasada:


Hihihi, a co do tytułu. Dzisiaj spotkaliśmy sąsiadkę z góry, która widząc 'grzecznego, słodkiego Bartusia', nie mogła uwierzyć, że to ten sam mały człowiek, który biega z jednego pokoju do drugiego, krzycząc i kłócąc się ze wszystkimi domownikami. No cóż... Udawać to Czekoladka potrafi, ojjjj potrafi...

Gdy tylko Czekoladka uśnie, lecę poczytać co u Was i w końcu pokomentować! :) Buziaki :))))

***

poniedziałek, 19 listopada 2012

Światowy Dzień Toalet.

Toaleta. Towarzyszy nam każdego dnia. Rano, w południe, wieczorem, a nawet w nocy. Jest to miejsce, które odwiedzamy codziennie, a jednak nie przywiązujemy do niego większej uwagi. Wiadomo - toaleta to nie temat do rozmów. Baaa... to wręcz temat tabu. 

A ja dzisiaj chciałam złamać tą zmowę milczenia i troszkę "porozmawiać o wucecie". Zresztą nie pierwszy raz, bo kilkanaście postów temu (KLIK) także pisałam o problemie sanitarnym na świecie. Wtedy skupiałam się na problemie części mieszkańców Tanzanii, którzy nie mają dostępu do podstawowych urządzeń sanitarnych. Dzisiaj z kolei chciałam się skupić na samej toalecie. Bo nie wiem czy wiecie, że wśród 7 miliardów ludzi na świecie, aż 1,1 miliarda nie ma W OGÓLE dostępu do toalet! Ciężkie do wyobrażenia, prawda? Niestety takie są realne dane. Według badań przeprowadzonych przez UNICEF aż 1.1 miliarda ludzi na świecie załatwia się na otwartej przestrzeni z powodu braku dostępu do toalety. Coś, co dla nas jest czymś naturalnym i całkowicie normalnym, dla wielu jest zwykłym marzeniem.



Suahili z Czekoladką. SOMO LA PILI.

Mambo vipi? :) Witam Was serdecznie na drugiej lekcji suahili z Czekoladką. Dzisiejsza lekcja została przygotowana przeze mnie, ale bez obaw! Udało mi się ją skonsultować i przeanalizować z Dużą Czekoladką przez Skypa w samym Katarze :)))) Także wszystko jest sprawdzone i zatwierdzone przez naszego nauczyciela.


Lekcję drugą czas zacząć. SOMO LA PILI - LEKCJA 2 - POWITANIA CD. + ODMIANA CZASOWNIKA BYĆ (kuwa - czyt. kuła)

Pozwólcie, że na samym początku dokończę pozdrowienia i powitania. Najprostsze z nich, mieliśmy okazję poznać tydzień temu. Dzisiaj dorzucam inne, równie popularne pozdrowienia/zapytania po suahili. 

niedziela, 18 listopada 2012

Bibo, bibo.

Kilkanaście lat temu, gdy Królestwo Simby, było jeszcze królestwem rodzeństwa F, postanowili oni napisać list do św. Mikołaja. Jako, że żadne z dzieci nie umiało 'normalnie' pisać, użyto magicznej dobrze im znanej czcionki "bibobibo". Cóż to za czcionka? Nie znajdziecie jej w żadnym spisie czcionek, a także nie pomoże Wam wujek google. Pismo "bibobibo" było znane tylko im i... św. Mikołajowi, który zna wszystkie rodzaje pisma na świecie. A dzisiaj poznacie je także i Wy. Ale tylko pozornie, bo znaczenie zapisu na zawsze pozostanie tajemnicą. Wystarczy jedna zmiana fali, jeden ostrzejszy wierzchołek, a już zmienia się znaczenie "bibowego słowa"

Oto jak mniej więcej wygląda "bibobibo".

