poniedziałek, 31 stycznia 2011

Czekamy na Ciebie, Synku.

Wszyscy na Ciebie czekamy: Mamusia, Tatuś, Babcie, Dziadziusiowie, Prababcie, Wujek, Ciocie i Wujkowie z Uczelni, rodzinka tanzańska i dużo dużo osób, których nie sposób teraz wymienić. Wszyscy odliczamy tygodnie, dni i godziny do Twojego przyjścia. Łóżeczko i całe wyposażenie nie może się doczekać ciepła Twojego malutkiego ciałka :))))) Ach. Bobusiu! Pomalutku żegnaj się z ciepełkiem brzuszkowym, bo my tutaj nie możemy się Ciebie doczekać.

Dzisiaj z Babcią odwiedziłyśmy Ikeę (sam wiesz, że z Babcią to lepiej nie wchodzić do takich sklepów, a już na dział dziecięcy to już w ogóle ;p). Twój nowy pokoik jest bogatszy o różne cudeńka (fotki z katalogu Ikei, niestety podczas remontu zginął mi kabel od komórki :()
  •  lampeczka ścienna w kształcie księżyca nad Twoje łóżeczko (5 minut temu Dziadziuś przybił ją do ściany), mam nadzieję, że sprawi, że Twoje noce będą spokojne i bezpieczne.

  •  dwie podkładeczki do przewijania (Babcia nie mogła się zdecydować, które ładniejsze, więc kupiła Ci dwa hehehe - typowe :)) 
  •  dmuchana podkładka do pielęgnacji na przewijak :))) (o przewijaku później :*) - ukłon w stronę płuc Babci ;p ledwo dały radę z nadmuchaniem tego cudeńka :D
  •  pokrowce na dmuchaną podkładkę powyżej, żeby Ci było wygodnie w pupkę :)))
  •  ochraniacz ze zwierzętami afrykańskimi na szczebelki od Twojego łóżeczka, żebyś nie zranił sobie swoich malutkich nóżek i rączek (u nas na razie jest opcja wyższego łóżeczka, żeby Mamusi było łatwiej Cię wyciągać z łóżeczka na karmienie :)):

  •  kompleciki pościeli (to sprawka Babci i Dziadka ;p masz pościel do wyboru, do koloru):
  •  śpiworek na noc, żeby Ci było cieplutko nawet jak będziesz ruszał nóżkami na wszystkie strony (hehe, jak będziesz taki jak Mama to będziesz się wykopywał tak długo aż jedna noga będzie na wierzchu, natomiast jak będziesz jak Tata to jeszcze będziesz chciał, żeby Cię przykryto ;p) 
  • kołderka i 2 poduszeczki z lnu, żeby nie było Ci za gorąco latem:
To nie wszystko :)))) Masz nowiuteńkie pudełeczka na swoje skarby, prześcieradełka "nigdy nie śmigane", cudne łóżeczko z zabezpieczeniami na brzegach, nie za twardy, nie za miękki materacyk oraz mnóstwo mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy.
Żeby tego było mało, Babcia dzisiaj wywalczyła dla Ciebie 3 paczki pampersów w promocji w Lidlu, żebyś mógł sobie spokojnie egzystować i nie zamartwiać się o takie drobnostki jak siusiu :)))) oraz 3 pary nowych skarpeteczek. A wiesz co Dziadek dla Ciebie szykuje? Własnoręcznie "strugany" przewijaczek na łóżeczko. Dasz wiarę? Popatrz jak wszyscy Cię kochamy. Twój Tatuś nie może się Ciebie doczekać i codziennie każe pokazywać sobie Ciebie przez kamerę na skypie. Szalony jeden. Tak bardzo Cię kocha, a ile przy tym dostajesz buziaków. Łohohoho. Mamusia jest taka zazdrosna, że nie uwierzysz. Ale powiem Ci w tajemnicy, że jak Ty nie widzisz to i dla mnie troszkę ich zostaje :))))) Tak więc Synku, nie ma się co zastanawiać, śmiało możesz na początku marca zmierzać w stronę światła. Jesteś tu najmilej wyczekiwanym gościem. :*:*:*:*:*:*:*:*

Jeszcze tylko wózeczek ze wszystkimi bajerami, butelki do karmienia (bez Bisfenolu A - tutaj super poradnik jak rozpoznać produkty bez Bisfenolu), laktator (na wszelki wypadek), żebyś miał jedzonka pod dostatkiem, gdy Mama będzie się dalej edukować, wanienkę, co byś mógł się popluskać i pomoczyć czekoladową pupcię oraz wymarzony przez Babcię bujaczek hehehe ;p Kochamy Cię bardzo mocno i nawet niezdane prawo nie popsuje mi humoru, prawnikiem nie musisz być, a jakże ;p  :))))))))) Studia totalnie zeszły na drugi plan...

http://crawfurd.dk/
***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjo - 20 km v
pilates v
wymachy nóg v

***

sobota, 29 stycznia 2011

Mały Bobek mocno śpi - czyli wybieramy łóżeczko i materacyk.

Chyba dopadł nas syndrom wicia gniazdka. Najbardziej moją Mamę, Tatę, a potem mnie. :))) Ale nie ma się co dziwić, za około miesiąc i jeden tydzień Bobuś powinien opuścić ciepły brzuszek i pojawić się na tym świecie :)))))


Mój, do tej pory studencki, pokoik zmienia się w mgnieniu oka w pokoik mojego Synka. Coraz więcej rzeczy jest tam Małej Czekoladki niż moich, moje książki upychane są bądź gdzie, bo w końcu Bobuś musi mieć swoją szafeczkę, z równo poukładanymi pajacykami, skarpetkami, czapeczkami itp. Wisienką na torcie ma być łóżeczko. Miejsce wybrane, honorowe, blisko Mamusi i Tatusia, tuż w zasięgu mojej i Tatusiowej dłoni. Jeden krzyk, jeden pisk, jedno jęknięciem, a już będziemy przy naszej Małej Czekoladce. Wszystko pięknie, ładnie... Ale kto, by pomyślał, że z wyborem łóżeczka i materaca jest taki problem? Jak się odnaleźć w tym gąszczu oferowanych Małych Królewskich łóż i materacyków?
Wczoraj wieczorem próbowałam ustalić z moją Mamą, które łóżeczko i materacyk będą najodpowiedniejsze i najwygodniejsze dla Małego Księcia. W ruch poszedł wujek Google, który oczywiście nie zawiódł. Wyszukał mnóstwo forów, artykułów i tym podobnych stron na temat materacy do łóżeczek. 
Jak wybór samego łóżeczka nie stanowił większego problemu, bo wiedziałam, że chcę, żeby było drewniane, a takich jest do wyboru do koloru. Nie potrzebuję żadnych szufladek na dole, bo zwyczajnie się do nich nie dostanę (pisałam, że mam POKOIK :P), także nie wymagam chyba cudów. Pani w sklepie doradziła, pokazała, wytłumaczyła jakie łóżka są dobre dla Kruszynek. Cena nie była jakaś wygórowana (130zł), ale po przeszukaniu internetu okazało się, że IKEA (nawet za 89,90zł) proponuje rożne ciekawe wzory, kolory, a jakościowo nie odbiega od pokazanego w sklepie. Można powiedzieć - ŁÓŻECZKO jest. Ale co z materacykiem?


