czwartek, 30 czerwca 2011

Kujaribu.

Po analizie Waszych komentarzy i sugestii oraz po zapoznaniu się ze sklepowym asortymentem postanowiłam przetestować dwa kremy do codziennej pielęgnacji wrażliwej Czekoladowej twarzy:


Na pierwszy rzut idzie krem Nivea Baby intensywnie nawilżający :


Spostrzeżenia i uwagi wkrótce.

***
A my z wizją czwartego miesiąca i możliwością rozszerzania diety czekamy na wypróbowanie HiPP'owych upominków:


Jest to już druga paczuszka od tej firmy, poprzednia czeka na swoją kolej w lodówce :)
A my wraz z nią :P Ale to na razie przyszłość, teraz skupmy się na panu Cycu ;)


***
mały czekoladowy słowniczek:
kujaribu- test, testować

***

środa, 29 czerwca 2011

Mama jak zebra :)

Moje dziecię pokochało Maminą sukienkę. Wprost nie może oderwać od niej wzroku. A dlaczego? Ano jest ona w najulubieńszych Bartulkowych kolorach: czarnym i białym. Właściwie ten czarny to bardziej ciemny granat, ale to się wytnie. Czekoladkę zdecydowanie fascynuje taka kombinacja kolorów:


Sukienka nie jest jedynym elementem w tych kolorach, które ciekawią Bartka. Od kilku miesięcy (hehe a mamy ich raptem 4 ;p) Simbę, jak magnez, przyciągają do siebie pudełka, zakupione przez Czekoladową Babcię w czasie brzuszkowego mieszkania. Schowane są tam ubranka w większych rozmiarach, które spokojnie czekają sobie na większe gabaryty Czekoladki. Zastanawiające jest to, jak pozornie zwykłe rzeczy potrafią zaciekawić takiego małego Szkraba. Pudełka są magicznym sposobem na uspokojenie Króla. Wystarczy wskazać palcem do góry i powiedzieć: Popatrz jakie ładne pudełka i w mig panuje błoga cisza... :))) 


Na weselu Bartuś od jednej z cioć dostał prześliczną grzechotkę, która również posiada czarno-białe elementy w swojej budowie. Chyba nie muszę pisać, że od tamtej pory jest to najukochańsza Czekoladowa grzechotka, która raz po raz ląduje w buziaczku Bartusia. Niestety ta grzechotka musiała oddać laur zwycięstwa tej oto kolorowej umilaczce:


A ja chyba się domyślam, które zwierzęta na tanzańskim safari najbardziej przypadną Małej Czekoladce do gustu :)))))
 
http://files.myopera.com/I%20Love%20Animals/albums/104110/Zebra%20(6).jpg

***
Bartulek, poza opisywanym wczoraj turlaniem i kicaniem, odnalazł radość w siadaniu (oczywiście z naszą pomocą). Robi to już pewnie i czuć, że wkłada w to dużo siły własnych mięśni. Zgina rączki w łokciach i pewnie chwyta za paluszki i w mig siada :)  Nawet Czekoladowy Tata jest na bieżąco, bo Synek nie omieszkał pochwalić się nową umiejętnością przez Skype ;p  A ja sama nawet nakręciłam filmik z tej cudownej nowo nabytej umiejętności. Ach. Uwielbiam obserwować nowe czynności, które nabywa moja Czekoladka. To jest takie wzruszające. :)))) Mój Siłacz :P

***

wtorek, 28 czerwca 2011

Czekoladowa uso.

Tak, tak. Jeszcze kilka dni temu zachwalałam dwa produkty do twarzy Bartulka, a teraz przychodzi mi się z tego wycofać. Niestety, od oliwki twarz Czekoladki robi się dziwnie chropowata, pod słońce widać jakąś dziwną wysypkę. Natomiast kremik Oilatum Soft odbarwia skórkę na policzkach i dziwnie pachnie. Normalnie moja Czekoladka zamienia się po nim w słynną łaciatą czekoladę z Milki ;p


Stoję przed trudnym zadaniem odnalezienia kremu idealnego dla skóry Mulatka. Niekoniecznie to, czego ja używam, będzie miało taki sam wpływ na skórę "normalnego" Europejskiego dziecka, dlatego Wasze odczucia mogą być zupełnie inne. W naszej kosmetyczce jakiś czas temu zagościł kremik z firmy Ziaja:


Na razie wypróbowaliśmy go ok. 3 razy, przed spacerkiem w mega słoneczny dzień. Spostrzeżenia? Kremik dość ciężko rozprowadza się na skórze, co nieźle denerwuje Czekoladkę. Do tego trudno go zmyć, ale w końcu jest to emulsja wodoodporna, więc jakiś sens to ma. Co do ochrony przed promieniowaniem słonecznym to nie bardzo mam co napisać - po pierwsze, dbam o to, żeby jednak skórka Bartka nie była narażona na działanie słońca, po drugie, jak każda wie, jest Czekoladowy... więc ewentualnego opalenia ciężko się dopatrzeć ;))) Tak czy siak, wciąż poszukujemy dobrego kremiku nawilżającego do codziennej pielęgnacji twarzy Małej Czekoladki. Jakieś propozycje? :))))

***
Bartek ewidentnie ma skok rozwojowy - nowa zabawa? Turlanie! Wprost to uwielbia, co utrudnia nam karmienie na leżąco. Raz po raz, Czekoladka puszcza cyca, żeby oddać się ulubionej zabawie wywracania się z boczku na brzuszek. A jak to się kończy? Mega wielkim ulaniem mleczka! Aaaa... mojego mleczka, o które tak walczyłam ;p Reakcja Czekoladki? Ogromny bezzębny uśmiech. LOL! Kolejna zabawa? Kicanie na nóżkach. Jak to wygląda? Bartek stoi nóżkami na kolanach Babci/Mamy i podskakuje do góry. Teraz bez wahania mogę do niego mówić Króliczku... ;p

***
Wczorajsza wizyta w poradni krakowskiej przebiegła sprawnie. Bartulek waży już 5200g i rozwija się idealnie. Nic tylko się cieszyć.  Jednakże decyzja o zagęszczaczu została podtrzymana. Muszę się przyznać, że wczoraj 3 razy złamałam zasadę zagęszczacz+cyc (ja i Bartek w samochodzie w korku czy poczekalnia lekarska). Po prostu nie było możliwości podania go, a Bobuś krzyczał wniebogłosy. Na szczęście obyło się bez przykrych ekscesów i tym samym zapadła decyzja: podczas sytuacji podbramkowych będę podawać tylko pierś, a potem będę dłużej trzymać Synka w pozycji pionowej. W końcu ma już prawie 4 miesiące...



