wtorek, 30 listopada 2010

Nie taka prosta krzywa cukrowa.

Na wstępie pragnę podziękować wszystkim za komentarze i wsparcie. Jesteście niesamowite (hmm... chyba żaden pan jak do tej pory nie komentował mojego bloga, więc chyba nikogo nie pomijam ;> Oczywiście, jeżeli jest inaczej to proszę mnie poprawić. ;p).
Jak już wczoraj wspominałam, dzisiaj miało miejsce TO wydarzenie. Okropne badanie z glukozą. I nie przesadzam z tym określeniem. Ale może od początku...
Z niespokojnym sercem poszłam wieczorem do łóżeczka, obudziłam się w okolicach 5 rano i od tej pory nie mogłam już zasnąć. Miałam w sobie jakiś wewnętrzny niepokój, jeszcze w nocy taki skurcz łydki mnie złapał, że myślałam, że to mój koniec! Do tej pory czuję ból w lewej nodze. Na szczęście mama o tej porze też już nie spała, więc miałam z kim spędzić ten czas i pożalić się na głupie skurcze. Po jakimś czasie znowu położyłam się do łóżka, nawet usnęłam na chwilkę. Punkt 7 wyruszyłam do laboratorium - zaopatrzona w kubek ze świnką, połówkę cytryny, glukozę w pudełeczku z apteki (75g), hehe mocz :D i pieniążki. Na początek przywitała nas "malutka" kolejeczka do okienka ;p, ale dosyć żwawo się poruszała, więc nawet nie narzekamy. Później pierwsze pobranie krwi na czczo, zarówno do badania glukozy, jak i do ogólnej morfologii. Jakieś 5 minut później przed naszymi oczkami wyłoniła się przezroczysta ciecz w plastikowym kubeczku (buuu, aż usłyszałam kwik mojego kubeczka z torebki). Hmmm... jakbym nie wiedziała, że to rozpuszczona glukoza to pomyślałabym, że to najzwyklejsza woda ;p Oczywiście oceniając wizualnie, bo smakowo nie było już tak wodniście. ;p
Nie długo myśląc, wzięłam plastikowy kubeczek do dłoni, powąchałam (w sumie zapachu jakiegoś konkretnego to nie miało, można było wyczuć lekką woń rozpuszczonego cukru),  nawet nie dodałam cytryny (może to był właśnie błąd ?), szybko przechyliłam kubek i wzięłam pierwszy duży łyk. Potem drugi, trzeci i czwarty. Szybko poszło - pomyślałam. Po upływie jakiś 5 sekund doszedł sygnał do mózgu - Boże, jakie to jest okropnie słodkie! Zaraz wypali mi gardło.
Chwilkę posiedziałam i wyruszyłam w kierunku domu (pani pozwoliła mi wrócić do domku bo mieszkam blisko, ale musiałam iść bardzo wolno, żeby nie sfałszować wyników badania). Droga była niesamowitą męką - nie wiem jak Wy, ale ja nie umiem chodzić wolno, najnormalniej w świecie taki spacer mnie męczy! Po dotarciu do domku włączyłam sobie komputer, poczytałam komentarze na blogu i zrobiło mi się dziwnie słabo (hehehe ale nie od Waszych komentarzy, broń Panie Boże), mogę to porównać do kaca po mega ostrej imprezie hehe ;p  Stwierdziłam, że to nie dla mnie i może lepiej pooglądam DDTVN (buuu, po raz trzeci w mojej karierze nic nie wygrałam w konkursie mailowym :( ) Tak też zrobiłam, ale moje ciało dalej odmawiało mi posłuszeństwa, czułam się dziwnie słaba, dlatego postanowiłam usiąść sobie skulona na podłodze. Troszkę pomogło, ale generalnie obawiałam się, że lada chwila cała glukoza zasili szczury w rurach. Jedynie myśl, że jak to zwrócę to będę musiała to znowu powtarzać trzymała to świństwo we mnie. Minęła godzina... półtorej godziny. Czas się zbierać (w końcu znowu będę udawać żółwia, więc lepiej wyjść wcześniej). Dotarłam na miejsce jakieś 10 minut przed czasem, chwilkę posiedziałam i weszłam do środka. Pani pobrała mi drugi raz krew, niestety źle mi się wbiła w żyłę i teraz mam olbrzymiego siniaka :( Boli mnie ręka, jakby mnie ktoś pobił. No, ale nieważne. Grunt, że to przeżyłam. Synek nawet zachowywał się przyzwoicie, chyba też mu się nie podobała ta dawka cukru, bo przestał kopać (co dziwne, bo podobno dzieci po tym badaniu nieźle szaleją). 
Reasumując, badanie jest do przeżycia, jednakże nie chciałabym go znowu powtarzać. Bynajmniej nie w przeciągu najbliższych 2 lat. Najgorzej czułam się przez pierwszą godzinę, potem było lepiej. Po powrocie z badania wszamałam sobie serek Danio z bułeczką (nie wiedziałam, że serek może być tak słodki! nie wiem czy miałam zaburzone kubki smakowe, czy jak, ale naprawdę pierwszy raz w życiu nie smakował mi serek Danio), wypiłam herbatkę (oczywiście gorzką, zresztą jak zawsze!), naprawdę delektowałam się jej smakiem. Wyniki badań mam jutro, ale pójdę po nie dopiero w czwartek, gdyż jutro nie zdążę przed uczelnią, a po uczelni laboratorium będzie zamknięte. Teraz tylko modlę się o dobre wyniki, zarówno z glukozy, morfologii jak i moczu :))))) Trzymajcie kciukasy!
No cóż, moje Drogie Panie - Das ist Ende. :)))))))))))))


Hasło mojego brata (24 lata) : "wiesz co? Ty jak jedziesz busem to jesteś normalnie bus w busie. Bus przewozi ludzi, a Ty dodatkowo przewozisz człowieczka"  Ach te jego złote myśli, bezcenne.

ps. pierwszy dzień "dietki", hehe pomijamy fakt wypicia 75ml glukozy. Na razie idzie ok. Zobaczymy jak będzie później. ;p 

***

poniedziałek, 29 listopada 2010

jedz dla dwóch, a nie za dwoje.

