niedziela, 27 listopada 2011

Czary mary hokus pokus...

Dawno, dawno temu, w pozornie bezpiecznym miejscu, gdzie niedziwne są piekarniki elektryczne czy też kuchenki gazowe, Duży Czekoladowy Człowiek wraz z Małym Czekoladowym Stworkiem i jego Mamą odprawiali czary. Składniki były iście tajemnicze:  świeca, rondel, woda, a także metalowy duży klucz. 



Gdy woskowa mikstura była już gotowa, Mały Czekoladowy Karmelek, z racji swojej niepełnoletności (i dla bezpieczeństwa) pozostał pod opieką również wtajemniczonej, ale nieobecnej przy czarach Babci. Duża Czekoladka wraz z żoną napełnili miskę zimną wodą, Mąż wziął w swoje dłonie rondelek z przezroczystym woskiem i począł przelewać przez dziurkę od klucza. 


Precyzja z jaką to robił zawstydziłaby niejednego klucznika. Po paru minutach, gdy zimna woda oblała gorący wosk, oczom obojgu czarodziejom ukazała się dziwna, bliżej nieokreślona postać.


Zawoławszy Czekoladową Babcię i Małą Czekoladkę, w czwórkę udali się do sekretnego miejsca. Zgasili wszystkie światła z wyjątkiem jednej małej "latarni". Poczęli świecić "elektryczną włócznią" na woskowego stwora, wytężając swe zmęczone oczy w poszukiwaniu tajemnego przesłania. Jednym (tym bardziej zmęczonym hahaha) jawiła się ciężarna kobieta (!!!)...


a innym zaś drapieżna ryba....


Po dalszych, dogłębniejszych próbach odgadnięcia czarodziejskiego przesłania, ich oczom ukazała się postać wielkiego, groźnego hipopotama... 


A Wy, drodzy "śmiertelnicy", jak myślicie, które z tych przesłań jest prawdziwe :D? Osobiście wolałabym, żeby okazało się, że to ten hipopotam, i  był on zapowiedzią naszej wspólnej wycieczki do słonecznej Tanzanii :))))) Hehe, bo jakby to powiedzieć - na chwilę obecną ciążom mówimy stanowcze NIE :)

A tak już całkiem na serio. Wiecie, że to były pierwsze andrzejkowe wróży mojego Męża :) Czuję się zaszczycona, że jako pierwsza miałam okazję pokazać mu, tą naszą, troszkę dziwną tradycję. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała wyciągnąć informacji o podobnych zabawach w Tanzanii. Niestety tym razem okazało się, że poza mganga wa kienyeji nikt tam nie bawi się magią :)))))) No, ale jak nie teraz to innym razem, co nie :D? W końcu znajdzie się coś ciekawego do opisania :)))

***
A jeśli ten woskowy stwór jest zapowiedzią dnia jutrzejszego, to na bank jest to kiboko. Proszę Was, trzymajcie za mnie jutro kciuki...


***
mały czekoladowy słowniczek:
kiboko -hipopotam
mganga wa kienyeji(czyt. mganga ła kienjedżi) - szaman

***

8 komentarzy:

  1. Nie bój żaby ;) ja tam widzę hipopotama :) Mi wyszedł diabeł, każdy to potwierdził- nie wiem czy mam się bać :| Rozmawiałam z S. i on nie wiedział co to są Andrzejki, mimo że w PL jest od ok 5 lat. Z G. jeszcze o tym nie rozmawiałam, ale podejrzewam, że też nie wie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja całkiem zapomniałam o wróżbach :( To musiała być dla Was świetne przeżycie. Zawsze przy tego typu zabawach jest sporo śmiechu. A mi wasz wosk przypomina rakietę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeny Ja nie pamietam kiedy wosk lalam...pewnie gdzies w podstawowce:)


    Swietna zabawe sobie zorganizowaliscie-naprawde:)

    A list do Sw. Mikolaja pierwsza klasa, mysle,ze Mikolaj po jego przeczytaniu i tym cudnym podpisie spelni wszelkie marzenia -na pewno!
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  4. My w tym roku jakoś zapomnieliśmy zupełnie o laniu wosku, ale w tamtym roku był i wosk i układanie butów, moje dziewczyny były wtedy w siódmym niebie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie to tez przypomina wieloryba i tryskajaca wode z plecow.. hehe ale sama nie wiem;p;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ha ha ha mnie sie od razu (zanim zostalo napisane) wydawalo ze to jest ciezarna kobieta ...

    OdpowiedzUsuń
  7. no to pewnie przesłanie bo hipopotam i kobieta ciężarna może w brzydki sposób ale też się łączą no i ta ryba też jakby w ciąży :P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)