http://www.ikea.com/

Tu się pojawiły schody, wielkie wysokie i długie schodziory. Moje oczy atakowały wyrazy: gryka, kokos, lateks, pianka poliuretanowa, trawa morska. Zagłębiając się w temat czułam się coraz głupsza. Jedni uważają, że gryka jest najodpowiedniejsza bo nie uczula, nie pleśnieje (Pani ze sklepu podziela tą opinię), znowuż inni, że pianka poliuretanowa jest lepsza, w końcu Nasze Mamy, my sami, nasi dziadkowie i znajomi spaliśmy jako dzieci na zwykłych materacykach i nic nam się nie stało. Żyjemy i mamy się dobrze. Najważniejsze jest odpowiednie wyścielenie łóżeczka. Jeszcze inni zachwalają kokos, a to zaraz pod spodem znajduję opinię, że kokos jest za twardy dla maluszkowego kręgosłupka i po latach pleśnieje niesamowicie. Wiem, że trzeba dobrać odpowiedni rozmiar, nie może być ani za duży, ani za mały, ale co z grubością? 10 cm? 7 czy może wystarczy 5 cm? Lepszy grubszy czy chudszy? Twardszy czy bardziej miękki? Znalazłam gdzieś opinię pana Zawitkowskiego, że najlepsze są materacyki lateksowe z obszywanymi brzegami (wtedy się nie zniekształca) oraz piankowy. Najważniejsze jest to, by materacyk był sprężysty i dziecko się w nim nie zapadało. Wg jego opini, kokosowe są za twarde, a z gryką się źle układają. No i bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze...
Dlatego nie zawaham się zapytać Was o radę, opinię. Tyle razy mi już pomogłyście, że wiem, że i tym razem mnie nie zawiedziecie. Tak więc, młode i starsze Mamy, te bardziej i mniej doświadczone, te oczytane i znające temat bardziej ode mnie - laika. Jaki, Waszym zdaniem, najodpowiedniejszy jest materacyk do łóżeczka Czekoladki? I dlaczego? Czym się kierować przy jego wyborze? Proszę bardzo o rady, bo zwyczajnie nie wiem co kupić, a nie chcę kupować dziadostwa, które za chwilkę zasili kontener. Z góry dziękuję za wszystkie komentarze.

Na koniec fragment wywiadu z fizjoterapeutą panem Zawitkowskim:
Niemowlę powinno mieć w łóżeczku twardy materac. Gdy materac jest zbyt miękki, ciało malucha zapada się i układa często w jednej pozycji. Jeśli materacyk jest zbyt miękki, niemowlę jest w nim godzinami uwięzione niczym w hamaku, a to może wyrobić u niego złe nawyki (np. utrwalić asymetrię ciała). Szczególnie łatwo o to, jeśli dziecko jest dość ciężkie - wtedy pod własnym ciężarem mocno zagłębia się w miękkie podłoże. Na twardym materacu dziecku łatwiej jest zmienić pozycję, obrócić się, odepchnąć od podłoża i przekręcić główkę na drugą stronę, a to doskonała gimnastyka dla jego ciała. Dzięki temu maluch szybciej się rozwija. (Bardzo dobre są materacyki z atestowanej pianki lateksowej, która się nie odkształca i nie powoduje uczuleń). Niemowlęciu nie jest potrzebna poduszka. U progu życia jego główka najczęściej jest prawie tak samo szeroka jak barki. Najczęściej do ukończenia pierwszego roku dziecko może spokojnie spać bez poduszki nie tylko na plecach, ale nawet na lewym i prawym boku. Jeżeli widzimy, że podczas leżenia na boku główka niemowlęcia zaczyna opadać, to znaczy, że barki już się poszerzyły i możemy mu podłożyć mały, twardy, płaski jasiek. Poduszka jest zwłaszcza niewskazana, gdy niemowlę leży na brzuchu, bo jego twarz mogłaby się zagłębić w poduszce i śpiący maluch mógłby mieć problemy z oddychaniem. Miękkie poduszki nie są wskazane również dla dzieci z niższym napięciem mięśniowym - tylko przeszkadzają w kręceniu głową i niekorzystnie zmieniają ułożenie głowy względem tułowia.
(więcej na temat prawidłowego ułożenia ciała dziecka podczas noszenia, siedzenia, stania i chodzenia tutaj. )

***

czwartek, 27 stycznia 2011

Eureka! :)

Udało się, po ponad 5 miesiącach udało sięęęę.
Sędzina nie widzi przeciwwskazań natury prawnej na Nasz Ślub :-) Hihihihihihi.
Kocham Cię A. :******

http://slub.onet.pl/

Pani Sędzia: "Oczekują Państwo dziecka, rozumiem, że to Pan jest Ojcem?"
Mój A.: "Chyba tak" (hahaha... zawsze uczulam mojego A. na słowo "chyba" ;p jesteś czegoś pewien, nie dodajesz chyba ;p, no, ale musiał zapomnieć :))) ale rozumiem. Stres był. I u mnie, i u A., i u Synka.)
Ja, A., Pani Sędzia, Pan, który pisał protokół w śmiech... ;p
Poza tym było troszkę pytań o nasz związek ("za dwa dni właśnie minie dwa lata" :)) - moje Kochanie pamięta o naszych rocznicach :) a mamy ich kilka ;p z każdej okazji hihihi.), o życie A. w Polsce, o rodzinę moją, jak i jego, o naszego Synka, o plany na przyszłość...
Przed nami była jeszcze jedna para, też mieli podobną rozprawę. Ich miny nie nastrajały nas pozytywnie, na szczęście po chwilach niepewności....

...UDAŁO SIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ! Can you believe it? :)))))  
Teraz czekamy na uprawomocnienie się wyroku i odbiór decyzji :))) A potem USC :))))))))
Chociaż jedna sprawa z głowy. Teraz tylko skupić się na zamknięciu sesji iiiiii... czekamy na Synka :*
A aktualnie czekam na mojego A. i będziemy "świętować" :)))) Szkoda, że winka się nie można napić hehehe.
Jestem taka szczęśliwa :))))))))))))))

PS. a dzisiaj znowu ustąpiono mi miejsca w tramwaju :P tym razem młoda kobieta, serce się raduje, że ludzie nie są obojętni na losy innych :)))

***

środa, 26 stycznia 2011

Zapomniałam o Małej Czekoladce...

...biegnąc dzisiaj na autobus. Wyobrażacie to sobie? Zapomniało mi się, że jestem w ciąży. Zobaczyłam swój autobus na horyzoncie (spieszyłam się na egzamin) i niedługo myśląc zaczęłam do niego biec. Pan kierowca zaczekał na mnie, tym bardziej mnie motywując do biegu. Dopiero po wpadnięciu do autobusu i podziękowaniu, Synek pokazał swoje niezadowolenie z tego porannego maratonu. Zaczął kopać, wiercić się i opadać na pęcherz. Znosiłam to wszystko wytrwale i bez zająknięcia, w końcu z własnej winy pobudziłam Synka. Dobrze, że odcinek, który dzielił nas do kolejnego przystanku nie był za długi, to nie miałam nawet chwili, żeby pomyśleć o zasłabnięciu. Sprawnie wyskoczyliśmy z autobusu na tramwaj, tam czekało na nas wolne miejsce :))) Niah, niah. Chociaż, szczerze czasami zastanawiam się, w której pozycji mojemu Dziecku jest najwygodniej. Czy jak siedzę i on teoretycznie jest ściśnięty jak krewetka, czy jak stoję i opada mi na pęcherz, ale może troszkę się wyprostować? Hmmm. Sama nie wiem, ale staram się to równoważyć. Jak jadę busem ponad godzinę to wiadomo, że w pozycji siedzącej, dlatego w tramwaju na uczelnię z reguły stoję. Bobuś ma czas na wyprostowanie kończyn, nie powiem, żeby z tego nie korzystał hehe. Rozrabiaka mały. Kto, by pomyślał, że pozwolę komuś kiedykolwiek tak rządzić swoim życiem hehe. Moje Najsłodsze Kochanie. 