Melduję się po wizycie u mojego Lekarza. Na początek może troszkę faktów odnośnie mojego Synka (tak, tak... Synek pozostał Synkiem, mam wszystko udokumentowane, hehe, nic nie może się teraz zmienić :))))
Śmiało mogę napisać, że Doktor zrobił mojemu Bobkowi sesję rodem z Playboya (ach, gdyby tylko Bobek był panią Bobkową, to te fotki warte by były miliony hehe), wszystko widać jak na dłoni, a Synek nawet nie raczył się zasłonić ;p Bezwstydnik, a fe. ;) (jedną z fotek załączam poniżej hehehe, w czerwonym kółeczku dowód na to, że mój Syn jest prawdziwym Mężczyzną, z krwi i kości :D, część nogi + wiadomo co ;)). A teraz wszystkie Małe kobietki zasłaniają oczka, raz, dwa :). A tak na poważnie, Bobuś jest zdrowiutki jak rybka, ruchliwy jak na prawdziwego Afrykańczyka przystało, cały czas uciekał przed czujnym aparatem usg ;p Aż się Doktor śmiał, że Bobek go nie lubi ;)))) Co jak co, ale wg mnie to i tak było nic w porównaniu z tym, co On wyprawia w nocy. ;p Serduszko zdrowiutkie, pika sobie idealnie, wszystko ładnie wykształcone, nóżki, główka, rączki. Ale, ale! Jak się okazało Bobek zrobił mi psikusa i jest młodszy o tydzień. Tak więc, nie jestem w 27 tygodniu ciąży, tylko 26! Czyli na 7 miesiąc jeszcze poczekam do przyszłego tygodnia. Ale jakby na to nie patrzeć Synek spisuje się na medal i ładnie się rozwija. Idealnie jak na swój wiek. :) 
Gorzej z Mamą (czyt. mną :( ), po pierwsze waga wskazuje za dużo, aż lekarz mi powiedział, że troszkę przesadzam i trzeba porzucić złe nawyki. Tak więc, wielkie postanowienie poprawy! Od jutra koniec ze słodyczami, solą, białym pieczywem i pysznymi, ale niestety tłustymi daniami mojego Ukochanego A. Czas w końcu wprowadzić w życie zasadę z tytułu postu... tak dalej być nie może. Jestem załamana :((((((((((((((
Co więcej, muszę znowu brać globulki bo niestety Doktora niepokoi co nieco, a wiadomo, że w ciąży nie ma żartów :( Poza tym, ciśnienie mam jakieś takie nie-teges, aż Doktor zmierzył drugi raz, a tu to samo... na szczęście wszystko jest w granicach normy. Najprawdopodobniej to wynik lekkiego stresu, bo niestety zauważyłam, że bardzo denerwuję się przed wizytami u Lekarzy. What's more? Opowiedziałam Doktorowi o moich skurczach stóp i łydek, dostałam sporą dawkę Asparginu do łykania, natomiast sprawa żebra została wytłumaczona tak jak myślałam: To jest i tak najmniejszy ból jaki Panią czeka jeszcze do końca ciąży, nie takie bóle będą Pani dokuczać ;p Pocieszające. ;)
I teraz najgorsze - jutro idę zrobić test obciążenia glukozą. Naczytałam się o tym badaniu sporo w internecie i większość kobiet narzeka na to badanie. Ciekawe jak będzie u mnie. Szczerze? Obawiam się :( Ale niech się dzieje wola nieba... Glukoza kupiona, cytryna czeka w lodówce... Damy radę? Nie ja pierwszy, nie ja ostatnia. Jednakże proszę Was o wsparcie tomorrow morning.

***
Z innej beczki - moje rękawiczki są po prostu idealne na taką pogodę jaką mamy obecnie za oknem. 
Powtórzę to, a nawet podkreślę - IDEALNE!
Cieplutki wewnętrzny polarek idealnie ogrzewa dłonie, a kożuszek przyjemnie smyra po twarzy ;p
Ich zakup był strzałem w 10!  Z czystym sumieniem mogę je polecić każdemu :)))))

***
Dzisiaj z Synkiem szlifowaliśmy już poznane tańce towarzyskie,a nawet doszedł nowy - samba. 
I jak tu mój Synek ma być spokojny i nie kopać? No jak? On po prostu usilnie trenuje bo widzi, że Matka nie daje rady. :))))))))))))))))

http://img2.timeinc.net/

***
serdecznie wszystkich pozdrawiam, troszkę (?) zdołowana


zawsze aktywna Czekoladka :)

sobota, 27 listopada 2010

Bobusiowe zakupki, czyli z serii jak Babcia zaszalała w sklepie.

Proszę, proszę. Jeszcze niedawno pisałam swoją małą wish listę, a teraz praktycznie nic z niej nie pozostało. 
Otóż jak już wczoraj wspominałam, za pieniążki z wyborów kupiłam sobie moje wymarzone futrzane rękawiczki. Można napisać, że perfumy pomalutku "się realizują", a dziś Babcia-Mikołaj obdarowała Małą Czekoladkę takimi oto cudeńkami. :)))))))))))


Nie pozostaje nam nic innego, jak teraz ładnie podziękować Bobusiowej Babci:
DZIĘ-KU-JE-MY! :*

http://republika.pl/

***
A Tobie, mój Drogi Synku, niech się wszystko dobrze nosi :)
Już widzę oczami wyobraźni Twoje Czekoladowe ciałko w tych wszystkich ślicznościach...
Ach, Słoneczko! Nie mogę się już Ciebie doczekać. :)
Swoją drogą pochwalimy się z Bobusiem, że jutro zaczynamy 7 miesiąc, tym samym wchodzimy w III trymestr ciąży... ♥


***

piątek, 26 listopada 2010

Ja i On.

