wtorek, 31 stycznia 2012

Little Baby Sleep.

Sesja, sesja i po sesji - chciałoby się powiedzieć. Oczywiście jeszcze nie wiem, czy już mogę używać tych słów, ale po cichutku liczę, że jak najbardziej. Szczerze Wam powiem, że myślałam, że ten semestr bardziej da mi w kość, ale o dziwo tak nie było. W ogóle jak sobie przypomnę ten mój cały strach na początku października, gdy zupełnie nie wyobrażałam sobie powrotu na uczelnię, bez Bartunki przy cycu, to chce mi się śmiać. Okazało się, że tych kilka miesięcy były pozytywnym sprawdzianem dla nas wszystkich. Czekoladka, pokazała swoją odwagę i samodzielność (o ile można to tak nazwać ;)). Dni bez Mamy wypełnione były (i będą) zabawą i edukacją z Babcią i Tatą. Z kolei ja sama, nauczyłam się tak gospodarować czasem, że udawało mi się wszystko załatwiać przed czasem. Ludzie na uczelni nie raz dziwili się, skąd ja na to wszystko mam czas. Ach. Jestem dumna, że udało mi się to wszystko tak fajnie pogodzić. Ktoś kiedyś powiedział, że im więcej masz obowiązków, tym bardziej umiesz zarządzać czasem i wszystko organizować. Muszę przyznać, że jest to wielka życiowa prawda. Każdym dodatkowy projekt, czy domowy obowiązek stawał się motorem napędowym do lepszej organizacji dnia. Oczywiście, tak jak już nie raz wspominałam, nie udałoby mi się to bez pomocy Babci Czekoladki oraz Męża. Oboje bardzo, ale to bardzo mi pomogli i za to im niezmiernie dziękuję :* A jeśli już jesteśmy przy temacie pomocy - wiecie co Bartunia uwielbia robić z Babcią? Spać. No po prostu oboje działają na siebie zbawiennie. Podam Wam przykład - Duża Czekoladka usypia Małą Czekoladkę i kładzie się koło niego. Śpią, śpią... nie mija 30 minut, a Bartulek siada, ucieka gdzieś i zaczyna płakać. Z kolei, gdy Bartunek zostanie położony obok Babci, to potrafi spać 3 godziny. Jest różnica, c'nie? Dlatego postanowiłam, że na czas sesji i mojej nauki, Czekoladka w ciągu dnia będzie spać z Babcią (ku jej radości :)). Dzięki temu Duża Czekoladka mogła się spokojnie wyspać w naszym łóżku, Babcia z Karmelkiem wtuleni w siebie również wzajemnie łapali sen, a Mama w tym czasie, mogła oddać się fascynującej nauce polityki :)))) Z jakim skutkiem? O tym dowiemy się w tym tygodniu. Trzymajcie kciuki za pozytywne wieści :))))))

***
A jeśli już o pozytywnych wieściach. Dokładnie wczoraj zostaliśmy zasypani cudownymi podarkami od firmy FLOSLEK, z którą jakiś czas temu nawiązaliśmy współpracę. Po otrzymaniu wielkiej paczuszki z przeróżnymi produktami, nie mogłam wyjść z podziwu, jak kosmetyki idealnie zostały wkomponowane w nasze potrzeby. Co więcej, opinie po testowaniu będą na 100% bardzo, ale to bardzo wiarygodne, gdyż w paczce znalazło się zarówno coś dla Babci,
jak i dla Mamy,


jak i dla Malutkiej Czekoladki. 


To też opinie będziecie mieć od 3 różnych osób :D:D
Relacja wkrótce :)))


***
Na koniec zaproszenie i przypomnienie o konkursie przeprowadzanym wspólnie z dbajki.pl. Jeszcze tylko 4 dni do końca konkursu, a zgłoszeń niewiele, ojjj niewiele :P
Dlatego czym prędzej - KLIK w obrazek.
 

***

piątek, 27 stycznia 2012

Pierwsze szuflady za płoty :-)