Ze spraw życia codziennego-studenckiego: jestem po dwóch egzaminach (przeklęte prawo i dzisiejsze regiony). Jak z prawa jestem pewna, że czeka mnie poprawka (rozmawiałam z dr, pozwolił mi przyjść na dyżur "w razie czego", datę mogę wybrać sobie sama), tak dzisiejszy egzamin powinnam zdać (jak to się mówi: "PAN DA 3"). Ale nie ma co zapeszać i chwalić dnia przed zachodem słońca. Jeszcze 8 miesięcy temu zależałoby mi na ocenach, wiadomo stypendium itp., tak teraz chcę tylko zamknąć tą sesję i w spokoju oczekiwać narodzin Czekoladki.
Na dzisiejszym egzaminie miała miejsce dziwna sytuacja. Mianowicie pan dr, który zawsze pytał o moje zdrowie itp, na końcu egzaminu kazał klaskać całej sali, a dla kogo? Ano dla mnie. Do tego dowalił tekst: "Te oklaski dla Pani J., która będzie miała najlepszy wynik z tego egzaminu". Szczerze? To nie załapałam "żartu". Wszyscy się mnie potem pytali o co chodziło, ale ja sama nie wiedziałam. Czy o ciążę? A może o to, że troszkę "mi się ściągało?" Ich habe keine ahnung. Mało ważne w tej chwili. Mam tylko nadzieję, że faktycznie wynik będzie zadowalający. W drodze powrotnej do domku też czekała mnie nie lada niespodzianka, w pośpiechu wpadłam do tramwaju, standardowo szukałam miejsca do oparcia się, a tu nagle wyskakuje pani (na oko 60 lat) i mówi: proszę sobie usiąść... Nie muszę chyba pisać, że po raz drugi w tym dniu "spaliłam buraka", podziękowałam i usiadłam. Chwała jej za to.
Jak widać, moje życie kręci się teraz wokół sesji, egzaminów i zamykania spraw semestralnych. W najbliższym czasie muszę wyrobić sobie nową książeczkę zdrowia, podbić ją. A w jeszcze bliższym terminie czeka na mnie egzamin z socjologii i "nasza rozprawa sądowa". Wish me luck! 

Ze spraw ciążowych: mój pokoik zmienia się w pokoik mamy z dzieckiem :D Łóżko (moje) wymienione na większe, miejsce na łóżeczko Synka się robi, szafeczka Czekoladki się powiększa (ostatnio o niedrapki Synkowe i rożek na wyjście ze szpitala ;p). Nic tylko się cieszyć i napawać tym widokiem. Teraz jeszcze dokupić parę rzeczy, spakować torbę do szpitala i oczekiwać na Naszą Czekoladkę. :)))))))))
Wczoraj dopadła mnie nowa przypadłość ciążowa - tembowe stopy! Naprawdę. Jak u słonia! Aż A. się dziwił co to się może porobić z ludzkim ciałem. Wszystko to wina mojego prawie 6h siedzenia bez ruchu przed komputerem i czytaniem notatek na egzamin. Nogi mi tak popuchły, że nie mogłam dojść do toalety, ból był przedziwny. Dobrze, że moje Kochanie jest najlepszym opiekunem i troskliwie dbał o komfort moich stópek :))) Love You Honey! :*

Ze spraw Czekoladowych: wczoraj Synek oglądał z Tatusiem meczyk MU. Jak stwierdził mój A., Synek kopie dokładnie w tych momentach, w których jest gol, co znaczy, że cieszy się razem z Tatą (bo oczywiście tradycja miłości do Manchesteru musi być zachowana, a jakże :P). Jeszcze niecałe 2 miesiące i Synek będzie mógł siedzieć na kolankach Tatusia i oglądać meczyk własnymi oczkami, a nie przez powłokę brzuszną. Can't wait :D

A oto maluteńkie niedrapki dla Naszego Księcia (mój palec to skala porównawcza wielkości):


Komentarz mojego A. : "Ale czerwone? A co, on jest dziewczyna?" hehehehehehe. Specjalnie kupiłyśmy z Babcią Czekoladki  czerwone, żeby odganiały zły urok hehehehe. Jak ja kocham tą Moją Dużą Czekoladkę :))))) Dużo zabobonów, przesądów polskich jeszcze nie rozumie, ale staram się mu to pomalutku tłumaczyć. 

***
Jak widać, mam rewelacyjny humorek. Nieważne są wyniki tych egzaminów, nieważna jest ta sesja, grunt to nasz Synek i moja rodzinka. To oni sprawiają, że życie nabiera tęczowych barw. Dziękuję Wam za to :))))

***
Idę do socjologii. Z góry przepraszam za brak aktywności na Waszych blogach, obiecuję wszystko nadrobić po sesji. I promise.

***
Aktywność fizyczna: (nie mam czasu na więcej :()
rowerek stacjonarny - 20 km v

***

sobota, 22 stycznia 2011

Bobek niczego się nie boi, bo jeździ czołgiem :D

Z Synkiem zaczynamy 34 tydzień ciąży. Wow! Tym samym moja macica osiągnęła 34 cm! Jaja jak berety! :D

http://www.zapytajpolozna.pl/

Biedactwo moje, nie dość, że siedzi w tym brzuchu takie ściśnięte, ledwo może się ruszać, to jeszcze Matka zmusza go do uczenia się prawa (niestety nie zdałam terminu zerowego, na moje szczęście dr nie wpisuje 2 do indeksu, wszystko można nadrobić we wtorek i tak też planuję zrobić).
W tym tygodniu mam 3 egzaminy pod rząd. Jakby tego było mało to w poniedziałek muszę iść do USC po dokumenty, a w czwartek na rozprawę w sprawie naszych papierów ślubnych. Masakra!
Zbytnio nie mamy czasu ani na spotkanie się z Tatusiem (tęsknię :((((), ani na ćwiczenia (ale są), ani na zwykły relaks i leżenie na łóżku. Nawet Synek jest jakiś spokojniejszy niż zawsze, od czasu do czasu tylko nieśmiało  wyprostuje nóżkę. Prawdziwe harce zaczynają się dopiero w nocy, jak Mamusia już śpi. 
Kochanie moje, chyba nie chce mi przeszkadzać w nauce, bo wie jak ważne jest zaliczenie sesji w terminie. Jak teraz nie zdam (co ja piszę! zdam, zdaaaam) to idę poprosić dra o wcześniejszy 2 termin... Bo niestety on wyznaczył go na 24 lutego, a może się okazać, że ja w tym czasie już będę się szykować na porodówkę :/ 
Ale nie przyciągamy złych fluidów! Myślimy pozytywnie!
Zdamy wszystko w pierwszych terminach i w spokoju skupimy się na pakowaniu torby do szpitala, a jakże :))))
Grunt to pozytywne myślenie! 

***
Standardowo tytuł postu to powiedzenie mojego Brata. 
Stwierdził on już jakiś czas temu, że Bobek niczego się nie boi, bo jeździ sobie czołgiem (czytaj mną).
Bob jest Jankiem, a ja Rudym 102. Tylko Szarika nam brakuje... ;>
Nie ma to jak szczerość rodzinna :D 
Tak więc, już wiecie kim jestem :))) A ja głupia wmawiałam sobie jakiegoś kiboko ;p

http://www.zgapa.pl/
***
Dzisiaj mieliśmy kolędę w domku. Nie uczestniczyłam w niej, bo chciałam uniknąć pytań o ślub, chrzest i ogólnych kazań o życiu w grzechu. Ja, jak to ja, sprytnie schowałam się u brata w pokoju... 
Jak się okazało po fakcie, aż tak sprytnie to tego nie zaplanowałam.
Otóż położyłam się na plecach na łóżku i czytałam sobie notatki z prawa. Nie musiałam długo czekać na skutki takiego leżenia! Jak wiadomo albo i nie, taka pozycja nie działa na mnie za dobrze. Zaczęłam się normalnie duuusić! A co najgorsze, poruszyć się nie było jak, bo łóżko skrzypi jak oszalałe. 
I chcąc nie chcąc, tkwiłam w takiej pozycji...
Na szczęście ksiądz był u nas tylko 2 minuty... Chwała mu za to. Jeszcze 5 minut takiego leżenia, a trzeba by dzwonić na pogotowie. Widzicie - tak się kończy ukrywanie przed duchownymi. 
A więc ostrzegam - Nie próbujcie tego w domu :) Chyba, że macie wygodne, nieskrzypiące łóżko.