Zabawne jak człowiek może pokochać drugą istotę, nawet nie wiedząc jak ona wygląda, jaki ma kolor oczu czy włosów, jaki ma kształt noska, jaki uśmiech...
Spotykając swoją drugą połowę na ulicy/pubie/kościele/szkole... jesteśmy w stanie określić czy dana osoba nam się podoba, czy nas pociąga, czy jest ta tzw. "chemia" między nami. Najpierw jest faza poznawania, zauroczenia i w końcu przychodzi ten magiczny czas kiedy pada pierwsze "kocham Cię". A tutaj?
Nie potrzebne jest nic, żadne wzajemne poznawanie się, żadne spotykanie, przytulanie. Wystarczy sam fakt, że ktoś tam jest. Pod naszym sercem. Nasza krew, cząstka Nas. Już od samego momentu pojawienia się dwóch kresek na teście człowiek się zmienia, podporządkowuje swoje życie tej wyjątkowej osobie. Zmienia swoje nawyki żywieniowe, porzuca wszelkie używki, oszczędza się, liczy się z "tym kimś w środku", każda podjęta decyzja jest analizowana pod względem tego małego Bąbelka. On jest najważniejszy. Jest królem.
Niesamowite jest to, jak taka mała istotka potrafi zrewolucjonizować życie dorosłego człowieka, wszystko podporządkowane jest temu Okruszkowi, który nawet nie umie słowami wyrazić swojego zdania, za to ma inne skuteczne sposoby. Mój Mały Książę już od kilku miesięcy potrafi pokazać, że ma swoje zdanie.
Maaaaaaaamo! Nie leż na prawym boku bo mi niewygodnie, słyszysz? nie leż tak bo mi niewygodnie! i kop. i drugi. i trzeci. i chcąc nie chcąc trzeba zmienić pozycję na taką jaką chce dziecko, a nie pozostać w takiej, w jakiej nam najwygodniej. Niby taki Okruszek, a tak potrafi rządzić. Charakter ma chyba po mnie. A szkoda. Wolałabym, żeby był spokojny i ułożony jak Tata. Ale zobaczymy jak to będzie.
Wiedz jedno drogi Synku, pomimo tego, że traktujesz mój brzuch jak swoje królestwo, to ja jednak też mam do niego jakieś prawa. ;p A, że "idę Ci na rękę" to tylko dlatego, że Cię kocham najbardziej na świecie. :*


ps. pierwsza rzecz z mojej wish listy jest w moich rękach. I to dosłownie.
Pomimo wielu przeszkód i kłótni mam je! Maaaaaaaam.
A co. Jest wypłatka, są rękawiczki. :)
Zimo! Możesz nadchodzić :)))))
<3

ps. kocham Cię A.K. i dziękuję za śliczną różę :*
wiem, że jestem najbardziej upierdliwą osobą na świecie. Wybacz :*

***

wtorek, 23 listopada 2010

uf, ach - czyli ćwiczymy w ciąży + fotka brzuszka w 26tc.

Z własnego doświadczenia wiem, jak minimalna aktywność fizyczna pozytywnie wpływa na samopoczucie, poprawę wyglądu i humoru kobiety. Przed ciążą byłam dosyć aktywna pod względem sportowym, zarówno przez rodzaj uczelni, na której studiuję, jak i przez rodzinne wychowanie - tenis, squash, basen, jogging, brzuszki (TamileeWebb czy też ABS), hula hop, turystyka górska, czy też inne formy rozładowywania napięcia nie są mi obce. Po zrobieniu testu ciążowego i ujrzeniu 2 kresek w głowie zapaliła mi się czerwona lampka i od razu napłynęła myśl - "hallo, jak to teraz będzie? mam zrezygnować z tego co kocham i sprawia mi radość?". Od razu porzuciłam tenisa, squasha, hula hop, brzuszki i rowerek stacjonarny, wolałam poczekać z tym wszystkim najpierw do pierwszej wizyty u lekarza, ewentualnie do rozwiązania. Jedyną przyjemnością, której sobie nie odmówiłam była moja ukochana aktywność - turystyka górska, dokładnie w tym samym dniu, w którym dowiedziałam się o ciąży wyruszyłam z rodzicami do Zakopanego, a dokładniej hen hen wysoko w góry. Czułam się świetnie, mózg się dotlenił, Synek (jeszcze wtedy nie znałam płci, of course) miał okazję pooddychać świeżym górskim powietrzem i powoli oswajać się z pięknem tego świata. Ta mała wyprawa uświadomiła mi, że nie muszę rezygnować z ruchu, jeżeli tylko dobrze się czuję, nie robię nic ponad swoje siły i nie mam przeciwwskazań lekarskich. Wizyta u mojego lekarza jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziła, jestem zdrowa, ciąża przebiega prawidłowo, przed zajściem w ciążę byłam aktywna ruchowo, więc nie ma żadnych powodów na nagłą zmianę życia. Wiadomo, że na okres 9 miesięcy musiałam zrezygnować z hula hopu, brzuszków i intensywnego tenisa, ale rowerek stacjonarny jak najbardziej jest zalecany. Pierwszym krokiem po powrocie z wizyty lekarskiej było wpisanie w google formułek: aktywność fizyczna w ciąża, sport w ciąży, ćwiczenia dla kobiet w ciąży.
Ku mojej wielkiej radości wujek google mnie nie zawiódł i wyświetlił mi garść stron do przestudiowania na interesujący mnie temat. I ja, w tym oto poście chcę się z Wami podzielić moimi wiadomościami na temat sportu w ciąży, a także swoimi doświadczeniami sportowymi przez tych 6 miesięcy stanu błogosławionego.

