poniedziałek, 16 stycznia 2012

Mały Czekoladowy Pasażer.

Podróżowanie z Czekoladką od samego początku było dużym wyzwaniem, zarówno dla mnie - osoby zabawiającej, jak i dla Babci Czekoladki - osoby zapewniającej bezpieczną jazdę. O ile z tym drugim dawaliśmy sobie radę dosyć dobrze, o tyle z zaciekawieniem Małego Czekoladowego Pasażera wiązały się niemałe kłopoty. Ale może najpierw kilka słów o samym bezpieczeństwie naszego Karmelkowego Króla. 
Zapewne dla nikogo nie będzie odkryciem, że owe bezpieczeństwo w głównej mierze skupiało się na osobie Czekoladki. A wszystko zaczęło się już w momencie pojawienia się Bobka w brzuszku. Wtedy to definitywnie sprzeciwiałam się głupim gadaniom, że kobieta w ciąży nie musi zapinać pasów. A gdzie tam! Niby dlaczego nie miałabym tego robić? Oczywiście poczytałam sobie w Internecie, jak prawidłowo zapinać pasy, by nie narażać Małej Czekoladki na dyskomfort i raz dwa śmiało oplatałam się pasem. Dawało mi to poczucie bezpieczeństwa zarówno o swoje życie, jak i życie najważniejszej osoby w moim życiu - Bartusia.

http://automoc.pl/bezpieczenstwo/bezpieczenstwo/ciaza-pasy-bezpieczenstwa.html
Tuż przed pojawieniem się Simby na świecie, głównym tematem rozmów był fotelik samochodowy. Oczywiście wiadomym było, że na początku będzie to specjalnie przystosowane do naszego małego samochodu (swoją drogą kocham małe samochody :)) nosidełko, które kupiliśmy w pakiecie z wózkiem. (obecnie jesteśmy na etapie wymiany nosidełka na fotelik samochodowy :)). Sprawdziło się ono w hmmm... 70%, jedyną wadą zaobserwowaną przez nas było sztuczne miękkie "obicie", właściwie taka gąbeczka, która miała zapewnić wygodę, a okazała się supermega sauną. Na nic nie zdało się podkładanie ręcznika czy też innych materiałów, gąbeczka skutecznie grzała naszą, już cieplutką Czekoladkę. A, że czekoladki nie lubią gorąca to chyba każdy wie ;)))) Bo Bobuś przegrzany, to Bobuś zły. A Bobuś zły to... ekhm, wielkie wyzwanie dla osoby spędzającej cudowne chwile w jego towarzystwie np. z tyłu samochodu. 


I tym sposobem delikatnie przejdziemy do zabawiania znudzonego Bartunka podczas jazdy samochodem. Chyba nikogo nie muszę przekonywać, że jest to naprawdę duże, ale to duuuuuże pole do popisu. O ile na samym początku wystarczają widoki z okna na nowe samochody, mijane raz po raz podczas podróży, o tyle za kilka minut nie jest to takie łatwe. W ruch wtedy idzie szereg dobrze nam znanych zabawiaczy typu: ulubione grzechotki, bałwanki drewniane, papierowe karteczki do szeleszczenia, maskotki, a także superplastyczna twarz Mamy, która wykrzywia się w bardzo dziwne kształty, w celu rozśmieszenia Synka oraz wszelkie zabawy dźwiękonaśladowcze, które choć na ułamek sekundy pozwolą Czekoladce zapomnieć o monotonnej jeździe. Sama z niecierpliwością czekam na moment, gdy będę mogła urozmaicić nasze zabawy kartkami papieru i kredkami czy liczeniem krów, które tak miło wspominam ze swojego dzieciństwa. No, ale niestety na razie za dużego wyboru nie mam, więc ratuję się typowymi niemowlęcymi "wypełniaczami czasu wolnego." A wracając do osoby Babci i bezpieczeństwa, bardzo ważnym elementem naszego super rodzinnego samochodu są naklejki na tylnych szybach, które informują, że jedzie z nami Mały Czekoladowy Pasażer. Dostaliśmy je w szpitalu wraz z innymi upominkami i od razu zagościły one na szybach naszego auta. 