***
Spóźnione (blogowe) wirtualne kwiaty dla Babć i koniak dla Dziadków od Bobcia :)))
Za rok Synek sam wymyśli prezenty :)))
Pewnie będzie bardziej oryginalny ode mnie hehehehehe :))) 
Niech Babcie i Dziadkowie żyją nam 150 lat :***

http://profumo.blox.pl  http://kwiaty-warszawa.pl/
***
Właśnie zobaczyłam tego demotywatora:

www.demotywatory.pl
Jakie to prawdziwe...
Tak tęsknię za moim Dziadziusiem :(
Niestety drugiego nie miałam okazji poznać.
Wierzę, że tam jest Wam lepiej [`]

***
Aktywność fizyczna (za wczoraj i dziś):
~rowerek stacjo 21 km v
~pilates v
~wymachy nóg v

PS. Zniszczyło mnie tłumaczenie translatora - "jaja jak berety" - eggs and berets hahahahaha!

***

czwartek, 20 stycznia 2011

ciążowo-nietypowo.

Dzisiejszy post co prawda ciążowy, ale dosyć nietypowy. ;p Od dłuższego czasu interesował mnie temat ciąży u różnych zwierząt. A jako, że dzisiaj z Bobciem oglądaliśmy sobie Animal Planet (wiem wiem, ma przechlapane ze mną, nie dość, że go maltretuję muzyką afrykańską, to jeszcze musi patrzeć na afrykańskie filmy przyrodnicze), a tam był nasz (mój?) ukochany temat - zwierzęta Afryki, postanowiliśmy poszerzyć swoją wiedzę ciążową wybranych, ulubionych zwierzątek. :))))

http://i.iplsc.com/

Bo załóżmy, takie piękne Hipopotamy to muszą mieć ciężką ciążę. Same w sobie są ciężkie, a co dopiero jak noszą jeszcze w brzuszku takiego "malca". Na internecie wyczytałam, że hipcie przebywają sobie w stanie błogosławionym o jeden miesiąc krócej niż ludzie (czyli wychodzi na to, że kiboko nie jestem, bo już powinnam rodzić hehe). Jako jedne z nielicznych ssaków rodzą w wodzie (płytkiej!), a Bobasek, żeby zaczerpnąć powietrza musi wypłynąć na powierzchnię. Czyli jakby na to nie patrzeć, ludzie starają się troszkę upodobnić do hipopotamów. No bo sami wprowadzamy opcję porodu w wodzie ;p Tak samo Młode karmione są pod powierzchnią wody (hmm... czyżby to był ich sposób na niebolące sutki :D?) Taki hipciowy bąbelek po porodzie może ważyć nawet 45 kg! A ja narzekam na moją 2kg Czekoladkę ;p Najczęściej jednorazowo rodzi się tylko jeden hipek, ale to chyba zrozumiałe... No bo wyobrażacie sobie nosić w brzuszku dwa hipopotamy po 45kg każdy? Bo ja nie. ;p Co prawda, w necie nie ma za dużo informacji o ciążach hipopotamów, ale tyle ile przeczytałam na razie mi wystarczy. ;p Ale nie omieszkam przy jakiejś okazji poszukać książek na ten temat. ;p Na razie stwierdzam, że kiboko nie jestem. Nie chcę rodzić w wodzie, nie mam 45kg Bobka w brzuszku, nie planuję rodzić w 8mc, ani nie będę próbować karmienia pod wodą. ;p Tak więc bye bye kibuś. :D

http://bi.gazeta.pl/
Czyż one nie są słodkie?

Więc może jestem świnką? Raczej też nie. Świnki w ciąży są całe 3 miesiące, 3 tygodnie i 3 dni, czyli wychodzi na to, że mogłabym już urodzić 2 razy i planować 3 ciążę ;p hehehe. O ciąży świnek uczyłam się swego czasu na moich drugich studiach. Co prawda, tam wszystko przedstawione było w kategoriach: utuczyć, zabić i zjeść, co naprawdę mnie bolało, dlatego nie wspominam dobrze tego przedmiotu. Świnki - mamy, przed porodem zaczynają tzw. wicie gniazdka dla swoich nowo narodzonych dzieci. Przynoszą w ryjkach ściółkę, wyścielają miejsce do ułożenia świnek. Charakteryzują się wysokim instynktem, chcą zapewnić swoim Maluszkom jak najlepsze miejsce do przyjścia na świat. W warunkach stresogennych potrafią wstrzymać laktację, co źle wpływa na prosiaczki. W sumie podobnie jest u człowieka, silny stres może wpłynąć na brak mleka w piersiach, więc jakieś tam podobieństwo jest. Małe rodzą się najczęściej o wadze 1,2kg, dużo czasu spędzają przy mamie, delektując się jej mleczkiem. Tak pisząc i pisząc, dochodzę do wniosku, że świnką mogłabym być... gdyby nie fakt, że w ciąży jestem już 8 mc, a Bobek w najlepsze sobie zamieszkuje mój brzuszek, a po drugie niska masa urodzeniowa świnek. - Bobuś jest już grubo 500g cięższy niż taki mały prosiaczek. ;p  Niestety, świnki służą w głównej mierze do jedzenia, co też nie napawa optymizmem. Moje kochane nguruwe, niestety nie ja rządzę tym światem, ale możecie wiedzieć jedno - jestem z Wami! Przyjaciół się nie zjada. ;p 


To może żyrafka? Hehe, przypomina mi się fragment z Animal Planet jak Duża Żyrafa rodzi małą żyrafkę. Ta spada z wysokości ok. 1,5 m w trawę, otrzepuje się, opierając się o Mamę, po 15stu minutach jest już na nogach i chwiejnie próbuje utrzymać równowagę. Słodki widok. No i bez nacinania, bez porodów w wodzie, bez krzyków i lekarzy. ;p Natura jednak wszystko sama sobie wymyśliła. Co ciekawe, takie "małe" żyrafki rodzą się z wagą 70 kg (!!!) i zupełnie inaczej niż u ludzi wyglądają etapy porodu. Najpierw wychodzą nogi, które amortyzują upadek, a dopiero potem szyja wygina się w łuk i głowa oparta o miednicę, delikatnie się wysuwa. Małe twigi piją mleko mamy przez rok, nabierając sił i rosnąc sobie w najlepsze. I teraz moja analiza - żyrafką nie jestem już na pierwszy rzut oka hehe. Pan Bóg nie uraczył mnie wysokim wzrostem ;p a 70 kg Bobek ważyłby więcej ode mnie, więc żyrafa odpada na bank. Ciąża trwa ponad 14 mc... mam nadzieję, że mi to nie grozi ;p A teraz mała, słodka, nieporadna twiga:

www.wp.pl

Tak więc, po tych moich dziwnych analizach wychodzi na to, że jednak nie jestem ani twigą, ani nguruwe, ani kiboko jak sądziłam, tylko po prostu jestem mtotowangu z Czekoladką w brzuszku :D, a to że się czuję często jak hipcio to już inna para kaloszy. 

Nie uwzględniłam tu moich kochanych zebr (punda milia), słoników (tembo) i piesków (mbwa), ale nie chciałam Was już zanudzać. Mam nadzieję, że któraś z Was dotrwała do końca tych moich dziwnych rozmyślań.