Na samym początku muszę zaznaczyć, że każdą aktywność fizyczną powinniśmy ustalić z naszym lekarzem, ginekologiem-położnikiem, to on może zadecydować i wskazać ewentualne przeciwwskazania do uprawiania sportu w naszym przypadku.

Plusy uprawiania sportu w ciąży:
- to przede wszystkim dobry rozładowywacz stresu, złych emocji i napięć, uwalniające się endorfiny wpływają na nasz nastrój, a jak wiadomo: szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.
- ruch w ciąży pozwala utrzymać skórę w dobrej kondycji, zapobiega powstawaniu rozstępów i cellulitu,
- udowodnione jest, że ćwiczenia typu: joga, pilates zapobiegają i redukują bóle miednicy, kręgosłupa,
- aktywność fizyczna w czasie ciąży pomaga w dużym stopniu łatwiejszemu powrotowi do sylwetki sprzed tego okresu,
- jest duże prawdopodobieństwo łatwiejszego porodu u kobiet, które ćwiczą w ciąży, gdyż mięśnie nie są "zastane" i łatwiej im współpracować podczas porodu,
- co ważne, ćwiczenia pozytywnie wpływają na rozwój dziecka, krew szybciej krąży w naszym organizmie przez co Szkrab jest lepiej dotleniony i otrzymuje potrzebne substancje odżywcze, szybciej usuwane są również toksyny z naszego organizmu,
- tzw. ćwiczenia mięśni Kegla wpływają na szybszy poród, skurcze będą mniej odczuwalne, przez co poród będzie mniej bolesny,
- sport pomaga w pozbyciu się problemów z zaparciami, z bezsennością i złym humorem,

Nie będę tu przytaczać fragmentów artykułów na tematy: w którym trymestrze jakie ćwiczenia można wykonywać, jakie są przeciwwskazania itp. bo to by, było bez sensu, wujek google jest naprawdę w tym niezły, dlatego polecam wyszukanie sobie tych artykułów (jeśli jednak ktoś ma z tym problemy i nie może nic znaleźć to mogę podesłać fajne linki :)).
Chciałabym bardziej napisać tu o swoich doświadczeniach, o tym jaką formę aktywności sama stosuję i jak na mnie wpływa. Swoją drogą w przyszłości pragnę, żeby mój Synek był równie aktywny jak moja rodzina, postaram się "zaszczepić" w nim miłość do gór, sportu i spędzania czasu na świeżym powietrzu.

Jak już wspominałam główną formą mojej aktywności jest rowerek stacjonarny, codziennie przejeżdżam na nim 20 kilometrów (zajmuje mi to ok. 40 min), jeżdżę sobie na najmniejszym obciążeniu, bez żadnych szarżowań czy też popisów. Jest to spokojna, relaksująca jazda, dzięki której uspakajam się i wprowadzam w lepszy nastrój. :))) Kolejną formą jest tenis i tańce towarzyskie (uwierzcie mi, sama bym na to nie wpadła, ale jako, że jestem studentką sportowej uczelni to (nie)stety jest mi to dane). W większości artykułów i w książkach tenis jest raczej zakazywanym sportem w ciąży, ale jako, że przed tym stanem uprawiałam tą formę sportu, to wiem na ile mogę sobie pozwolić i w jakim wymiarze. Staram się nie robić nic ponad moje siły, jak tylko czuję, że Synek jest zmęczony siadam sobie spokojnie na boku i przyglądam się pląsom mojej grupy :)))) Jeżeli chodzi o tańce towarzyskie, jak do tej pory z Synkiem poznaliśmy tajniku rumby, czaczy, walca wiedeńskiego i angielskiego, jive i to, by było chyba na tyle. ;p Powiem Wam szczerze, że dziwnie się czuję tańcząc w trójkę z partnerem hehe. Jako, że Synek jest coraz bardziej widoczny mam obawy, że kogoś po prostu "zdzielę z Synka" w brzuch. ;p Na szczęście jeszcze nam się to nie zdarzyło i liczę, że nam się nie przydarzy taka "walka". Generalnie tańce same w sobie są przyjemne (pomijam fakt mojej słoniowatości i braku talentu tanecznego). Czujemy się dobrze, zarówno w trakcie, jak i po tańcach. Czasami zdarza się lekkie twardnienie brzuszka i kuksańce Bobcia, ale odbieram to jako jego formę uczestniczenia w tym śmiesznym widowisku. :)
What's next? Wszelakie spacerki, delikatne bieganie za autobusem hehehe, czy sporadyczny nordic walking może ominę bo raczej nie ma o czym tu opowiadać. Staram się nie traktować mojego stanu jak choroby, jest to szczególny okres, zarówno dla mnie jak i dla Synka, ale razem wiemy jak współpracować, jak tylko czuję, że coś jest "nie tak" staram się odpoczywać i w miarę możliwości leżeć.
Przez pierwszych 5 miesięcy codziennie wykonywałam ćwiczenia dla kobiet w ciąży typu joga, pilates i rozciąganie, sama nie wiem czemu z tego zrezygnowałam, dlatego postanowiłam na nowo wpleść je w moje życie. Ćwiczenia te polegają przede wszystkim na relaksie i skupianiu się na oddechu, dlatego z przyjemnością do nich wrócę. Poniżej podam przykłady niektórych ćwiczeń, które znajdują się w tym moim zestawie:






Jeżeli chodzi o pływanie to na razie nie odważyłam się iść na basen. Moja obawa wynika z powodu czysto zdrowotnego, nie jestem przekonana co do czystości pobliskich basenów, a niedawno uporałam się z infekcją i nie mam zamiaru powtarzać tego do końca życia. ;p Mam cichą nadzieję, że mi się to uda. Nie mówię, że na 100% nie skorzystam z basenu, być może znajdę odpowiedni basen i strój hehe i wtedy będe mogła podzielić się z Wami moimi doświadczeniami. :)

http://www.lidl.pl/

Moją nową (mam nadzieję) miłością jest duża dmuchana piłka, którą mam zamiar wkrótce porządnie "zmaltretować". Jest to mój nowy nabytek, mam nadzieję, że trafiony. :)
Na razie wykorzystuję go do siedzenia przed komputerem, gdy ból pleców i żeber nie daje mi spokoju, o dziwo pomaga. :)
Wrzucę tu kilka zestawów ćwiczeń, które mam zamiar wkrótce wypróbować.