***
mały czekoladowy słowniczek:
uso - twarz

***

niedziela, 26 czerwca 2011

Bo to jest szczęście...


nasze Czekoladowe polsko-tanzańskie Szczęście... <3


***

sobota, 25 czerwca 2011

Przekroczyliśmy piątkę! :))))

Tak jest! W końcu nam się to udało! Moja kochana Czekoladka waży dokładnie 5140g :)!!! W ciągu miesiąca waga Synka wzrosła o 840g :) czyli całkiem nieźle. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że posłuchałam matczynego serca i odstawiłam to sztuczne mleko :) Cyce, ku uciesze Simby, od kilku dni "pękają" od mleka. Karmienie na nowo stało się przyjemnością. Bartulek się najada, a sygnałem tego są rozluźnione piąstki i cudowny uśmiech na twarzy. Czasami nawet usłyszę z jego ust przyjemne guganie, które tłumaczę sobie jako "dziękuję Mamusiu za smaczną mleczną przekąskę :)". Hihi :))) Karmienie piersią jest najcudowniejszą czynnością w ciągu dnia. Uwielbiam patrzeć na czekoladowe oczka wpatrzone, na przemian we mnie, a potem w cyca. Kocham uczucie malutkiej rączki na swoim cycu, nawet wbijanie ostrych pazurków i ciągnięcie za stanik hehe. Momenty, w których Bartek obejmuje pana Cyca jakby pił z butelki są najprzyjemniejszym widokiem dla moich oczu. Celebruję każde karmienie jakby było czymś bezcennym. Wiem, że te chwile są ulotne, jak ulotny był okres z ciążowym brzuszkiem, dlatego staram się czerpać z tych naszych chwil jak najwięcej dla siebie :)))))


Co więcej? Czekoladka mierzy 60 cm (według mojego centymetra ma o 2 cm więcej, ale nie będę się kłócić), spora część ubranek robi się za mała, dlatego konieczna jest ich selekcja. Wałeczki na ciele robią się coraz większe, przez co Bartulek robi się coraz bardziej uroczy :)))). Czekoladowa Babcia i Duża Czekoladka twierdzą, że z każdym dniem się zmienia (ja tego aż tak nie widzę, gdyż spędzam z nim 24 godziny na dobę). Czekoladka gaworzy coraz śmielej. Ostatnio u Babci-Pra przekrzykiwał się z nami podczas oglądania zdjęć ze ślubu. Wiadomo. Mfalme chciał być w centrum uwagi, a nie jacyś tam rodzice hehe. Ogólnie rośniemy sobie zdrowo i radośnie. Ja jestem szczęśliwa, więc i Bobuś jest szczęśliwy. Przynajmniej mam nadzieję, że działa to na takiej zasadzie.

A tutaj pulchne paluszki Czekoladki + moja obrączka (i ja myślałam, że mam małe palce haha).


a pomyśleć, że jeszcze niedawno wyglądała tak:


***
Rozkład dnia według Czekoladki:
5.00 - pobudka + karmienie.
8.00 - karmienie + spanko.
potem średnio co dwie godziny (czasami zdarzają się nawet 5h przerwy) jest karmienie, a pomiędzy nimi są momenty totalnej aktywności Bartulka (gaworzenie, śmianie się, krzyczenie, płakanie, bawienie się grzechotkami, czytanie bajek przez Mamę, spacerki, zmienianie pieluszek, oglądanie telewizji (!!!!), wyglądanie przez okno itp) i tak mija czas do kąpieli
19.00 - kąpiel, następnie karmienie.
ok. 22 - pora na nocny sen, który trwa mniej więcej do 24 lub 1 :)
w nocy Bąbelek budzi się co 2 - 3 godzinki, by znowu o 5 obudzić się na dobre (ostatnio połączyłam ten fakt z chęcią "wyprawienia" Czekoladowego Dziadka do pracy ;)), by na nowo o 8 zrobić sobie krótką drzemkę.
W ogóle zauważyłam, że Bartulek ma normalnie ZEGAREK W BRZUCHU! Idealnie wstaje na karmienie... nie ważne czy to dzień czy noc. Alarm się włącza w brzuszku, przechodząc w syrenę, w postaci krzyku Czekoladki :P

http://simbafans07.webs.com/aboutalaynamelanie.htm

***
Wracam do nauki na ostatni egzamin. Mam nadzieję, że uda mi się go zdać i w końcu skupić się w 100% na moim życiu prywatnym (m.in. na nauce suahili), w którym ostatnio wiele się dzieje :D Na razie mogę Wam tylko napisać, że jestem cholernie szczęśliwa! :))))))))))))))))))))))))


Tutaj macie porównanie ręki Dużej i Małej Czekoladki. Przy nim Bartuś jest normalnie bieluteńki, za to przy mnie jest ślicznie brązowy :)))) W sumie to zdjęcie jest stosunkowo stare, teraz Czekoladka jest bardziej czekoladowa, może kiedyś uda mi się uchwycić to na fotce :)

***
mały czekoladowy słowniczek:
mfalme - król
simba - lew

*** 

piątek, 24 czerwca 2011

uch, ach - czyli ćwiczymy z maluchami.

Pamiętacie jak będąc w ciąży namawiałam Was do ćwiczonek z Waszymi brzuszkami? Dzisiaj chciałam podjąć podobny temat, tyle, że już nie będzie on służy celebracji brzuszka, tylko jego redukcji :)))) Postaram się tutaj zebrać informacje przydatne dla aktywnych mam, które pragną utrzymywać dobrą formę i jednocześnie spędzać czas ze swoim dzieckiem.

Na pierwszy ogień idzie bieganie z wózkiem. Jest to sport bardzo popularny za granicą, natomiast w Polsce nie cieszy się on tak dużym zainteresowaniem. Podobno pomalutku bieganie oraz jeżdżenie na rolkach ze specjalnym wózkiem zaczyna wkraczać na tereny naszego kraju. Jak jest naprawdę to ciężko mi teraz ocenić, gdyż większość czasu spędzam w jednym miejscu, w którym nigdy nie spotkałam się z taką formą aktywności. Zapewne duży wpływ mają na to "bardzo proste chodniki" i ogólny brak odpowiednio zagospodarowanej przestrzeni. Nie wiem jak to wygląda w innych większych miastach, ale mam nadzieję, że dzięki temu wpisowi dowiem się tego od Was :) Pokrótce przybliżę tzw. baby jogging. Jak sama nazwa wskazuje jest to bieganie z jednoczesnym pchaniem wózka z dzieckiem. Od razu zaznaczam, że nie chodzi tutaj o typowy wózek spacerowy, tylko odpowiednio przystosowany do biegania (cena takiego wózka waha się od 800 do 1700zł) tj.:
  • posiada 3 koła
  • jest lekki i z łatwością się go pcha
  • koła powinny być duże (30-40cm), przy czym przednie nie powinno być skrętne
  • powinien być możliwie długi dla wygody dziecka, najlepiej z wysuniętą ramą
  • mają nisko osadzony środek ciężkości, który zapewnia stabilność i równowagę
  • posiadają dobrą amortyzację i hamulce
  • wyposażony w pasy bezpieczeństwa, które pozwalają na przypięcie dziecka
  • odsuniętą rączkę od wózka, dzięki czemu podczas biegu nie kopie się w ramę wózka
Korzyści płynące z takiego biegania czy też jeżdżenia na rolkach są oczywiste. Wysportowane ciało, mniej kilogramów na wadze, wydzielające się endorfiny, czyli hormony szczęścia czy też spędzanie aktywnie czasu na świeżym powietrzu ze swoim dzieckiem. Wady? Nie każde miasto jest przystosowane do takiego sportu, co więcej dziecko musi być na tyle duże, żeby można z nim wyjść na taki "spacer" no i cena takiego wózka - joggera. Zainteresowane mamy tym tematem odsyłam do lektury stronek: http://www.yp.pl/blog/sport/sport-i-wypoczynek-czynny/baby-jogging-czyli-aktywna-mama/,http://www.repka.pl/Sylwetka/Nowosci/Jogging-z-wozkiem.aspx, http://blog.fitbay.pl/moda-na-baby-jogging/, http://bieganie.pl/?cat=22&id=1328&show=1