Czekoladka dorasta i z każdym dniem nabywa coraz to nowsze umiejętności. Patrząc na niego z boku, nie mogę uwierzyć, że mój malutki Synek - jeszcze niedawno żabka, teraz ewoluował w dorosłego raczka. Chociaż nie wiem czy taka metamorfoza jest w ogóle możliwa, ale inaczej tego ująć nie mogę ;)) Raczkujący Bartunia jest nie do opanowania, wszędzie go pełno i wystarczy chwila nieuwagi, a już znajduje się przy przedłużaczu z wyrwanymi kablami. Oczywiście staram się jak mogę, żeby go złapać już w momencie zapalenia lampeczki w Czekoladowej główce z tym niecnym pomysłem, ale nie zawsze mi się to udaje. Ale to nie wszystko. Czekoladka odkrył jeszcze kilka bardzo, ale to bardzo interesujących czynności. Pierwsza z nich to samodzielne stanie, najpierw przy pomocy nogi Mamy/Babci, a następnie całkowicie samemu. Oczywiście kończy się to pacnięciem na pupę, ale i tak wzbudza w Bartunku niezłe zaskoczenie, pomieszane ze złością (to ostatnie z powodu upadku of kors ;)). Z kolei druga nowa megainteresująca czynność to tytułowe szuflady. Karmelek właśnie jest na etapie otwierania wszystkich szuflad i wyciągania z nich różnych ciekawych rzeczy. Chyba najwyższy czas zaopatrzyć się w zabezpieczenia na kontakty oraz na szuflady. Ostatnio widziałam takie w gazetce Lidla, ale nie wiem czy jeszcze tam są. Ech. Mogłam je wtedy kupić. No cóż... Teraz tylko czekam na pierwsze samodzielne kroczki i całkowicie osiwieję ze strachu przed niepotrzebnym (ale i nieuniknionym) guzem....

***
Współczuję panu kurierowi. Dzisiaj się chłopina nadźwigał i w zupełności rozumiem jego niezadowoloną minę przy dostarczaniu "paczuszki".


No cóż. Sama miałam problem z wpakowaniem tej 13 kilowej paczki do mieszkania. Na szczęście chwile spędzone na Czekoladowej siłowni nie poszły na marne i moje bicepsy poradziły sobie z tym bez zająknięcia :D
Jednym słowem - testujemy 13 litrów wody Mama i ja. Relacja wkrótce :-) Oczywiście dziękujemy firmie za to Mamoija'owe morze oraz przeuroczą naklejkę na szybę samochodową :) Urzekły mnie te słoniki łiiii.... :)))


Tak tak, znowu jesteśmy króliczkami doświadczalnymi (jak większość bloggerek, które czasami same przed sobą nie potrafią się do tego przyznać. Ale żeby nie było, ja nie widzę w tym nic złego, ale musiałabym napisać o tym osobny wpis, bo to temat rzeka  ;))

***
Na koniec zaproszenie i przypomnienie o konkursie przeprowadzanym wspólnie z dbajki.pl. Klikamy w obrazek.


***

czwartek, 26 stycznia 2012

Dbajki dbają o bajki :) - konkurs :)

Już jakiś czas temu zapowiadałam Wam, że szykuje nam się konkursowy miesiąc. Pragnę Wam zakomunikować, że dokładnie dziś, przyszedł ten dzień, w którym przedstawię Wam pierwszy z konkursów :))))

Blogujące Mamy i Tatusiowie to (jednak) inteligentne istoty :). Wyobraźcie sobie, że kreatywność i inwencja twórcza "naszych koleżanek i kolegów po fachu" została doceniona przez srogie jury w konkursie organizowanym przez wydawnictwo dbajki.pl Polegał on na napisaniu jak najlepszej bajki terapeutycznej, która dzięki swojej treści pomoże rodzicom, jak i dzieciom zrozumieć otaczający ich świat oraz stawić czoła życiowym trudnościom. Owocem tego konkursu stała się przepięknie oprawiona i zilustrowana książeczka oraz audiobook pt. "Blogowe dbajki". W środku umieszczone zostały zwycięskie bajki, które swoim pięknem i ciekawym podejściem do tematu bajek urzekły szerokie grono czytelników. Co ważne, część dochodu ze sprzedaży tej książki zostanie przekazana na Dom Samotnej Matki i Dziecka.


Tak się składa, że dzięki współpracy z dbajki.pl zostałam posiadaczką wyżej wspomnianej książki i audiobooku "Blogowe dbajki". Moja recenzja książki wkrótce pojawi się na blogu... ale ale... mam dla Was super wiadomość. Jedno z Was, Drodzy Czytelnicy, będzie miało okazję porównać moją recenzję ze swoimi własnymi odczuciami, bo właśnie w dzisiejszym konkursie do wygrania jest jeden egzemplarz "Blogowych dbajek".

No, ale do rzeczy. Co należy zrobić, by wziąć udział w konkursie?
Nie, nie musicie mnie polubić na Facebooku ;) Chociaż sprawa jest równie prosta :)
Zaskoczcie mnie, zaintrygujcie lub rozśmieszcie. Macie wolną rękę. Wystarczy tylko w ciekawy sposób odpowiedzieć na pytanie:

Gdybyś miał/miała okazję spotkać swojego ulubionego książkowego bohatera w realnym świecie, to kto to by był i dlaczego? W jaki sposób wyobrażasz sobie to spotkanie? 

Tak więc moi drodzy - puśćcie wodze fantazji, otwórzcie swoje umysły i piszcie, piszcie...

Na odpowiedzi czekam pod tym wpisem do 3 lutego do 23:59:59 :) Następnego dnia ogłoszę zwycięzcę.