Polecam również ten reportaż z DDTVN :)
 http://dziendobrytvn.plejada.pl/29,32094,news,1,1,jak_zadbac_o_zdrowie_noworodka,aktualnosci_detal.html

A na koniec fotka (special 4 Brzo :*) mojego brzucha w 26 tygodniu ciąży:)




***

poniedziałek, 22 listopada 2010

Santa can you hear me? I have been so good this year :)))))))))

Nie mogłam się powstrzymać. Wpis miał być zupełnie na inny temat, ale stwierdziłam,że dzisiaj jestem tak zmęczona, że nie mam siły nawet na obiecany temat o traktowaniu ciężarnych w pracy. Moja "dniówka", a może lepiej napisać "nocka" skończyła się o 10 rano dnia dzisiejszego (dla niezorientowanych podam, że wybory teoretycznie zaczęły się o godzinie 8 dnia 21.11., ale komisja zaczynała pracę o godzinie 7 rano). Jestem totalnie padnięta, ale tak już mam, że nie potrafię spać w dzień, no i czekam na noc, żeby móc w końcu odespać to, co zostało mi zabrane. ;p
Wybaczcie mi ten mały poślizg czasowy z obiecanym postem, postanowiłam dzisiaj nie myśleć o tym okropnym doświadczeniu i skupić się na czymś zupełnie innym. A na czym? Hyhy. Ano na nadchodzących Świętach, a co za tym idzie na prezentach. ;p Zrobiłam sobie taką małą wish listę, mam nadzieję, że chociaż jeden punkt z tej listy zostanie pozytywnie rozpatrzony przez Pana w Czerwonym Ubranku. :)))
Już nie mogę się doczekać kolejnych Świąt Bożego Narodzenia i kolejnych, i kolejnych. Będę robić super niespodzianki mojemu Synkowi, no i oczywiście Dużej Czekoladce :)

My wish list:


*cudne futrzane rękawiczki z H&M-u (foto pochodzi z blogu anxipanxi; rękawiczki, które obecnie znajdują się w sklepach są troszkę inne np. nie mają tych pomponików ale nie mogłam ich nigdzie znaleźć, dlatego posłużyłam się fotką ze wspomnianego bloga), wprost wymarzone na zimowe spacerki z wózeczkiem, bo jak wiadomo albo i nie, termin porodu mam na początek marca, a więc prawdopodobnie jeszcze będzie leżał śnieg hehe, no i już widzę oczami wyobraźni jak sobie spaceruję z Moim Synkiem pchając wózeczek w moich ślicznych futrzaczkach. :) hihihihi.

http://www.forum.wesele-lodz.pl/

*mmm, co tu dużo pisać, moje ukochane, wymarzone, cudowne perfumy Cool Water Davidoff. Uwielbiam ten zapach, jest taki orzeźwiający, delikatny, a zarazem intensywny i pociągający. Co dziwne, kojarzą mi się z czasami podstawówki, kiedy to moja koleżanka była w posiadaniu perfum o podobnej nucie zapachowej, zawsze wychodziłam od niej wypachniona na kilometr tymi właśnie perfumami. Już nie raz, nie dwa ten produkt pojawia się na mojej wish liście, ale niestety jeszcze nigdy nie został zrealizowany. Hehe jestem w stanie kupić je swojej mamie tylko po to, by móc jej je podkradać. :) Love You Mommy :*


*ten punkt nie powinien nikogo dziwić! W sumie jest najważniejszy i na 100% wkrótce zostanie zrealizowany, bo wstyd się przyznać, ale mój Synek poza maciupeńkimi skarpeteczkami nie ma jeszcze nic kupionego. Po prostu wyszłam z założenia, że nie ma co się spieszyć, jak to mówią w Tanzanii "pole pole".


*wiem, wiem, to może dziwić, ale Ci co mnie znają, wiedzą jakiego fioła mam na punkcie świnek, prosiaczków i wszelakich gadżetów z tymi słodziakami. :) Akurat ten budzik "chodzi" za mną już od ponad 2lat. Jest wprost nieziemski. W ogóle wszystko co ma w wizerunku prosiaczka jest dla mnie słodkie i raduje moje serce. Och, ach. :] Nie będę tu wypisywać wszystkich prezentów, które otrzymałam z fotkami świnek, bo to nie o to chodzi. Taki prezent zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

Jak na tą chwilę to są moje wszystkie "materialne życzenia" do Świętego Mikołaja. :) Nie oznacza to jednak, że wkrótce nie wpadnie mi do głowy coś zupełnie innego. :D Dlatego liczcie się moje drogie/moi drodzy, że może nastąpić aktualizacja mojej wish list. :))) A Wy macie swoje wymarzone prezenty i prośby do Św. Mikołaja?


ps. ":)))))))))))))))))))))" - special 4 my Chocolate :*
you know Baby, my style ;)
Nakupenda sana Mpenzi! :*

***
Z ♥ Bobusiem ♥ zaczęliśmy 26 tydzień ciąży, brzuszek znacznie się uwydatnił (wkrótce zrobię fotkę :))
i staje się coraz bardziej ciężki.
Ludzie zauważają moją ciążę, co wprowadza mnie czasami w zakłopotanie, ale o tym za jakiś czas.
Dokładnie za tydzień mamy kolejną wizytę u naszego doktora.
Już nie mogę się doczekać.


mały czekoladowy słowniczek:
-pole pole - powoli, powoli (hehe, uwielbiam to powiedzenie, tak samo, jak i mój Tata)
-nakupenda sana Mpenzi - kocham Cię bardzo Kochanie







***

sobota, 20 listopada 2010

998! pali się!