A żeby mieć pogląd jak to wszystko wygląda zapraszam do obejrzenia filmiku z programu Rozmowy w toku:


A co jeśli ktoś ma w domu mniejsze dziecko lub po prostu nie lubi się pocić w czysto widoczny sposób? To polecić zawsze można pływanie. Taką wodną przygodę można zacząć od najwcześniejszych miesięcy dziecka. Niektórzy twierdzą, że już nawet 2 miesięczne niemowlę można zabrać na basen, osobiście bałabym się z tak małym szkrabem poznawać tajniki pływania. 
Jak mówią naukowcy taka forma aktywności bardzo dobrze wpływa na rozwój dziecka - woda działa na rozwój nowych bodźców, których nie są w stanie poznać w normalnym domowym środowisku. Średnio do 6-8 miesiąca utrzymuje się odruch z życia płodowego, maluch nie boi się wody, nie otwiera ust podczas pływania i oddycha przez nos, w późniejszym etapie niestety ten odruch zanika.
Jakie są inne plusy wodnego baraszkowania?:
  • rozwija się więź pomiędzy dzieckiem i rodzicem
  • jest to wspaniała gimnastyka stawów i mięśni
  • wpływa na koordynację ruchów
  • wspomaga odporność na choroby
  • stosowane jest w rehabilitacji chorób kręgosłupa
  • kształtowany jest zmysł równowagi, zmysł dotyku
  • odpowiednio prowadzone zajęcia w wodzie regulują pracę układu oddechowego, czasami normują fazy snu i czuwania
O czym należy pamiętać zanim zabierzemy malca na pływalnię?
1.Zaświadczenie od lekarza pediatry o braku przeciwwskazań do zajęć w wodzie.
2.Ważny karnet.
3.Strój kąpielowy dla rodzica i pieluszkę do pływania dla malucha.
4.Klapki dla rodzica i obuwie na zmianę dla dzieci chodzących.
5.Ręcznik dla siebie i dwa ręczniki lub ręcznik i szlafroczek dla malucha.
6.Nosidełko
7.Kosmetyki dla siebie i dla dziecka oraz suszarkę do włosów, jeśli nie ma na wyposażeniu basenu
8.Pieluszkę na zmianę
9.Przekąskę by posilić się po zajęciach.

CO WAŻNE:
1.Należy przebadać dziecko i uzyskać od lekarza pisemną zgodę na uczestnictwo w zajęciach z pływania.
2.Nie należy smarować dziecka oliwkami i kremami.
3.Jeśli podczas zajęć wymagane są czepki, należy pokazać się dziecku kilka razy wcześniej w domu w czepku, aby nie bało się rodzica podczas lekcji.
4.Nie należy karmić dzieci później niż na pół godziny przed zajęciami. Wyjątek stanowi karmienie piersią.

http://strona.treeswimming.nazwa.pl/niemowlaki-2.html

Osobiście marzy mi się taka forma spędzania czasu wolnego z Bartulkiem. Jedyną moją obawą jest strach przed przeziębieniem Czekoladki (boję się zapalenia ucha :/) oraz niepewność przed nieumiejętnym trzymaniem mojej Żabki :P Ale wierzę, że wkrótce pokonam swój strach, znajdę basen przystosowany dla niemowlaków (polecacie jakiś?) i razem odkryjemy na nowo wodny świat.

Na dzisiaj tyle moich propozycji, stopniowo postaram się rozszerzyć ten wpis, żeby powstał fajny poradnik z propozycjami na aktywne spędzanie czasu z dzieckiem. Mam nadzieję, że pomożecie mi w tym i wypiszecie swoje propozycje :))))

***

środa, 22 czerwca 2011

Niczym Afrodyta, Bobuś z morskiej piany się wyłania.

Jak się można łatwo zorientować po tytule, dzisiaj będzie obiecany temat kąpciania oraz innych zabiegów pielęgnacyjnych związanych z codzienną higieną Czekoladki. 

Chlapu chlap, kąpciu kąp - czyli pucowanie Czekoladowej dupeczki czas zacząć. Na pierwszy rzut idzie wanienka w ślimaki i żółwie, wyposażona w wbudowany termometr (który tak naprawdę jest tylko dodatkiem, bo i tak metoda łokcia idzie w ruch), dodatkowo do tego oczywiście stelaż (podziękuj ładnie panie kręgosłupie). Na spód zawsze układamy pieluszki tetrowe, dzięki którym Król Simba może wygodnie ułożyć swoje czekoladowe ciałko. Nic to, że podczas kopania nóżkami pieluszki są wszędzie tylko nie pod pupą Bartulka, to się wytnie ;) Kąpanie stało się dla Czekoladki przyjemnością, która przejawia się m.in.w ilości wody na podłodze ;))))


Następnie wlewamy dwie nakrętki dobrze znanego każdemu rodzicowi specyfiku - OILATUM, który od ponad trzech miesięcy gości w naszym królestwie. Muszę przyznać, że tylko raz zaryzykowaliśmy i kupiliśmy tańszą wersję, ale w try miga wróciliśmy do naszego starego dobrego niebieskiego cudeńka. Z racji delikatnej skórki Bobusia wolę już nie eksperymentować z innymi emolientami. Oilatum idealnie współgra z czekoladową skórką mojego Mulatka, pozostawiając ją gładką i przyjemnie natłuszczoną (podkreślam słowo przyjemnie). Jednak od razu zaznaczam - won od włosków! Kędziorki zostawiamy na deserek... a jako, że ma być to deserek to raczej w wersji light, nie tłustej ;) Ale, ale... żeby nie było tak kolorowo, to od razu mówię, że Oilatum na swój malutki minusik, mianowicie cenę... no, ale wiadomo, jest jakość, jest i cena. 