Ja ze swojej strony serdecznie dziękuję wydawnictwu dbajki.pl, które przekazało książkę oraz audiobook "Blogowe dbajki" jako nagrodę w tym konkursie. Serdecznie zapraszam na facebook dbajki.pl, stronę internetową wydawnictwa dbajki.pl, a także do znajdującego się tam e-sklepu.. Pamiętajmy, że dzięki zakupowi książki możemy w tak prosty sposób  wesprzeć Dom Samotnej Matki i Dziecka :)

Powodzenia! :))))

***

środa, 25 stycznia 2012

Chrupkożerca :-)

Wiem, wiem. Wiele z Was o wiele wcześniej zdecydowała się na podanie swoim dzieciom produktów do gryzienia typu chrupeczki, biszkopciki czy herbatniki :) Jednakże ja, przestraszona dawnymi szpitalnymi zakrztuszeniami byłam bardzo ostrożna w tym temacie. Dodatkowo, jak większość z Was wie, Czekoladka do tej pory nie miała zębów i zwyczajnie nie wiedziałam czy da sobie radę z gryzieniem.
Ale teraz, gdy w końcu pojawiły się dwie dolne jedyneczki postanowiliśmy spróbować nowego sposobu jedzenia. Na pierwszy ogień poszły herbatniczki po 8 mc i biszkopciki. 


Szczerze muszę powiedzieć, że ciasteczka bardziej ubrudziły łóżko niż twarz Bartunka, zdecydowanie o wiele lepiej szło nam z chrupeczkami :) Ale to nie znaczy, że nie będziemy próbować z ciasteczkami, co to to nie :) Czuję, że i w nich rozsmakuje się nasza Mała Czekoladka :)))


A jak wyglądała sprawa z chrupkami? Hmm... Na początku chrupka służyła jako zabawka do rzucania o łóżko lub podłogę.


Dopiero widok jedzącego Taty przekonał Czekoladkę, że może warto spróbować tego czegoś dziwnego w inny niż dotychczas sposób. Jak pomyślał tak też zrobił. Niepewnie włożył chrupeczkę do buzi, trąc dolnymi ząbkami o jej powierzchnię i pomrukując "ammmammm". I tak pochłonął najpierw jedną, potem drugą i trzecią... Umorusany i szczęśliwy z nowego sposobu jedzenia z uśmiechem dodatkowo wszamał zrobioną przez Mamę kaszkę :)


I tym sposobem wkroczyliśmy na nowy etap żywienia - naukę gryzienia :) Możecie nam pogratulować :)))

***

wtorek, 24 stycznia 2012

Głodny ryby.

Mama miksuje jajko, a następnie podgrzewa Czekoladkowy obiadek w kuchni. Bartunia w tym czasie siedzi u Taty na kolanach. Jako, że mamy kuchnię na wprost naszego pokoiku, to Synek dokładnie widzi co robi Mama. Oczywiście dla Bartka niedokładnie. Dlatego jękami i marudzeniem domaga się przyjścia do kuchni. Jako, że nie mam serca słuchać jego mruczenia, biorę go na ręce i mieszam zupkę na podgrzewaczu. Wiadomym jest, że muszę ją spróbować, czy jest już wystarczająco ciepła, żeby mu ją podać. W jednej chwili na twarzy Czekoladki  maluje się wielka złość przeplatana płaczem i rozpaczliwym krzykiem: Maaamaa (ostatnio jedno z ulubionych słów Bartusia :)). Pac - Mama dostaje z otwartej ręki w twarz, drap - pazurki dają o sobie znać na Bogu winnej szyi Mamy. Babcia twierdzi, że Bartek jest "głodny ryby". Mhhhm. Ja sama, nie jestem taka pobłażliwa. Tłumaczę Synkowi, że nie można się tak zachowywać... W ogóle ostatnio Bartuś coraz częściej ma napady gniewu. Tłumaczę to sobie skokiem rozwojowym oraz ząbkowaniem, ale czy mam rację? Tego nie wiem. Wiem jedno. Nie mogę zostawić tego samego sobie. Staram się tłumaczyć Bartkowi, że tak nie wolno, że nie można nikogo bić ani szczypać, bo nikt jemu tak nie robi, że to boli i nie jest przyjemne. Wierzę, że z czasem zrozumie, że takie zachowanie nie jest na miejscu. Ale nie chcę tutaj robić ze swojego Synka jakiegoś chuligana, co to to nie. Po prostu to jest wstęp do czegoś innego. Otóż, gdy w końcu zupka jest już gotowa, podchodzę do Czekoladki z łyżeczką i wkładam do otwartej buziuńki. Heh... Od razu rozpoznaję niezadowolenie na Bartulowej twarzy. Wiadomo. Spodziewał się czegoś innego. Czego? Ano ryby. Dokładniej łososia :) Niestety kolego, nie tym razem. Co drugi dzień, musisz zamienić swoją ukochaną rybkę na jajeczko :) A powiem Wam, że te bezrybne dni są ciężkie do zaakceptowania przez Bartulka. Chyba jednak Mąż ma rację, że Synek wdał się w niego i sercem jest z Mwanzy (jednym z głównych produktów spożywanych w Mwanzie są ryby i to na każdy sposób. Związane jest to z bezpośrednim położeniem Mwanzy nad Jeziorem Wiktorii, które obfituje w przeróżne smaczne rybki :) Ja sama jadłam rybę z jeziora w Zambii, ale podobno tak samo smakują te z J.Wiktorii :)). Dlatego cieszy mnie myśl, że jutro wypada dzień rybny - już mam przygotowane słoiczki :) Dwa. Wiadomo... na jednym się nie skończy ;)))))