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Musicie wybaczyć mi tą jedność zapisu, ale za czasów powstawania "bibobibo" nikt nawet nie pomyślał o komputerze. Generalnie "bibobibo" to szlaczek składający się z gór i dolin. 

czwartek, 15 listopada 2012

Na chorobę nam Qatar Airways.

"Tatooo..." i cap Bartuś rzuca swoim "Mimi" w kołdrę, która imitowała Dużą Czekoladkę. To Czekoladowy Tata tuż przed wyjściem ustawił tak kołdrę, żeby mi było raźniej, no i żeby Bartunia miał na "kim" trzymać Czekoladkowe stopy. Zabawne, i jednocześnie smutne, jest to, że Czekoladka naprawdę myślał, że Tata śpi obok. Dopiero brak reakcji na spadającego "na Tatę" misia zasmucił Synka. To wydarzenie i widok Czekoladki spowodował potok moich łez. Sprawiło to, że dzień ten zyskał miano najgorszego dnia ze wszystkich złych dni w historii mojego życia.

Zabawne, że jakieś 6 godzin później wszystko nagle miało się odmienić. Dlaczego?

środa, 14 listopada 2012

Nie płacz, kiedy odjadę.

No i niestety ten dzień nastał. Za ok. 5 godzin mój Mąż będzie w drodze do Tanzanii. W pierwotnej wersji miał nie jechać, ale plany się zmieniły. Leci... i to nie wiadomo na jak długo. Jak to stwierdził Duża Czekoladka "moje życie to ciągłe podróże i wcale mi się to nie podoba". Mnie również i Małej Czekoladce także. Od samego rana jest nieswój - marudny, niespokojny i rozdrażniony. Doszło nawet do tego, że ledwo wstał rano, a zaraz poszedł spać. On! "Snofob". I płakał przez cały sen. Teraz też już śpi. Jakby regenerował siły przed pożegnaniem Taty. Ech. Taty... Nie lubię tego słowa w jego ustach, gdy nie ma z nami Dużej Czekoladki. Jutro zapewne będzie szukał Tacinego komputera, następnie pójdzie do kuchni, weźmie jabłko do ręki i będzie krzyczał "Tatooo". Na widok każdej jeansowej koszuli/kurtki będzie wołał "Tata". A Taty nie będzie. Czasami mam wrażenie, że są zżyci ze sobą bardziej niż ze mną. Heh. Ale dziwić się i nie dziwić. Solidarność plemników i koloru skóry musi być. Ech... I znowu będziemy wyczekiwać go na skypie, a Bartuś będzie mówić na kamerę "Daddy".

wtorek, 13 listopada 2012

Mam na imię Bartek.

Mam 20 miesięcy i jestem "snofobikiem". Nie lubię leżeć na łóżku. Nie lubię zamykać oczu. A przede wszystkim nie lubię spać. Czasami zmuszony usypiam na 3h, ale męczę się tym bardziej niż niespaniem. Kocham buszować po nocach. Godzina 2 w nocy to czas idealny na zabawę... w kuchni. Uwielbiam chodzić tam z Mamą na rękach i krzyczeć na cały dom: Taaaaato! Bo kto lepiej obiera jabłka niż Tata? Gdy jednak poczuję się lekko zmęczony (w granicach 4 - 5 rano) to uwielbiam usypiać w objęciach Mamy. Nie rozumiem dlaczego Mama wtedy się złości. Przecież tak nam ciepło. Co prawda Mama twierdzi inaczej, ale pewnie przesadza. Nie jestem egoistą, grzeję moje mleczko. No, ale Mama i tak narzeka. Krzyczy na Tatę, że jej zimno i, że ma ją przytulić. No i tak w trójkę siedzimy przytuleni. Nie lubię tego do końca, bo mi niewygodnie. Poza tym Mama jest moja. Tata niech przytula się do poduszki. Czy Wy też tak macie drodzy koledzy i koleżanki? Zgadzacie się ze mną, że nie ma co marnować czasu na sen? Nie wiem, dlaczego rodzice tego nie rozumieją.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Incy Wincy Spider.