Wody! Wody? Pali się! Pali mniiiiiie!
Nie będę ukrywać, że miałam cichą nadzieję, że ta nieprzyjemna dolegliwość ominie mnie szerokim łukiem, ale niestety tak się nie stało. Jak na razie wszystkie ciążowe niedogodności lgną do mnie jak plemniczki do komórki jajowej i nie chcą się odczepić. Wystarczy, że przeczytam coś gdzieś, a za kilka dni/tygodni dokładnie to samo mnie atakuje.
Hmmm... chociaż jakby na to spojrzeć z perspektywy czasu to jednej niedogodności ciążowej udało mi się uniknąć. Eureka! Nie jestem takim Syzyfem jak myślałam! Przecież nie miałam ciążowych wymiotów. :D
Ale już "smak" porannych mdłości jest mi doskonale znany. ;)
Aktualnie zmagam się z pyrosis. Nazwa niepozorna, ale dolegliwość jest naprawdę nieprzyjemna. Zgaga, bo o niej mowa, dopadła mnie jakiś tydzień temu. Szczerze? Dawniej byłam pewna, że miałam zgagę. Ale po teraźniejszych doznaniach jestem pewna! to nie była zgaga. ;p Moje gardło woła o litość i zrozumienie!
To pieczenie, ten ogień w przełyku nie daje mi żyć. Podobno wróży to dużo włosków na głowie dziecka. Swoją drogą... widziałyście/widzieliście kiedyś łysego Mulatka-niemowlaka? Ja chyba nie, zawsze mają pełno kędziorków na główce, więc może coś jest na rzeczy? Hmmm?
Przesortowałam wiele stron odnośnie zgagi i mam zamiar wypróbować wszystkie podane domowe sposoby z radzeniem sobie z tą "przyjaciółką ciążową".

http://www.zdrowiutko.info/zgaga-%E2%80%93-palacy-problem/

Może komuś się przydadzą, a więc w skrócie je przytoczę :)

Dobre rady jeszcze nikomu nie zaszkodziły:
*dziel jedzenie na małe porcje,
*półgodzinna "sjesta" po posiłku! - niah niah, to może być nawet przyjemne :)
*kup sobie stołeczek - należy unikać nagłego schylania się, opuszczania głowy poniżej żołądka, sznurowania butów, zakładania butów, nagłych zmian pozycji itp,
*odczekaj chwilę, niech treść w żołądku się ułoży,
*nie leż płasko na wznak, głowę miej powyżej żołądka, najlepiej pod materac włożyć kilka koców, tak by unieść górną część ciała powyżej linii brzucha,
*sypiaj na lewym boku z głową uniesioną o ok. 15 cm,
*nie jedz przed snem - najlepiej ostatni posiłek zjeść min. 4h przed snem,
*najważniejsze - odpowiednia dieta (unikamy cebuli, pomidorów, kwaśnych soków, owoców, warzyw, rezygnujemy z napoi gazowanych, mięty, ostrych przypraw, soli)
*dobrze przeżywaj jedzenie, jedz powoli, bezstresowo, w pozycji wyprostowanej,

Domowe sposoby na zgagę:
Mleko i jego przetwory
Wystarczy wypić pół szklanki ciepłego mleka, by zgaga nieco złagodniała. Niestety nie jest to rozwiązanie, które można stosować często. Mleko ma w sobie sporo alergenów, które już w fazie płodowej mogą uczulać maluszka. Specjaliści zalecają zamiast tego wypijać naturalny jogurt lub kefir. Zminimalizujemy w ten sposób zagrożenie ewentualnych późniejszych alergii.

Migdały
Zawierają magnez i wapń. Są szczególnie polecane w ciąży. Możesz je stosować gdy dopadnie cię głód lub gdy nie możesz jeść słodyczy. Świetnie usprawniają system trawienny. Pomagają także w atakach zgagi. Przyszła mama powinna mieć zawsze ich garstkę przy sobie. Warto zjadać po kilka migdałów po każdym posiłku. Działają zarówno zapobiegawczo w przypadku zgagi w ciąży jak i interwencyjnie, gdy już piecze. Migdały w ciąży są idealną przegryzką, dlatego warto je mieć „poupychane” po kieszeniach,

Siemię lniane
To produkt, który właściwie jest dobry na wszystko. Szczególnie polecany przy palącej zgadze. Wystarczy 2-4 łyżeczki mielonego siemienia lnianego zalać gorącą wodą i odczekać aż ostygnie. Zawiesinę pić, gdy pojawi się piekący ból w przełyku. Dobrze jest pić siemię także profilaktycznie po każdym posiłku. Pomaga ono w trawieniu ciężkich lub kwaśnych posiłków, wzmacnia nabłonek żołądka i przełyku, ochrania delikatne i podrażnione miejsca przed atakiem kwasów żołądkowych.
    "Ciąża to bardzo szczególny okres dla kobiety. Warto o siebie odpowiednio zadbać, by tak nieprzyjemne uczucie jak zgaga nie zawładnęło naszym ciałem i nie zepsuło nam wyjątkowości tego czasu."

