środa, 23 lutego 2011

A może by tak w sobotę? :)

Hehe, mój A. twierdzi, że Synek urodzi się w sobotę, tak jak on. W sumie nie sprzeciwiam się temu pomysłowi, bo po pierwsze A. będzie wtedy ze mną, do szpitala mamy blisko, a po drugie miałabym wizję opuszczenia tylko marca na uczelni, a tak to jestem zawieszona w próżni. Dzisiaj byłam teoretycznie (nigdy nie wiadomo co mi do głowy wpadnie) ostatni raz na uczelni. Pozałatwiałam do końca sprawy z prowadzącymi, wszyscy, ale to wszyscy poszli mi niesamowicie na rękę. Dzisiaj słyszałam tylko teksty typu: "Dzidziuś jest najważniejszy". "Super sprawa, nic tylko się cieszyć i przygotowywać się do powitania Dziecka". Także jak najbardziej pozytywnie. Jedna pani doktor nawet zapisała sobie przy moim nazwisku "baby", żeby przypadkiem nie zapomnieć, że się usprawiedliwiałam. Damy radę, co nie? Jestem im niesamowicie wdzięczna za taką wyrozumiałość, bo naprawdę się obawiałam jak to będzie. Już wszystko sobie zaplanowałam, jak to będzie jak się Synek urodzi, kto kiedy się nim opiekuje, ja sobie pozmieniam zajęcia na uczelni, w środę chcę zostawić sobie tylko zajęcia z judo, żeby mój A. na spokojnie skończył magisterkę i inne sprawy uczelniane. Mam nadzieję, że tym razem los ze mnie nie zakpi i wszystko co zaplanowałam teraz się ziści.

http://babyonline.pl/

A teraz kilka słów o moim Synku. A właściwie o oczekiwaniach na jego przyjście. Jestem gotowa, może nie do końca psychicznie (po ostatnim ktg), ale organizacyjnie tak. Dzisiaj obcięłam paznokcie  (smutno mi troszkę, bo zawsze chciałam mieć swoje długie paznokcie na ślubie, ale dla Synka wszystko :))), żeby bez obaw brać go na ręce i sprawować nad nim opiekę jak się już urodzi. Zmyłam lakier do paznokci (podobno sine paznokcie to pierwsza oznaka niedotlenienia organizmu, dlatego lekarz na nie patrzy w pierwszej kolejności). Wczoraj też spakowałyśmy z Mamą torbę do szpitala, jeszcze tylko muszę dorzucić ładowarkę, krem do ciała, dezodorant i inne środki czystości, ale to już w momencie skurczy. Wtedy (mam nadzieję) będę miała czas, żeby to wszystko dopakować i zabrać. Na razie spisałam sobie na kartce co mam tam wrzucić, żeby w czasie paniki o czymś nie zapomnieć. Hehe, jak widzicie przygotowania idą pełną parą.


Moje małe wspomnienie hehe ;p. Pociesza mnie fakt, że jak mam krótkie paznokcie to mogę robić różne wariacje z kolorami na nich. A to żółty z czarnym paskiem, a to flaga Tanzanii, a to ukochana czerwień mojego A, czy elektryczny róż. ;p Więc nie ma co rozpaczać, tylko trzeba znaleźć pozytywy całej sytuacji ;) A największym z największych pozytywów to jest wizja malutkiej Czekoladkiiiiiiiiiiiiiii! :)))))))))))

W sumie zostaje mi jeszcze dostarczenie papierów do USC, zamówienie obrączek, wybrania zaproszeń i zamówienie sali, ale nawet jak to się nie uda przed porodem, to potem po porodzie jakoś się to zorganizuje. Grunt, że ogarnęłam sprawy organizacyjne związane z uczelnią, bo nie chciałabym wrócić po porodzie i zobaczyć, że zostałam skreślona z listy studentów z powodu nieobecności. Tak więc: sesja zdana, angielski zdany, wszystko ustalone z prowadzącymi. Teraz tylko wyczekiwać porodu. A jeżeli już o nim mowa to od wczoraj boli mnie brzuch jak na okres, ciężko mi się poruszać, bo Bobuś naciska mi na szyjkę macicy, ale nie zniechęca mnie to w ogóle. Dzisiaj nawet wracałam sobie spacerkiem z uczelni, wszyscy się dziwą, że sama maszeruję sobie po mieście bez obaw nagłego odejścia wód, ale ja wiem, że Synek zna swój czas i raczej on nie jest w tym tygodniu. Chociaż nie ukrywam, że chciałabym, żeby wizja mojego A. się spełniła. Jakby na to nie patrzeć, to do terminu z OM zostało dokładnie 7 dni ;p



A teraz na potęgę muszę się najeść moimi ukochanymi smakołykami afrykańskimi, bo nie wiem jak to będzie podczas karmienia... ;p;p I właśnie odkryłam, że mam ochotę na pizzę funghi z Da Grasso z sosem czosnkowym. Mmmm.

***
Aktywność fizyczna - jestem dzisiaj bardzo zmęczona, wstałam o 4:45, żeby dojechać na zajęcia na 8 rano, ale jakoś rowerek mnie woła, więc dzisiaj na bank się z nim przywitam, ale nie wiem jak z resztą ćwiczeń.

rowerek stacjonarny - 20 km v
pilates v
wymachy nóg v

***

4 komentarze:

  1. No widać, że jesteś gotowa. to zupełnie jak ja - teraz już tylko siedzę i się wkurzam bo ja ready pełną gębą a Młody figę z makiem pokazuje.

    Moi znajomi też się dziwią, że się kulam sama na KTG na przykład ale co mam siedzieć w domu i gnuśnieć?
    Ściskam i czekamy na informację o pojawieniu się Czekoladki na świecie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czekamy i powodzenia :) Też byłam wcześniej przygotowana, a potem tylko czekałam. Bdb, że na uczelni wszystko udało Ci się załatwić, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja podziwiam sprawność i siłę, bo ja już miesiąc przed terminem ledwie chodziłam (a urodziłam w 38tc). Ale fakt, że ja wtedy miałam 30kg na plusie...
    Pozdrawiam ciepło Mamusię Małej Czekoladki i czekam na dalsze wieści :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz u nas we Francji podczas karmienia mozna jesc wsztstko cvo sie chce. dziecko wtedy poznaje smaki i nie ma w przyszlosci wstreu np do czosnku, wiec i ja jadlam wszystko na co mialam ochote. Nie wiem dlaczego w Polsce jest to zakazane...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)