Z kolei boczne okna absorbują Czekoladkę swoimi kolorowymi nadrukami, które jednocześnie zapewniają mu komfort podczas słonecznych dni. Dzięki nim Karmelkowe oczka nie są narażone na uciążliwe promienie słoneczne. Oczywiście, gdy słoneczko próbuje nas przechytrzyć i wedrzeć się z innej strony, w ruch idą niezawodne Mamine ręce oraz pieluszki/kocyki, którymi Mama manewruje i zastawia okna, co wywołuje wielki uśmiech na Bartulkowej twarzy (można by krzyknąć BINGO, ale ileż tak można ruszać rękami, gdy ogranicza nas pas ? :)) Przy dłuższych podróżach bardzo ważną rolę spełniają postoje, podczas których mogę spokojnie nakarmić czy też przewinąć Czekoladowego Rozrabiakę. Jednocześnie muszę przyznać, że jest to miła chwila dla mnie, jak i Synka, podczas której oboje możemy ochłonąć po tych samochodowych akrobacjach oraz zaczerpnąć świeżego powietrza, tak potrzebnego do odświeżenia mózgu (hihihi, bo w końcu trzeba wymyślać nowe zabawy dla Czekoladki, c'nie?). U nas, co prawda, najdłuższym przejechanym dystansem było ok. 50km, ale wiem, że już taki odcinek jazdy potrafi nieźle dać we znaki, zarówno Mamie, jak i dziecku, dlatego uważam, że bardzo ważnym krokiem jest zapewnienie bezpieczeństwa oraz wymyślenie szeregu zabaw przed planowaną podróżą, tak by te chwile mijały w spokoju i na dobrej zabawie :)

***

8 komentarzy:

  1. Piękną karnację ma Twoja mała Czekoladka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nawet nie pamietam jak w ciazach zapinalam pasy .... a nasze smoczki zawsze z tylu siedzieli i siedza w siodelkach...

    A ta mala czekoladka wyglada slodziusko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No podroze z dzieckiem to wyzwanie.. u nas sprawdzaja sie one tylko i wylacznie ze smokiem w buzi.. gdy go nie ma, jest placz i marudzenie. Mala za niedlugo konczy 2 lata a ze smokiem w samochodzie obejsc sie nie idzie.. nie wiem co mam począć :/ pozdrawiam:*:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio ogladałam program, w którym kobiety zachęcają do akcji "Tankujesz. Przewijasz"- aby w polskich stacjach benzynowych były miejsca dla mam z dzieckiem, gdzie spokojnie beda mogły przewinąć, przebrać itp. swojego maluszka.
    http://gazetacodzienna.pl/artykul/kultura/przewijaki-na-stacje-benzynowe

    OdpowiedzUsuń
  5. Też oglądałam ten program :) Walczą w słusznej sprawie!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja stety niestety dużo jeżdżę z dzieckiem sama bo wożę go do jednej lub drugiej babci przed pracą i wieczorem wracamy, jedziemy autostradą i jeśli trafi się marudny dzień to to jest dramat bo syn z tyłu, ja z przodu, zabawić rzecz jasna go nie zabawię prowadząc, pozostają piosenki i rozmowa. Nie daję mu zabawek bo jeśli wypuści z rączki jest dramat i krzyk, a ja na pasie awaryjnym zatrzymywać się nie będę by podnieść zabawkę ;-)
    Czasem muszę po prostu odseparować się psychicznie od marudzenia by skupić na drodze i w nerwach nie spowodować wypadku :-/ A z przodu wozić go nie będę bo to niebezpieczne.
    Nessie

    OdpowiedzUsuń
  7. A my nie byliśmy zadowoleni z nosidełka kupionego w zestawie z wózkiem. Było tak dziwnie wyprofilowane, że mała jako noworodek musiałaby w niem siedzieć;/ Nie zauważyliśmy tego przy zakupie, bo wydawało nam się, że właśnie owa wkładka, o której piszesz załatwia sprawę. Niestety tak nie było;/ Na szczęście Dusia - lutowa dziewczyna - na początku jeździła w kombinezonie i on w połączeniu z ręcznikiem podłożonym pod wkładkę dawał prawidłową pozycję. Później troszkę podrosła i było ok, ale nie wyobrażam sobie używania tego nosidełka dla noworodka i niemowlaczka latem;/

    OdpowiedzUsuń
  8. podróże taaaak temat rzeka.
    My z Norbem parę razy musieliśmy przemierzając trasę ponad 800 km do kliniki i powiem, że im starsze dziecko tym trudniej ;-)
    U nas sprawdzają sie teraz książeczki miękkie, balon i ... pacynki :-)

    co do akcji swobodnego przewijania to polecam ORLEN maja specjalne pomieszczenie/ toaletę dla mam gdzie jest przewijak :-)

    sama jeszcze z dziećmi nie jeżdziłam i strasznie się tego boję bo jak zaczną się drzeć ja się zacznę denerwować i nie będę mogla się skupić hehhehe to tylko takie obawy świeżego kierowcy ;-)

    @ nastusia niektóre foteliki sprzedawane w zestawach z wózkiem maja jedynie atest do sprzedaży i nie ma to nic wspólnego z bezpieczeństwem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)