    Jak do tej pory, osobiście wypróbowałam sposób z mlekiem i z wodą mineralną...
    Niestety żaden na dłużej mi nie pomógł, ale obiecuję wypróbować na sobie inne sposoby i dam znać z jakim skutkiem. A tymczasem żegnam się "piekielnie gorąco" }:->

    ***
    Z Synkiem wróciliśmy od Tatusia. :)
    Jaka szkoda, że ten czas tak szybko Nam zleciał, ledwo dostaliśmy buziaka na powitanie, a już brzuszek musiał zostać wycałowany na do widzenia :(
    Musieliśmy wrócić bo jutro idziemy do pracy w komisji wyborczej.
    I pomyśleć, że są to już drugie, a nawet trzecie wybory Bobusia, przy których będzie mi towarzyszył. :)
    Co prawda, podczas wyborów prezydenckich nie miałam nawet pojęcia, że nie jestem sama,
    nie zmienia to jednak faktu, że mój Synek szybko "wkręcił się" w świat polityki. :)

    Życzcie Nam szybkiego i sprawnego liczenia, bo nie zapowiada się łatwa noc ;)

    www.dzidziol.pl/

    A Tatusiowi dziękujemy za przepyszne Ugali :))))))
    Żegnamy się słodkimi Czekoladowymi Buziakami :*
    aaaa... i chwalimy się jeszcze, że jutro zaczynamy 26tc! :P
    Więcej w kolejnych notkach, między innymi o traktowaniu kobiet ciężarnych w pracy (komisji wyborczej :P)

    ***

    czwartek, 18 listopada 2010

    czy nie widział ktoś sisiorka?

    O jaaaa... nie wierzę! Ależ wielka niespodzianka!
    Już, już piszę o co chodzi, otóż moja znajoma (znamy się z forum o związkach z Obcokrajowcami) jest w ciąży, w sumie nie ma w tym nic dziwnego, jest w niej dłużej ode mnie o kilka tygodni, od kilku też tygodni planujemy wspólny wypad z wózeczkami do parku po urodzeniu naszych Skarbów... mój Synek i kolega z Egiptu...taka mała męska międzynarodowa przyjaźń ;))) a tu proszę! Co się okazało? SYNEK mojej kochanej Moni "zamienił się" nagle w CÓRECZKĘ! no waaaaay?! Jak to? W 20 tc potwierdzono chłopca, potem 1,5 miesiąca później egipska lekarka też widziała sisiorka, a tu nagle w 33 tyg taka zmiana! To ja się pytam: Co oni tam widzieli pomiędzy tymi nóżkami hehehehehehe :))))))))))))))) Przyznawać się! Kto ukradł sisiorka? no ktooooo? :))))))
    Czy to oznacza, że istnieje możliwość, że i mój Malutki Czekoladowy Książę jest Malutką Czekoladową Księżniczką?? aaaaaaaaaaaa... hehe Bobek! Nie rób mi takich psikusów, ok?? (haha Synek mnie właśnie kopnął, więc traktuję to jako zgodę ;p;p) Swoją drogą szykuj się, będziesz miał KOLEŻANKĘ pół Egipcjankę - pół Polkę hehehe :) Będzie o kogo walczyć ;p Ostatnio miałeś okazję poznać śliczną pół Tanzankę - pół Polkę, a wkrótce poznasz córeczkę Moni :) Popatrz ile Ci się potencjalnych żon szykuje :D:D:D Szczęściarzu :)))
    Ależ surprise! :)))))) Ciekawe jakie imię teraz wymyśli moja zaskoczona Monia :D hehehe, ale jojeczka. No nic to, nie pozostaje Nam nic innego jak tylko pogratulować córeczki :))))))) Ważne, że jest zdrowa i silna :))))))))))))

    http://dzidzus.blox.pl/
     
    mały czekoladowy słowniczek:
    - hakuna matata - nie ma problemu
    - mimi nakupenda sana wewe (czyt. mimi nakupenda sana łełe) - ja kocham Cię bardzo (kocham Cię bardzo)

    ***

    wielki głodzimierz opanował miasto!

    Jeju! Ależ jestem głodna! Non stop mogłabym coś jeść! Przeraża mnie to, nie nadążam z otwieraniem lodówki Oo. O co choooodzi? Jeszcze do niedawna ten problem był mi obcy, nie mogłam patrzeć na jedzenie, a na słodkie to już w ogóle.
    Hmmm może przeanalizujmy - moja dotychczasowa ciąża składała się z takich etapów:
    1. do ok 17 tc miałam wilczy apetyt, nie mogłam się opanować z jedzeniem (czyli jednak ten problem nie jest mi obcy hehe ;p),
    2. po 17 tc, gdzieś tak do 22 tc musiałam wmuszać w siebie jedzenie,
    3. no i teraz jak widać przyszedł etap trzeci, który jest powtórką z etapu pierwszego,
    Aaaaaaa... nie! nie! nie! Ja nie chcę! Niech ktoś weźmie ode mnie ten wielki, ssący głóóóóóóóóóóóód (czyżby to był Syn ;p)



    Jeść, jeść, jeść, jeeeeść!

    Ależ marzę w tym momencie o Ugali* mojego Ukochanego A.


    A tak baj de łej- kocham tą reklamę :) 



    Hehehe rozwaliły mnie te "instrukcje obsługi dziecka"


    To tylko kilka przykładów - więcej na stronie:
    Instrukcja-obslugi-dziecka

    hihihi - mykamy z Bobkiem na rowerek stacjonarny :)