Następnym punktem, oczywiście poza wlaniem wody, wyżej wspomniany DESEREK - mycie włosków. Muszę przyznać, że z tym jest nie lada problem. Czekoladka od momentu urodzenia ma naprawdę gęste i bujne włosiorki, które znacznie urosły od dnia porodu. Sytuacja z ich myciem wygląda następująco: najpierw namoczenie główki wodą, następnie użycie aksamitnego szamponiku Oillan Baby, a potem spłukanie czystą wodą z wcześniej przygotowanej miseczki. Jest to naprawdę skomplikowane, dlatego w tej czynności uczestniczą aż dwie osoby :D A tutaj przedstawiam szampon i płyn do kąpieli, którego używamy:


Jest on o tyle fajny, że delikatnie nawilża suchą skórę głowy, ale nie pozostawia jej tłustej. Tym samym włoski są jedwabiście gładkie i przyjemne w dotyku (na samym początku używałam tylko Oilatum, ale włoski po nim były tłuste i niemiłe dla oka). A po tym szamponiku włoski prezentują się tak:


Po kilkuminutowym pluskanku przychodzi moment lotu z wanienki na przewijaczek Dziadzia :), który pomalutku robi się za mały hehe. Bobuś wskakuje we wcześniej przygotowany cieplutki ręczniczek i czeka na wycieranko :D Jego ulubionym punktem jest wycieranie głowy (tak, tak!), które go uspokaja i widocznie poprawia humorek. Po osuszeniu reszty ciała przychodzi czas na zabezpieczenie strategicznych punktów: szyi, paszek, jajeczek i dupeczki mojej kochanej, przed odparzeniem. A służy nam przy tym niezawodny Alantan :) Naprawdę cudo. W sumie towarzyszy nam od początku, raz tylko zamiennie stosowaliśmy Bepanthen, w chwili braku Alantanu w królestwie. Według mnie Bepanthen nie jest tak fajny jak Alantan. między innymi z powodu swojej konsystencji. Niestety więcej nie powiem o tym drugim, gdyż tak jak piszę, stosowaliśmy go może dwa razy, więc niesprawiedliwym byłoby ocenianie go w jakichkolwiek kategoriach. Dla mnie mistrzem jest ta maść (jak widać na zdjęciu, czas odwiedzić aptekę po nową tubkę ;p):


W sytuacjach kryzysowych (a takich za wiele nie mieliśmy) polecam Sudocrem, który skutecznie ratuje ciałko przed zaczerwieniami. My, wciąż mamy małe opakowanko, którego jeszcze nie zużyliśmy, co może tylko potwierdzać moją opinię o Alantanie :) Dzięki niemu nie mamy żadnych niechcianych niespodzianek. Nie mniej jednak Sudocrem mogę z czystym sercem polecić. Uwaga tylko na białe ślady, które dosyć ciężko schodzą z zagięć skóry... ale dla chcącego nic trudnego :)


Po "zabezpieczeniu" skórki przychodzi czas na ochronę dywanika i przewijaczka :D Muszę napomknąć, iż ostatnio ulubioną czynnością mojego Synka jest robienie "fontanny siurkowej", dlatego z założeniem pieluszki raczej nie zwlekamy. 


Chyba nie muszę przedstawiać tych pieluszek. Standardzik na dupce Czekoladki. Aktualnie używamy "dwójeczek" New Baby firmy Pampers, jako że "trójki" okazały się jeszcze za duże. W sumie przydałyby się nam takie 2,5 hehe, ale niestety takich chyba nikt nie produkuje. "Trójeczki" cierpliwie czekają pod łóżeczkiem Bartulka, a tymczasem 2 rządzą w naszym domku. Dzisiaj nawet Czekoladowa Babcia obdarowała nas dużym zapasem Pampersów, za co serdecznie DZIĘKUJEMY! :)


Uwielbiam pieluszki tej firmy. Nie dość, że są miękkie, to do tego super chłonne. Kolorowe obrazki na pieluszkach dają dodatkowy powód do zabawy z Czekoladką. Zawsze wkładając pampersa patrzę na zwierzątko, które tam się znajduje i tak nazywam swojego Syneczka. Na dźwięk odgłosów owych zwierząt (wydawanych przeze mnie, ma się rozumieć) Czekoladka odwdzięcza mi się szerokim uśmiechem :))) Co jeszcze mi się podoba w tej firmie, to m.in. akcje związane z niesieniem pomocy w ubogich krajach. Nic tak nie działa kojąco na mnie, jak świadomość, że pieniądze przeze mnie wydane w jakimś tam stopniu pomagają innym.

Bez bicia przyznam się, że raz spróbowaliśmy zachwalanych pieluszek z Biedronki (no comment). Dla mnie to było jedno wielkie nieporozumienie. Cała paczka leży schowana głęboko pod łóżkiem, w razie awarii... chociaż myślę, że same te pieluszki są już awarią :/ Ale obiecałam sobie, że tego nie będę komentować. ;p

Po ubraniu dupeczki przychodzi czas na czesanko Czekoladowych kędziorków, co nieźle wkurza Bartulka :D No, ale gentleman musi jakoś wyglądać, co nie? Niestety u nas nie wystarczy tylko szczoteczka... w ruch idzie także grzebyk (oczywiście należy zachować bezpieczeństwo przy ciemiączku!). Oba przedstawione akcesoria pochodzą z firmy Canpol.


Już prawie ostatnim etapem naszej codziennej pielęgnacji jest nawilżanie ciałka Simby. Jak już wcześniej wspomniałam, Oilatum ładnie natłuszcza skórę, dlatego nie smarujemy jej dodatkowo niczym. Jedynie na twarz (po kąpieli jest bardzo sucha :/) nakładamy odrobinkę oliwki Bambino lub kremu Oilatum Soft. O ile oliwka fajnie pachnie, o tyle Oilatum nie do końca do mnie przemawia, także ze względu na konsystencję. Dlatego częściej w ruch idzie oliwka:


Na koniec jeszcze oczyszczamy nosek przy użyciu wody morskiej Marimer i aspiratorka. Nie stosujemy go codziennie, gdyż nie jest to niezbędne. Raz na tydzień w zupełności wystarczy (rada ze szpitala :))


Uff, teraz na nowo możemy łamać wszystkie serca płci pięknej :D

A teraz najważniejsze! Wiem, że nie ładnie tak dziękować na końcu, no ale... Mamusiu dziękuję Ci za pomoc w kąpaniu Bartulka. Wiem, że jest to dla Ciebie przyjemności i kochasz to robić, ale podziękować nie zaszkodzi :*

Ciekawa jestem jakich kosmetyków Wy używacie do pielęgnacji swojego Dziecka. Z przyjemnością poczytam o Waszych numerach jeden :) Tymczasem mykam napawać się zapachem mojej Mlecznej Czekoladki! Pozdrawiam serdecznie :)

PS. Tak z innej beczki. Potrzebuję rady! Chcę wpłacić troszkę pieniążków na lokatę dla Bartulka, ale w ogóle nie orientuję się w sprawach papierkowych i czysto formalnych. Jaką lokatę polecacie? Na jaki okres? Z góry dzięki za rady...

***

wtorek, 21 czerwca 2011

Safari do świata bajek.

Kilka postów wstecz wspomniałam o cudownym prezencie od wujka Bola dla Naszej Malutkiej Czekoladki - książce z 26 bajkami z Afryki, która dzięki licznym zdjęciom Ryszarda Kapuścińskiego pozwala przenieść się choć na chwilę pod afrykańskie słońce. Bajki umieszczone w książce pochodzą z Afryki Wschodniej, Zachodniej, z Angoli, z Mozambiku, z Gwinei Bissau i z Malawi. Jak sam autor napisał: "Książeczka zaprasza na safari do świata, w którym zwierzęta uosabiają typy ludzkie, nasze przywary, cnoty i śmiesznostki".  


