wtorek, 4 października 2011

Mama wraca do "pracy".

Pamiętam jak jeszcze niedawno czytałam blogi mam pracujących, których urlop macierzyński chylił się ku końcowi i wizja powrotu do pracy spędzała im sen z oczu. Teraz sama staję przed podobnym "problemem", gdyż i mój "urlop macierzyński" się skończył i nastał czas, by na nowo powrócić do swoich obowiązków - w moim przypadku jest to uczelnia. Co prawda, powinnam tam już być od poniedziałku, ale tak jak wspominałam w ostatnim wpisie miałam w tym dniu umówioną wizytę lekarską z Bartulkiem, a w dniu dzisiejszym zwyczajnie nie było zajęć z okazji uroczystej inauguracji. (:D) Niestety jutro już nic nie uchroni mnie przed wejściem w uczelnianą bramę i stanięciem twarzą w twarz z dawnymi obowiązkami. Chyba nikogo nie będzie dziwić moja ogólna niechęć do pojawienia się tam w dniu jutrzejszym. Chociaż tak naprawdę nie powinnam narzekać bo jutro mam tylko jedne ćwiczenia i jeden wykład, ale dla mnie to i tak za dużo. Tym bardziej, że nie pamiętam kiedy spędziłam tyle czasu bez Bartka. Pocieszający jest fakt, że jutro Simba też pobawi się w studenta i razem z Czekoladową Babcią przyjadą ze mną na teren uczelni i, o ile pogoda pozwoli, pospacerują sobie po okolicznym parku, tak, żebym w każdej chwili mogła udostępnić prywatną mleczarnię dla Króla. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie innej opcji, ale niestety muszę się pomalutku oswajać z tym, że w przyszłym tygodniu Bartek zostanie w domu, razem z Tatą i Babcią, a ja w tym czasie będę kwitnąć w "szkolnej ławie" od 9 do 16stej. Wszystko byłoby pięknie i ładnie, ale do tego czasu należy jeszcze dodać dojazd w tą i z powrotem, czyli summa summarum będę bez mojego Czekoladowego Orzeszka prawie 10godzin. Rany, rany... Nie wiem jak ja to wytrzymam. W głowie mam nawet wizję nie jeżdżenia na wszystkie zajęcia, ale jak to będzie to wyjdzie w praniu. Planuję iść do niektórych wykładowców porozmawiać jak człowiek z człowiekiem i może przymkną troszkę oko na moje nieobecności, ale wolę nic nie planować, bo z tego zazwyczaj nic dobrego nie wychodzi. Zastanawiam się jednak jak to wszystko rozegrać, jak zaplanować z Mamą karmienie itp., gdyż Bartuś jest wręcz uzależniony od pana Cyca (zresztą ja tak samo), owszem kaszkę/zupkę/obiadek/deserek zje, ale zawsze musi później poprawić cycem i nie wiem jak zareaguje na jego brak. Nie chcę porzucać karmienia naturalnego, jeszcze nie teraz, chciałabym karmić Synka min. do 9 miesiąca :(, a ściągać mleka też nie chcę, bo mam z tym związane złe wspomnienia (niestety tym mleczkiem zakrztusił się Synek pod moją nieobecność i zwyczajnie boję się ponownego podawania mleka butelką). Druga sprawa, tak jak wspominałam, Bobek nie był nigdy beze mnie dłużej niż hmmm... 2 godziny? Nie wiem jakiej reakcji z jego strony mam oczekiwać, czy nie będzie płakał, czy nie będzie histerii? Boże. Tak strasznie się tego wszystkiego obawiam...  Jestem przekonana, że na zajęciach będę myśleć tylko o Bartku, bo o skupieniu się na czymś innym nie ma mowy. Przyznaję, olbrzymim udogodnieniem jest pomoc mojej ukochanej Mamy, która poświęciła swój czas i zaproponowała roczną opiekę nad wnuczkiem, żebym ja w tym czasie mogła na spokojnie skupić się na zakończeniu studiów. I powiedzcie mi, jak ja mam nie wychwalać mojej Mamy? Toż to jest matka-wzór. Ech... Trzymajcie kciuki, żeby udało nam się to wszystko jakoś pogodzić, bo jak widać kombinować musimy nieźle, ale gra jest warta świeczki. Chcę jak najszybciej zakończyć te studia, obronić pracę mgr i skupić się na Bartusiu. A tymczasem... uczelnio bądź łaskawa.


 ***

16 komentarzy:

  1. Uda się, uda. Trzymam za Was kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki bardzo mocno, aż palce białe :) To wspaniale, że babcia może zająć się Bartusiem :) Ale nie zazdroszczę tego codziennego pomykania na uczelnie i jak dobrze rozumiem w trybie dziennym! Całe szczęście, że ja mam to już za sobą... ufff :) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dasz radę. Oboje dacie :)

    Moi wykładowcy często przymykali oko na nieobecności, a przecież mój synek miał już dwa lata kiedy zaczynałam studia. Jestem pewna, że i Twoi okażą się ludźmi o wielkim sercu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ehhh mam podobny dylemat... Co prawda studia mam zaoczne ale daleko od domu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzymam kciuki i proszę trzymaj też za mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dacie radę.
    Jeżeli przeżyłaś ostatni rok to ten też Ci się uda Jesteś silną babką a miłość do Bartka doda Ci skrzydeł.

    Nie mniej jednak trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  7. można pomyśleć o indywidualnym nauczaniu, wtedy nie obowiązywałyby cię obecności na zajęciach

    OdpowiedzUsuń
  8. OLAndia - faktycznie to są studia dzienne, ale myślę, że i zaoczne sprawiałyby mi podobny problem.

    Matra- trzymam kciuki :)

    Cathu - mam przyznany indywidualny tok studiów, ale niestety obowiązuje mnie 50% obecności... więc tak czy siak muszę się pojawić kilka razy na uczelni :(

    Dziękuję Wam za słowa wsparcia i kciuki :-) Jesteście niezastąpione :)

    OdpowiedzUsuń
  9. tzymam kciuki i wierze ze bedzie dobrze ,a wykladowcy poprzymykaja jak najwiecej oczek :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymam kciuki, choć jestem pewna,że wszystko się ułoży:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dacie radę, Bartek już duże chłopię jest. Ja na uczelnię wróciłam jak Lucyferek miał 3 tygodnie.
    Tak praktycznie to twoje mleko mogą podawać z kubeczka lub łyżeczką, bardzo polecam doidy bo kształt zapewnia wolniejszy przepływ i łatwiej kontrolować. http://lucyferkiem.blogspot.com/2011/04/jak-obiecywaam-na-spotkaniu.html
    Poza tym często, jak mamy nie ma w pobliżu, dziecko przestawia się na większe ilości normalnego jedzenia i/albo nadrabia w nocy.
    Karmiłam piersią do 13 miesiąca i przestałam bo młody z trybu ssanie przełączył się na tryb gryzienie. Także można studiować, ba wyjeżdżać na parę dni i karmić piersią.
    Powodzenia w nowym roku akademickim.

    Wykładowcy raczej idą na rękę ale IMO warto na zajęcia chodzić.

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety wszystko co dobre szybko sie kończy.. Napewno sobie poradzisz, trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. naprawde mamy to tylko pozazdrościć:)
    ja byłam zmuszona radzić sobie sama, ale były kolażanki z akademika i jakoś poszło:)
    powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Poradzisz sobie. Ja wróciłam na uczelnię, kiedy moja najstarsza miała 14 dni. Na wykłady chodziłam z poduszką:-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)