***
Pragnę serdecznie podziękować dziewczynom za cudowne "relacje" z otrzymania tanzańskich niespodzianek wygranych w naszym Czekoladowym Candy. Dawno nie przeczytałam tylu miłych słów pod swoim adresem. Buziaki. Cieszę się, że prezenty się spodobały :)))


***

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Oda do stópek.

Jeśli ktoś zadałby Wam pytanie, którą część ciała swojego dziecka wielbicie, jaka by była Wasza odpowiedź? Bo moja bez dwóch zdań brzmiałaby - stópki (dłonie też kocham, ale stópki mmm). Już będąc w ciąży na samą myśl o małych czekoladowych nóżkach wystających latem z wózka, momentalnie pojawiał się wielki uśmiech na mojej twarzy. Rozczulający widok. Zabawne, że nawet pierwszym stwierdzeniem mojej Mamy odnośnie nowonarodzonej Czekoladki były słowa: "Jest piękny. Ma 10 paluszków u stópek i 10 u rączek. Jest idealny". Haha. Czyli, nie tylko dla mnie był to istotny element Czekoladowego ciała. Może to wszystko brzmi dosyć dziwnie, ale naprawdę mam jakąś manię "małych stópek". Mogłabym je całować codziennie i codziennie i nigdy by mi się to nie znudziło. Ciężko ma ze mną mój Synek, oj ciężko. Naprawdę. Ale w końcu za tych 9 miesięcy w brzuszku coś mi się należy, c'nie? :))) Uwielbiam patrzeć na te małe pulchne "biszkopciki" i je obfotografowywać. Tylko spójrzcie, czyż one nie są urocze?


Mogłabym na nie tak patrzeć i patrzeć :) Po prostu cud natury :) I niech mi ktoś powie, że Bóg nie jest cudotwórcą :))))) Czasami nie mogę uwierzyć, że moje Czekoladowe Cudeńko powstało z dwóch malutkich komórek pochodzących ode mnie i od Dużej Czekoladki... Jedyne, co jestem w stanie w takiej chwili zrobić, to zacytować mojego Męża: "God is amazing".

***

niedziela, 22 stycznia 2012

Afryka przyszłością chrześcijaństwa.

O matko. Wiem, że ten tytuł może niektórych odstraszyć, ale od razu uspokajam - nie będę pisać o religii, gdyż jest to bardzo delikatny temat. Nie chcę nikogo przekonywać, nawracać albo zniechęcać do jakiegokolwiek wyznania, nic z tych rzeczy. Tytułowe słowa nawiązują do wizyty duszpasterskiej, która miała miejsce dokładnie w piątek w granicach godziny 16stej. Była to pierwsza kolęda Małej Czekoladki (i jak się okazało Dużej także ;)). Sama wizyta zaczęła się dosyć "luźno", dzięki ministrantowi, który okazał się "znajomym" Czekoladowej Babci (tak, tak... Babcia ma szerokie grono przyjaciół, zaczynając od swoich uczniów z podstawówki, a kończąc na 80 latkach ;)). Sam ksiądz też okazał się przyjaznym człowiekiem. Z uśmiechem na ustach przywitał Małą Czekoladkę, zrobił krzyżyk na jego czole i nie omieszkał dotknąć loczków (komentarz księdza "Łał. Ale fajne."). Po standardowej modlitwie, rozpoczęła się rozmowa, która, jak się domyślacie, zeszła na wiadomy temat - AFRYKA (a byłam pewna, że będzie to temat ślubu kościelnego , a tu takie zaskoczenie, bo tego tematu ksiądz nie poruszył ;p). Dowiedzieliśmy się od naszego gościa m.in. właśnie o tym, że Afryka jest przyszłością chrześcijaństwa i, pomalutku wysuwa się na lidera w tej kwestii. Ok. Nie wnikam, bo się nie znam, ale chyba coś w tym jest. W końcu jakby na to nie patrzeć  to właśnie, dzięki osobie Papieża Polaka, mój Mąż trafił do naszego kraju. Ale to nie temat na ten wpis. Ogólnie rzecz ujmując - kolęda się udała, Bartuś zachowywał się nad wyraz spokojnie, z zainteresowaniem obserwował naszego gościa z kolan Taty (jak to ładnie podsumował ksiądz "O proszę, jak się ładnie kolor wyrównał" to tak nawiązując do koloru mojego i Męża) i bawił się smoczkiem. Być może to ten znak krzyża na czole tak go uspokoił? Nie wiem. Wiem jedno, Synek nie poszedł w ślady chrzestnego i nie zrobił pierwszych kroczków przy księdzu. No cóż, ale co się odwlecze to nie uciecze :)


