środa, 13 czerwca 2012

Krakowskie ptipti.

Zaprawdę powiadam Wam, nie ma nic piękniejszego po nudnym egzaminie, jak relaks z rodzinką wśród wszędobylskich grajków, tysiąca turystów i miliona gołębi. Być może dla wielu z Was to nieciekawa opcja, ale dla mnie widok zadowolonej Czekoladki biegającej wśród ptipti (Bartulkowe określenie na ptaki) to najpiękniejszy prezent na świecie. I tak, dla odmiany wczorajsze popołudnie spędziliśmy nie w lesie, nie w zoo, ale wśród setki ludzi w samym centrum miasta - na moim ukochanym krakowskim rynku.


Ach, uwielbiam ten widok. Nie ma nic piękniejszego niż spoglądanie na wyłaniający się spośród tysiąca turystów Kościół Mariacki. To on tworzy tą magię, którą czuć na każdym kroku. I nie ważne czy widzi się go po raz pierwszy, czy po raz tysięczny, zawsze robi niesamowite wrażenie. Zawsze, gdy na niego spoglądam przypominają mi się nasze pierwsze randki z Dużą Czekoladką :) Ach. I pomyśleć, że to właśnie Kościół Mariacki był świadkiem pierwszego 'kocham Cię" z ust mojego Męża. Stare, piękne czasy. Ale obecne nie są gorsze. To one tworzą nowe wspomnienia, które są równie piękne, a może nawet piękniejsze, gdyż są powiązane z owocem naszej miłości - Małą Czekoladką. I tak, wczorajszy dzień zapisał się w naszych głowach, jako dzień niespodziewanych wydarzeń pogodowych. O ile na powyższym zdjęciu pogodzie nie można nic zarzucić, o tyle na kolejnych fotkach zobaczycie jak to się wszystko szybko pozmieniało. Ale zanim o pogodzie, to warto wspomnieć o Małej Czekoladce i o jego spotkaniu z morzem gołębi. 


Bartunia uwielbia wszystkie zwierzęta, ale to właśnie ptaki były pierwszymi, na które żywo reagował. Dlatego nikogo nie może dziwić jego olbrzymie zadowolenie z samodzielnego spotkania z tymi latającymi stworzeniami. Od samego początku, gdy tylko Bartuś wszedł na płytę rynku, bez wahania udał się do rozsianych po chodniku gołębi. Z zaciekawieniem obserwował chodzące pojedyncze gołąbki, zupełnie nieświadomy, że tuż obok niego znajduję się cała gromada ptaszydełek.


Gdy tylko je wypatrzył, szybko pobiegł w tamtą stronę, by z bliska obserwować swoich przyjaciół. Na szczęście nie był na tyle wyrywny, by dotykać gołąbków, natomiast Babcia nie omieszkała "pobawić się" w przyjaciela gołębi :))) Z kolei Mama nie omieszkała zrobić miliona zdjęć na pamiątkę. Sama mam zdjęcie z gołąbkami z dzieciństwa i cieszę się, że podobne udało mi się cyknąć mojemu Synkowi. Ciekawe, czy on też kiedyś zrobi taką fotkę swojemu dziecku :)))


Widok ptaków z takiego bliska, wzbudził w Czekoladce niesamowitą radość, a już latające gołębie tuż nad jego głową spotkały się z głośnym piskiem ze szczęścia.


I właśnie na powyższej fotce można zaobserwować zmieniającą się pogodę, czego wynikiem było szybkie przebieranie Bartunka z króciutkich spodenek w cieplutki dresik. Ale zanim o deszczyku, jeszcze kilka zdjęć z ukochanego ryneczku :)


Kraków ma w sobie ten urok, że nie ważne czy jest ciepło, czy zimno, czy pada śnieg, czy grzeje słońce, zawsze wygląda majestatycznie i zachwycająco. Kocham to miasto, jego atmosferę i klimat. Cieszę się niesamowicie, że mam okazję przebywać w takim miejscu, które każdorazowo chwyta mnie za serce. Zarówno wtedy, gdy jest się na szalonej studenckiej imprezie, jak i na zwykłym spokojnym spacerku. W tym mieście nie można się smucić i nudzić. Wystarczy tylko spojrzeć na dumnego Mickiewicza z biało-czerwonym kotylionem i gołębiem na głowie, a od razu pojawia się dobry nastrój. No po prostu KrakLove <3



Tak jak wspominałam, pogoda zbytnio nas nie rozpieściła i utrudniła nam spacerek Grodzką w kierunku Wisły i Wawelu. Na szczęście czas ten nie był stracony, pełni optymizmu i dobrego humoru, spędziliśmy te chwile w miłym towarzystwie ćwierkającego Pana na drewnianym "ptaszku" hahaha, szamając kromeczki i bawiąc się samochodzikiem, raz po raz spoglądając na niszczejący dom Wita Stwosza :)


W wyniku deszczu staliśmy się posiadaczami nowego wielkiego błękitnego parasola, który chronił Czekoladkę od deszczu, a dodatkowo wywoływał w nim śmiechy i chichy. Zadowolony Bartulek z zaciekawieniem spoglądał zza ramienia Mamy i radośnie zaczepiał moknących ludzi :))) Spacerek na ryneczku byłby nieważny bez wizyty w restauracji z gruzińskim jedzonkiem (nie polecam! strasznie zepsuło się tam jedzenie, bleeee), w której to Czekoladka miała okazję stołować się wraz z Mamą i Babcią w swoim foteliku :)) Muszę to napisać - jestem pod olbrzymim wrażeniem zachowania mojego Simby, który był taki grzeczny, że sama nie mogłam wyjść z podziwu, że to moja rozbrykana Czekoladka. Synku! Aleś zaskoczył Mamę. :))))


Przemoknięci (Czekoladka suchutka ;)) i zmęczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do domku, do Naszego Dziadzia, który czekał na nas w cieplutkim domku :))) Mogę Was zapewnić, że to nie koniec krakowskich opowieści, postanowiłam co jakiś czas przybliżać na blogu pięknego tego miasta <3


***

7 komentarzy:

  1. rozmarzylam sie o tym Krakowie! mam nadzieje na wizyte tam wraz z rodzina juz niedlugo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również uwielbiam klimaty Krakowa, piękne miasto.
    A syn dzielny dzielny wśród gołębi, fajne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Krakow uwielbiam to miasto juz we wrzesniu zawitam tam z moja rodzinka :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Wy nie mieszkacie w Krakowie? Bo już teraz się pogubiłam i sama nie wiem ;)
    Bartek jest prześwietny :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety nie, ale mamy Kraków na wyciągnięcie ręki, więc korzystam jak mogę :)

      Usuń
    2. Czemu niestety? Twoja okolica też niebrzydka:-)

      Usuń
    3. nie twierdzę, że tak nie jest :) Kocham moje miasto i moja okolicę :)

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)