Wierzycie w znaczenie snów? Ja teoretycznie nie wierzę, a w praktyce i tak myślę o tym całymi dniami. Zawsze, gdy pamiętam co mi się śniło, sprawdzam znaczenie poszczególnych elementów snu w senniku. Kiedyś czyniłam to w senniku mojej przyjaciółki, a teraz robię to online. Strona internetowa nie ma większego znaczenia, bo praktycznie na każdym piszą to samo.

Dlaczego o tym piszę? Dzisiaj nad ranem miałam dziwny sen. Widziałam grubego, czarnego pająka w oku mojego Taty. Wiem, dziwna sprawa. Jako, że ja sama boję się pająków, od razu zareagowałam na niego obrzydzeniem i piskiem (oczywiście sennym). Po chwili obudziłam się i szybko sprawdziłam znaczenie tego snu. Oto co znalazłam:
Sen o pająku oznacza, że będziesz staranny i energiczny w swojej pracy; zgromadzisz też w zadowalającej mierze fortunę,
Widzieć dużego, stojącego naprzeciw ciebie pająka – to znak szybkiego majątkowego awansu, jeśli nie pozostajesz w niebezpiecznych kontaktach.
Jeżeli wyobrażasz sobie, że uciekasz przed dużym pająkiem oznacza to, że utracisz majątek przy lada okazji.
Dla młodej kobiety śnić, że widzi pełzające wokół niej pająki – to zapowiedź, że jej fortuna i widoki na szczęście ulegną poprawie; otoczą też ją nowi przyjaciele.
(źródło: http://www.sennik.info/sennik-pajak.html) 


Pierwszą lekcję suahili czas zacząć. SOMO LA KWANZA.

Witajcie kochani. Jest mi bardzo miło, że mój pomysł z internetową nauką suahili został tak ciepło przyjęty. Śmiało mogę napisać, że nie spodziewałam się, że w ogóle ktokolwiek zechce uczyć się tak mało spotykanego języka, a tu proszę :) Jest nas troszkę. I super. Postaram się Was nie zawieść. 

Koniec gadania, czas do roboty. 


SOMO LA KWANZA - LEKCJA 1 - wprowadzenie + powitania.

Pierwsza lekcja będzie lekcją wprowadzającą. Mam nadzieję, że z czasem przejdziemy na wyższy poziom znajomości języka suahili. Nie chcę jednak nikogo zniechęcać na wstępie, więc postaram się racjonalnie podzielić całość materiału. 



niedziela, 11 listopada 2012

A tymczasem w Czekoladowym królestwie...


Czekoladki tańczą w rytm muzyki MTV. Oczywiście z przerwami na oglądanie przyznawania nagród EMA, między innymi przez Kim Kardashian, która na wstępie się potknęła o swoją suknię. Looool. Nie no, potrzebowałam takiego wieczoru :) Dobrze, że Czekoladki ze mną współpracują <3

***

mtotowangu wykładowcą?

Hihi, czyżbym rozpoczynała nową tradycję pisania postów po nocach? Hmmm... Co ja poradzę na to, że w nocy najlepiej mi się myśli :) No nie ważne. Zaciekawił Was tytuł? Jeśli tak, to dobrze. 

Brutalna prawda jest taka, że odkąd obroniłam się na uczelni, siedzę w domu i "nicnierobiepozazmienianiempampersów". Niedawno poczułam jednak, że cofam się intelektualnie i czas coś z tym zrobić. A co? Ano rozpocząć naukę. Samodzielną, ale niekoniecznie tylko dla siebie. Bo w końcu nic nie sprawia nam frajdy, jak możliwość edukowania się, a jeszcze bardziej możliwość dzielenia się nowo poznanymi rzeczami z innymi. W tym przypadku z Wami. A czym miałabym się z Wami dzielić? Nowym językiem, egzotycznym i niezwykle dźwięcznym. Językiem urzędowym Tanzanii - suahili. Myślę, że może być to ciekawe doświadczenie i możliwość zaskoczenia pracodawców widniejącym językiem suahili w CV :) I tutaj przytoczę historię kolegi, który przebywał w Afryce i w swoim CV wpisał język Maa (język Masajów) i tak zaintrygował przyszłych pracodawców, że postanowili go zatrudnić :) Można? Można. Grunt to się wyróżniać, pozytywnie wyróżniać.

