środa, 21 września 2011

Mmm... BoboVita :-)

Tak jak zapowiadałam, w dzisiejszym wpisie zdaję recenzję z testowania nowych smaków BoboVity. Nie będę Was zanudzać opowieściami o moim bananie na twarzy po ujrzeniu kuriera z paczuszką i po rozpakowaniu pudełka i zobaczeniu tego:


Za to powiem Wam, że nie sądziłam, że to całe testowanie będzie dla nas takim skomplikowanym procesem. Ale do rzeczy. Próbowanie nowych deserków BoboVity przedłużyło nam się w czasie z powodu wstrętnego choróbska, które zaatakowało Czekoladkę. Na wizycie lekarskiej zostaliśmy poinformowani przez naszego pediatrę, że dobrze by było zaczekać z wprowadzeniem nowych smaków do diety Bartulka (wiadomo, musieliśmy mieć pewność, że jakakolwiek reakcja organizmu Czekoladki jest spowodowana np. antybiotykiem czy innym lekarstwem, a nie nowym produktem). Kolejna sprawa - powszechnie wiadomo, że podczas choroby i zatkanego noska człowiek traci smak i nic mu nie "podchodzi", dlatego woleliśmy poczekać na dobry humorek Bartulka i obiektywne reakcje Czekoladki na nowe smaki. No i tym sposobem nasze testowanie przesunęło się znacznie w czasie. Na szczęście najgorsze przypadłości zdrowotne są już przeszłością, dlatego czym prędzej wzięliśmy się za testowanie nowych słoiczków z BoboVity i teraz po zakończeniu chcemy podzielić się naszymi spostrzeżeniami. A oto krótka relacja z naszych owocowych poczynań:


Na pierwszy rzut wzięliśmy słoiczek z jabłkiem, winogronem i malinami po 4 miesiącu życia dziecka. Od razu zaznaczam - każde testowanie zaczynałam od swojej osoby (a co :D), nie ukrywam, że z przyjemnością sama bym wszamała cały taki owocowy smakołyk, w końcu więcej niż 4 miesięce to ja mam :))) Na szczęście w porę się opamiętałam i po skosztowaniu łyżeczki (i ocenieniu smaku na plus), resztę zostawiłam dla Małej Czekoladki. Konsystencja deserku jak widać na załączonym zdjęciu jest idealna. Nie za rzadka, nie za gęsta. Wizualnie wygląda jak taki dżemik (dla mnie smaczny, gdyż nie przepadam za przesłodzonymi deserami ;)). Jako, że zawsze dzielimy słoiczki na dwa (nie zawsze Bartek ma ochotę zjeść całość i tak jest po prostu bezpieczniej) to testowaliśmy jabłuszko-winogrono-maliny dwa razy :). Pierwsze (a także drugie) podejście wyglądało mniej więcej tak - szeroko otwarta buzia -> krzyk zachwytu -> gryzienie silikonowej łyżeczki BoboVity -> szybkie połykanie -> płacz po skończonej porcji deserku. Myślę, że można z tego schematu wyczytać jedno - jabłko z winogronami i malinami zyskało fana w postaci Bartłomieja Simiyu. Naprawdę. Sama obawiałam się tej kombinacji smakowej, ale o dziwo, bardzo zasmakowała ona Czekoladce. Po skończonym posiłku Bartek zalał się słonymi łzami, a na twarzy miał wymalowane rozczarowanie, że to już koniec szamanka. Smak może troszkę przesiąknięty malinami, ale Bartkowi w ogóle to nie przeszkadzało. Ogólnie test wypadł na plus :)


Drugi deserek - banany z winogronami i morelami. Schemat próbowania był ten sam, czyli najpierw Mama, potem dopiero Czekoladka. Ten owocowy słoiczek w smaku jest bardzo łagodny, według mnie smaczny za sprawą moich ukochanych bananów i winogron. Szczerze napiszę, że bałam się moreli zawartej w tej mieszance, bo wcześniejszy kontakt Bartulka z owocami "dużopestkowymi" był nieciekawy (ból brzuszka), ale tym razem nic takiego nie wystąpiło. Ja z bananem (:D) na ustach obserwowałam minkę Czekoladki podczas jedzenia, najpierw zaskoczenie, a potem wyścigi, kto szybciej zje owoce. Również i tym razem deserek zniknął w kilka minut z BoboVitowej miseczki :) Niah niah :)


