poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Światowy dzień karmienia piersią.

Ja do swojego Męża: "Kochanie, wiesz, że dzisiaj jest światowy dzień karmienia piersią?"
Mój Mąż do mnie: "To znaczy, że dzisiaj będziesz karmić cały dzień, non stop, piersią? Super... :)"

Przypominam, jakby ktoś zapomniał albo nie wiedział, że dokładnie dzisiaj tj. 1 sierpnia zaczyna się tydzień Światowego Dnia Karmienia Piersią.

Skąd się wziął pomysł takiego święta? 
Już tłumaczę (źródło informacji: http://www.anetta.pl/karmienie/swiatowy-dzien-karmienia-piersia/). 
W 1990r. we Włoszech przyjęto deklarację zasad ochrony, propagowania i wspierania idei karmienia naturalnego. 1 sierpnia ustalono Światowym dniem Karmienia Piersią.

Nie będę się tutaj rozpisywać na temat laktacji i istoty karmienia piersią dla rozwoju dziecka, bo to zapewne każda z Was ma w małym paluszku. Napiszę o tym, czym jest dla mnie karmienie, jakie emocje towarzyszą mi podczas karmienia oraz jakie plusy ja sama w nim odnalazłam.

Moja przygoda z karmieniem rozpoczęła się 4 miesiące, 3 tygodnie i 3 dni temu, czyli o jeden dzień mniej niż ma Bartulek. Dlaczego? Otóż nie było mi dane karmić Synka od pierwszego dnia jego życia i bynajmniej przyczyną nie była zaburzona laktacja. Stało się tak, gdyż Czekoladka zaraz po porodzie umieszczona została w swojej "prywatnej Tanzanii", w której dochodził do siebie po ciężkim porodzie. Było to dla mnie bardzo bolesne, dlatego pominę ten etap.

Lilypie Breastfeeding tickers

Na szczęście dzień później dostałam możliwość sprawdzenia na własnej skórze (cycu ;p) jakie to uczucie karmić dziecko piersią. Pozwólcie, że zacytuję już kiedyś dodany post: "Pamiętam jak się bałam. Nasze pierwsze karmienie miało miejsce podczas kangurowania. Położne wyciągnęły moją malutką Żabkę z inkubatorka, goluteńkiego w samym pampersie włożyły mi go pod koszulę i kazały przystawić do piersi. Sama nie wiedziałam czy poza siarą mam tam jakiś pokarm, ale tutaj chodziło bardziej o nasz wspólny kontakt niż o samo nakarmienie. O dziwo Synek szybko załapał o co chodzi, chwycił cyca jak rasowy ssak :D, i duldał, duldał, duldał, tak ponad godzinę :) Z początku sama nie mogłam się nadziwić skąd on wiedział, że trzeba tak robić, ale natura jest naprawdę inteligentna pod tym względem. Po ponad godzinnym "karmieniu" Synek wypluł sutek i zaczął się rozglądać, położył swoją malutką łapkę na mojej piersi i zaczął robić dziwne miny. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to normalne, bałam się, że coś mu jest. Zawołałam położną, że Synek skończył jeść, wtedy położna odłożyła go do inkubatorka, a ja z tęskniącym sercem udałam się do swojej "sali chorych nr 5".  Na szczęście za kilka godzin znowu mogłam iść go nakarmić, ku uciesze mojego serca :)))) Jakie uczucia towarzyszyły tej cudownej czynności? Na początku lekki ból (takie silne zasysanie), następnie przyjemny ruch ust Synka sprawił, że szybko ból przerodził się w miłe cyckanie sutka. Drugie karmienie odbyło się już w bardziej przyjaznych warunkach, w pozycji leżącej. Bartuś doskonale wiedział co robi, więc moja praca była ułatwiona. Pamiętam jak nie mogłam wyjść z podziwu jak on pachnie mlekiem. Najpiękniejszy zapach pod słońcem.  Z czystym sercem mogę napisać, że jest to jedna z najprzyjemniejszych chwil podczas dni spędzonych z Synkiem. Magiczny czas tylko dla nas dwojga. Nic ani nikt nie jest w stanie nam przeszkodzić." Dokładnie tak wyglądało nasze pierwsze karmienie.