***
Aktywność fizyczna:
~rowerek stacjo - 21 km v
~pilates v
~wymachy nóg v


***
mały czekoladowy słowniczek (ku przypomnieniu):
twiga - żyrafa
kiboko - hipopotam
nguruwe - świnia
mbwa - pies
tembo - słoń
punda milia - zebra

PS. Dodałam z boku bloga translatora. Także jeśli komuś wygodniej, to może sobie przetłumaczyć moje posty na inny język (oczywiście wiadomo jak to jest z takimi translatorami ;p nigdy nie są doskonałe, ale coś tam zawsze można wyłapać i zrozumieć)
Enjoy!


***

środa, 19 stycznia 2011

...bo nic nie działa jak czerwona sukienka :P

A dokładniej tunika. Dzisiaj postanowiłam urozmaicić swój strój ciążowy i założyłam sobie czerwoną tuniczkę ;p Nie wiem dlaczego, ale do tej pory (odkąd jestem w ciąży) główne kolory mojego ubioru to: czarny i szary. Hola hola. Przecież to stan błogosławiony a nie żałoba! Trzeba się cieszyć, że nosi się w sobie najpiękniejszy dar i pokazywać to światu :))) Dlatego dzisiaj postanowiłam zaszaleć i "przywdziałam" czerwony, dłuższy golfik, który słodko eksponował mieszkanko Mojej Czekoladki :) I o dziwo, od razu humorek mi się poprawił. Do tego dobra nuta w słuchawkach i nastrój o niebo lepszy niż wczoraj. :))) 
Na uczelni pozbierałam resztę wpisów, pani od angielskiego zaproponowała mi fajną opcję zaliczenia 2 semestru. Mianowicie rzuciła pomysł, że mogę sobie w czasie ferii zaliczyć dwa unity, napiszę dwa kolokwia i będę miała semestr z głowy. Wtedy nie będę musiała o tym myśleć po porodzie, tylko będę mogła się skupić na Synku. :)) Jeszcze wczoraj pisałam, że wykładowcy nie idą mi na rękę, a tu taka niespodzianka. Oczywiście zamierzam skorzystać. Jak tylko uporam się z sesją, zabieram się za angielski :) W końcu mój A. może mi pomóc jakbym czegoś nie rozumiała (chociaż wątpię, że będzie coś takiego bo książka jest dosyć łatwa). Zaliczę sobie te testy i będę miała jeden przedmiot z głowy, a tym samym wolne wtorki dla mojego SYNUSIA :)))) To był pierwszy pozytywny element dnia. Następny to niespodziewane spotkanie z moim Ukochanym :))) Postanowiliśmy dzisiaj przejść się do Sądu w sprawie naszych dokumentów ślubnych :P Hehehehe może nie będę się błaźnić i pisać, że był to mój pierwszy raz w sądzie ;p Normalnie to miejsce robi wrażenie. Ta policja, ochrona, prawnicy :D Czuje się klimat ;p Do tego bramka do wykrywania metali :D Pani z ochrony sama powiedziała, że nie muszę przez nią przechodzić (rany, ja nawet nie wpadłam na to, że przecież jestem w ciąży i to jest szkodliwe dla Dziecka!). W przyszłym tygodniu idziemy do Sędziny na rozmowę i czekamy na decyzję, oczywiście pozytywną ;p Trzymajcie kciuki. Musi się udać. Hihihi. Ja już szukam wzorów obrączek. (nigdy nie myślałam, że ślub z obcokrajowcem to taka skomplikowana sprawa oO). Następnie zameldowaliśmy mojego A. i poszliśmy na spacerek :))) Ach. Brakowało mi tego :) Zrobiliśmy spory kawałek, zahaczyliśmy o galerię, a potem spokojna przechadzka nad Wisłą :))) Piękna sprawa. Wstąpiliśmy też do "naszej" knajpki (jak dobrze, że ktoś wprowadził zakaz palenia w lokalach! dzięki Ci człowieku!), A. wypił piwko, ja wypiłam herbatkę i zjadłam gratisową szarlotkę. :))) Tego mi było trzeba. Właśnie takiego pozytywnego dnia. Ja, On i Nasz Synek :) i nikt więcej nie był potrzebny. :)))) Moi Kochani Mężczyźni. Synek kopał sobie w najlepsze, A. napawał się kuksańcami, a mi banan nie schodził z twarzy :))) Dla takich chwil warto żyć.

Mam nowy plan na 2 semestr. Zajęcia fizyczne na nowy semestr - gry i zabawy oraz sporty walki. Jak mi ktoś tylko podskoczy to go "obsikam" mlekiem z cyca :D A więc, strzeżcie się :D

http://kulturystyka.pl/
***
Aktywność fizyczna:
~rowerek stacjo - 21 km v
~dłuuuuugi spacerek v
~pilates v
~wymachy nóg v













hahaha na koniec najlepsze <3
(każde Kenya zamieniamy na Tanzania ;)))
***
ajajaja. ależ mi po głowie chodzą krówki. takie słodziutkie i ciągnące się. mniamiii.

http://swiatslodyczy.blox.pl/
***
Nadrabiam zabawy. :P Dzisiaj bawię się dzięki http://dziecko-w-drodze.blog.onet.pl/
4 seriale/programy, które oglądam: Na Wspólnej, DDTVN, hehe Fakty, wcześniej Majkę (tylko z powodu mojego pięknego Krakowa)
4 rzeczy, które mnie pasjonują: góry, Afryka, mój A. i Synek (ok, może to nie rzeczy, ale pasjonują ;p), jedzenie (mniami - ugaliii)
4 sformułowania/słowa, które często mówię: generalnie, w ogóle, masakra, "Nie od razu Rzym zbudowano"
4 rzeczy, których nauczyłam się w przeszłości: jak masz coś zrobić, to lepiej zrób to sam, "Boże, chroń mnie od przyjaciół moich, z wrogami sama dam sobie radę", pozory mylą, fryzura, która mi się podoba, nigdy nie będzie fajnie wyglądać na moich włosach (więc nie idź do cholery do fryzjera!)
4 miejsca, do których chciałabym pojechać: Tanzania (bez dwóch zdań), Tanzania (oops, to już było?), USA, Wielka Brytania.
4 rzeczy na mojej liście pragnień: bezproblemowo urodzić Synka, poślubić moją Ukochaną Dużą Czekoladkę, poznać moją tanzańską rodzinę, zaliczyć tą przeklętą sesję.

***

wtorek, 18 stycznia 2011

A co jeśli będę miała rozstępy?