Jako trzeci przetestowany został nowy smak BoboVity - jabłka z czarną porzeczką. Po spróbowaniu byłam pewna, że nie przypadnie do gustu Bartkowi. Dlaczego? Czarna porzeczka nadała kwaskowaty smak deserkowi, a z doświadczeń z podawania kwaśnej witaminy C w trakcie leczenia, stwierdziłam, że ten smak nie jest ulubionym Czekoladki. A tu proszę. Synek zrobił mi niezłą niespodziankę. Z zapałem szamał smakołyk nałożony na łyżeczkę, baaa, nawet nie miał czasu testować, on połykał łyżeczkę za łyżeczką. Taki oto kwaśny psikus zrobił mi Simba. Konsystencja deserku zbliżona do pierwszego testowanego produktu.


Na ostatni rzut zostawiliśmy banany z winogronami i czarną porzeczką. Ta kombinacja wydała mi się troszkę dziwna, no bo jak to tak z lekka mdły banan połączyć z kwaśną porzeczką? W pierwszej chwili mina Bartka wskazywała na poparcie mojej wątpliwości, ale po chwili buzia przybrała kształt wielkiego O, co znaczyło ni mniej, ni więcej jak - dawaj więcej Mamooo :). Smak lekko kwaśny, ale uważam to za plus. Patrząc na fotkę poniżej możecie zaobserwować super hiper elastyczną łyżeczkę, którą również dostaliśmy od BoboVity. Powiem Wam, że jest to strzał w dziesiątkę. Końcówka jest giętka, dzięki czemu dziąsełka dziecka nie są narażone na podrażnienia, a natomiast plastikowa część jest twarda, co umożliwia sprawne manewrowanie nią. Muszę Wam powiedzieć, że ulubioną zabawą Bartulka było przygryzanie jej podczas jedzenia :)))


I to było na tyle naszego testowania. Co prawda, w zestawie dostaliśmy pięć słoiczków z nowymi smakami, ale tak jak wspominałam we wpisie konkursowym piątym słoiczkiem był deserek przeznaczony dla dzieciaczków po 9 miesiącu życia. Uważam, że oznaczenia na deserkach nie są bez powodu, dlatego nie chciałam ryzykować skutkami ubocznymi, tym bardziej, że Simba jest dosyć wyczulony na nowe smaki, co często objawia się bezsennymi nocami i boleściami brzuszka. Nie omieszkam jednak wypróbować bananów z mango i ananasem jak poczuję, że Bartulek jest na to gotowy :)
Jak widzicie, BoboVita ma w swoim asortymencie różne warianty smakowe, co bardzo mi przypasowało. Gwarantuję Wam, że każda mama znajdzie dla siebie (hehe dla dziecka) coś, co wywoła uśmiech na twarzy potomka :).

A skoro już piszę o BoboVicie, to zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do konkursu, w którym można wygrać wszystko widoczne na fotkach (ok, nie wszystko - Czekoladkę z wyposażeniem i podgrzewacz zachowam dla siebie ;)).


Polecam również fanpage BoboVity na facebooku KLIK :)
oraz stronę internetową, gdzie możecie poczytać więcej o nowych smakach BoboVity KLIK

***

6 komentarzy:

  1. Ja to nigdy nie mogłam przekonać Mateusza do deserków owocowych... Tolerował tylko marchewkę (pod każdą postacią)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak mozna zostać wybranym do takiego testowania? Już kolejna osoba widzę dostaje do testowania produkty różnych firm :) ja też chcę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A dlaczego Czekoladowego Szczęścia nie pokazujesz w całej krasie?:D

    OdpowiedzUsuń
  4. okruszek - do testowania zostało wybranych kilka blogów, informowano nas o tym przez maila. nie wiem jak wygląda sprawa z innym próbowaniem produktów.

    ZEZULLA - kiedyś pisałam o tym, że nie chcę, żeby fotki mojego Synka były obecne w szeroko rozumianym świecie internetowym. Sam zadecyduje o tym, czy chce istnieć w tym świecie, oczywiście za kilka lat ;) Po prostu wychodzę z założenia, że psycholi na świecie nie brakuje. Dotyczy to świata internetowego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam, że Kubusiowi też smakowały deserki, też zawsze sama próbowałam i rzeczywiście nie ma co dziwić się Twojemu synkowi - są pycha!

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne takie testowanie, zawsze to jakaś podpowiedź dla innych mam. A Czekoladka słodziutka. I rozumiem Twoje obawy z publikacją zdjęć, choć sama pewnie się nie powstrzymam ;)))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)