Za punkt honoru postawiłam sobie codzienną lekturę tych bajek, oczywiście w towarzystwie Synka. Pierwszą bajką, którą przybliżyłam Bartusiowi była losowo wybrana opowieść o ciekawym tytule "Dlaczego lampart ma cętki?". Późniejsze wybory były według spisu treści, bajka po bajce. Niestety z żalem muszę przyznać, że moje postanowienie nie zostało w pełni zrealizowane, gdyż kilka razy opuściłam bajkę, ale nie do końca z własnej winy. Teraz staram się wszystko nadrobić i codziennie zagłębić się w magiczny świat "naszej Afryki". Gdzieś przeczytałam, że w Europie bajki opowiada się dzieciom na dobranoc, natomiast w Afryce po to, aby je obudzić, zaciekawić i unaocznić niebezpieczeństwo. W naszym przypadku chyba jest nam bliżej do Afryki niż do Europy, gdyż bajki zdecydowanie nie są czytane jako dobranocka. Zazwyczaj ma to miejsce po intensywnym kopaniu Synka w brzuszek Mamy, gdy Czekoladka zaczyna swoje "przemowy". Wtedy w ruch idzie książka "26 bajek z Afryki" i razem z Synkiem aktywnie udajemy się w safari do świata bajek. Co jest ciekawe (i piszę to 100% serio) podczas tego czytania Czekoladka staje się spokojniejsza, raz po raz posyłając uśmiechy, tylko czasami stara się "dopowiedzieć" swoje przemyślenia, które w niektórych momentach przeradzają się w krzyk. Uśmiechy pojawiają się w momencie zmian głosów użytych przez czytającą Mamę ( w końcu zając nie może brzmieć jak lew, czyż nie?). Uwielbiam te nasze magiczne chwile. Wiem, że na dzień dzisiejszy Bartulek nie rozumie z tych bajek za wiele, ale także zdaję sobie sprawę jak ważne jest mówienie do dziecka i stymulowanie mowy. A czas spędzony z książką wydaje mi się idealnym rozwiązaniem. Staram się czytać powoli, utrzymując kontakt wzrokowy z Synkiem i obserwując jego reakcję. Mam nadzieję, że za jakiś czas "nasz afrykański rytuał" opowiadania bajek przeniesie się na "nasze" europejskie czytanie na dobranoc przed snem. Nie mogę się doczekać aż Mała Czekoladka przybiegnie do mnie z prośbą: "Mamo, mamo baja! Przeczytaj mi bajkę z Afryki". Co ciekawe, Duża Czekoladka jest zaskoczona, że w Polsce, w przeciwieństwie do Tanzanii, czyta się bajki dzieciom przed snem, pierwszy raz spotkał się z tym podczas wizyty u swojego kolegi (żona jest Polką, z mąż Tanzańczykiem). Na szczęście zwyczaj ten spodobał mu się na tyle, że sam zadeklarował, że jak Bartuś podrośnie to będzie czytał mu bajki na dobranoc :) Już ja o to zadbam, żeby słowo zostało dotrzymane :D A Was także zachęcam do takiej formy spędzania czasu ze swoimi dziećmi, naprawdę super sprawa :)


mały czekoladowy słowniczek:
safari - podróż

***

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Prof. nadzw. dr hab. Bartłomiej Simiyu.

Hihihi. Mój Synek jest moim wybawcą. Dzięki niemu zaliczyłam dzisiaj egzamin, na który najprawdopodobniej normalnie w ogóle bym się nie dostała. Był to egzamin ustny, a widok tłumów pod gabinetem profesora nie napawał optymizmem. Niestety nikt z obecnych nie chciał odstąpić swojego wywalczonego miejsca (w sumie to rozumiem i nawet nie wymagałam tego od nikogo) w kolejce do odpowiedzi. Po 2h teoretycznie przyszła nasza kolej, ale akurat wtedy dyżur się skończył. Profesor wyszedł na zebranie, a przechodząc obok nas stwierdził tylko: "No chyba nie przyszła Pani do mnie?". Moja twierdząca odpowiedź nie wzbudziła jego zachwytu, ale chyba sumienie go ruszyło, bo po ok 20 minutach wyszedł i pozwolił mi odpowiadać (z Bartkiem na rękach, który w momencie samego egzaminu obudził się i obserwował świat swoimi wieeeelkimi czarnymi oczkami). Zapytał mnie czy liczę na litość czy coś umiem. Odpowiedziałam, że oczywiście przyszłam z wiedzą w głowie. No bo jak to tak? W sumie była to szybka piłka: pytanie-odpowiedź. Obecność Bartulka pozwoliła mi się zrelaksować i nawet taka forma egzaminu nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Odpowiedziałam na wszystkie zadane pytanie, a i tak w indeksie widnieje 3.0. Ale to jest nieważne. Najważniejsze jest to, że udało nam się to załatwić dzisiaj, za jednym zamachem. Nie muszę ślęczeć pod gabinetem ani jutro, ani za tydzień. Wiem, że to dzięki Bartulkowi i jemu należą się największe podziękowania :))) Moje kochane Dziecko. Tyle ze mną przechodzi, że szok. Już nawet nie wiem, który raz zaliczamy razem uczelnię. A co najfajniejsze, mojemu Synkowi chyba się to podoba. Z zainteresowaniem obserwuje nowe miejsca, gabloty i ludzi. No właśnie... ludzi. Jejuuu. Dzisiaj nie mogliśmy się od nich opędzić ;p Każdy chciał popatrzeć, "pogadać" i zwyczajnie pobyć w naszym i Tatusiowym towarzystwie (na mojej uczelni widok Ciemnoskórego wzbudza zainteresowanie ;p). Na szczęście Bobkowi nawet to nie przeszkadzało. Ze stoickim spokojem odpowiadał uśmiechem na uśmiech, ani razu nie zapłakał. A w końcówce czekania zwyczajnie olał system i poszedł spać. Mój mały Bohater! :)))) 
A dzisiaj sprawdziłam tolerancję studentów i nakarmiłam Synka na korytarzu. Nikt się nie zbulwersował, w sumie nawet nikt nie patrzył, a ja sama nie obnosiłam się z tą czynnością. Bartulek grzecznie jadł, odbekiwał, a potem znowu z zainteresowaniem podziwiał maminą uczelnię.

Tak, więc dzień uważam za pozytywny. Uzyskałam zaliczenie z egzaminu, wzięłam zaległe wpisy, dowiedziałam się, że mam możliwość zaliczenia judo do końca września i zmiana nazwiska nie będzie tak skomplikowana. A tymczasem uciekam kąpciać mojego Profesora :))))))))

PS. a o kąpcianiu w jednym z kolejnych wpisów :)

***

piątek, 17 czerwca 2011

Mleczna Czekoladka.