Chyba pasuje się odezwać. Co prawda, nie mam za bardzo czasu na regularne wpisy, ani wena nie jest dla mnie łaskawa, a o humorze to może ja lepiej nie będę wspominać. Od kilku dni nie czuję się najlepiej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ostatnimi czasy czuję się bardzo zmęczona, wyssana z energii, brak we mnie życia i radości. Staram się z tym walczyć, w końcu jestem w pięknym stanie, powinnam się napawać tymi ostatnimi chwilami w dwupaku, ale jakoś nie daję rady. Duży wpływ ma na to moja uczelnia, niepewność sesyjna i ogólny stres. Staram się nie przejmować niczym, ale czasami jest to silniejsze ode mnie. Boję się, że zawalę sesję. Jak nigdy nie miałam z nią problemów, tak teraz zaczynają się schody. Jak na złość właśnie teraz, gdy tak bardzo zależy mi na szybkim jej zamknięciu. Co najgorsze, moja koncentracja  i cierpliwość nie jest taka jak przed ciążą, ciężko jest mi się skupić na czymkolwiek, a co dopiero na nauce. Wykładowcy też nie są wyrozumiali, a szkoda. 
Może wyda Wam się to głupie, ale czasami mam wrażenie, że ktoś kieruje moim życiem, rzuca kłody pod moje nogi i sprawdza na ile może sobie pozwolić i na ile jestem silna. Co prawda, teraz moim motorem napędowym jest mój Synek, ale nie wiem na jak długo ta "bateria" wystarczy. Jestem wykończona. 
Odbija się to na moim nastroju i zdrowiu. Ostatnio mam nawet problemy z dojechaniem na uczelnię. Robi mi się słabo i niedobrze. Czuję każdy mięsień, jest mi ciężko i niewygodnie. Teraz coraz bardziej zaczynam rozumieć kobiety, które w 3 trymestrze biorą sobie urlop w pracy i odpoczywają... Niestety ja, jako studentka nie mam takiej możliwości. A szkoda.
Ze spraw czysto uczelnianych - udało mi się zaliczyć tańce towarzyskie (co prawda czułam się jak kiboko tańcząc "namiętną" rumbę, a o tangu nie wspomnę). Tenis też odhaczony. Szkoda, że przedmioty, które najbardziej mi "ciążą" nie idą tak sprawnie. Najprawdopodobniej muszę starać się o wcześniejszy poprawkowy termin z prawa, bo nie wiem czy przypadkiem wtedy, gdy on ma być ja nie będę już na porodówce. Ma-sa-kra. Chce mi się wyć! Czuję się taka bezsilna...
Tak bardzo chciałabym zobaczyć, że zdałam to prawo, ale po dzisiejszym egzaminie jestem pewna, że nie mam na co liczyć. Ech.


I męczą mnie pytania o mój brzuch, o to czy mam rozstępy, czy się czymś smaruję. Bo czy ja kogokolwiek pytam czy ma cellulit albo kreski na brzuchu? Przecież ciąża nie jest pretekstem do zadawania takich pytań. Rozumiem, że kobiety w ciąży/po ciąży interesuje ten temat, to jest ok, ale ludzie totalnie mi obcy, żeby nie napisać nieżyczliwi? A najbardziej irytują mnie wieczne komentarze o wielkość moje brzucha (jak rodzinę rozumiem, tak obcy mnie wkurzają). Jest jaki jest. Ja go kocham i nieważne czy jest mały czy duży. Jest mój, mojego A. i mojego Synka. Jest Nasz. Tylko nasz... Jest taki jak ma być. I basta.

Chyba mam depresję przedwiosenną. :( Na szczęście w brzuszku mam "małego pocieszyciela", który nie daje mi się smucić. Kocham jego kopniaczki i nic, że moje żebra pomalutku nie dają rady. Nigdy nie sądziłam, że takie malutkie stworzenie ma tyle siły ;p Love You Little Chocolate :* Hihihi... jak się urodzisz to chyba zjem Twoje malutkie paluszki :))) Chociaż Tatuś powiedział, że teraz na 100% musi być przy porodzie, żeby bronić Twoich czekoladowych nóżek i stópek, żeby przypadkiem Mamusia Ci ich nie zjadła ;p Ajć.

Swoją drogą zgłodniałam. Aaaa... ja chcę ugaliiiii ;p  Taaak. To jest ten smak :D


http://www.babydon.com/
***
Ja, z niepewnością w głosie: " Kochanie a co jeśli będę miała rozstępy...?" 
Duża Czekoladka: " To będę całował każdy rozstęp z osobna i dziękował Ci, że urodziłaś Naszego Synka. Kocham Cię i Ciebie sobie wybrałem. Nieważne czy z rozstępami czy bez, dla mnie i tak zawsze jesteś najpiękniejsza"

.... i jak tu go nie kochać?

***
Aktywność fizyczna:
rowerek stacjonarny - 21 km v
pilates v
wymachy nóg v

ps. przez tych kilka dni, gdy mnie nie było też ćwiczyłam (żeby nie było ;p)

w ogóle jakoś mi tak lepiej jak się tu wypisałam. :)))

***

sobota, 15 stycznia 2011

z Tobą, przy Tobie, o Tobie... o WAS, o NAS :*

(Nasza Trójeczka :*)

Słońce jest w NAS, życie to MY,
oddychamy marzeniami, urzeczywistniając sny,
doskonała harmonia, pełne zjednoczenie
idealna całość, a reszta nie istnieje... :*
Kochamy Cię Synku bardzo mocno i czekamy tutaj na Ciebie
Jesteś Naszym kochanym, czekoladowym Serduszkiem :)))
***
 

środa, 12 stycznia 2011

Wampir! Pijawka! Komar!

A kto? Moja uczelnia. Wysysa ze mnie resztki sił. Zaliczenia, egzaminy... Pomalutku mam dość. Tak strasznie chciałabym, żeby już był kwiecień. Żebym miała przy sobie Synka, a sesja była tylko mglistym wspomnieniem. Aktualnie powinnam robić prezentację o systemach rezerwacyjnych, ale jak widać, są rzeczy ważne i mniej ważne ;p. Dobrze, że konspekt pracy magisterskiej mam już napisany i wydrukowany, teraz tylko dostarczyć go na uczelnię. 

Jutro wybywam do mojej Dużej Czekoladki, więc z wpisami może być różnie. Potrzebuję odpoczynku w jego ramionach. Chcę zapomnieć o nadchodzących egzaminach, a skupić się na końcówce ciąży. Chcę się delektować każdym kopniaczkiem Synka w towarzystwie mojego A. To jest teraz najważniejsze. Chcę czerpać z tego niezwykłego czasu jak najwięcej.

http://muz.splatter.pl/

Nie mogę nie wspomnieć o bardzo krępującej dla mnie sytuacji, jaka miała miejsce w dniu dzisiejszym. Mianowicie wsiadłam sobie do tramwaju, przesunęłam się delikatnie w głąb, a moim oczom ukazało się wolne miejsce. Co prawda, nie chciałam usiąść bo chciałam rozprostować sobie kości po ponad godzinnej jeździe w busie, ale nie ukrywam, że mój wzrok przykuło to wolne siedzenie. Starsza pani musiała to zauważyć i powiedziała do mnie: "Proszę, proszę, niech pani sobie usiądzie". Ja burak na twarzy, no bo jak to? Kobieta w wieku mojej Babci ustępuje mi miejsca? Od razu odpowiedziałam, że dziękuję, niech sobie ona usiądzie. Myślałam, że to koniec mojego skrępowania, ale nie! Jeszcze starsza pani obok, wstała ze swojego miejsca, tym samym ustępując go mnie! No tego było za wiele ;p Przecież to tylko 5 przystanków ;p Nie skorzystałam z miejsca bo nie chciałam dłużej gnieść Synka, ale nie powiem - chyba to prawda, że dobre uczynki wracają do nas ze zdwojoną siłą ;p Sama zawsze ustępowałam miejsca, nie tylko starszym, a teraz oni nieświadomie odwdzięczają mi się za to :)))))


Na uczelni ustawiają się kolejki po kopniaczka od Synka hahaha. To jest przezabawne, jak faceci z grupy podchodzą do mnie z pytaniem: "J. powiesz mi jak będzie kopał? A będę mógł dotknąć?" hehehe. Jaja jak berety ;p Ciekawe co na to Duża Czekoladka :D Na razie kopniaczka miała okazję poczuć Brzo (nie liczę najbliższej rodzinki) i chyba wystarczy :))) W końcu Bobek to nie zabawka ;p
I tak nic nie pobije mojego kolegi, który po moim wczorajszym opisie na fb, był przekonany, że już urodziłam. Przerażony napisał do mnie: "Ejjj, nie mów, że już urodziłaś?! Ja chciałem Ci życzyć udanego porodu...". Uspokoiłam go, że jeszcze ma min. miesiąc czasu na życzenia ;p,a tymczasem Bobuś siedzi sobie spokojnie w brzuszku. Skomentował to tak: "To dobrze, bo jakby ważył tylko 1870 to przecież malutko, ja ważyłem 4500 przy porodzie... Ulżyło mi" Brehehe. Ludzie bardziej przeżywają mój stan ode mnie ;p Koleżanki boją się mojego porodu, jakby to one miały "wypchnąć" tego Szkraba ;p Ale nie powiem, miłe to jest :)))