PS. dziś dwa wpisy, bo w końcu mam tyyyyle czasu, w ogóle nie muszę się uczyć i wcale, a wcale nie mam przed sobą ciężkiego egzaminu. Ech ;)

***

Do Ciacha :)

Czekoladowy Dziadzia. Dziwnym trafem Dziadzia nie pokazywali mi w niebie i sam nie wiem czemu. Pewnie nie chcieli, żebym na wstępie przestraszył się tego raczka nieboraczka. Haa. Z każdym dniem coraz mniej się go boję :) A już u Baby na rękach to prawie wcale. Taki jestem odważny. Chociaż czasami zastanawiam się, o co w ogóle chodzi z tym raczkiem? Czemu on tak upodobał sobie akurat mnie? Sam nie wiem, ale bywa śmieszny. W ogóle Dziadzia jest śmieszny. Wiecie, że mamy własny kod? Potrafimy porozumiewać się brzęczeniem palca po ustach :) Ja zaczynam, a Dziadzia odpowiada. Nie każdy tak potrafi. Dodatkowo zdradził mi sekret "witania chłopów". Ale w końcu to nasza tajemnica - Ciacha i Ciasteczka. Tak nas nazywa Dziadek. Oczywiście ja jestem Ciasteczko, a Dziadzia to Ciacho. Babcia z Mamą śmieją się, że Dziadek to bardziej zakalec niż Ciacho, ale mnie to nie śmieszy. Trzymam sztamę z Ciachem. W końcu to on gra ze mną w piłkę. I nawet nie złości się, gdy piłka nie leci tam, gdzie planuję rzucić. Wciąż nad tym pracuję. Ale Dziadzia to rozumie i z uśmiechem przynosi piłkę. Wiecie co jeszcze razem robimy? Kujemy się wąsami. To znaczy Dziadek mnie nimi kuje, bo moje są jeszcze delikatne. Marszczę się wtedy i złoszczę, ale i tak z ciekawości sprawdzam, co to za ostre szpileczki. Podobno kiedyś też takie będę miał. Tak mówi Mama, ale jak będzie to się przekonamy. Pewnie wiecie, że Dziadzia zrobił dla mnie "lotnisko dla ptaków" (Mama wszystkim się chwali :]), podobno dużo fajnych rzeczy potrafi zrobić. Chociażby taneczny wężyk na ślubie Mamy i Taty. Wiecie, że razem z Dziadziem prowadziłem cały sznurek gości? Ach. Taki pomysłowy Dziadzio to skarb. Codziennie pokazuje mi męski świat i przekazuje swoje doświadczenie. Faaajnie mieć takiego Dziadzia. Kocham Cię Dziadziusiu :)))

-Czekoladowe Ciasteczko.


***

sobota, 21 stycznia 2012

Wyjątkowy dzień.

Czekoladowa Babcia. To ją wybrałem sobie w niebie. Pan Bóg pokazywał mi mnóstwo zdjęć, oglądałem, analizowałem, sortowałem i rozpatrywałem kandydatury pod każdym względem. W sekrecie powiem Wam, że najważniejsze postanowienia zapisane są w kontrakcie, ale one objęte są tajemnicą, więc ciii. O szczegółach wiem tylko ja i Babcia, ekhm chociaż Babcia mówi, że zapomniała okularów podpisując go, więc nie jestem pewien czy zna te szczegóły. Hyhy. Już wtedy wykazałem się sprytem. Wiedziałem co czynię, widząc, że nie ma ich na nosie. Postarałem się, żeby najważniejsze sprawy zapisane były drobnym maczkiem. Dzięki temu, teraz bez obaw mogę wykorzystywać jej dobroć. Mogę spędzać całe dnie w bezpiecznych Babcinych objęciach, kichać kaszką, pluć nią, a nawet wycierać o Babcine włosy. Rzucanie smoczkiem o podłogę? Czemu nie. Przecież i tak kochana Babcia mi go poda. Czasami boję się, że przesadzę i wywołam złość w Babci, ale dziwnym trafem nigdy się to nie zdarza. (Babciu, chciałbym, żebyś wiedziała, o ile to czytasz, że ja nie robię tego, dlatego, że Cię nie kocham, to tak nie jest. Kocham Cię całym moim czekoladowym serduszkiem). Wiecie co jest najfajniejsze? Kiedy jestem bardzo zmęczony i nie umiem usnąć, wszyscy tracą do mnie cierpliwość, to nie kto inny, jak moja Babcia przytula mnie do swojego serduszka, głaszcze, całuje i opowiada mi sekretne historie i  wtedy jakoś łatwiej mi usnąć. Ach. Co ja bym zrobił bez tej mojej Babci? Toż to Anioł, a nie człowiek. Babciu kochana, kocham Cię z całego serca, i dziękuję Ci za to, że codziennie uczysz mnie nowych rzeczy, za to, że pokazujesz mi jaki ten świat jest piękny, za to, że dzielisz się ze mną swoimi doświadczeniami, i w końcu najważniejsze -  za to, że JESTEŚ ze mną i dla mnie. 