sobota, 10 listopada 2012

Nocne rozmyślania znad laptopa, czyli ODDAJ SWÓJ GŁOS! :)

Podobno najlepsze pomysły wpadają do głowy nocą (albo w toalecie ;)). Tak się składa, że teraz, gdy piszę tego posta w toalecie nie jestem, ale... jest godzina 1:40, więc jest noc, a jeśli jest noc, to i jest pomysł :) Dobra, zagmatwałam nieźle - ale jedno jest pewne po głowie chodzi mi pewien pomysł i chciałabym go poddać Waszej ocenie. Do rzeczy.

Przed pojawieniem się dziecka na świecie, rodzice kompletują wyprawkę, kupują rzeczy na potęgę, nie myśląc o tym, że dziecko lada moment z nich wyrośnie. Niestety (a może stety) dziecię rośnie w zastraszającym tempie, czasami nawet nie zdążając założyć wszystkich bodziaczków, sweterków i spodenek.



piątek, 9 listopada 2012

Jak zrobić dziecku frajdę za mniej niż 10 zł?

Siódmego listopada Czekoladka obchodził swoje święto - 20 miesięcznicę. Tradycją domową (a właściwie powinnam napisać, że tradycją Babci) stało się obdarowywanie Bartusia upominkiem. Nie chodzi tutaj o Bóg wie jakie kwoty, to ma być symbol. Prawda jest taka, że czasami naprawdę całkiem niedroga zabawka potrafi dać dziecku więcej radości niż drogi prezent.

Tym razem rolę wybierającego upominek przejął Dziadek. Wypatrzył on w najnowszej gazetce Carrefoura, ciekawie wyglądającą WYRZUTNIĘ SAMOCHODÓW.



Niedługo myśląc, pojechał po nią razem z Babcią. Wyrzutnia wyposażona jest w jeden resorak (ach te wspomnienia z dzieciństwa) oraz zaokrągloną trasę wyrzutową.

środa, 7 listopada 2012

Liebster Award :)

Raaaanyyyy. Już zapomniałam, jak fajnie jest się bawić w takie zabawy. Dzięki Sysi i Mamaroni na nowo odkrywam frajdę z blogowych "wyznań". Jako, że zostałam wyróżniona przez dwie koleżanki, w sumie będę odpowiadać na 22 pytania :)

Na początek reguły zabawy: "Nominacja do Liebsten Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'. Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów,więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Ciebie nominował..."