Z równie pozytywnych informacji, mama rozmawiała ze znajomą położną ze szpitala, w którym zamierzam rodzić. Wszyściutko mi powie odnośnie porodu, co mam zabrać, jak się przygotować, a nawet może mi towarzyszyć przy porodzie, jeśli tylko chcę. Kamień z serca :)))) W końcu co znajoma położna, to znajoma położna ;p Szczerze? Coraz mniej boję się porodu. Znowu mam etap - DAM RADĘ :) Nie mogę się doczekać widoku mojego Synka :))))

Ok kończę, zacznę pisać tą prezentację, może jutro dokończę ją u mojego A., mam czas do piątku. 
Pozdrawiam serdecznie z jak zawsze aktywną Czekoladką ;p Z góry przepraszam za chaotyczny wpis, jakoś dzisiaj nie mam weny do pisania. (ojjj, źle to wróży pisaniu prezentacji oO.)

***
Aktywność fizyczna:
~26 km (62 minuty) - rowerek stacjonarny v


***

wtorek, 11 stycznia 2011

♥ Bo teraz serca mam dwa...♥

Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz, ale wczoraj nie miałam za bardzo siły i czasu, Mój Ukochany został z nami więc chcieliśmy się napawać tymi cennymi chwilami spędzonymi we trójkę. Jak się domyślacie nie jestem też na bieżąco z Waszymi wpisami na blogach, ani z komentarzami, ale postaram się to jak najszybciej nadrobić (chociaż jest tego sporo ;p, za co nie omieszkam podziękować :*).
Ok, ok... przechodzę do najważniejszej kwestii, czyli relacji z Naszej pierwszej wspólnej wizyty u lekarza. 

Od rana byłam nieźle zestresowana tą całą wizytą, zresztą zawsze przed "spotkaniem" z Synkiem mam nie lada stres i obawy o jego zdrowie. Starałam się zająć bądź czym, żeby nie myśleć o tym ile jeszcze czasu dzieli mnie od tych stresujących, aczkolwiek pięknych chwil. Pojeździłam na rowerku, zrobiłam pilates, potem wymachy nóg, wykąpałam się (+wszystkie sprawy czysto higieniczne ;p), nawet próbowałam skupić się na nauce, ale z marnym skutkiem. Pojechałam na uczelnię, szybko napisałam kolokwium (ech...), wróciłam do galerii (tutaj małe zakupki w Rossmanie) i czekałam na Dużą Czekoladkę. Przyjechaliśmy do mnie do domku, A. wszamał co nieco, ja wzięłam kąpiel, zjadłam malutkiego banana (hehehe, w ten oto chytry sposób chciałam przechytrzyć wagę u pana doktora, właściwie nic nie chciałam jeść, ale kiszki tak mi grały marsza, że zjadłam tego banana ;p). Braciszek "podrzucił" Nas do centrum, ustawiliśmy się w kolejce do gabinetu (przed nami były 3 osoby). Podczas tych oczekiwań mój żołądek odgrywał symfonię rodem z Beethovena, ale twardo nie chciałam nic zjeść ;p W końcu przyszła nasza kolej - weszłam sama, co by "uprzedzić" doktora, że przyszłam z Dużą Czekoladką. Lekarz wyglądał na bardziej zainteresowanego rychłym spotkaniem z moim Ukochanym niż moimi wynikami badań ;p, które nota bene nie okazały się tak złe jak myślałam. Doktor powiedział, że takie wyniki są w normie przy ciąży i, że mam się niczym nie stresować. Przepisał mi żelazo i witaminy dla kobiet w ciąży, a potem wskazał na to okropne coś na podłodze. W pośpiechu zdjęłam buty, wskoczyłam na tą okropną wagę, nieśmiało spojrzałam na wskazówkę a tu.... o dziwo dobry wynik. Przytyłam niecałe 2kg w ciągu tych 5 tygodni (a dzisiaj rano waga wskazywała nawet jeszcze mniej :)). Po tym miłym zaskoczeniu przyszedł czas na zawołanie mojej Czekoladki. Położyłam się na łóżeczku, a doktor standardowo "pomaział" mi brzuszek tym preparatem do usg (nigdy nie wiem jak to się nazywa hehe ;p). Oględziny Naszego Synka zaczęły się od główki (moja reakcja - Matko Boska, jaka duża głowa!!!!), potem naszym oczom ukazały się powieki, źrenice, cudnie otwarte oczka, dziurki od nosa, wargi, żebra, rączki, nóżki, potem posłuchaliśmy bicia serca Naszej Czekoladki (tudum tudum tudum tudum ). W skrócie - Synek jest zdrowiutki jak rybka, waży 1870 g, wg lekarza jest bardzo rozwinięty jak na ten tydzień, a więc może się okazać, że urodzę wcześniej, ilość wód płodowych idealna, łożysko bdb, a Synek patrzy na świat do góry nogami ;p 
Najpiękniejszy moment to oglądanie Naszego Małego Bezwstydnika ;p Jak to mój A. skomentował: "Widziałem jajko!" a nawet dwa, a pomiędzy nimi wiadomo co hehehe ;p Także Nasz Synek jest 100% facetem i żadne niespodzianki nie wchodzą w grę ;p
W trakcie badania zrobiło mi się słabo, więc na chwilkę musiałam przerzucić moje "ciałko" na bok, na szczęście nie przeszkadzało to w dalszym oglądaniu Synka. Mała Najpiękniejsza Czekoladka mniej więcej ułożona jest tak w swoim mieszkanku (tak, tak wiem, Picasso to ze mnie nie jest ;p):

Teraz stało się wszystko jasne, dlaczego tak upodobał sobie moje prawe żebro ;p Po prostu to jest sąsiad jego malutkich stópek ;p Synek ułożony jest po lewej stronie, nóżki i rączki ma po prawej  (stąd te mocne kuksańce po tej stronie), a główkę ma na dole :)))))))
A. od momentu zapoznania się z dokładnym położeniem poszczególnych części ciała całuje każde miejsce mówiąc: "Teraz dupka, a teraz główka, a teraz plecki, rączki i nóżki...". Jest niesamowity. Moje Kochane Mpenzi! :)))) Po badaniu, zaczęły się rozmowy o Tanzanii, o owocach w Tanzanii i o... tadam WSPÓLNYM PORODZIE! Ku mojemu zaskoczeniu na pytanie lekarza odnośnie towarzyszenia A. przy narodzinach, odpowiedział, że chce być. Ja oczy jak 5 zł... udaję, że jego odp. w ogóle mnie nie zaskoczyła, ale w duszy sobie myślę: No to mamy do pogadania ;p Doktor zadowolony, że będzie miał takiego towarzysza na porodówce, z rozpędu życzył nam "udanego porodu". Hola, hola... chyba troszkę się zagalopowaliście drodzy Panowie! Ja jeszcze nie rodzę. I'm not ready ;p!
Po wyjściu, ja oczywiście kułam żelazo póki gorące i kontynuowałam wątek porodu rodzinnego i wiecie co?
A. zadecydował, że chce mi towarzyszyć. A więc najprawdopodobniej pępowina mojej Małej Czekoladki zostanie przecięta przez Dużą Czekoladkę!