Twój kochany Diabełko-Aniołek,
Bartłomiej Simiyu J. :)))))



PS. Hihihi... Pamiętasz Babciu? To wtedy, w trzeciej dobie życia zdobyłem Twoje serce moim uśmiechem nr 456 :) Dobry byłem, co nie? I niech mówią, żem nie Król ;) Kocham Cię :*

***

piątek, 20 stycznia 2012

Lekkie zakupki :-) + KONKURS

Pojawienie się Czekoladki na tym świecie wywołało nie lada zamieszanie w moim życiu. Związane jest to w głównej mierze z macierzyńskimi obowiązkami, które skutecznie wypełniają każdą wolną chwilę. Dodatkowo dochodzi do tego dzienne studiowanie i o wolnym czasie mogę całkowicie zapomnieć. Nie przesadzę zbytnio, gdy napiszę, że planując cokolwiek, najpierw muszę zorganizować zebranie domowników i dowiedzieć się co, kto i kiedy planuje. W głównej mierze związane jest to z pomocą przy opiece nad Czekoladką. Żyję w ciągłym biegu (nawet ludzie się śmieją, że nie umiem chodzić, tylko biegam ;)). Prawda jest taka, że gdyby nie moja Mama to nawet zapomniałabym jak wygląda jedzenie inne niż Bartkowe, bo zwyczajnie nie mam czasu wpaść do sklepu. A jeśli już mi się to uda, to w duchu przeklinam każdą osobę stojącą przede mną, z prostej przyczyny - wizja płaczącej Czekoladki czekającej na Maminego cyca skutecznie mnie motywuje do poszukiwania jak najmniejszej kolejki. Pewnie nikogo nie zdziwi, że jak na złość, nagle wszyscy ludzie chcą zrobić zakupy w tym samym miejscu i czasie co ja. Aaaa... Niestety nie zawsze mogę obarczać Mamę  czy Dużą Czekoladkę swoimi potrzebami, dlatego z tego miejsca pragnę podziękować komuś kto wymyślił e-sklepy. Dowiedziałam się o nich stosunkowo dawno, ale bliżej poznałam je kilka miesięcy temu (także dzięki zajęciom z e-biznesu ;)). Wizja ciepłej herbatki, ukochanego dresiku i rozczochranego koczka na głowie z jednoczesnym robieniem zakupów zawsze mi się kłóciła. No, teoretycznie mogłabym tak wyjść, w końcu nikomu nic do tego jak wyglądam, ale jakoś nie szło by to w parze z moim charakterem hehe. Na szczęście e-markety wyszły na przeciw moim potrzebom i dzięki nim, wcześniej wspomniana wizja wyglądu z jednoczesnym robieniem zakupów, jak najbardziej mi współgra. Teraz bez wychodzenia z domu, korzystając z inteligentnej wyszukiwarki PelnaSiata.pl mogę sobie przy użyciu kliknięcia myszki, porównać ceny kilkuset produktów i wybrać ten, który najbardziej odpowiada mi cenowo. Obawy, czy produkt ze zdjęcia będzie zgadzał się z tym, który dostanę rozwiązują oferty sprawdzonych e-marketów. Dlatego polecam internetowe zakupy. Mnie szczególnie do gustu przypadł dział dla dziecka, dostępny pod adresem http://dziecko.pelnasiata.pl/.  Zresztą, co ja będę was dużej zanudzać. Wejdźcie i sprawdźcie sami już dziś.


Jako zachętę wraz z PelnaSiata.pl proponuję 25 bonów po 25 zł dla każdego, kto pragnie tylko przekonać się o zaletach e-zakupów (ważna informacja - bony do wykorzystania do dnia 27.01.2012r. w sklepach wskazanych przez PelnaSiata.pl). Zatem drogie Panie i Panowie - jeśli tylko pragniecie troszkę odsapnąć od noszenia ciężkich siatek wypełnionych po brzegi zakupami, zapraszam do skorzystania z bonusików. Chętnych proszę o wpisywanie swoich maili pod tym wpisem - o przyznaniu bonów decyduje kolejność zgłoszeń.  Powodzenia! :-) 


I tym samym rozpoczynamy miesiąc konkursów ;) Nie wiem czy się cieszycie czy nie, no ale... ;)


***

czwartek, 19 stycznia 2012

Film to życie, z którego wymazano plamy nudy.