No to na pierwszy ogień idą pytania od Sysi:
1. Czy lubisz czytać - jeśli tak to jakie książki i dlaczego czytasz?
Uwielbiam czytać książki, jednak wstyd się przyznać, nie mam na to zbyt dużo czasu. Uwielbiam książki kryminalne i thrillery oraz opowiadające o losach osób z zaburzeniami odżywania. Obecnie wszystkie wolne chwile wykorzystuję na ćwiczenia fizyczne lub na spędzanie czasu z Dużą Czekoladką.
2. Twoje największe marzenie?
Niestety nie mogę napisać, bo się nie spełni, ale powiem jedno - 3majcie kciuki w tym miesiącu, bo może wydarzyć się coś, co zmieni całkowicie życie naszej Czekoladowej Rodziny.
3. Jak i gdzie spędzasz najczęściej wakacje?
Hahaha, na balkonie w baseniku z Czekoladką <3 Love it :)
4. Co zabrałabyś na bezludną wyspę?
Rowerek stacjonarny i hula hop. Gdyby było pytanie kogo... to odpowiedź byłaby oczywista :) 
5. Dlaczego piszesz swojego bloga i co cie sklonilo do jego zalozenia?
Pierwszego bloga tj. Nasze Czekoladowe Szczęście założyłam w celu dokumentacji etapów rozwoju Czekoladki. Myślę, że będzie to niesamowita pamiątka na stare lata, zarówno dla mnie, jak i dla niego. To tłumaczy, dlaczego nie piszę tu o przykrych rzeczach, tylko umieszczam "same puderkowo - różowe wpisy".
Z kolei bloga jah-stina's life - bo Mama też może być FIT! traktuję jako dziennik treningowy. Poprzez wpisy chcę pokazać, że każda kobieta, niezależnie czy jest mamą, czy nie, może czerpać radość z aktywnego spędzania czasu.
6. Ubranie w jakim czujesz sie najlepiej na codzien?
Hihihi, w domu - dreeeeesy :) 
Na zewnątrz - ubrania podkreślające sylwetkę - leginsy, rurki, sukienki, topy :) Wygodnie, ale i seksownie ;)
7. Jak spedzasz Swieta Bozego Narodzenia?
Tak jak co roku w domu rodzinnym, z moimi najbliższymi - Babcią, Mamą, Tatą, Mężem, Czekoladką, Bratem, Chrzestną Bartka i jej rodziną :)
8. Jakie macie rodzinne zwyczaje Swiateczne?
Hmmm... dzień po Wigilii, zawsze na śniadanie jest duuuuuży indyk, na którego czeka cała rodzina :)
9. Plany Sylwestrowe - gdzie i z kim?
Z Dużą Czekoladką, Synkiem w domu. Będziemy pić szampana (ja soczek) i patrzeć przez okno na sztuczne ognie.
10. Co załozyłabyś na Bal Sylwestrowy?
Bezapelacyjnie tą sukienkę.

11. Dlaczego tu zagladasz?
 Bo uwielbiam czytać o Twojej Amelce :)


wtorek, 6 listopada 2012

Wielka Czekoladowa Licytacja.

Proszę Państwa. Drodzy Czytelnicy.
Mam zaszczyt przedstawić dzieło anonimowego Czekoladowego Artysty, który podpisuje się tajemniczym imieniem Bartuś. W chwili namalowania swojego obrazu miał niecałe 2 lata (dokładnie 20 miesięcy). Podpis sugeruje nam, że mamy do czynienia z jednym z najmłodszych geniuszów naszego wieku.

Cena wywoławcza obrazu - $140 Milionów. Proszę mieć jednak na uwadze, że obraz (namalowany przez Jackson Pollock), z którym zostało zestawione arcydzieło Bartusia został sprzedany za $148.1 Milionów. Wierzę, że i tym razem pobijemy rekord aukcyjny.


W celu dokładniejszego poznania artystycznego, niespotykanego kunsztu i detalów obrazu naszego Artysty, proszę kliknąć w powyższy obrazek.

Obraz, o którym mowa, został nazwany przez naszych naukowców "Feniksem", który powstał z zielonego popiołu. Dzieło zostało namalowane techniką pisakowo (ekhm... proszę nie łączyć nas z żadną partią polityczną) - flamastrową, niezwykle trudną do odtworzenia. Zachowały się nieliczne fotografie przedstawiające anonimowego Bartusia przy malowaniu obrazu. Niestety nie została uwieczniona twarz Artysty, ale po kolorze dłoni i stópek, możemy śmiało nazywać go Czekoladowym Bartusiem.


sobota, 3 listopada 2012

Mama robi mostki, a Czekoladka...