Ostatnio temat laktacji w moim pamiętniku powraca jak bumerang. Kilka dni temu pisałam Wam w tym poście o swoich problemach laktacyjnych, Wszystko widziałam w ciemnych barwach, byłam przekonana, że nie mam mleka w piersiach i stąd tak mały przyrost wagi Bartulka. Prosiłam Was o rady jak rozkręcić laktację (jest okazja, żeby wszystkim serdecznie podziękować, a więc DZIĘKUJĘ :))), dostałam wiele cennych wskazówek, które stopniowo staram się wprowadzać w życie. Wspominałam także, że co tydzień w piątek mamy kontrolę wagi Synka. Jako, że dziś jest piątek, wybraliśmy się z Dużą Czekoladką na sprawdzenie przyrostu wagi Małej Czekoladki. Nie powiem, w głowie miałam wizję, żeby skręcić w inną alejkę i zwyczajnie tam nie iść, ale deszczyk skutecznie pokrzyżował mi plany. :P Szybko dotarliśmy do przychodni, z trzęsącymi się rękami ze stresu rozebrałam Bartulka (biedaczek znowu się najadł stresu... chyba to miejsce kojarzy mu się ze szczepieniem :/) i delikatnie położyłam go na wagę. A TAMtaramtaram (chciało by się zaśpiewać ;p) piękny przyrost wagi o całych 300g! Czyli wychodzi na to, że w przeciągu 3 tygodni przytył 600g. Can you imagine? A co by było gdybym dawała sztuczne mleko? Przyrost byłby chyba dwa razy większy. Już teraz przekroczył normę. Napiszę jedno - zmiana pozycji z siedzącej na leżącą podczas karmienia oraz podawanie dwóch cyców i picie dużej ilości płynów przyniosła efekty! Walka o mleczko zakończyła się (mam nadzieję) sukcesem! Jednak serce matki wie lepiej czy trzeba dokarmiać czy nie... Tak strasznie się cieszę, że porzuciłam to sztuczne mleko i nie poddałam się presji dokarmiania Synka. Jestem z siebie dumna, bo naprawdę nie było łatwo. I znowu muszę Wam podziękować - wspierałyście mnie w tej walce i służyłyście radą. Jestem Wam niesamowicie wdzięczna. Aktualnie Czekoladce brakuje 20g do 5 kilo :)))) Jestem przekonana, że za tydzień podczas wizyty na szczepieniu waga wskaże już magiczne pięć kilo. Granicę, której nie mogliśmy przeskoczyć. Jupi!

www.wp.pl

A jeśli już wspominam o laktacji i o sprawach karmienia piersią to muszę podjąć temat ostatnio głośny w mediach. Domyślacie się zapewne o czym chcę napisać. Ano o publicznym karmieniu piersią i o aferze ze zdjęciami matek karmiących swoje dzieci w miejscach publicznych. Sama nie rozumiem o co tyle krzyku, bo jak można potępiać kobietę, która karmi swoje dziecko? Czy gorszącym jest widok drugiego człowieka podczas posiłku lub zaspakajania pragnienia? Przecież w tym przypadku "cyc" jest niczym innym jak butelką z wodą, bądź miseczką z mleczkiem. Jest to najpiękniejszy widok pod słońcem. Ludzie powinni być dumni, że kobiety w dzisiejszych czasach chcą i karmią piersią. Zwłaszcza, że rynek aż pęka od ilości ofert mlek modyfikowanych. Sama zmuszona byłam karmić Bartka w miejscach publicznych, a dokładniej na uczelni. Co prawda, zazwyczaj staram się znaleźć ustronne, zacienione miejsce, z możliwością wygodnego usadowienia swojego i Bartulkowego zadka. Z reguły są to nieużywane schody w mało uczęszczanym miejscu, prywatny samochód lub pobliski park, ale nie zawsze tak się da. Sytuację z parku opisywałam już tutaj, niemożliwością było znaleźć wolną ławkę, a Bąbel płakał. Nie mogłam pozwolić, żeby się odwodnił. Nie należę do osób, które lubią pokazywać swoje ciało publicznie, dlatego z reguły staram się znaleźć miejsce spokojne, w którym Malutka Czekoladka będzie mogła "delektować" się swoim posiłkiem, ale tak jak wspomniałam, nie zawsze jest taka możliwość. Spotkałam się zarówno ze zrozumieniem (np. moje wesele - szef restauracji zorganizował dla mnie specjalnie wydzielone miejsce do karmienia Synka, żebym bez skrępowania i niepotrzebnych komentarzy w spokoju mogła oddać się naszej magicznej chwili), jak i nie zrozumieniem mojej sytuacji (przypadek w parku). Sama jestem zdania, że człowiek, który uważa, że publiczne karmienie piersią jest gorszące powinien chwileczkę zastanowić się nad sobą i swoją seksualnością. Skoro uważa, że pierś kobiety jest obiektem seksualnym, w szczególności w takim magicznym momencie to znaczy, że sam ma jakiś problem ze sobą i ze swoimi fantazjami. Jakby na to nie patrzeć, jesteśmy ssakami i jak sama nazwa wskazuje ssanie jest czymś naturalnym. Naturalnym, by przetrwać i prawidłowo rozwijać się. I decyzją matki jest czy nakarmi je publicznie czy ukryta za prowizorycznym parawanem z pieluch tetrowych. To nie jest widzi mi się matki, że wystawia cyca na widok publiczny. Jeżeli tak to "razi po oczach to najpierw stwórzmy godziwe miejsca do karmienia, a dopiero potem wymagajmy od matek niepublicznego żywienia dziecka. I mała rada dla tych, których to gorszy - odwróć głowę i nie patrz! Nikt Cię do tego nie zmusza... A tak w ogóle, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Więc przemyśl sobie to "diabełku", czy chcesz patrzeć i się gorszyć czy jednak dasz spokój ludziom i pozwolisz im w spokoju egzystować. ]:->


Na koniec zapraszam do poczytania opinii innych matek. Lista blogów, na których został podjęty temat wystawy zdjęć z matkami karmiącymi znajduje się na  http://www.blog.przedporodem.pl/kto-zdenerwowal-karmiace-mamy/.
***

czwartek, 16 czerwca 2011

Mój Chłopczyk.