Czym teraz jest dla mnie? Cudowną odskocznią od ciągłej bieganiny, swego rodzaju "śpiącym policjantem na drodze", który każe mi na chwilkę zwolnić i delektować się czymś pięknym. Podczas karmienia nie liczy się zupełnie nic. Kiedyś moja babcia powiedziała, że "nawet jakby podczas karmienie leciały bomby, to by nie miało to znaczenia". W zupełności się z tymi słowa zgadzam. Nie ma nic piękniejszego od widoku malutkiej dłoni ściskającej pierś, nie ważne, że czasami jest to bolesne, w tym momencie nie to ma znaczenie. Najważniejsza jest więź, która tworzy się między mną i Synkiem, nikt nie może w to wejść. Jest to tak magiczny moment, który jest tylko dla mnie i Synka. I to jest piękne. Owszem jest to szereg wyrzeczeń, podczas karmienia nie mogę pozwolić sobie na moje ukochane ugali, czy też czekoladę, ale gra jest warta świeczki. Widok bezzębnego uśmiechu Czekoladki po jedzeniu wynagradza wszystko.
Karmienie piersią jest lekarstwem na wszystko. Na ból brzuszka, przeklętą kolkę, lęk czy też płacz po szczepieniu. Potrafi ukoić największy ból i dać poczucie bezpieczeństwa. Nie pozostaje to bez plusów dla mnie. Karmienie pozwoliło mi w szybki sposób zgubić nadprogramowe kilogramy po ciąży. Wyczytałam nawet, że:
"u dobrze odżywionych matek koszt laktacji wynosi od 400 do 800 kcal dziennie. Składa się na niego wartość energetyczna mleka oraz koszt jego wytworzenia. Pokrycie tego dodatkowego zapotrzebowania odbywa się z kilku podstawowych źródeł. Po pierwsze, są to laktacyjne rezerwy energetyczne, czyli zapasy tkanki tłuszczowej zgromadzone podczas ciąży w dolnych partiach ciała. Kolejnym źródłem jest codzienne pożywienie. Natomiast ostatnim, wykorzystywanym w skrajnych przypadkach, są normalne zasoby energetyczne organizmu matki. Przy niedostatku rezerwy energetycznej, organizm zaczyna czerpać z normalnych rezerw. Natomiast przy dodatkowym niedożywieniu, dochodzi do stopniowego zużycia tych rezerw, co może mieć poważne skutki. W przypadku częstych ciąży u kobiet niedożywionych, może dojść do wyniszczenia organizmu.

Możesz schudnąć podczas karmienia
Podczas laktacji magazyn energii odłożony w dolnych partiach ciała, szczególnie w komórkach tłuszczowych ud, jest najłatwiejszy do metabolicznego uruchomienia. Jeżeli mówimy o dobrze odżywionej kobiecie, podczas karmienia zużywane są laktacyjne rezerwy, co prowadzi do utraty masy ciała. Teoretyczna utrata średniej prawidłowej rezerwy (4 kg) zachodzi po ok. 4 miesiącach laktacji. Istotne tutaj jest także codziennie żywienie, tzn. dostarczenie energii, jak również spalanie jej podczas ewentualnej dodatkowej aktywności fizycznej. Każdy organizm jest inny, jednak u większości kobiet bilans ten jest ujemny. Z przeprowadzonych badań wynika, że u kobiet, które karmiły sztucznie spadek masy ciała był niższy, niż u tych karmiących naturalnie." (więcej do poczytania tutaj)
I to jest dla mnie duży plus. Ale nic, powtarzam (!), nic nie zastąpi mi tej magii towarzyszącej karmieniu. Żadne spadki czy wzrosty wagi...  Kto czytał moje wcześniejsze wpisy, ten wie jak walczyłam o swoją laktację i na pewno nie była to walka o łatwiejsze zrzucanie kilogramów. Co to, to nie. Walczyłam o  odporność i zdrowie mojego Synka, które mogę mu przekazać wraz z moim mlekiem. Po tej wygranej walce postanowiłam, że chcę karmić Czekoladkę jak najdłużej. Mam cichą nadzieję, że uda mi się wytrwać do grudnia. A jak będzie, to zobaczymy.

Ale dość o mnie. Tutaj należą się życzenia solenizantom:
"Na zdrowie wszystkim dzieciaczkom w dniu ich smacznego święta hihihi"


***

8 komentarzy:

  1. Ja ani jednego nie karmilam Piersia ;/ 3,5 latek w 34 tyg po przez cesarke przyszedl pozniej nasz 2 latek tez w 34 tyg po przez cesarke przyszedl i jakos nawet wywolacz mleka mi nie pomogl przez to ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że to wszystko napisałaś :) Miałam coś w podobną nutę uderzyć ale mamy ząbkowanie i grymaśnik cały czas domaga się przytulanka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. :)
    Ojj szkoda że ja tak nie chudnę:(
    Ale dzień/ tydzień popieram

    OdpowiedzUsuń
  4. I oby udało wam się karmić jak najdłużej.
    Ja też wspaniale wspominam karmienie Oskara, też nie znamy kolek ani innych dolegliwości. Jak skończył 6 miesięcy to przestaliśmy się cycować i niestety pojawił się pierwszy katar, do dziś żałuję, że tak szybko skończyliśmy. Mam nadzieję, ze przy Tymku będę mogła dłużej karmić.

    OdpowiedzUsuń
  5. nam na nieszczescie juz nie jest dane sysanie, ale przy drugim dzidziusiu bedziemy sie bardziej starac, o tak, to juz postanowienie - karmienie, nie dzidius ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Już nie karmię a bardzo lubiłam tworząca się wtedy między nami więź :)
    aaaaa... mtotowangu - jedz ile chcesz tych słodyczy :) , no chyba że wciąż jesteś na diecie

    OdpowiedzUsuń
  7. Już nie karmię ale bardzo lubiłam tworzącą się w tych momentach między nami więź.
    aaaaaa....mtotowangu - jedz ile chcesz tych słodyczy :) no chyba że jestes na diecie

    OdpowiedzUsuń
  8. ja karmiłam 22 miesiące... I żałuję, że już nie karmię - brakuje mi tego. Mieliśmy wiele przygód. Ja miałam nowotwór, operacje, a mimo to, udało mi się utrzymać laktację (choc chirurdzy chcieli przepalic mi pokarm- ale sie nie dałam) i po powrocie ze szpitala wróciliśmy do cycania :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)