    * Ugali -danie bardzo popularne w Afryce ( w szczególności w Tanzanii, Kenii, Zambii itp.), spożywane praktycznie codziennie, zarówno w szkołach na stołówkach, jak i w domach. 
     Jest to swego rodzaju kasza manna, którą gotuje się z dodatkiem mleka aż do powstania takiej "kupki" ;p, 
    od tej twardej kupki odrywa się mały kawałek, formułuje się kulkę, w której robi się dziurkę palcem (powstaje taka niby łyżeczka hehe) ;p i nabiera się tym sos i rybę/kurczaka/fasolę... 
    [patrz foto poniżej :)]
    Jako, że je się to rękami to ja zawsze jestem umorusana zaczynając od dłoni, a kończąc na łokciu hehehe ;p
    Mój A. zawsze się ze mnie śmieje, że jak pojadę z nim do Tanzanii to wszyscy zamiast jeść to będą się ze mnie śmiać :))))))))))))
    No co... w końcu jestem Mzungu :) c'nie? 
    Za to mój Synek będzie ekspertem w jedzeniu Ugali :D 
    Już ja o to zadbam :*
    Aaaaa... nie pisze dalej bo aż mi w brzuchu zaburczało! 
    Tego się nie da opisać, UGALI trzeba po prostu spróbować! 
    Love it!!!! 
    Na dodatek kojarzy mi się z najpiękniejszym dniem w moim życiu - z naszymi zaręczynami :))))


    ***
    Wow - nie wierzę! Eva Longoria i Tony Parker się rozwodzą...
    A byłam pewna, że to plotka, szkoda mi jej :(
    Przecież jeszcze miesiąc temu tak ciepło się o nim wypowiadała, planowała powiększyć rodzinę...
    a teraz?
    Jak można zdradzić taką kobietę???????? 
    ale trzeba jej przyznać, ma klasę, nawet po tym co jej zrobił potrafiła miło napisać o jego osobie:
    "It is with great sadness that after 7 years together, Tony and I have decided to divorce. We love each other deeply and pray for each other’s happiness."

     
    ***

    jak sobie rosłem... czyli przegląd fotek brzuszka :)


    taki mały przegląd brzuszka z rana nikomu jeszcze nie zaszkodził :)
    aktualna fotka brzuszka wkrótce xD
    a my z Pralinką wracamy do nauki suahili :))))))
    Tatuś pożyczył nam książkę, więc możemy się podszkolić troszkę :*
    wieczorem możecie spodziewać się kilku nowych słówek w Małym Czekoladowym Słowniczku :D

    *** 

    środa, 17 listopada 2010

    Bobek tancerz?

    Inaczej się tego nie da nazwać. Mój Synek daje mi nieźle popalić. Zaczynając od minionej nocy, a kończąc (o rany, ja napisałam kończąc? Nie, nie... i w głowie nagle rozbrzmiewa mi muzyczka z Szymon Majewski Show "końca nie widać... końca nie widać, nie widać, nie widać, nie widać..."). Wczoraj nawet "oberwała" Babcia Czekoladki (czyt. moja Mamusia :P) hehe, ale jej to nie przeszkadzało, zaczęła nawet "podpuszczać" wnuka stukając mi w brzuszek i wołając: "no dawaj Bobek, kop, no dawaj", na szczęście Synek trzymał sztamę ze Mną :D niah niah :D i chwilowo się uspokoił :))) Zauważyłam, że najbardziej uaktywnia się, gdy rozmawiam z Tatusiem przez telefon albo leżę koło niego... ale gdy już ręka Dużej Czekoladki spocznie na moim brzuszku to Mała Czekoladka od razu udaje, że wcale nie kopała... Sprytny jest, co nie? Ciekawe po kim :P
    Co dziwne... pierwszy z pierwszych kopniaczków należał się Tatusiowi... hmmm... ;>

    Kopniaki są na tyle silne, że potrafią nawet mnie obudzić w nocy. Wiem, że mój Synek nie lubi jak śpię na prawym boku, dlatego "idę mu na rękę" i z trudem przerzucam swoje "ciałko" na lewy bok, ale tej nocy nawet to nie zadziałało. Synek dalej w najlepsze harcował w moim brzuszku, nie wiem czy miał jakieś dodatkowe zajęcia z gimnastyki czy może próbował nadrobić moje zaległości z tańców towarzyskich? Czyżby tak bardzo spodobał mu się walc wiedeński, że postanowił jeszcze troszkę powirować w moim brzuszku? Hmmm.. nie wiem, nie wiem, ale zaczyna mnie to troszkę zastanawiać ;p Tym bardziej, że moje żebra zaczynają dziwnie boleć po takich nocnych wygibasach Bąbla ;p

    http://www.celebrity-gossip.net/

    Czasami (pisząc szczerze) staram się ignorować te kopniaczki, w końcu jakby na to nie patrzeć Synek ma korzenie afrykańskie - taniec i wewnętrzną  energię ma we krwi, jak to mówi mój Lekarz... Ale dzisiejsze wygibasy dały mi do myślenia. Jak mam interpretować to boksowanko? Czy mojemu Synkowi na pewno jest tam dobrze? A może przez te kuksańce chce mi coś przekazać, zakomunikować?
    Kolejna dawka kopniaków rozpoczęła się ok. godziny 6:30 - braliśmy z Bobciem prysznic, leciutko masowałam brzuszek rękawicą do kąpieli, co bardzo bawiło moją Malutką Czekoladkę ;p Zaczęła się wzajemna wymiana stuków i puków... Delikatnie pukałam w jedno miejsce brzuszka, oczywiście Syn nie pozostawał mi dłużny :) I tak praktycznie cały dzień - cała droga w busie na uczelnię, podczas zajęć, na kolokwium (czyżby podpowiadał mi alfabetem Morse'a? Hehehe może lepiej poświęcić kilka godzin na naukę tego kodu :D:D?), potem na informatyce i z powrotem w busie...
    Po tak intensywnym dniu mojego Syna mniemam, że teraz prześpi całą noc spokojny jak Aniołek :)

    http://www.komunikacja.biegun.eu/

    ps. a tak swoją drogą nie ma nic piękniejszego niż te nasze prywatne brzuszkowe rozmowy.  
    Kocham Cię Aniołku :)))))))))))))))))))) (hehe a może powinnam napisać Diabełku :))))) ?)

    Ooo i znowu kopie, jeszcze się nie zmęczył? Smyk jeden :) 

    ***