W Tanzanii posiadanie Syna jest niemal sprawą priorytetową. Marzeniem każdego mężczyzny jest spłodzenie Syna, z którym można spędzić czas w męskim towarzystwie, pogadać na poważne tematy przy wypasie bydła i co ważne, przekazać mu w przyszłości swój dobytek. Stąd nie dziwi mnie wielka miłość Dużej Czekoladki do Bartulka. Wręcz duma wycieka mu uszami, gdy wspomina rodzinie czy znajomym o SYNKU. Mąż snuje wizję ich wspólnego grania w piłkę, jedzenia wspólnie ugali oraz spędzania czysto męskiego czasu. A ja? Godzę się na te jego wszystkie wizje, jednocześnie widząc oczami wyobraźni moją Czekoladkę biegnącą z radością do mamy i wpadającą w moje objęcia. Bo nie ma to jak u Mamy. I pomyśleć, że na początku ciąży myśląc o dziecku w brzuszku miałam wizję ślicznej Mulateczki z kręconymi włoskami. Imiona wybierałam tylko pod dziewczynkę, Synek wciąż był bezimienny. Co prawda, na początku określałam ją "Bobkiem", ale łudziłam się, że między nóżkami nic tam nie dynda :P. Oczywiście Duża Czekoladka była przekonana, że Bobek to Syn i nie przyjmował innej opcji. Wszystko wyjaśniło się dokładnie 17.09.2010 roku. Doktor patrząc na monitor USG cichutko, pomiędzy gąszczem wszystkich podawanych informacji zakomunikował: "A tak w ogóle to Syn będzie. Widzę coś pomiędzy nóżkami". Nie powiem, żebym się ucieszyła. Bardziej poczułam zawód, że znowu przegrałam, a A. jak zwykle miał rację. Pamiętam jak po wyjściu od lekarza chwyciłam za telefon, wybrałam Mamę i powiedziałam: "Mamo... Bobek to jest Bob! Taki prawdziwy Bob!". Mama z zawodem w głosie stwierdziła: "A więc nie jestem babcią. Jestem żoną dziadka". Prawda jest taka, że przed zajściem w ciążę zawsze marzyłam o chłopczyku, a w drugiej kolejności o dziewczynce (zupełnie jak u mnie w domku. Mam starszego brata i uważam, że jest to idealne rozwiązanie). Natomiast w momencie samej ciąży wizja chłopca mnie przerażała. Sama jestem dziewczyną (:P) i byłam pewna, że łatwiej będzie mi się zająć małą kobietką. Tymczasem z perspektywy tych 3 miesięcy muszę przyznać, że w tym momencie nie wyobrażam sobie, że mój Bobuś miałby okazać się Bobeczką. Naprawdę. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że miałabym pielęgnować "trombocyta żeńskiego" zamiast mojego małego sisiorka :P. Nawet zaraz po porodzie, jak mi podano Synka na pierś, pierwszym moim odruchem była weryfikacja przyrodzenia ;p. Nie chcę nikogo obrażać tym wpisem, bo wiadomo, że każdy ma inne odczucia i pewnie moje byłyby inne gdybym od samego początku miała dziewczynkę, ale na dzień dzisiejszy tak czuję. Codziennie dziękuję Panu, że Synek okazał się Synkiem. Moim malutkim przystojniakiem, który w przyszłości będzie o mnie dbał i pomagał Tacie i Dziadkowi w różnych męskich obowiązkach. Wyobrażam sobie jak biega za piłką, jak ogląda mecze Manchesteru z Tatą, a z wujkiem wygrywa w tenisa. 

www.ciacha.net

W moich marzeniach nie brakuje miejsca i dla mnie, i Babci. Przekonana jestem, że będzie naszym kochanym przytulaczkiem, który jak tylko poczuje się źle lub samotnie przybiegnie do nas i mocno przytuli się do cyca, jak to teraz ma w zwyczaju :P Oczywiście czasami będzie się wściekał jak dostanie buziaka, ale który mały Duży Mężczyzna przyzna się, że lubi czułości i przytulaski? Uwielbiam patrzeć na jego Czekoladowe ciałko w koszulkach polo, a od święta pod krawatem. Jest taki uroczy. Ach. Nie powiem. Wizja dziewczynki wciąż chodzi mi po głowie, dosyć często mówimy o niej, jakby była już obecna w naszym życiu, ale ja sama na razie, po przykrych doświadczeniach porodowych, odsuwam tą wizję w głąb swojej głowy. Poczekam kilka lat, być może przykre wspomnienia odejdą w niepamięć, my sami usamodzielnimy się, znajdziemy dobrze płatną pracę, odchowamy Synka i być może wtedy zdecydujemy się na naszą A.D.J. :)))))) (bo imiona już są wybrane, ale na razie będą naszą słodką, czekoladową, rodzinną tajemnicą :P). O córeczce już wspominałam w tym wpisie http://mtoto-wangu.blogspot.com/2010/12/widziaes-kiedys-czarnego-mikoaja-p.html

www.kozaczek.pl

***

wtorek, 14 czerwca 2011

14ście tygodni mego Synka.

Na sam początek może kilka słów o skokach rozwojowych dzieci. Wkleję tutaj informacje o poszczególnych etapach rozwoju dziecka, których już doświadczyłam. Tak ku pamięci ;p Część z "burzowych tygodni" dała mi już nieźle w kość, ale z tego co tak analizuję poniższy wykres wynika, że duża część chmurek jeszcze przede mną. Aaaaa.

Czerwonymi "ptaszkami" zaznaczyłam umiejętności, które zaobserwowałam u Czekoladki.

(Zaznaczam, że informacje tutaj użyte nie są przeze mnie napisane. Źródło, z którego skorzystałam to: http://parenting.pl/noworodki-i-niemowlaki/2063-skoki-rozwojowe-1-rok-zycia.html)

 

Czarne tygodnie oznaczają okresy marudzenia, czasem dziwnych i niezrozumiałych zachowań maluchów. Tygodnie z piorunem to "punkty kulminacyjne" - czyli już wiemy kiedy z domu uciekać i nie wracać. Natomiast podczas tygodni ze słoneczkiem mamy małego aniołka, kochanego cukiereczka zadowolonego z życia.

Nie są to okresy związane z rozwojem fizycznym, ale rozwojem układu nerwowego, czyli psychicznym. Rozwój mózgu i systemu nerwowego sprawia, że dzieci poddawane są jeszcze większym bodźcom doznaniowym niż dotychczas. Stąd stres, trudności w zasypianiu i ogólny niepokój. Nie martw się, to potrwa ok tygodnia. Każdy skok poprzedzony jest bezpośrednio okresem, kiedy dziecko jest marudne, ma problemy ze spaniem i wymaga więcej uwagi od rodziców. Może niekiedy się wydawać, że dzieci nawet cofnęły się w swoim rozwoju, natomiast, gdy następuje sam skok często ma się wrażenie, że dziecko nauczyło się wielu nowych rzeczy dosłownie przez jedną noc. Na początku okresy są krótkie, mogą trwać parę dni a im dziecko jest starsze, tym okresy te są dłuższe.
(Uwaga: dzieci urodzone np. 2 tyg później przechodzą swój skok 2 tyg wcześniej i odpowiednio dzieci urodzone wcześniej przechodzą to później. Wszystko związane jest z rozwojem mózgu dziecka).

Okresy skoków:

5 tygodni (wrażenia),
7-9 tygodni (wzory),
11-12 tygodni (niuanse),
14-19 tygodni (wydarzenia),
22-26 tygodni (relacje- lek separacyjny),
33-37 tygodni (kategorie),
41-46 tygodni (sekwencje)

Jakie są symptomy kolejnego skoku?
Przeważnie dziecko "chce z powrotem do mamy", zaczyna być marudne, wymaga ciągłej uwagi, gorzej je, gorzej śpi lub nagle przestaje robić to czego się już nauczyło, tak jakby cofało się w swoim rozwoju. Taki kryzys jest dla mamy i dziecka bardzo stresujący bo z punktu widzenia dzidzi nagle wszystko się w jego światku zmienia i jest przestraszone, stąd to wiszenie na mamie i cycku- bo tam czuje się najbezpieczniej. Mamy czują się sfrustrowane ciągle płaczącym dzieckiem, i nie rozumieją co się z nim dzieje.

Skok w wieku 5 tygodni

Dziecko zaczyna być bardziej uważne i ”obudzone”, wszystkie zmysły są wrażliwsze niż wcześniej. Od tej pory dziecko słyszy, widzi czuje zapach i smak zupełnie inaczej niż dotąd i to może się mu wydawać niezrozumiale i przerażające. Jedynym sposobem wyrażenia tego strachu jest krzyk i płacz oraz szukanie bezpieczeństwa w ramionach rodziców.