A teraz pokrótce odpowiedzi mojego lekarza na moje pytania:
~wysypka - "proszę się tym nie przejmować, jeżeli pojawiła się tylko raz wieczorem i zniknęła po obudzeniu to proszę się nie stresować"
~aspargin - "nie musi go pani cały czas brać, tylko jak zajdzie taka potrzeba, na razie może pani odstawić tabletki"
~zbyt aktywny Bobek - "dobrze, że mówi pani, że jest aktywny. problem pojawia się wtedy, gdy przestaje pani czuć Synka na bardzo długo. w pani Synka przypadku wszystko jest w normie, taki ma temperament ;p"
~waga Bobka  - "właśnie to wyliczamy - ooo, jaki Duży Chłopak - 1870g"

To chyba tyle. Oczywiście odpowiedzi są pisane z pamięci, więc mogą się różnić od podanych przez lekarza. Wiadomo, fachowiec używa fachowych sformułowań ;pa ja je sobie tłumaczę "na polski" ;p

Nie powiem, kamień spadł mi z serca, że u Mojego Małego-Wielkiego Szczęścia wszystko ok :))))
Od razu humor jest 100000 razy lepszy, a sumienie spokojniejsze.

Brawa dla tych którzy dotrwali do końca :)))) 

***
Wczorajsza aktywność fizyczna:
~rowerek stacjonarny - 20 km v
~pilates v
~wymachy nóg v

Dzisiejsza aktywność fiz:
~rowerek stacjonarny - 25 km (1h) v
~pilates v
~wymachy nóg v


***
Moja Ukochana Monia urodziła prześliczną egipską Księżniczkę! Gratulacje! Już wiem z kim będę swatać mojego Synka hehehe :) Zdrówka dla Was!!!! Nie mogę się doczekać Naszego wspólnego wypadu z wózeczkami :))))))))))))

***
Żeby nie było, że się zgłosiłam do konkursu, a nawet nie wspomnę o tym we wpisie. Nie liczę na nic, więc nawet nie namawiam. Buźka :*


Ten blog bierze udział w konkursie Blog Roku 2010 w kategorii Ja i moje życie
Jeśli chcesz oddać na niego głos, wyślij SMS o treści A00112 na numer 7122. Koszt SMS, to 1,23 zł brutto.


***

niedziela, 9 stycznia 2011

Poród - razem czy osobno?

Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam. Przed zajściem w ciążę, a także w pierwszych miesiącach byłam przekonana, że poród rodzinny nie wchodzi w grę, ale ostatnio zaczęłam się wahać, czy czasem nie odbieram Mojemu Ukochanemu czegoś wyjątkowego, czegoś magicznego. Coraz częściej myślę: czy na pewno podjęłam dobrą decyzję? Nawet rozmawiałam o tym z kilkoma kobietami, które poród mają za sobą. Jedna stwierdziła, że obecność Męża dała jej poczucie bezpieczeństwa, bo ktoś patrzył na ręce lekarzom i położnym. Druga stwierdziła, że jest to taki proces, który jest nieprzyjemny dla oczu mężczyzny i w życiu, by nie pozwoliła, żeby to wszystko obserwował z boku. Trzecia i czwarta również były przeciw porodowi rodzinnemu. Czyli badania reprezentatywne na 4 osobowej próbie badawczej wskazywały na porzucenie myśli o  wspólnym rodzeniu (hehe wybaczcie, mózg mi się zlasował od nauki).  Niedługo myśląc postanowiłam porozmawiać na ten temat z samym zainteresowanym, czyli moim A. Jak się mogłam spodziewać, jego odpowiedź brzmiała: "Kochanie to jest tylko i wyłącznie Twoja decyzja. Jakakolwiek by ona nie była, ja się do niej dostosuje". Ale czy ja mam prawo decydować za niego? Nie sądzę. Dlatego nie pozostawiłam tego tematu samej sobie bez poznania jego opinii. Po naciskach na rozmowę,  rozpatrując wszelkie za i przeciw, doszliśmy do wniosku, że urodzę sama. Osobiście uważam, że jest to takie doświadczenie, które powinno się "zaoszczędzić" Ukochanej osobie. Nie chciałabym, żeby patrzył na mnie jak się męczę, jak krzyczę, jak mnie coś boli, a on nie mógłby tak naprawdę nic zrobić. Bo niby jak ma mi pomóc? Wydaje mi się, że jego obecność mogłaby mnie rozpraszać i nie skupiałabym się na najważniejszym - czyli na parciu i jak najszybszym i bezpiecznym urodzeniu Naszego Synka. Poza tym od zawsze uważałam, że nie jest to za piękny widok dla mężczyzny. Dlatego postanowiłam mu tego zaoszczędzić. Wiem, że będzie mnie wspierał, będzie ze mną, może nie fizycznie, ale mentalnie a to dla mnie już dużo. Tak, więc - na dzień dzisiejszy rodzę sama, a jak będzie to wyjdzie w praniu. Co ważne, jest to nasza wspólna decyzja, jeśli Duża Czekoladka zaproponowałaby inną opcję to 100% bym ją rozważyła. Nie jestem z tych osób, które uważają, że brak mężczyzny przy porodzie oznacza słabą więź lub brak miłości między partnerami. Grunt to wspólne wsparcie i podejmowanie wspólnych decyzji :))))) Kocham Cię A. :*** 
A już jutro nasza pierwsza wspólna wizyta u Ginekologa (co ciekawe, A. sam wyszedł z propozycją pójścia tam we dwójkę, może tak samo będzie z porodem ;p?) :D:D:D:D Mam troszkę pytań do niego, a pewnie znowu zapomnę o co miałam zapytać. ;p Lepiej sobie to wszystko spiszę na kartce, tak jak na wizycie, na której głównym punktem było powiedzenie, że moje dziecko będzie "Czekoladowe" :))) Hehe, do tej pory mam banana na twarzy jak sobie to przypomnę: "Panie Doktorze... no bo moje Dziecko będzie troszkę ciemniejsze, hmmm... wręcz czarnoskóre :p" hehe a mój lekarz na to: "Ja nie jestem rasistą i z tego co widzę to Pani też nie". Ach. Czasami jest śmiesznie na tych wizytach ;p

http://www.poradnikzdrowie.pl/
***
Ojjj... Taki duży brzuch to musi boleć - to jest stałe powiedzenie w mojej rodzince, gdy kogoś coś boli ;p W tym przypadku bolał brzuch, więc wstawiłam tam to sformułowanie, ale powiedzenie przybiera różne formy w zależności od bolącego miejsca. Takie "złośliwości rodzinne" :P W skrócie - całą noc mam w plecy, ból żołądka dał mi w kość, mięta nie pomagała, ani gorzka herbata :( Bobuś też nie był zbytnio pomocny, rytuał kopania po żebrze musiał być odprawiony, to nic, że Matka umierała. W pewnym momencie czułam nawet takie uderzenie jakby Bob zrobił w środku salto ;p Na szczęście teraz czuję się lepiej, chociaż dalej boję się zjeść niektórych potraw. Z tego wszystkiego zamiast się uczyć to odpływałam nad kserówkami... Nie czuję się w ogóle na siłach pisać jutro tego kolokwium, no ale jak mus to mus. Na znak mojego wyczerpania mogę podać fakt, że zamiast spokojnie pływającego Bobka z boku w tym "akwarium" widziałam boksującego Synka ;p Głupie uczucie ;p. Hehe, ale lewy sierpowy to miał niezły :D

***
Aktywność fizyczna:
~22 km (55 min) - rowerek stacjonarny v
~pilates dla kwc (urozmaicone o ćwiczonka rozciągające) v
~wymachy nóg v

***
Aaaaa! Muszę być na coś uczulona! Cały brzuszek mam w krostkach :( Martwię się o Synka :( Dobrze, że jutro wizyta!

***