Nie raz wspominałam na blogu, że staram się "łapać" każdą bezcenną chwilę z życia Czekoladki. Robię mnóstwo zdjęć, "zamykam wspomnienia" w naszym pudełeczku wspomnień, a także prowadzę tego bloga. Dlaczego to robię? Zapewne z sentymentu. Z natury jestem osobą, która analizuje, wspomina i traci noce na rozpamiętywaniu. Wiem, że nie do końca jest to dobra cecha, ale niestety jeszcze nie umiem jej w sobie skutecznie uciszyć. Nie raz słyszę od Męża, że powinnam żyć dniem dzisiejszym, a nie tym co było, ale co ja zrobię, że taki mam charakter. Uwielbiam powracać do różnych momentów z mojego życia, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Niestety te drugie, potrafią dosadnie "umilić" mi życie, przez co popadam w mniejsze lub większe dołki. Codziennie powtarzam sobie, że czas żyć przyszłością, a nie przeszłością, ale nie zawsze mi to wychodzi. Stan mojego umysłu idealnie oddają słowa Paulo Coelho:  

"Co jest najśmieszniejsze w ludziach:
... Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przeszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli."

W tym cytacie jest bardzo dużo prawdy, jednakże czasami widzę plusy tego mojego sentymentalnego charakteru. Chociażby możliwość powracania do pięknych chwil z życia mojej Czekoladki i przeżywania ich na nowo. Staram się wycisnąć z tych momentów jak najwięcej, wyciągać z nich naukę na przyszłość. Do dzisiejszej chwili większość wspomnień ukrywałam w swojej głowie, nikt nie miał do nich dostępu. Minusem tego jest fakt, iż duża część szczegółów zaciera się i ucieka w zakamarki umysłu. Na szczęście znalazłam na to sposób i to dzięki mojej kochanej Mamie, a właściwie jej sprytowi i zaangażowaniu w ważne sprawy. Otóż pragnę się Wam wszystkim pochwalić, że nasza Czekoladowa Babcia została doceniona przez władze i nagrodzona tym oto cudeńkiem (wielkie gratulacje! :))


http://www.otido.pl/kamera-benq-dvs21-black-fullhd-p-274138.html

To jest właśnie coś, na co łasiłam się od dłuższego czasu. Teraz nic nie umknie naszej pamięci. Wszystkie najważniejsze wydarzenia będziemy skrupulatnie filmować i nagrywać na płytki DVD :) A potem będziemy organizować sobie rodzinne spotkania przy dobrym winku i soczku, i na nowo będziemy przeżywać te ważne momenty. Niczym aktorzy z amerykańskich filmów, którzy oglądają filmiki z dzieciństwa wyświetlane z projektora na garażowej ścianie. Mam nadzieję, że za jakiś czas Czekoladka podziękuje nam za możliwość oglądania swoich śmiesznych poczynań, których na 100% w inny sposób nie byłby w stanie zobaczyć. :)))
A czy Wy "łapiecie" w ten sposób swoje wspomnienia? 

***
 

środa, 18 stycznia 2012

Miś o bardzo małym rozumku :)

Słysząc powyższe słowa, od razu przed moimi oczami pojawia się obraz cudownego żółtego misiaczka w czerwonej koszulce ze słoikiem miodu pod pachą. Ale nie tylko. Z Kubusiem Puchatkiem, bo o nim mowa, kojarzy mi się także mój plecaczek, który dostałam pewnego dnia od mojej Mamy. Przemierzyłam z nim nie jeden szlak i zobaczyłam nie jedną atrakcję, a w momencie wielkiego głodu, raz dwa rozsuwałam magiczny suwaczek na plecach i pałaszowałam "brzuszkowe" łakocie. Już jako mała dziewczynka, planowałam sobie, że jak tylko będę miała dziecko, to podaruję mu ten pluszowy drobiazg. I tak też się stało. Od 10 miesięcy Kubuś Puchatek jest już własnością Małej Czekoladki. Co prawda, na razie służy on bardziej do zabawy (szczypania, bicia i rzucania ;)), niż do noszenia na pleckach, ale myślę, że na wiosnę już się to zmieni :)) Mam nadzieję, że na planowany majowy wypad w góry, Puchatkowy brzuszek wypełni się herbatką w niekapku oraz innymi Bartulkowymi smakołykami.