Nowe umiejętności:

- Patrzy słucha uważniej i dłużej v
- Jest bardziej świadome dotyku, zapachów
v
- Uśmiecha się po raz pierwszy lub częściej niż przedtem v
- Układ pokarmowy może funkcjonować lepiej np dziecku odbija się rzadziej, rzadziej wymiotuje (ciężko stwierdzić w przypadku Czekoladki z racji używanego zagęszczacza)
- Może płakać prawdziwymi łzami po raz pierwszy
v

8 tydzień

Dziecko zaczyna rozróżniać wzory w dźwiękach, zapachach i smaku, zauważa, ze jego dłonie należą do niego i jakie to uczucie gdy trzyma się ręce ponad głową czy przed sobą. Dziecko zaczyna mieć kontrolę nad swoimi ruchami, ale nadal są one nieskoordynowane.

Nowe umiejętności:

- Podnosi głowę
v
- Przekręca się ze strony na brzuch i plecy (być może to robi, ale z racji ulewań pozycja na brzuszku jest przez nas odkrywana od niedawna)
- Kopie nóżkami i macha raczkami
v
- Chce siedzieć na Twoich kolanach v
- Dotyka przedmiotów v
- Próbuje złapać przedmiot v
- Trzyma przedmiot v
- Patrzy na ludzi wokół v
- Patrzy na wyraz twarzy v
- Patrzy na przedmioty, które się świecą v
- Wydaje krótkie dźwięki i słucha siebie samego v
- Lubi słuchać piosenek v

Nie wszystkie dzieci umieją robić to wszystko – rożne dzieci preferują różne czynności i różnie intensywnie je ćwiczą.

12 tydzień

Jak wcześniej możesz zauważyć, że dziecko jest bardziej krzykliwe, marudne, śpi i je gorzej lub jest cichsze niż przedtem. W wieku 12 tygodni dziecko wkracza w świat zniuansowany: dziecko uczy się rozumieć delikatne różnice i zachowywać się zróżnicowanie. Może np. słyszeć różnice w tonie głosu, zauważać jak zmienia się światło w pokoju, kiedy słońce skryje się za chmurę. Zauważysz, że ruchy dziecka są bardziej miękkie kiedy wyciąga rączki, by coś schwycić lub gdy odwraca głowę śledząc jakiś ruch.

Nowe umiejętności:

- Potrafi skoordynować ruchy oczu i głowy śledząc ruch
v
- Podnosi się do pozycji siedzącej trzymając się Twoich dłoni v
- Odpycha się obiema nóżkami leżąc w foteliku lub na kocu v
- Łapie przedmioty obiema raczkami v
- Wkłada wszystko do buzi v
- Ogląda i bawi się rączkami v
- Zauważa, że może piszczeć i zmienia ton głosu v
- Robi bąble ze śliny v
- Wyraźnie daje do zrozumienia, że jest znudzone gdy np - zbyt długo patrzy na tą samą zabawkę v

19 tydzień

Marudne okresy zaczynają być coraz dłuższe, mogą trwać aż do 6 tygodni i zacząć się już w 14-tym tygodniu.

Dziecko zaczyna rozumieć zdarzenia, w sensie krótkich sekwencji przechodzących z jednego w inny wzór. Innymi słowy może np nauczyć się wyciągnąć rękę po zabawkę, złapać ją jedną ręką, potrząsnąć, przekręcić i włożyć do buzi. Inny przykład to fakt, że dziecko może łączyć dźwięki w sekwencje – np mamama, tatata.

Nowe umiejętności:

- Przekręca się z pleców na brzuch lub odwrotnie
- Próbuje raczkować
- Podpiera się na rękach i podnosi tułów
- Lubi ruszać ustami, wypina język
v
- Może wziąć przedmiot do jednej reki i przełożyć go do drugiej
- Wkłada rzeczy, rękę mamy, taty do buzi, żeby je zbadać, ugryźć
v
- Próbuje uderzać zabawkami o stół
- Zrzuca świadomie zabawki na podłogę
- Szuka rodziców
- Reaguje na własne odbicie w lustrze radością lub strachem
v
- Reaguje na własne imię
- Rozumie słowa
- Wymawia nowe dźwięki vvv,sss, zzz, rrr itd
- Używa spółgłosek
- Wyciąga ręce, gdy chce by je podnieść
v
- Cmoka ustami, gdy jest głodne v
- Odpycha butelkę/pierś gdy się naje v
- Może przesadnie reagować np zakasłać jeszcze raz gdy rodzice zareagowali na poprzednie zakasłanie


A co teraz sprawia największą frajdę Czekoladce?
  • wkładanie paluszków do buzi,
  • wyciąganie smoczka palcem lub za pomocą kółeczka od smoczka, a następnie co? Ano pakowanie paluszków do buzi,
  • podnoszenie głowy i prostowanie się w pozycji siedzącej na rękach Mamy/Taty/Babci/Dziadka
  • śmianie się od ucha do ucha i gaworzenie językiem bliżej nieokreślonym ;p z jednoczesną zmianą natężenia głosu,
  • naprzemienne kopanie nóżkami w brzuch Mamy ;p (uwielbiam wyraz twarzy Bartulka podczas tej czynności),
  • prawie pionowe podnoszenie nóg jak do świecy,
  • odpychanie cyca, szczypanie dwoma paluszkami i drapanie,
  • zasypianie z bluzką Mamy/Babci w dłoni,
  • oglądanie telewizji (!!!!!!!!!!!!!!), oczywiście dbam o to, żeby nie było to nagminne,
  • obserwowanie świata z rąk Mamy/Taty/Babci,
  • puszczanie baniek ze śliny,
  • widok kieliszka z zagęszczaczem (odgłosy przy tym są nieziemskie ;p)
Hmmm, zapewne jeszcze kilka rzeczy mogłabym tu dopisać, ale na tą chwilę nie mogę sobie nic więcej przypomnieć. Jedno jest pewne - Czekoladka rozwija się w zastraszającym dla mnie tempie. I pomyśleć, że już za niedługo te wszystkie czynności będą tylko wspomnieniem...

***
Tadam! W końcu prezentuję bujaczko - kołyskę Synka. Jest to prezent od pracowników Czekoladowej Babci dla Wnuczka. Kołyska sama się buja (ustawia się poziom od 0 do 3) i jednocześnie gra 6 melodyjek (z różnym natężeniem głośności). W bujaczku znajdują się pasy zabezpieczające przed wypadnięciem. Pałąk z zabaweczkami został zakupiony dodatkowo przeze mnie i przez Czekoladową Babcię :)))) Na razie Synek potrafi wysiedzieć tam max. 20 minut (nawet nie wymagam, żeby siedział tam dłużej, jest jeszcze na to za mały). Hmm.. nie moja wina, że Bobuś jest ciekawy świata i nie lubi siedzieć w miejscu ;p 



***
Aaaa... zapomniałabym. Dzisiaj firma HiPP zrobiła mi miłą niespodziankę i obdarowała smakołykami dla Bartulka na 4 miesiąc. Dziękujemy :)



***