skacze pod niebiosa. I to dosłownie. Ale może najpierw o mostkach. Mama, czyli ja, podczas codziennych wygłupów z Synem i Mężem, wpadła na pomysł rozruszania (jeszcze nie takich starych) kości. Pierwsza próba na miękkim łóżku nie była w pełni satysfakcjonująca, ale już na twardych płytkach poszło jako tako. Oczywiście całej "operacji" towarzyszył pisk Małej Czekoladki i śmiech Dużej z powodu strzelających kości żony. No cóż... Po paru próbach mogę pochwalić się, że mostek "prawie" mi wyszedł. Trzeba jeszcze popracować nad rękami i będzie miodzio. Super ćwiczenia na bolące plecy i kręgosłup. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale to naprawdę działa. Sama spróbowałam i czuję, że plecy bolą mnie zdecydowanie mniej. Nawet masaż Dużej Czekoladki przy tym to pikuś :D Więcej o mostkach po kliknięciu w fotkę.


No, ale ja nie chciałam tutaj pisać o sobie, tylko o Synku. No więc, moje dziwne wygibasy tak nastroiły pozytywnie Czekoladkę, że ten nagle, ni z tego ni z owego odkrył radość z podskakiwania z jednoczesnym oderwaniem obu stóp. Normalnie zaskoczył mnie tym niesamowicie. Do tej pory, owszem, podskakiwał, ale a to z jednej, a to z drugiej nóżki, a dzisiaj zwyczajnie podskoczył do góry, jak sprężynka. Ach. Jestem dumna z tego mojego Czekoladowego Kangurkach :) Ile miał przy tym zabawy to szok (niestety nie umiem uwiecznić tego na fotce :/). Potem zadowolony prezentował swoje podskoki przed Tatą i Babcią :) Ciekawa jestem, co nowego zaprezentuje przed Dużą Czekoladkę po powrocie z Tanzanii :))))

***


czwartek, 1 listopada 2012

Listopadowa rewolucja.

Nie lubię listopada. W szczególności jak jest taki bury i ponury jak dzisiaj. Ale to, co wydarzyło się dzisiaj i wczoraj i przedwczoraj, być może zmieni moje nastawienie do tego miesiąca? Już tłumaczę o co chodzi.

To, że Czekoladka nie lubi spać, to pisałam nie raz. Dla niego najlepsza byłaby opcja, że nie trzeba w ogóle spać. Niestety wszyscy domownicy nie popieramy Bartusiowego umiłowania do niespania, dlatego staramy się zmienić jego nawyki. I tak, nie chcąc zapeszać, coś pomalutku zaczyna się dziać. Od kilku dni chodzimy spać przed 23 (dawniej przed godziną 2 w nocy), także popołudniowa drzemka zmieniła się z 16 na 12. Właściwie samoistnie. No bo nie wierzę, że moja "całkiem poważna rozmowa" z Synem przyniosła taki skutek. Kogo, jak kogo, ale mnie Czekoladka słuchać nie chce. Czyżby coś się w tej kwestii zmieniło? Nie wiem. Wiem tylko to, że taka zmiana mi się podoba i niech to będzie taka nasza mała rewolucja listopadowa, która sprawi, że w końcu przestanę wyglądać jak zombie :) W końcu halloween już minął, czas powrócić do żywych, c'nie :D? Dlatego proszę Cię Synku... Niech już tak zostanie :)


A co dzisiejszego święta. Nie świętujemy. Siedzimy w domu, ale to nie znaczy, że nie myślimy o naszych najbliższych. Myślimy o naszym pradziadziusiu, o drugim pradziadziusiu, o prapradziadziusiach i praprababciach i o wszystkich, którzy byli, a właściwie są nam bliscy. Groby odwiedzamy w inne dni, niekoniecznie w listopadzie. Dla nas każdy dzień to idealna okazja, by powspominać bliskich. Nie oznacza to jednak, że nikt nie pojechał na cmentarz. Pojechała Babcia i Dziadek, no i Wujek. Jednak my wybierzemy się tam, gdy będzie troszkę kameralniej i spokojniej, no i cieplej.

***