A skąd w ogóle Kubusiowy temat? Pewnie część z Was się domyśla, że przyczyną takiego wpisu jest Międzynarodowy Dzień Kubusia Puchatka, który obchodzimy w dniu dzisiejszym, na pamiątkę urodzin jego twórcy - Alana Aleksandra Milne'a. Jesteście w stanie sobie wyobrazić, że ten żółty misiaczek bawi nas już od 86 lat?! Niezły wiek, c'nie? Co ciekawe, doczekał się on nawet własnej ulicy w samym sercu Warszawy, którą mieliśmy okazję mijać podczas naszej wycieczki do stolicy. 

 
Powiedzenia Kubusia Puchatka na stałe zagościły w potocznej mowie. Bo tylko powiedzcie mi, czy ktoś z Was nie kojarzy tekstu: "Takich dwóch, jak nas trzech, to nie ma ani jednego?". No właśnie... Ja z kolei uwielbiam ten cytat: 
"– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."

Chociaż od niedawna inne z powiedzeń Kubusia Puchatka jest mi niezwykle bliskie. Oddaje ono w pełni moją miłość do moich Czekoladek:
"Jeśli będzie Ci dane żyć sto lat, to ja chciałbym żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez Ciebie."
 
Taki oto jest Kubuś Puchatek, udowadnia nam, że nawet w takim małym rozumku, może kryć się tyle mądrości i miłości :))) I za to właśnie go kochamy :))))) Kubusiu Puchatku, życzymy jeszcze wielu, wielu miodowych chwil w Stumilowym Lesie :))

***
A co u mojego Czekoladowego Misiaczka? Hmmm... chociaż chyba zamiast Misiaczek powinnam użyć słów Marudka. Niestety ostatnie dni dają się we znaki zarówno Małej Czekoladce, jak i reszcie rodziny. Przyczyny najprawdopodobniej należy szukać w Czekoladowej buźce. Ukojenie przynosi żel Bobodent, sprytnie przetransportowany na dziąsełka na Maminym palcu. Ech... kiedy to się skończy? 

***

wtorek, 17 stycznia 2012

Śnieżne loczki :)

Babcia Czekoladki ma ciekawy sposób zakładania czapki na Czekoladową główkę. Zawsze zastanawia mnie, dlaczego uwielbia zostawiać kilka loczków na zewnątrz, podczas gdy reszta schowana jest w cieplutkim "ubanku". Hmmm... Oczywiście odpowiedź Babci jest przewidywalna: "Bo po co chować coś, co jest takie piękne? Niech wszyscy widzą jakie Bartunia ma piękne loczki". Ja sama zazwyczaj chowam wszystkie włoski do środka, bo mam dziwne wrażenie, że tak jest cieplej, wygląd dla mnie nie ma aż takiego znaczenia :)) Nooo, ale ja nie miałam tutaj pisać o tym. Po prostu chciałam wytłumaczyć skąd taki tytuł. 



Wpis jest o czymś bardziej ważnym. Otóż muszę to zapisać w naszym czekoladowym pamiętniczku, że w dniu dzisiejszym Bartulowe loczki w końcu miały okazję pokręcić się od płatków śniegu :))))) No, może nie do końca to był pierwszy raz, no aleeee spacerek z dotykaniem śniegu na pewno był tym pierwszym :) Szczelnie "zapakowany" Bobuś miał okazję spędzić dzisiaj kilkanaście minut podziwiając ośnieżone drzewa, drogi oraz kurtkę Mamy (ach to życie modelki :D). Reakcja Bartunia była mniej więcej taka: "Mama... przecież to tylko śnieg, czym Ty się podniecasz? Śniegu nie widziałaś?"


Hihihih... Generalnie śnieg nie zrobił większego wrażenia na Simbie, ale myślę, że już w przyszłym roku pierwsze śnieżynki wywołają uśmiech na Czekoladowej twarzy. Dzisiejszy spacerek spędziliśmy na rękach, gdyż jeżdżenie wózkiem po ośnieżonych chodnikach byłoby niezłym wyzwaniem. A tak swoją drogą chyba najwyższy czas pomyśleć o sankach... Teraz nie ma wymówki, że przecież nie ma śniegu i nie będzie... :P Ciekawa jestem jak Wasze dzieciaczki zareagowały na śnieżne krajobrazy i na saneczkowe spacerki. Ja najbardziej obawiam się tego, że Czekoladka nie będzie chciał siedzieć na sankach... No, ale póki nie spróbuję to się nie dowiem. Dlatego dzisiejszy wieczór spędzam na poszukiwaniach sanek idealnych. Polecacie coś? Mnie osobiście zauroczyły saneczki z pchaczem, o coś w tym stylu (niekoniecznie te ;)). Posiada ktoś? Mogę prosić o opinie? :)

http://smykolandia.pl/index.php?p717,sanki-z-amortyzatorem-i-pchaczem-produkt-100-polski-khaki
***